Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Gozdzik z miasteczka Głowno. Mam przejechane 22753.83 kilometrów w tym 5445.87 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.02 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 91305 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Gozdzik.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczki i wyprawy

Dystans całkowity:9447.98 km (w terenie 2390.50 km; 25.30%)
Czas w ruchu:508:17
Średnia prędkość:18.59 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:40828 m
Liczba aktywności:110
Średnio na aktywność:85.89 km i 4h 37m
Więcej statystyk
  • DST 125.70km
  • Teren 4.60km
  • Czas 06:01
  • VAVG 20.89km/h
  • VMAX 40.80km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 368m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Koszelówki

Czwartek, 30 sierpnia 2018 · dodano: 31.08.2018 | Komentarze 3

Dzisiejsza wycieczka to podróż w przeszłość. Podróż do lat młodości. Podróż do lat kiedy wszystko było takie łatwe i proste. Wystarczyło chodzić do szkoły, słuchać rodziców i właściwie to wszystko. Do lat kiedy nie było Internetu, GPS, telefonów komórkowych. Do lat kiedy wakacje trwały ponad dwa miesiące a nie dwa tygodnie, a za cały wakacyjny standard wystarczył namiot, plecak i kilka konserw mielonki turystycznej i paprykarzu szczecińskiego. Do lat kiedy „daj łyka” czy „daj gryza” nie niosło za sobą miliona niebezpieczeństw. Powrót do miejscowości od której jako chyba 16 lub 17-latek rozpocząłem samodzielne wjazdy pod namiot. Oczywiście wcześniej były kolonie potem obozy PCK (pamięta ktoś takie obozy?? ktoś był na takim?? Nauka od rana do południa pierwszej pomocy a potem obozowe cudowne życie ????), ale to nie było to. Wyjazd pod namiot w gronie przyjaciół. Samodzielna podróż autobusem PKS lub pociągiem, znalezienie na miejscu kwatery czy też dobre rozbicie namiotu. TO BYŁO TOOOOOO. Bo oznaczało to, że rodzice mają do ciebie zaufanie i traktują cię jako poważnego, dorosłego człowieka. Dla mnie jako 16 -17-latak było to ważne.
Ojjj łezka na plaży się dziś zakręciła. I o dziwo bardzo dokładnie pamiętam jak tam było wówczas. Pole namiotowe u sołtysa, jakaś jadłodajnia do której chyba sanepid to nie zaglądał, ale było pyszne jedzonko, molo – no dziś zupełnie inne niż wówczas. Te wszystkie pogaduchy, ogniska, nowi poznani ludzie płyci różnej hihihi. Kolacje, śniadania i beztroskie leżenie na plaży przez cały dzień – bo co innego było do robienia.
Dziś to miejsce wygląda zupełnie inaczej niż wtedy. Dziś to wygląda bardzo komercyjnie, wtedy to była cudowna dziura spokoju i dla mnie pierwszej wolności. Nawet udało mi się odszukać drogę przez las, którą z Gąbina należało dojść w jedną czy w drugą stronę, aby dojść do Koszelówki.
No i można powiedzieć że koło się zamknęło. Wówczas, na starcie w dorosłe życie to wyprawa życia. Dziś gdzie życie raczej już ku końcowi leci to kilkugodzinna wycieczka rowerowa.
Dobrze ten temat mam rozliczony.
Teraz marzy mi się wycieczka do Wapnicy. Tam jako dzieciak spędzałem obowiązkowo każde wakacje ponieważ tam znajdował się ośrodek wypoczynkowy zakładów pracy mojego taty. Czyli obowiązkowa wizyta chyba każdego pracownika WZM – 3 Głowno. I również pamiętam że dla mnie szczyla z podstawówki było tam kosmicznie cudownie. Muszę tam pojechać.
Trasa: Głowno – Zgoda – Walewice – Sobota – Bąków Dolny – Bąków Górny – Wiskienice Górne – Wiskienice Dolne – Zalesie – Złaków Borowy – Długie – Stępów – Luszyn – Podczachy – Anatolin – Lwówek – Lipińskie – Gąbin Koszelówka – Gąbin – Nowy Kamień – Lipińskie – i dalej dokładnie tak jak trasa w tamtą stronę.
Foto:
Luszyn - Pałac
Luszyn - Pałac © GOZDZIK
Ojjjjj łezka się zakręciła
Ojjjjj łezka się zakręciła © GOZDZIK
Jezioro Zdworskie w Koszelówce
Jezioro Zdworskie w Koszelówce © GOZDZIK
Koszelówka - Jezioro Zdworskie
Koszelówka - Jezioro Zdworskie © GOZDZIK
Leśna droga z Gąbina do Koszelówki
Leśna droga z Gąbina do Koszelówki © GOZDZIK




  • DST 157.00km
  • Teren 14.00km
  • Czas 07:32
  • VAVG 20.84km/h
  • VMAX 40.90km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 601m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mały "Rajd Kolarski Dookoła Ziemi Łódzkiej" odznaka PTTK cz. 7 i ostatnia

Czwartek, 23 sierpnia 2018 · dodano: 27.08.2018 | Komentarze 5

A podtytuł to tej wycueczki to:
Kryzys, Kryzys Kryzys….
Całkowity mój kryzys. Kryzys wszystkiego: przede wszystkim sił które mnie opuściły na 50 km przed domem, ochoty, egzystencjonalny, wieku, trasy… nie wiem jeszcze czego ale totalnie wszystkiego……
Od samego rana jakoś nie czułem frajdy z tego, że spędzę na rowerze fajny długi dzień w cudownym towarzystwie Andrzeja, podczas fajnej wycieczki i do tego w końcu tym odcinkiem zakończę objazd trasy zamykającej pętlę niezbędną do zdobycia małej odznaki PTTK Dookoła Ziemi Łódzkiej. No i czy to nie jest kryzys egzystencjonalno-życiowo-sportowy ????????????? No jest jak z bicza strzelił.
A do tego wszystkiego aparat fotograficzny zabierany na wycieczki popsuł się więc zdjęcia musiałem robić telefonem, którego zapomniałem dobrze naładować i biedny służył jako aparat foto, nawigacja i oczywiście telefon. A to wszystko spowodował, że ostatnie 50 kilometrów jechał na 10 % baterii. Więc go nie używałem za bardzo. A w domu okazało się że nawigacja GPS jaką używam do zapisywania śladów nie zapisała sobie około 20 km początku wycieczki i 5 km końca wycieczki mimo iż na karcie pamięcią jeszcze wolne miejsce było. No i tu następny kryzys się pojawia czyli kryzys sprzętowy.
Nie wiem jak opisać inaczej tą wycieczką. Naprawdę wszystko co powyżej zostało powiedziane sprawiło że chyba nic ciekawego nie widziałem.
Oczywiście odwiedziliśmy muzeum w Bełchatowie, zamek w Piotrkowie, park przy pałacu w Ujeździe, ale no cóż pop prostu odwiedziliśmy i tyle.
Dobrze nie będę się chyba bardziej pastwił nad sobą i nad tą wycieczką. Trudno taka była i taką trzeba ją przyjąć.
Natomiast muszę bardzo, bardzo mocno podziękować Andrzejowi, który naprawdę wspierał mnie na tych ostatnich kilometrach, bo gdyby nie on to już za Koluszkami zadzwonił bym po męża siostry aby wyjechał po mnie na trasę i gdzieś z jakiegoś rowu zebrał padlinę nie zapominając o rowerze. A tak to jadąc za Andrzejem wiedziałem że muszę dać radę, że trzeba jechać nie wolno się poddawać. Andrzej nadawał fajne tempo nie za wolne i nie za szybkie. Takie abym go widział i cały czas się starał nie tracić go z oczu tylko troszkę go gonił. Gdyby dostosował się do mojego tempa i jechał przy mnie to chyba jeszcze byśmy jechali. Andrzeju dzięki Ci bardzo.
Dobra było i mam nadzieję ze się skończyło. Jeszcze do wczoraj nawet nie chciało mi się siadać i opisywać tej wycieczki, a już o kolejnej wycieczce nie chciałem nawet słyszeć ( a urlopik jest) Dziś już jakiś opis się pojawił i do tego mały plan na wycieczkę w czwartek hihihi.
Trasa :Łask – Brodnia Dolna i Górna – Buczek – Ignaców – Zelów – Parzno – Domiechowice – Bełchatów – Dobiecin – Mąkolice – Piekarki – Rokszyce II – Piotrków Trybunalski – Polichno – Wolbórz – Ujazd – Wykno – Mikołajew – Stary Redzeń – Katarzynów – Koluszki – Brzeziny – Kołacin – Nagawki – Głowno.

Foto (mało bo bateria umierała) :
Niedostępny pałac - Brodnia Dolna
Niedostępny pałac - Brodnia Dolna © GOZDZIK
W zelowie - tak aby było wiadomo że byłem
W Zelowie - tak aby było wiadomo że byłem © GOZDZIK
Muzeum Regionalne w Bełchatowie
Muzeum Regionalne w Bełchatowie © GOZDZIK
Zamek w Piotrkowie Trybunalskim i muzeum
Zamek w Piotrkowie Trybunalskim i muzeum © GOZDZIK
Pałac w Wolborzu
Pałac w Wolborzu © GOZDZIK




  • DST 85.70km
  • Teren 44.00km
  • Czas 05:01
  • VAVG 17.08km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 534m
  • Sprzęt GIANT TALON
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Załęczański Park Krajobrazowy

Niedziela, 12 sierpnia 2018 · dodano: 13.08.2018 | Komentarze 4

Kolejny punkt planu rowerowego na 2018 rok udało się zrealizować. Wizyta w Załęczański Parku Krajobrazowym odbyła się dzięki moim przyjaciołom z Częstochowy Darii i Rafała. Bo choć tak jak wspomniałem na początku planowałem tu być to jakoś cały czas wyjazd ten odkładałem na potem. A teraz zostałem przyparty do muru sms, który właściwie informował o tym ze wycieczka taka jest zaplanowana na dzień 12.08. Zbiórka w Działoszynie o 9.00 i koniec tematu. A nie przepraszam miałem jeszcze możliwość dodania do i tak już pewnie długiej listy atrakcji i ciekawych miejsc, swoje miejsca, które bym chciał zobaczyć i odwiedzić. Oczywiście nie było takiej potrzeby, bo wycieczki organizowane przez Skowronków właściwie obejmują wszelkie atrakcje na danej wycieczce, a że nie byłem tu nigdy wiec wszystko będzie ciekawe. Do wyjazdu udało mi się namówić również Andrzeja i Dominika, którego zabrałem z Łodzi, a z Andrzejem spotkaliśmy się na MOP-e autostrady A1. Chwilka na pogaduchy i ruszamy na miejsce zbiórki. Tym razem nie byliśmy pierwsi. Wyprzedziła nas Piotrek, a chwilkę po nas dotarli Ciuran, Daria i dwa Rafały.
Rozkładanie, a właściwie składnie rowerów, zakładanie ubrania rowerowego oraz kompletowanie sprzętu fotograficznego i telekomunikacyjnego zajęło nam chwilkę. Wszyscy bardzo już chcieliśmy ruszać na trasę, dlatego sprawnie to wszystko poszło. Co prawda niepokoiły mnie ostrzeżenia Rafała, który już od jakiegoś czasu je wysyłał, a dotyczyły dużej ilości piachu. Przyjemność ze wspólnego spędzenia czasu z fajną ekipą, na wycieczce rowerowej w całkowicie nieznanym mi ternie ostrzeżenia te przyćmiły i odstawiły na tor boczny. Przecież piach to nie rzeka. Jak się nie przejedzie to się przepchnie i już. Wiodącym szklakiem, którym podróżowaliśmy był czerwony szlak Jury Wieluńskiej, ale i nie omieszkaliśmy pojechać i czarnym szlakiem Kurhanów Książęcych i niebieskim Rezerwatów Przyrody Załęczańskiego PK i Konnym Łódzkim oraz innymi ścieżkami i duktami leśnymi. I właśnie na jednej z takich leśnych dróg spotkała nas wielka niespodzianka. Nikt by się jej nie spodziewał w lesie gdzie nie było żadnego parkingu, zajazdu miejsca postojowego. Po prostu leśna droga a na niej kilkanaście samochodów. Troszkę nas to zaskoczyło bo właściwie zastawiali wjazd na szlak i nie za bardzo mogliśmy się na niego dostać. Ale po chwili zostało im to wszystko wybaczone. Okazało się bowiem, że owe samochody to obsługa techniczna idącej pielgrzymki na Jasną Górę. Obsługa techniczna z wielką, polowa wojskową kuchnią ciągnięto przez samochód ciężarowy, a w niej przepyszny krupnik. Nie sposób było ominąć panią która właściwie siłą nas zaciągnęła do kotła i wydała zupę. Smakował jak nigdy. Nawet tym co to za zupami nie przepadają. Oczywiście nie obeszło się bez dolewki. Naprawdę super niespodzianka w samym środku lasu.
A z pozostałych atrakcji to byliśmy przy Źródełku Objawienia i Floriana, odwiedziliśmy Kurhany Książęce oraz Rezerwa Węże i znajdujące się tam jaskinie, popatrzyliśmy na Górę Św. Genowefy i Żabi Staw oraz oczywiście gdzie tylko się dało na pięknie meandrującą Warte.
Wycieczka oczywiście bardzo udana, choć powiem szczerze że na razie wyleczyłem się z wycieczek terenowych i musze pojeździć troszkę po asfaltach. Dziękuję bardzo wszystkim za miła niedzielę, Skowronkom za organizację i zaproszenie i do miłego zobaczyska.

Trasa: Działoszyn – Kuźnica – Stara Wieś – Załęcze Wielkie – Dzietrzniki – Bieniec – Łaszew Rządowy – Przywóz – Kamion – Krzeczów – Kochlew – Broników – Niżankowice – Bobrowniki – Raciszyn – Zalesiaki – Działoszyn.

Foto:
Na czerwonym szlaku - Wapiennik
Na czerwonym szlaku - Wapiennik © GOZDZIK
Warta i czerwony szlak
Warta i czerwony szlak © GOZDZIK
Źródełko Objawienia
Źródełko Objawienia © GOZDZIK
Przy Źródełku
Przy Źródełku © GOZDZIK
Kurhany Książęce
Kurhany Książęce © GOZDZIK
Tablica przy kurhanach
Tablica przy kurhanach © GOZDZIK
Źródełko Floriana
Źródełko Floriana © GOZDZIK
Leśna zupa niespodzianka
Leśna zupa niespodzianka © GOZDZIK
Góra Św. Genowefy
Góra Św. Genowefy © GOZDZIK
Tablica
Tablica © GOZDZIK
Gdzieś na szlaku w Załęczańskim PK
Gdzieś na szlaku w Załęczańskim PK © GOZDZIK
I obowiazkowa Warta
I obowiązkowa Warta © GOZDZIK





  • DST 93.80km
  • Teren 39.00km
  • Czas 05:04
  • VAVG 18.51km/h
  • VMAX 35.30km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Podjazdy 178m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja przygoda z Green Velo dzień 3

Niedziela, 29 lipca 2018 · dodano: 06.08.2018 | Komentarze 5

Dzień trzeci to już ostatni etap naszej mini wyprawy. I jak to w takich dniach bywa trochę mi smutno, że kończy się nasz trzydniowy rajd szlakiem Green Velo. Co prawda mamy jeszcze przed sobą ostatnią noc na pogaduchy, opowiadania i żarciki. Pociąg w drogę powrotna do domu rusza rano, wiec zamiast czatować na stacji to zamówiliśmy sobie kwaterkę aby wygodnie się wyspać.
Ale zanim leżakowanie to jakoś musieliśmy dotrzeć do Suwałk.
A zrobiliśmy to tak.
W Augustowie po śniadanku ruszyliśmy do muzeum Kanału Augustowskiego. Jednak z powodu zapowiadających na dziś dużych burz i dość długiej naszej dzisiejszej trasy nie mieliśmy zbytnio czasu na zwiedzanie samego muzeum. Zatrzymaliśmy się tylko na obiekcie kilka fotek i ruszamy.
Nasz kierunek to nie bezpośrednio Suwałki najkrótsza drogą tylko tak jak prowadzi nasz bohater, czyli szlak Green Velo. A prowadzi on malowniczymi drogami tuż przy Kanale Augustowskim, gdzie w miejscowości Płaska zobaczyliśmy na własne oczy jak taka przeprawa przez śluzę się odbywa. No niestety trochę czasu nam to zabrało, ale było warto.
Żar z nieba lał się okrutny. Nawet mnie kochającemu ciepełko troszeczkę dokuczał, ale tylko odrobinkę.
Tak w znakomitych nastrojach ścieżka rowerowa przy drodze 672 dotarliśmy do Mikoszówki i obraliśmy w końcu kierunek Suwałki. A dokładniej na Wigierski Park Narodowy i były klasztor Kamedułów położony na wzgórzu nad Wigrami. Po drodze nie mogliśmy sobie jednak odmówić kąpieli w Czarnej Hańczy, no może ciężko to nazwać kąpielą, ale schodziliśmy się znakomicie w wodach tej pięknej rzeki, a kilkadziesiąt metrów dalej w jakże uroczym sklepiku uzupełniliśmy wypocone cenne minerały, a szczególności chmiel hihihihi.
Pora robiła się dość późna, a właściwie to bardziej obiadowa niż późna, w koło nas zaczęły gromadzić się chmury burzowe, nawet słychać już było grzmoty. To czym prędzej musieliśmy znaleźć jakieś fajne miejsce na odpoczynek, przeczekanie burzy jeśli przyjdzie (przyszła podczas obiadu) i oczywiście syty i dobry obiadek. Akie miejsce znaleźliśmy w miejscowości Maćkowa Ruda. Polecam pomidorowa i kurkowa rewelacyjne zupki a drugie dania jeszcze lepsze. Chociaż Andrzej twierdzi że wątróbkę robi lepszą – wiadomo gdzie na nią teraz będziemy jeździli hihihihihihi.
Po ulewnym deszczu ruszyliśmy w dalszą drogę.
Nagrzany asfalt szybko pozbył się nadmiaru wody i właściwie do klasztoru nic oprócz zachmurzonego nieba nie wskazywał na to, że przed chwila dość mocno padało.
Wizyta na wieży widokowej to właściwie ostatni punkt z listy atrakcji zaplanowany na dzień dzisiejszy. Teraz już tylko okrążenie jeziora i prosta ścieżka rowerowa wzdłuż drogi 653 do Suwałk gdzie czekała na nas przytulna kwatera z milutka kołderka. I jak to było w poprzednich dniach przyszedł czas na wieczorne rozmowy Polaków. Troszkę smutniejsze, troszkę bardziej refleksyjne, troszkę już bardziej wspominkowe bo to nasz pożegnalny wieczór. Jutro już będziemy w swoich domkach opowiadać bliskim jak to było na Szlaku GREEN VELO.
A było tak :

  1. Kwatery wszystkie bardzo dobre. Domki w Goniądzu rewelacja i super kwatera dla lubiących troszkę połowić ryb. Opłatę wnosi się u gospodarza i można wędkować w Biebrzy. Augustów i Suwałki miłe domki z przytulnym ogrodem.
  2. Trasa – bardzo zróżnicowana taka, jaka powinna być. Trochę szutru, trochę piachu, trochę asfaltu, trochę kostki i wspaniałe krajobrazy pól, lasów, łąk, jezior, rzek, bagien i rozlewisk. Oznaczona jak dla mnie wystarczająco. Wszytko było jasne i zrozumiałe. Może odrobinę więcej przydało by się oznaczeń kilometrów do najbliższej miejscowości. Tak, aby wiedzieć czy np. uda się dojechać przed burzą czy raczej poczekać i przeczekać tu gdzie się jest. Ale to drobiazg, bo zawsze można sprawdzić w dostępnych pomocach internetowych (tylko trzeba się zatrzymać) (tu dodam że jechałem na rowerze trekkingowym z oponami 1,75 na nawierzchnię mieszana – dawały rade spokojnie – może komuś się przyda ta informacja)
  3. Towarzystwo – no tu chyba nie muszę nic mówić … albo powiem … z Wami chłopaki to nawet na koniec świata ruszę rzeknijcie tylko słowo. Bardzo Wam dziękuję za te trzy dni i kilka godzin podróży dnia czwartego. Było wspaniale.
  4. Pogoda no i tu oczywiście będą na bak zdania podzielone, ponieważ dla mnie była bardzo dobra, wręcz idealna ciepło, słońce może ciut za duszno, parno, ale było pięknie, a dla Waldka i Andrzeja stanowczo za gorąco.
  5. Zdobyte nowe doświadczenia np. w pakowaniu sakwy – po co ci była potrzebna Goździku ta ciepła bluza skoro zapowiadali upały co ???? (pytanie retoryczne bardziej prawda….przecież Suwałki to Polski biegun zimna prawda.... )i nowe znajomości – Lena, Grzegorz i Mateusz fajnie było was poznać pogadać i pośmiać się na trasie.

Ot i tak kończy się moja pierwsza przygoda z GV.

PS
Ponieważ relację piszę kilka dni po powrocie, to mogę już powiedzieć, że trzy dni temu przyszedł sms od Waldka, który poinformował mnie, że ostatni weekend lipca 2019 będę spędzał ……………………….. no gdzie jak myślicie ??? ………….. no jasne, że na GREEN VELO. I już się nie mogę doczekać.

Trasa: Augustów – Studzieniczna – Płaska – Mikaszówka – Dworczysko – Okółek – Głęboki Bród -Gulbin – Ciemny Las – Wysoki Most – Maćkowa Ruda – Mikołajewo – czerwony Folwark – Wigry – Ryżówka – Leszczewek – Suwałki.

Foto:
Aukustów i wszystko jasne
Augustów i wszystko jasne © GOZDZIK

Widok na Kanał Augustowski w Augustowie
Widok na Kanał Augustowski w Augustowie © GOZDZIK

Studzieniczna - Pomnik
Studzieniczna - Pomnik © GOZDZIK

Napis na pomniku
Napis na pomniku © GOZDZIK

Taki szlak nam się przewijał w okolicy Augustowa
Taki szlak nam się przewijał w okolicy Augustowa © GOZDZIK

Płaska - Śluza lewa strona
Płaska - Śluza lewa strona © GOZDZIK

Płaska - Śluza prawa strona - widać różnicę poziomów
Płaska - Śluza prawa strona - widać różnicę poziomów © GOZDZIK

Ściezka rowerowa przy drodze 672
Ścieżka rowerowa przy drodze 672 © GOZDZIK

Czarna Hańcza
Czarna Hańcza © GOZDZIK

Uroczy sklepik
Uroczy sklepik © GOZDZIK

Na szlaku Green Velo
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK

Troszke padało - na obiadku
Troszkę padało - na obiadku © GOZDZIK

Klasztor pokamedulski
Klasztor pokamedulski © GOZDZIK

Widok z wieży zegarowej na Wigry
Widok z wieży zegarowej na Wigry © GOZDZIK

A tu klasztor z przeciwnej strony jeziora
A tu klasztor z przeciwnej strony jeziora © GOZDZIK

Na trasie Green Velo
Na trasie Green Velo © GOZDZIK

To jest już koniec - Suwałki
To jest już koniec - Suwałki © GOZDZIK





  • DST 76.50km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 19.37km/h
  • VMAX 33.90km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 234m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja przygoda z Green Velo dzień 2

Sobota, 28 lipca 2018 · dodano: 04.08.2018 | Komentarze 5

Dzień drugi przywitał nas zachmurzonym niebem, brakiem słoneczka, sporą wilgotnością i wycieczką do sklepu po śniadanko dla Mariuszka. Znaczy się wycieczkę miałem tylko ja, koledzy dosypiali sobie spokojnie i miło lub pomalutku zabierali się za jedzenia. No cóż jak ktoś głupi i wieczorem nie zrobił zakupów to tak ma. Ale za to mam 3 km więcej tego dnia zrobione hihihihi.
Na trasę wyruszyliśmy o godzinie 9.00 i przynajmniej teoretycznie powinno już być słonko . Niestety nie było. Niestety dla mnie bo ja jednak wole słonko. Andrzejowi i Waldkowi pogoda bardzo pasowała.
Na początek punkt widokowy w Goniądzu, a potem już na trasę Green Velo do Augustowa. Plan na dziś zakładał znacznie miej kilometrów do przejechania, ale za to chcieliśmy troszkę po Augustowie połazić po jego centrum. I nawet był cel tego chodzenia, bo zostaliśmy zaproszenie przez Lenę i Grzegorza na wspólny obiad, ale w połowie drogi zorientowaliśmy się, że od naszej kwatery to jest za daleko jak dla nas na dziś. Przepraszamy Was za to mocno.
Oj troszkę wyprzedziłem fakty i zaraz po ruszeniu opisałem koniec dnia, a przecież na trasie działo się wiele fajnych rzeczy.
To wracamy na trasę.
Tak jak na wstępie na razie ze słońcem nic się nie zmieniło – nie było go.
Ale już podczas pierwszej przerwy w Dolistowie Nowym chmurki zaczynały chyżo znikać z nieba i zanim wjechaliśmy na najbardziej atrakcyjny odcinek drogi podczas dzisiejszej trasy słonko już mocno dopiekało. A ten cudowny odcinek trasy to doga wzdłuż Biebrzy właściwie tuz przy Biebrzy na skraju Biebrzańskiego PN z Dolistowa Starego do prawie że samych Mogielnic. Naprawdę kolejny cudowny widok na bezmiar przyrody, łąk, rozlewisk, bagien i samej meandrującej rzeki Biebrzy, na której co jakiś czas spotykaliśmy turystów nią płynących na różnych „pojazdach” wodnych. Niezapomniane wrażenie to wszystko robi. Cisza spokój i co jakiś czas pozdrawiający się, a to rowerzyści rowerzystów, a to wodniacy rowerzystów i tylko, co jakiś czas a sielankę psuł przejeżdżający samochód. Ale że to drogo piaszczysto – szutrowa z dołkami gdzie nie gdzie to wolniutko jeździli, więc nie było źle.
I w takich to pięknych warunkach przyrodniczo – krajobrazowych dotarliśmy do miejscowości Białobrzegi, gdzie skwar lejący się z nieba zmusił nas do uzupełnienia zapasów płynów w najbliższym napotkanym sklepie. Gdy tak właśnie sobie siedzieliśmy i chłodziliśmy się, jedynym słusznym w takich okolicznościach trunkiem z domieszką chmielu, podjechał do źródełka najpierw Mateusz, a za chwilkę Lena i Grzegorz. Oczywiście wszyscy bardzo się ucieszyliśmy, że ponownie się widzimy i od razu zaczęliśmy od dzielenia się wrażeniami z dnia wczorajszego, noclegu i dzisiejszego odcinka. Gadamy, śmiejemy się popijamy zupkę chmielowa co by w gardle nie zaschło było fajnie. Mnie trudno usiedzieć w takich chwilach wiec sobie łażę tu i tam . Podziwiam rowery, sakwy, bagaże, osprzęt ….. ojjj chwilka …. a co to jakiś obcy rower ktoś nam podrzucił z miejscowych. Taki bez przerzutki przedniej, bez przerzutki tylnej, bez hamulca tylnego z kierownica co ma chyba 30-40 cm do tego tak rzucony bez ładu i składu. Podnoszę chce odstawić na bok, co by się pod nogami tu obcy nie kręcił a tu nagle słyszę głos Leny
- ale to mój ci on, mój….

I taka cisza zapadła.
A za chwilkę

- Lena ty z Białegostoku do Suwałk jedziesz na takim rowerku ?????
- Tak . No co nazwa jest ważna to Mustang jest przecież

No tak ma racje dziewczyna to przecież samo jedzie .
I sam już nie wiem, co powiedzieć …. Ale szacun i tyle, bo ja bym nie miał odwagi i myślę, że nie jeden z nas by tez tego nie zrobił aby się wybrać na takim egzemplarzu i to jeszcze z bagażem na plecach, a nie w sakwach. Jesteś wielka.
Po ochłonięciu z wrażeń dostarczonych nam przez rower Leny, oraz zaspokojeniu pragnienia ruszamy grupkami dalej w kierunku Augustowa, ale objeżdżając jezioro Sajno i Sajenek, a następnie, aby było ciekawiej i piękniej ruszamy na miejscowość Studzieniczna, aby z niej tuż przy jeziorze Białym Augustowskim dotrzeć do samego Augustowa. Po drodze jeszcze kilkakrotnie spotykaliśmy i Lenę i Grzegorza i Mateusza i za każdym razem bardzo fajnie się gadało i śmiało. Jednak każde z nas miało w innej części Augustowa i pobliżu Augustowa soje kwatery, więc tuż przed nim rozstaliśmy się z nadzieja, że się może spotkamy na wspólnym obiedzie. Niestety nasza kwaterka była co prawda w Augustowie ale jednak dość daleko od centrum i dlatego gdy szliśmy na ten umówiony obiad energii nam brakło na Kanale Augustowskim i zakotwiczyliśmy tuż przy nim. Oczywiście powiadomiliśmy naszych znajomych.
No i co tu na koniec powiedzieć?
Powtórzyć się ze było fajnie, cudownie, wesoło…. No tak powtórzę się .
Dodam może jeszcze tylko to, że wieczorne rozmowy z moimi przyjaciółmi Waldkiem i Andrzejem maja swój niesamowity klimat, urok i bardzo mnie uspakajają i wyciszają hihihihihi

Trasa: Goniądz – Dawidowizna – Wroceń – Dolistowo Nowe – Dolistowo Stare – Jasionowo Dębowskie – Mogilnice – Wrotki – Sosnowo – Bór – Białobrzegi – Studzieniczna – Augustów.
 
Foto :
Goniądz widok z punktu widokowego
Goniądz widok z punktu widokowego © GOZDZIK
Punkt widokowy Goniądz
Punkt widokowy Goniądz © GOZDZIK
Zaczynamy najpięknieszy odcinek dzisiejszej trasy
Zaczynamy najpiękniejszy odcinek dzisiejszej trasy © GOZDZIK
Biebrza tuż przy szlaku
Biebrza tuż przy szlaku © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Na trasie Green Velo tuż przy Biebrzy
Na trasie Green Velo tuż przy Biebrzy © GOZDZIK
Nasza wesoła ekipa od lewej Goździk, Lena, Waldek, Grzegorz i za nim Mateusz, Andrzej
Nasza wesoła ekipa od lewej Goździk, Lena, Waldek, Grzegorz i za nim Mateusz, Andrzej © GOZDZIK
Kanał Augustowski - tablica informacyjna
Kanał Augustowski - tablica informacyjna © GOZDZIK
Jedna ze śluz kanału
Jedna ze śluz kanału © GOZDZIK
Ojjjjj pieknie było
Ojjjjj pięknie było © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Gdzies na szlaku GV
Gdzies na szlaku GV © GOZDZIK





  • DST 96.80km
  • Teren 8.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 21.51km/h
  • VMAX 37.80km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 291m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja przygoda z Green Velo dzień 1

Piątek, 27 lipca 2018 · dodano: 01.08.2018 | Komentarze 6

Jeździć po szlaku Green Velo było moim marzeniem od jakiegoś czasu. Bardzo chciałem ruszyć drogami i dróżkami tego szlaku, ale brakowało mi odwagi aby to jakoś ogarnąć, zorganizować. Od wielu lat mój minimalistyczny weekendowy urlop polegał na pojechaniu samochodem gdzieś w Polskę najlepiej na Warmię i Mazury i tam zrobić trzy wycieczki. Oczywiście jak pogoda by pozwoliła, bo jak nie to siedzenie na kwaterze.
Natomiast na szlak GV trzeba się dostać pociągiem zaplanować jakieś odcinki, różne kwatery, ograniczenia w pakowaniu do sakwy, a na koniec dostać się do miasta gdzie będzie czekał pociąg powrotny. No właśnie z tym, że nie czekał tylko odjedzie o określonej godzinie i nic nie będzie go obchodziło to, że może padał deszcz, była burza, nawałnica, awaria roweru itp….. pojedzie i tyle.
To wszystko powodowało, że jednak bałem się takiej wycieczki. Bałem, nie planowałem i nadal tylko marzyłem.
Marzyłem, aż do chwili kiedy to za planowanie naszych wycieczek zabrał się Waldek i mniej więcej równo rok temu oświadczył mi, że za rok (czyli dziś) ruszamy na Green Velo.
Mówię Oki, rok czasu wiele się zmieni, odwidzi mu się i nie ma co panikować.
Ale nie.
Nie Waldek.
Jak zaplanował to też do tego dążył.
Wybrał trasy, wybrał miasta, wybrał połączenia, zaproponował pierwszą kwaterę, Andrzej kolejne dwie zamówili zarezerwowali wsadzili w pociąg i …….. pojechałem na wielką przygodę. Tak wiem dla niektórych to Pikuś, dla mnie jak na razie wyprawa życia.
Oczywiście bałem się bardzo bo na ten weekend zapowiadali prawie trzydziestostopniowe upały, a oprócz tego burze, burze i jeszcze raz burze, deszcz i grad. Ale co było robić . Bilety kupione, kwatery zapłacone, chłopaki przygotowani i pełni optymizmu więc jedziemy.
Na początku naszej wycieczki przytrafiły się chłopakom pewne niespodzianki. Jeden urwał uchwyty od sakwy, drugi się skaleczył dość mocno w palucha. Zapowiadało się od samego początku rewelacyjnie. Czekałem tylko na to kiedy mnie coś dopadnie ( w sekrecie powiem, że mnie oszczędził pech).
Podjechał pociąg i jak tylko wsiadłem do wagonu rowerowego to wszystkie obawy zniknęły. Udzieliła mi się niesamowita atmosfera wagonu rowerowego, który był wypełniony po brzegi rowerami i ich właścicielami zmierzającymi na Green Velo. Jedni do Białegostoku, inni do Suwałk jeszcze inni do Augustowa, a my do Łap.
Dlaczego do Łap ???
Przecież tam nie ma GV!
Prawda. Nie ma. Ale jest Narwiański Park Narodowy i przeprawa kładkowo-pomostowa Waniewo – Śliwno. Niestety w tym roku przeprawa ta została zamknięta ze względu na remont. Dowiedzieliśmy się o tym trochę wcześniej, nie na miejscu, ale i tak nie zmieniliśmy planów rozpoczęcia trasy. Zmieniliśmy tylko plan trasy dnia pierwszego i odwiedziliśmy Dyrekcję Parku z wybudowaną tam kładka widokowa nad Narwią. W pociągu, kiedy każdy z nas mówił jakie i gdzie planuje swoją przygodę ze szlakiem, postanowił się do nas dołączyć Mateusz.
Łapy – wysiadamy. Pakujemy sakwy na rower i ruszamy.
Pogoda cudowna. Cieplutko słonko na niebie, ciepły wiaterek i przyjaciele w koło i na kołach
Bajka. I tyle.
Ruszamy do Kurowa, a następnie do Tykocina, gdzie Pani Struzikowa „Bocianowi” piwo nalewała….. pamiętacie w jakim filmie ???? hihihihi. Zamek też oczywiście odwiedziliśmy.
Po krótkiej przerwie na małe piwko i przeczekanie pierwszego jakże orzeźwiającego deszczu ruszamy w dalsza drogę. Kolejna przerwa zaplanowana została tuż przed wkroczeniem na Carską Drogę pod malutkim sklepem, gdzie przerwę również mieli inni rowerzyści podróżujący po Green Velo m.in. Lena i Grzegorz z którymi spotkaliśmy się na trasie jeszcze kilka razy. Szczególnie jedno ze spotkań podczas dnia drugiego pozostanie w mojej pamięci na długo. Ale o tym w następnej relacji. Teraz Carska Droga i otaczający ją Biebrzański Park Narodowy ostatni dzisiejszy odcinek dzielący nas od kwaterki w Goniądzu.
Ja nie potrafię opisać słowami tego co widzieliśmy z wieży widokowej i z pomostu, oraz jadąc samą drogą. Tym bardziej, że wcześniej spadł deszcz, niebo zasłało się chmurami, wzeszła leciutka mgiełka, lub tez ziemia parowała bo upał był duży. Po prostu nie potrafię. Tam trzeba być, zobaczyć i poczuć ta ciszę i otaczającą nas przyrodę.
Na kwaterę dotarliśmy około 18 i dalej cieszyliśmy się tym wszystkim.
Kwatera tuż przy Biebrzy z własna wieżą widokowa, polem namiotowym, domkami, ogniskiem … eeeeeee wszystkim co pozwala się cudnie zrelaksować, odpocząć i zapomnieć…………..o pewnych rzeczach, sprawach, problemach…….
Trasa: Łapy – Łupianka Stara – Kurowo – Pajewo – Radule – Leśniki – Saniki – Tykocin – Nieciece – Hermany – Łaś Toczyłowo – Stękowa Góra – Goniądz.

Foto:
To tylko połowa waganu na rowery. Za plecami tak samo wygląda ten przedział
To tylko połowa wagonu na rowery. Za plecami tak samo wygląda ten przedział © GOZDZIK
Kurowo i kładka nad rzeką Narew
Kurowo i kładka nad rzeką Narew © GOZDZIK

Ta sama kładka - bardzo klimatyczne miejsce
Ta sama kładka - bardzo klimatyczne miejsce © GOZDZIK

Gdzieś na trasie
Gdzieś na trasie © GOZDZIK

Tykocin i Alumnat
Tykocin i Alumnat © GOZDZIK

Zamek w Tykocinie
Zamek w Tykocinie © GOZDZIK

Przy Carskiej Drodze
Przy Carskiej Drodze © GOZDZIK
Biebrzański Park Narodowy
Biebrzański Park Narodowy © GOZDZIK

Wieża widokowa
Wieża widokowa © GOZDZIK

Biebrzański Park Narodowy
Biebrzański Park Narodowy © GOZDZIK

Carska Droga
Carska Droga © GOZDZIK

Nasza kwatera
Nasza kwatera © GOZDZIK

Nad Biebrzą - tuż przy kwaterze
Nad Biebrzą - tuż przy kwaterze © GOZDZIK




  • DST 110.00km
  • Teren 7.00km
  • Czas 05:19
  • VAVG 20.69km/h
  • VMAX 34.20km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 272m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pałac Malina

Niedziela, 22 lipca 2018 · dodano: 23.07.2018 | Komentarze 2

Do pałacu w Malinie planowałem wycieczkę jakieś trzy, cztery, a może i pięć lat wcześniej. Niestety nigdy nie udało się tam dotrzeć, choć w Kutnie się bywało. Dziś mogę spokojnie powiedzieć, że nie żałuję tego odwlekania, przesuwania planów odwiedzenia tego miejsca na kolejny sezon. To naprawdę wyszło na dobre.
Dlaczego?
A dlatego, że pałac ten do niedawna jeszcze był po pierwsze zamknięty, po drugie popadał w ruinę i zapomnienie, a ostatnio był niedostępny z racji prowadzonych prac remontowych, po których to miał się stać wytworna restauracją i hotelem.
Bardzo zacnie.
Tylko nauczony doświadczeniem wiem, że po takim remoncie objekty te staja się niedostępne dla zwykłego szarego turysty. Stają się zamkniętymi enklawami dla tych, co nie przyjeżdżają pod drzwi rowerem chyba, że Land Roverem.
Z jednej strony to oczywiście dobrze, bo pewnie wiele obiektów historycznych, zabytkowych udało się uratować, z drugiej strony no cóż „szaraczek” nie zobaczy.
Z takim właśnie nastawieniem zaplanowałem dzisiejszą wycieczkę, do której udało mi się namówić, chociaż bardziej pasuje określenie skusić Dominika.
Po drodze myślałem tylko o tym, aby zrobić szybka fotkę za ogrodzenia, (bo i z takim przypadkiem się spotkałem, że nie wolno robić zdjęć odnowionemu pałacowi) i chociaż namówić w recepcji kogoś na przystawieni stempla w książeczce PTTK, ale jak się nie uda to trudno zdjęcie wystarczy.
To ruszam do odwiedzenia jednego z największych pałaców w centralnej Polsce wzniesionego przez stolnika gostyńskiego Marcina Czajkowskiego na przełomie XVIII i XIX wieku oraz dokonanych późniejszych przeróbek, dobudowań itp. W czasie II WŚ pełnił funkcję szpitala dla żołnierzy niemieckich. Po wojnie mieścił się tu Dom Dziecka.
Po odrodzę nie może zabraknąć i innych ciekawych miejsc takich jak pałac w Stanisławowie, w Walewicach i zameczek w Sobocie, nie wspominając już brnięcia w kaczorach po pas, po tym jak, ktoś nam ( chyba podczas budowy autostrady) drogę zwinął. Na mapach była co prawda wyglądała na gruntówkę, szlakówkę ale była, a w terenie nie. Można więc rzec, że mieliśmy przygodę ooooo.
Czym bliżej naszego celu tym mocniej układam sobie plan rozmowy na wypadek jakby ktoś do nas chciał strzelać, że teren prywatny, że nie można, a gdzie wy tu tacy spocenie na salony itp.
Plan ułożony
Wchodzimy na teren… jedna fota, druga fota, rowery zostawiamy trzecia, a tu … nic cisza… dobrze jest.
Mówię do Dominika
- idę po pieczątkę może się uda…
- dobra popilnuję rowerów – odpowiada Dominik.
Wchodzę… no pięknie jest. Wszystko lśni czystością piękne tynki, ozdoby, stoły w jadalni przepięknie nakryte, wszystko z klasą elegancją. Zauważyłem panią, wiec bardzo grzecznie i milutko, aby nie spłoszyć pytam:
- przepraszam, czy nie sprawię kłopotu jak poproszę tylko o pieczątkę obiektu do książeczki turystycznej?
Pani odpowiada i uwaga, bo tu się zaczyna najlepsze.
- ależ tak oczywiście nie ma problemu tylko znajdę
I zaraz następuje pytanie:
- a może chciałby Pan zwiedzić obiekt pooglądać sale, komnaty, bibliotekę ze zbiorami i tak cały obiekt.
No powiem wam że w pierwszej chwili myślałem że Pani ze mnie żartuje i zaraz powie że jest to oczywiście dostępne, ale najpierw trzeba zapłacić za dobę hotelową.
Ale nie … tak nie było zapytałem tylko czy nie sprawimy tym kłopotu Pani i właścicielom.
Uzyskałem zapewnienie, że absolutnie nie.
Nie muszę chyba mówić, jaką radość sprawiło nam takie potraktowanie naszych skromnych osób. Wycieczka odkładana odwlekana, dziś myślałem że nawet na dziedziniec nie wejdziemy a tu taka niespodzianka. Pani zabrała ze sobą pęk kluczy i oprowadziła nas po miejscach wartych zobaczenia, opowiedziała nam o tym jak to dziś funkcjonuje, jak dzięki pasji i zaangażowaniu właścicieli powstało to dzisiejsze miejsce, jak trafiają tu cenne zabytki, książki, obrazy. Otworzyła nam zamknięte o tej porze pomieszczenia w piwnicy, na piętrze, na balkonie…. Nie no słuchajcie ja tam się czułem jak ważny gość. Pani odpowiedział nam na wszystkie nurtujące nas pytania.
Ja jestem pod wielkim ważeniem tego miejsca, ludzi, którzy to miejsce stworzyli na nowo i cały czas starają się o pałacowy klimat, o umieszczeniu tu zabytków i innych różnych przedmiotów z epoki pewnie też gdzieś uratowanych, oraz pod wielkim wrażeniem Pani Darii, która pewnie mimo innych obowiązków poświecił nam sporo czasu, przekazało dużo bezcennej wiedzy i sprawiła, ze czuliśmy się wspaniale.
Pani Dario, jeśli udało się Pani dotrzeć do naszej strony to jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję. A miejsce to na 100% będę polecał każdemu znajomemu na romantyczny weekend. Jako niebanalny pomysł na rocznicę ślubu, zaręczyn, poznania, pierwszej randki, pocałunku, walentynek czy czego tam jeszcze romantycznego można wymyślić. Właścicielom gratuluje, podejścia do tematu zabytku, pasji, zaangażowania i oczywiście personelu. Urzekło mnie to miejsce i tyle w temacie.
Zapachy wydobywające się z pałacowej kuchnie przypomniały nam, o tym, że pora obiadowa się zbliża i czas z salonów przesiąść się na nasze rumaki i ruszyć na łowy.
Łowy odbyły się w centrum Kutna.
Najedzeni, napojeni i prawie wypoczęci ruszamy w drogę powrotną.
W domku mała kawka, ciasto, chwila odpoczynku i muszę pożegnać się z Dominikiem, który postanawia wrócić do domu rowerem. Blisko 80 kilometrów ma chłopak jeszcze do przejechani i bardzo mocno go w tym wspieram. Ja niestety w domu padłem.
Bardzo fajna wycieczka, choć teren płaski i już dość dobrze znany. Niesamowicie miłe zaskoczenie w Pałacu, piękna pogoda dobre towarzystwo czego chcieć więcej…????
Może więcej takich dni w roku ????
Dobra było super.
Dominiku dziękuję ci za towarzystwo.
Pani Dario pozdrawiamy serdecznie.

Trasa Głowno – Władysławów Bielawski – Stanisławów – Wojewodza – Gaj – Walewice – Sobota – Wola Kałkowa – Orłów – Mateuszew Szewce Owsiane – Krzyżanówek – Krzyżanów – Stara Wieś – Malina – Kutno – Zawady – Krzyszanów – Szewce Owsiane – Mateuszew – Orłów – Borów – Bielawy – Zgoda - Helenów – Głowno

Foto
Pałac w Malinie
Pałac w Malinie © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Na obiadowych łowach w Kutnie
Na obiadowych łowach w Kutnie © GOZDZIK




  • DST 94.70km
  • Teren 48.00km
  • Czas 05:22
  • VAVG 17.65km/h
  • VMAX 39.10km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Podjazdy 455m
  • Sprzęt GIANT TALON
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Szlakiem Partyzanckim im. "Hubala"

Niedziela, 10 czerwca 2018 · dodano: 11.06.2018 | Komentarze 5

Jakiś czas temu, a dokładnie na początku roku, wymyśliłem sobie wycieczkę „Szlakiem Partyzanckim im. Hubala”. Kawałek tego szlaku między Tomaszowem, a Spała pokonaliśmy w zeszłym roku w ramach podobnej wycieczki tylko, że ścieżką edukacyjno-historyczną „Śladami Oddziału majora Hubala”, oraz innej jeszcze wycieczki w okolicach Tomaszowa. Oczywiście na pewnym odcinku i ścieżka edukacyjna i szlak pokrywają się i będzie mały „dubelek” tego odcinka, ale uważałem że podczas dzisiejszej wycieczki należy odwiedzić szaniec majora Henryka Dobrzańskiego „Hubala”.
A dlaczego tak uważałem ?????
A dlatego, że mój pomysł, mój plan na wycieczkę trafił na bardzo podatny grunt rowerowy i zamiast pokonywać trasę w dwie trzy no może góra cztery osoby (tak sobie marzyłem, aby choć tylu rowerzystów namówić) to pokonywałem go w zacnym 12 osobowym towarzystwie. W najbardziej pozytywnych snach nie marzyłem o tym, aby na starcie zjawiło się aż tylu wspaniałych i pozytywnie zakręconych rowerzystów. To dla mnie był naprawdę bardzo duży zaszczyt i przyjemność. I właśnie dlatego miejsce zwane szańcem Hubala było tak ważne.
Tylko tak, wymyśleć wycieczkę to jedno.
Drugie to ją dobrze zorganizować, czyli: fajne ciekawe miejsca, postoje, obiadek, aby trasa była ciekawa i jej nie pomylić itp.
A teren nie mój.
Dlatego miałem nadzieję, że pomocną dłoń uzyskam od Karoliny, która będzie naszym przewodnikiem po tomaszowskiej ziemi. Nie myliłem się. Karolinka została naszym głównym przewodnikiem i całą grupę przeprowadziła ścieżkami, leśnymi duktami, piachami i asfaltami od atrakcji do atrakcji głównym szlakiem partyzanckim z pysznym obiadkiem włącznie. Oczywiście nie obyło się bez małych kłopotów związanych ze złapaniem gumy, zerwaniem łańcucha, małym błędem nawigacyjnym, ale to wszystko, czyli to co fajne, miłe, ciekawe i przyjemne oraz to co nie fajne, nie miłe, awarie, pomyłki wpływają na to, że wycieczka jest przygodą jest zabawą i na chwilkę można oderwać się od kłopotów dnia powszedniego. A jeśli to wszystko robi się w grupie osób, z którymi czas upływa w iście sielankowej atmosferze, z którymi bardzo przyjemnie pokonuje się wszystkie niedogodności i afrykański upał hihihi to dzień należy uważać za mega udany.
I taki właśnie był za co wszystkim czyli : Tymoteuszka, Skowronek, Adii, Parker Zbyszko61,Domino83, Skowronkowy Rafał, Cioran, sti14, Piotrek i Rafał bardzo bardzo dziękuję.
Teraz można myśleć o przejechaniu kolejnego fragmentu szlaku, ale może to już za rok, aby co niektórzy zapomnieli o tym że było sporo piachu na szlaku, którego bardzo nie lubią hihihihi.

Trasa: Spała - Inowłódź - Zakościele - Lęg - Mysiakowiec - Ponikła - Kozłowiec - Anielin - Studzianna - poświętne - Radzice Małe - Werówka - Drzewica - Jelnia - Międzybórz - Libiszów - Buczek - Dęba - Dęborzeczka - Inowłódz - Spała.

Foto
Bunkier tuż przy nowej DDR ze Spały do Inowłodza
Bunkier tuż przy nowej DDR ze Spały do Inowłodza © GOZDZIK
Inowłódz i Kościół św. Idziego
Inowłódz i Kościół św. Idziego © GOZDZIK

Na bujanym moście........
Na bujanym moście........ © GOZDZIK

Szaniec majora
Szaniec majora "Hubala" © GOZDZIK
Zamek w Drzewicy
Zamek w Drzewicy © GOZDZIK

Gdzieś po drodze gdy myślelismy tylko o sklepie......
Gdzieś po drodze gdy myśleliśmy tylko o sklepie...... © GOZDZIK




  • DST 120.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 20.00km/h
  • VMAX 37.40km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 488m
  • Sprzęt GIANT TALON
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Skowronki w Głownie dzień pierwszy - Rawa Mazowiecka

Sobota, 19 maja 2018 · dodano: 21.05.2018 | Komentarze 2

Można już powiedzieć, że przyjazd Skowronków do Głowna to cykliczna impreza, na która czekam cały rok. Oczywiście plus/minus cały rok, bo te wizyty wypadają raz w maju, raz czerwca, a i w lipcu się zdarzyły. Tym razem wizyta wypadła w maja. Pech chciał, że w tygodniu przed przybyciem Darii i Rafała cały tydzień deszcz lał niemiłosiernie. A że nasze plany sobotniego rowerowania zakładały penetrację Puszczy kampinoskiej to byliśmy dość mocno zaniepokojeni, czy aby na 100% da się przejechać trasą, jaką zaplanowałem. Nie lepiej przedstawiała się perspektywa niedzielnej wycieczki do PKWŁ. W tygodniu, bodajże w czwartek podali w informacjach, że Brzeziny zostały całkowicie zalane, a to bezpośrednie okolice PKWŁ. Niby prognozy pogody zapowiadały weekend całkiem znośny, a już na pewno bez deszczu, to jednak woleliśmy nie sprawdzać czy okolice Zaborowa Leśnego są na bank przejezdne. Dlatego postanowiliśmy na szybko zmienić plany, co do miejsca wycieczki i rodzaju nawierzchni. Padł więc pomysł odwiedzenia Rawy Mazowieckiej, a dokładnie ruin zamku książąt mazowieckich.
Sobota ranek – pobudka, szybka wizyta w sklepie, śniadanko… słonko świeci, choć jest rześko ….. po śniadanku wskakujemy na rowerek i w drogę … i…… i ktoś wyłączył słonko a dokładnie zasłonił szczelnie chmurami. Oooooo to już nie moje klimaty wycieczkowe. Jest chłodno, wietrznie i zero widoku słonka. Humoru, więc nie mam. A do tego cały czas (od początku maja) boli mnie gardło. Całe szczęście, że są ze mną Daria i Rafał, bo inaczej chyba bym zawrócił do domu i tyle. A tak wycieczka się odbyła, humorek wrócił, o niedomaganiach zdrowotnych zapomniałem a i nawet w drodze powrotnej słonko towarzyszyło nam przez cały czas.
Niestety, kolejny raz nie udało się wejść na wieże zamkowa. Otwarta będzie od przyszłego tygodnia. Trudno co robić.
Za to nad zalewam Tatar zjedliśmy naprawdę przepyszne gofry. Dobrze wypieczone z duża ilością dżemu i polewy pycha. Może, dlatego że jeszcze nie ma sezonu i ludzi nie ma i był czas na ich dobre wypieczenie, ale fakt jest faktem, że były pyszne.
W drodze powrotnej podjechaliśmy jeszcze do Boguszyc, aby tam spróbować wejść do kościółka z XVI wieku, ale niestety był zamknięty. Więcej planów zwiedzania na dziś nie było, tak wiec obraliśmy najkrótsza, ale jednak „boczną” drogę w kierunku domu. Niestety nasze prośby nie zostały wysłuchane i wiatr, który dość mocno pomagał nam w kierunku na Rawę, nie zmienił się i w kierunku na Głowno odebrał to co nam dał. A nawet bym powiedział, że jeszcze więcej, bo już jakieś 10 km przed domem to nawet nie miałem już siły siedzieć na siodełku, a co tu mówić o pedałowaniu i utrzymaniu koła.
Dobrze że Daria i Rafał zaczekali na mnie troszkę przed Głownem i do mojego miasta wjechaliśmy razem hihihi. Oczywiście pierwsze słowa w domu na miejscu to były :
- A po co mi to jeżdżenie na tym rowerze, po co mi te męki.
Ale po zjedzeniu dobrej kolacji i powspominaniu dzisiejszej wycieczki wszystko wróciło na właściwe tory i mogliśmy już planować dzień następny. A dzień następny zapowiadał się jeszcze lepiej niż dzisiejszy. I to pod dwoma względami. Pierwszy to pogoda. Słoneczny, ciepły i przyjemny dzionek, a drugi to spotkanie z nowymi kolegami z BS. Okazuje się, że domino83 i Tycjan bardzo chętnie się z nami spotkają, poznają i wspólnie przemierzy szlaki Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich.
I z takimi wieściami i nadziejami na dzień jutrzejszy poszliśmy spać.

Trasa: Głowno – Borki – Zawady – Kuźmy – Trzcianka – Lipce Reymontowskie – Słupa – Gzów – Janisławice – Borysław – Michowice – Wysokienice – Złota – Zawady – Boguszyce – Rawa Mazowiecka -Zarzecze – Boguszyce – Stare Byliny – Łochów – Wola Naropińska – Wolica – Władysławów – Gutkowice – Jankowice – Mościska – Góra – Jeżów – Przyłęk Duży – Kobylin – Kołacin – Koziołki – Nagawki – Dmosin – Osiny – Głowno.

Foto:
Gdzieś na trasie
Gdzieś na trasie © GOZDZIK
Ruiny Zamku książąt mazowieckich w Rawie Mazowieckiej
Ruiny Zamku książąt mazowieckich w Rawie Mazowieckiej © GOZDZIK
Rawa Mazowiecka i ruiny zamku
Rawa Mazowiecka i ruiny zamku © GOZDZIK
Kościółek w Boguszycach
Kościółek w Boguszycach © GOZDZIK
Sielskie krajobrazy
Sielskie krajobrazy © GOZDZIK
Mmmm kiedyś chyba trzeba będzie się wybrać tym szlakiem
Mmmm kiedyś chyba trzeba będzie się wybrać tym szlakiem © GOZDZIK




  • DST 109.40km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:49
  • VAVG 22.71km/h
  • VMAX 36.20km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 284m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Kutna Szlakiem Bitwy Nad Bzurą

Środa, 2 maja 2018 · dodano: 06.05.2018 | Komentarze 7

Nadszedł w końcu wyczekiwany z utęsknieniem długi majowy weekend. Pogodę na ten czas sielanki zapowiadano całkiem miłą. Ciepło, słonecznie czasami wiosenna burza ma przejść i tyle. Dlatego, nie mogło się w ten radosny czas obyć bez jakiejś wycieczki rowerowej. Co prawda dziś (niedziela), kiedy opisuję tą wycieczkę wiem, że środa (dzień wycieczki) była najchłodniejszym dniem całej mojej majówki, to i tak było bardzo fajnie na trasie.
W drogę do Kutna „Szlakiem Bitwy nad Bzurą” wybrałem się z Andrzejem. Tu trzeba zaznaczyć że w okolicach Kutna – Piątku są dwa szlaki Bitwy nad Bzurą. Pierwszy z nich, ten wokoło Piątku przejechałem w 2015 roku (http://gozdzik.bikestats.pl/1345724,Szlak-Rowerowy-Bitwy-nad-Bzura.html.) Dziś nadszedł dzień przejechani drugiego szlaku tak samo nazwanego z miejscowości Orłów do Kutna.
Cóż można powiedzieć o tym szlaku?????
Oprócz tego, ze jest wyznaczony to właściwie nic. No bo o ile na trasie szlaku tego w okolicach Piątku można spotkać tablice informacyjne, opisujące czy to miejscowość czy też jakieś wydarzenie związane z Bitwa nad Bzura, to ten dzisiejszy - Kutnowski nie ma nic. Po prostu jest i tyle. Nawet oznaczenia są już mocno wyblakłe. Atrakcji czy też jakiś innych zabytków, ciekawych miejsc na trasie nie ma. Oczywiście nie mówię tu o samych miejscowościach Orłów i Kutno. Bo to są ważne miejscowości dla samego szlaku. W Kutnie mieści się muzeum Bitwy Nad Bzura, a w okolicach Orłowa miały miejsca same wydarzenia wojenne określane mianem Bitwy nad Bzurą. Ale to co pomiędzy nimi to tylko płaski asfalt i widoki na kwitnące pola rzepaku. Gdyby nie to ze był ze mną Andrzej z którym można było pogadać na ciekawe tematy, pomyśleć o planach na kolejne wycieczki, to właściwie wycieczka bez historii. Po prostu się odbyła i koniec tematu.

Trasa: Głowno – Zgoda – Bielawy – Borów – Orłów – Konstantynów – Szewce Nadolne – Szewce Owsiane – Łęki Kościelne – Młogoszyn – Siemienice – Marcinów – Malewo – Mieczysławów – Nagodów – Kutno – Zawady – Krzyżanów – Szewce Nadolne – Mateuszew – Orłów – Borów – Janinów – Gosławice – Stary Waliszew – Boczki Domaradzkie – Ziewanice – Głowno

Foto:
Pomnik w Orłowie
Pomnik w Orłowie © GOZDZIK

Orłow - Pomink
Orłów - Pomnik © GOZDZIK

Gdzieś na trasie
Gdzieś na trasie © GOZDZIK

Kutno - Muzeum Bitwy Nad Bzurą
Kutno - Muzeum Bitwy Nad Bzurą © GOZDZIK

Nuzeum Bitwy Nad Bzurą - Kutno
Muzeum Bitwy Nad Bzurą - Kutno © GOZDZIK