Info
Ten blog rowerowy prowadzi Gozdzik z miasteczka Głowno. Mam przejechane 22912.03 kilometrów w tym 5526.87 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.02 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 91978 metrów.
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Grudzień1 - 0
- 2024, Październik1 - 0
- 2024, Wrzesień3 - 0
- 2024, Sierpień2 - 0
- 2024, Lipiec3 - 4
- 2024, Czerwiec6 - 0
- 2024, Maj4 - 0
- 2024, Kwiecień2 - 0
- 2024, Marzec2 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2023, Październik1 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 0
- 2023, Sierpień5 - 2
- 2023, Lipiec2 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 0
- 2023, Maj3 - 0
- 2023, Kwiecień2 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2022, Październik2 - 0
- 2022, Wrzesień1 - 1
- 2022, Sierpień6 - 0
- 2022, Lipiec4 - 3
- 2022, Czerwiec2 - 0
- 2022, Kwiecień3 - 0
- 2022, Marzec4 - 7
- 2022, Luty1 - 0
- 2021, Październik3 - 0
- 2021, Wrzesień2 - 0
- 2021, Sierpień4 - 1
- 2021, Lipiec2 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 1
- 2021, Maj3 - 1
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2021, Marzec4 - 4
- 2020, Listopad1 - 0
- 2020, Październik3 - 3
- 2020, Wrzesień1 - 0
- 2020, Sierpień8 - 5
- 2020, Lipiec3 - 2
- 2020, Czerwiec3 - 0
- 2020, Maj4 - 0
- 2020, Kwiecień1 - 2
- 2020, Marzec1 - 3
- 2020, Luty1 - 2
- 2020, Styczeń1 - 2
- 2019, Listopad1 - 2
- 2019, Październik2 - 4
- 2019, Wrzesień1 - 1
- 2019, Sierpień2 - 3
- 2019, Lipiec6 - 17
- 2019, Czerwiec4 - 8
- 2019, Maj2 - 7
- 2019, Marzec3 - 8
- 2019, Luty2 - 5
- 2018, Listopad1 - 3
- 2018, Październik1 - 3
- 2018, Wrzesień2 - 3
- 2018, Sierpień3 - 12
- 2018, Lipiec6 - 22
- 2018, Czerwiec1 - 5
- 2018, Maj3 - 11
- 2018, Kwiecień3 - 16
- 2018, Marzec2 - 7
- 2018, Luty2 - 6
- 2018, Styczeń1 - 11
- 2017, Listopad1 - 3
- 2017, Wrzesień2 - 6
- 2017, Sierpień3 - 7
- 2017, Lipiec6 - 6
- 2017, Czerwiec4 - 9
- 2017, Maj3 - 10
- 2017, Kwiecień2 - 9
- 2017, Marzec3 - 16
- 2016, Listopad1 - 1
- 2016, Październik1 - 1
- 2016, Sierpień5 - 19
- 2016, Lipiec4 - 14
- 2016, Czerwiec4 - 17
- 2016, Maj2 - 19
- 2016, Kwiecień2 - 8
- 2016, Marzec2 - 6
- 2016, Luty1 - 1
- 2015, Grudzień1 - 5
- 2015, Listopad1 - 5
- 2015, Październik3 - 14
- 2015, Wrzesień3 - 5
- 2015, Sierpień7 - 21
- 2015, Lipiec5 - 4
- 2015, Czerwiec4 - 9
- 2015, Maj4 - 13
- 2015, Kwiecień4 - 4
- 2015, Marzec5 - 10
- 2015, Luty1 - 2
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Listopad3 - 7
- 2014, Październik2 - 2
- 2014, Wrzesień3 - 11
- 2014, Sierpień8 - 19
- 2014, Lipiec3 - 8
- 2014, Czerwiec3 - 9
- 2014, Maj3 - 6
- 2014, Kwiecień2 - 4
- 2014, Marzec4 - 13
- 2014, Luty2 - 7
- 2014, Styczeń1 - 1
- 2013, Grudzień1 - 7
- 2013, Październik2 - 7
- 2013, Wrzesień1 - 1
- 2013, Sierpień6 - 23
- 2013, Lipiec5 - 16
- 2013, Czerwiec6 - 8
- 2013, Maj7 - 16
- 2013, Kwiecień5 - 11
- 2013, Marzec3 - 15
- 2012, Listopad3 - 10
- 2012, Październik2 - 12
- 2012, Sierpień5 - 19
- 2012, Lipiec3 - 17
- 2012, Czerwiec4 - 4
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec4 - 5
Wycieczki i wyprawy
Dystans całkowity: | 9447.98 km (w terenie 2390.50 km; 25.30%) |
Czas w ruchu: | 508:17 |
Średnia prędkość: | 18.59 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.00 km/h |
Suma podjazdów: | 40828 m |
Liczba aktywności: | 110 |
Średnio na aktywność: | 85.89 km i 4h 37m |
Więcej statystyk |
- DST 125.70km
- Teren 4.60km
- Czas 06:01
- VAVG 20.89km/h
- VMAX 40.80km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 368m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Koszelówki
Czwartek, 30 sierpnia 2018 · dodano: 31.08.2018 | Komentarze 3
Dzisiejsza wycieczka to podróż w przeszłość. Podróż do lat
młodości. Podróż do lat kiedy wszystko było takie łatwe i proste. Wystarczyło chodzić
do szkoły, słuchać rodziców i właściwie to wszystko. Do lat kiedy nie było Internetu,
GPS, telefonów komórkowych. Do lat kiedy wakacje trwały ponad dwa miesiące a
nie dwa tygodnie, a za cały wakacyjny standard wystarczył namiot, plecak i
kilka konserw mielonki turystycznej i paprykarzu szczecińskiego. Do lat kiedy „daj
łyka” czy „daj gryza” nie niosło za sobą miliona niebezpieczeństw. Powrót do miejscowości od której jako chyba 16
lub 17-latek rozpocząłem samodzielne wjazdy pod namiot. Oczywiście wcześniej były
kolonie potem obozy PCK (pamięta ktoś takie obozy?? ktoś był na takim?? Nauka
od rana do południa pierwszej pomocy a potem obozowe cudowne życie ????), ale
to nie było to. Wyjazd pod namiot w gronie przyjaciół. Samodzielna podróż
autobusem PKS lub pociągiem, znalezienie na miejscu kwatery czy też dobre rozbicie
namiotu. TO BYŁO TOOOOOO. Bo oznaczało to, że rodzice mają do ciebie zaufanie i
traktują cię jako poważnego, dorosłego człowieka. Dla mnie jako 16 -17-latak było to ważne.
Ojjj łezka na plaży się dziś zakręciła. I o dziwo bardzo
dokładnie pamiętam jak tam było wówczas. Pole namiotowe u sołtysa, jakaś
jadłodajnia do której chyba sanepid to nie zaglądał, ale było pyszne jedzonko, molo
– no dziś zupełnie inne niż wówczas. Te wszystkie pogaduchy, ogniska, nowi
poznani ludzie płyci różnej hihihi. Kolacje, śniadania i beztroskie leżenie na
plaży przez cały dzień – bo co innego było do robienia.
Dziś to miejsce wygląda zupełnie inaczej niż wtedy. Dziś to
wygląda bardzo komercyjnie, wtedy to była cudowna dziura spokoju i dla mnie
pierwszej wolności. Nawet udało mi się odszukać drogę przez las, którą z Gąbina
należało dojść w jedną czy w drugą stronę, aby dojść do Koszelówki.
No i można powiedzieć że koło się zamknęło. Wówczas, na
starcie w dorosłe życie to wyprawa życia. Dziś gdzie życie raczej już ku
końcowi leci to kilkugodzinna wycieczka rowerowa.
Dobrze ten temat mam rozliczony.
Teraz marzy mi się wycieczka
do Wapnicy. Tam jako dzieciak spędzałem obowiązkowo każde wakacje ponieważ tam
znajdował się ośrodek wypoczynkowy zakładów pracy mojego taty. Czyli
obowiązkowa wizyta chyba każdego pracownika WZM – 3 Głowno. I również pamiętam
że dla mnie szczyla z podstawówki było tam kosmicznie cudownie. Muszę tam
pojechać.
Trasa: Głowno – Zgoda – Walewice – Sobota – Bąków Dolny –
Bąków Górny – Wiskienice Górne – Wiskienice Dolne – Zalesie – Złaków Borowy –
Długie – Stępów – Luszyn – Podczachy – Anatolin – Lwówek – Lipińskie – Gąbin Koszelówka
– Gąbin – Nowy Kamień – Lipińskie – i dalej dokładnie tak jak trasa w tamtą
stronę.
Foto:
Luszyn - Pałac © GOZDZIK
Ojjjjj łezka się zakręciła © GOZDZIK
Jezioro Zdworskie w Koszelówce © GOZDZIK
Koszelówka - Jezioro Zdworskie © GOZDZIK
Leśna droga z Gąbina do Koszelówki © GOZDZIK
- DST 157.00km
- Teren 14.00km
- Czas 07:32
- VAVG 20.84km/h
- VMAX 40.90km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 601m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Mały "Rajd Kolarski Dookoła Ziemi Łódzkiej" odznaka PTTK cz. 7 i ostatnia
Czwartek, 23 sierpnia 2018 · dodano: 27.08.2018 | Komentarze 5
A podtytuł to tej wycueczki to:
Kryzys, Kryzys Kryzys….
Całkowity mój kryzys. Kryzys
wszystkiego: przede wszystkim sił które mnie
opuściły na 50 km przed domem, ochoty, egzystencjonalny, wieku, trasy… nie wiem
jeszcze czego ale totalnie wszystkiego……
Od samego rana jakoś nie czułem frajdy z tego, że spędzę na
rowerze fajny długi dzień w cudownym towarzystwie Andrzeja, podczas fajnej
wycieczki i do tego w końcu tym odcinkiem zakończę objazd trasy zamykającej
pętlę niezbędną do zdobycia małej odznaki PTTK Dookoła Ziemi Łódzkiej. No i czy
to nie jest kryzys egzystencjonalno-życiowo-sportowy ????????????? No jest jak
z bicza strzelił.
A do tego wszystkiego aparat fotograficzny zabierany na
wycieczki popsuł się więc zdjęcia musiałem robić telefonem, którego zapomniałem
dobrze naładować i biedny służył jako aparat foto, nawigacja i oczywiście
telefon. A to wszystko spowodował, że ostatnie 50 kilometrów jechał na 10 % baterii.
Więc go nie używałem za bardzo. A w domu okazało się że nawigacja GPS jaką
używam do zapisywania śladów nie zapisała sobie około 20 km początku wycieczki
i 5 km końca wycieczki mimo iż na karcie pamięcią jeszcze wolne miejsce było. No
i tu następny kryzys się pojawia czyli kryzys sprzętowy.
Nie wiem jak opisać inaczej tą wycieczką. Naprawdę wszystko
co powyżej zostało powiedziane sprawiło że chyba nic ciekawego nie widziałem.
Oczywiście odwiedziliśmy muzeum w Bełchatowie, zamek w
Piotrkowie, park przy pałacu w Ujeździe, ale no cóż pop prostu odwiedziliśmy i
tyle.
Dobrze nie będę się chyba bardziej pastwił nad sobą i nad tą
wycieczką. Trudno taka była i taką trzeba ją przyjąć.
Natomiast muszę bardzo, bardzo mocno podziękować Andrzejowi,
który naprawdę wspierał mnie na tych ostatnich kilometrach, bo gdyby nie on to już
za Koluszkami zadzwonił bym po męża siostry aby wyjechał po mnie na trasę i
gdzieś z jakiegoś rowu zebrał padlinę nie zapominając o rowerze. A tak to jadąc
za Andrzejem wiedziałem że muszę dać radę, że trzeba jechać nie wolno się poddawać.
Andrzej nadawał fajne tempo nie za wolne i nie za szybkie. Takie abym go
widział i cały czas się starał nie tracić go z oczu tylko troszkę go gonił.
Gdyby dostosował się do mojego tempa i jechał przy mnie to chyba jeszcze byśmy jechali.
Andrzeju dzięki Ci bardzo.
Dobra było i mam nadzieję ze się skończyło. Jeszcze do
wczoraj nawet nie chciało mi się siadać i opisywać tej wycieczki, a już o
kolejnej wycieczce nie chciałem nawet słyszeć ( a urlopik jest) Dziś już jakiś
opis się pojawił i do tego mały plan na wycieczkę w czwartek hihihi.
Trasa :Łask – Brodnia Dolna i Górna – Buczek – Ignaców –
Zelów – Parzno – Domiechowice – Bełchatów – Dobiecin – Mąkolice – Piekarki –
Rokszyce II – Piotrków Trybunalski – Polichno – Wolbórz – Ujazd – Wykno –
Mikołajew – Stary Redzeń – Katarzynów – Koluszki – Brzeziny – Kołacin – Nagawki
– Głowno.
Foto (mało bo bateria umierała) :
Niedostępny pałac - Brodnia Dolna © GOZDZIK
W Zelowie - tak aby było wiadomo że byłem © GOZDZIK
Muzeum Regionalne w Bełchatowie © GOZDZIK
Zamek w Piotrkowie Trybunalskim i muzeum © GOZDZIK
Pałac w Wolborzu © GOZDZIK
- DST 85.70km
- Teren 44.00km
- Czas 05:01
- VAVG 17.08km/h
- VMAX 42.50km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 534m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Załęczański Park Krajobrazowy
Niedziela, 12 sierpnia 2018 · dodano: 13.08.2018 | Komentarze 4
Kolejny
punkt planu rowerowego na 2018 rok udało się zrealizować. Wizyta w Załęczański
Parku Krajobrazowym odbyła się dzięki moim przyjaciołom z Częstochowy Darii i
Rafała. Bo choć tak jak wspomniałem na początku planowałem tu być to jakoś cały
czas wyjazd ten odkładałem na potem. A teraz zostałem przyparty do muru sms,
który właściwie informował o tym ze wycieczka taka jest zaplanowana na dzień
12.08. Zbiórka w Działoszynie o 9.00 i koniec tematu. A nie przepraszam miałem
jeszcze możliwość dodania do i tak już pewnie długiej listy atrakcji i
ciekawych miejsc, swoje miejsca, które bym chciał zobaczyć i odwiedzić.
Oczywiście nie było takiej potrzeby, bo wycieczki organizowane przez Skowronków
właściwie obejmują wszelkie atrakcje na danej wycieczce, a że nie byłem tu
nigdy wiec wszystko będzie ciekawe. Do wyjazdu udało mi się namówić również
Andrzeja i Dominika, którego zabrałem z Łodzi, a z Andrzejem spotkaliśmy się na
MOP-e autostrady A1. Chwilka na
pogaduchy i ruszamy na miejsce zbiórki. Tym razem nie byliśmy pierwsi.
Wyprzedziła nas Piotrek, a chwilkę po nas dotarli Ciuran, Daria i dwa Rafały.
Rozkładanie,
a właściwie składnie rowerów, zakładanie ubrania rowerowego oraz kompletowanie
sprzętu fotograficznego i telekomunikacyjnego zajęło nam chwilkę. Wszyscy
bardzo już chcieliśmy ruszać na trasę, dlatego sprawnie to wszystko poszło. Co
prawda niepokoiły mnie ostrzeżenia Rafała, który już od jakiegoś czasu je
wysyłał, a dotyczyły dużej ilości piachu. Przyjemność ze wspólnego spędzenia
czasu z fajną ekipą, na wycieczce rowerowej w całkowicie nieznanym mi ternie ostrzeżenia
te przyćmiły i odstawiły na tor boczny. Przecież piach to nie rzeka. Jak się nie
przejedzie to się przepchnie i już. Wiodącym szklakiem, którym podróżowaliśmy był
czerwony szlak Jury Wieluńskiej, ale i nie omieszkaliśmy pojechać i czarnym
szlakiem Kurhanów Książęcych i niebieskim Rezerwatów Przyrody Załęczańskiego PK
i Konnym Łódzkim oraz innymi ścieżkami i duktami leśnymi. I właśnie na jednej z
takich leśnych dróg spotkała nas wielka niespodzianka. Nikt by się jej nie
spodziewał w lesie gdzie nie było żadnego parkingu, zajazdu miejsca
postojowego. Po prostu leśna droga a na niej kilkanaście samochodów. Troszkę
nas to zaskoczyło bo właściwie zastawiali wjazd na szlak i nie za bardzo mogliśmy
się na niego dostać. Ale po chwili zostało im to wszystko wybaczone. Okazało się
bowiem, że owe samochody to obsługa techniczna idącej pielgrzymki na Jasną Górę.
Obsługa techniczna z wielką, polowa wojskową kuchnią ciągnięto przez samochód
ciężarowy, a w niej przepyszny krupnik. Nie sposób było ominąć panią która właściwie
siłą nas zaciągnęła do kotła i wydała zupę. Smakował jak nigdy. Nawet tym co to
za zupami nie przepadają. Oczywiście nie obeszło się bez dolewki. Naprawdę
super niespodzianka w samym środku lasu.
A z
pozostałych atrakcji to byliśmy przy Źródełku Objawienia i Floriana,
odwiedziliśmy Kurhany Książęce oraz Rezerwa Węże i znajdujące się tam jaskinie,
popatrzyliśmy na Górę Św. Genowefy i Żabi Staw oraz oczywiście gdzie tylko się
dało na pięknie meandrującą Warte.
Wycieczka
oczywiście bardzo udana, choć powiem szczerze że na razie wyleczyłem się z
wycieczek terenowych i musze pojeździć troszkę po asfaltach. Dziękuję bardzo
wszystkim za miła niedzielę, Skowronkom za organizację i zaproszenie i do
miłego zobaczyska.
Trasa:
Działoszyn – Kuźnica – Stara Wieś – Załęcze Wielkie – Dzietrzniki – Bieniec –
Łaszew Rządowy – Przywóz – Kamion – Krzeczów – Kochlew – Broników – Niżankowice
– Bobrowniki – Raciszyn – Zalesiaki – Działoszyn.
Foto:
Na czerwonym szlaku - Wapiennik © GOZDZIK
Warta i czerwony szlak © GOZDZIK
Źródełko Objawienia © GOZDZIK
Przy Źródełku © GOZDZIK
Kurhany Książęce © GOZDZIK
Tablica przy kurhanach © GOZDZIK
Źródełko Floriana © GOZDZIK
Leśna zupa niespodzianka © GOZDZIK
Góra Św. Genowefy © GOZDZIK
Tablica © GOZDZIK
Gdzieś na szlaku w Załęczańskim PK © GOZDZIK
I obowiązkowa Warta © GOZDZIK
- DST 93.80km
- Teren 39.00km
- Czas 05:04
- VAVG 18.51km/h
- VMAX 35.30km/h
- Temperatura 31.0°C
- Podjazdy 178m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja przygoda z Green Velo dzień 3
Niedziela, 29 lipca 2018 · dodano: 06.08.2018 | Komentarze 5
Dzień
trzeci to już ostatni etap naszej mini wyprawy. I jak to w takich dniach bywa
trochę mi smutno, że kończy się nasz trzydniowy rajd szlakiem Green Velo. Co
prawda mamy jeszcze przed sobą ostatnią noc na pogaduchy, opowiadania i
żarciki. Pociąg w drogę powrotna do domu rusza rano, wiec zamiast czatować na
stacji to zamówiliśmy sobie kwaterkę aby wygodnie się wyspać.
Ale
zanim leżakowanie to jakoś musieliśmy dotrzeć do Suwałk.
A
zrobiliśmy to tak.
W
Augustowie po śniadanku ruszyliśmy do muzeum Kanału Augustowskiego. Jednak z
powodu zapowiadających na dziś dużych burz i dość długiej naszej dzisiejszej trasy
nie mieliśmy zbytnio czasu na zwiedzanie samego muzeum. Zatrzymaliśmy się tylko
na obiekcie kilka fotek i ruszamy.
Nasz
kierunek to nie bezpośrednio Suwałki najkrótsza drogą tylko tak jak prowadzi
nasz bohater, czyli szlak Green Velo. A prowadzi on malowniczymi drogami tuż
przy Kanale Augustowskim, gdzie w miejscowości Płaska zobaczyliśmy na własne
oczy jak taka przeprawa przez śluzę się odbywa. No niestety trochę czasu nam to
zabrało, ale było warto.
Żar
z nieba lał się okrutny. Nawet mnie kochającemu ciepełko troszeczkę dokuczał,
ale tylko odrobinkę.
Tak
w znakomitych nastrojach ścieżka rowerowa przy drodze 672 dotarliśmy do
Mikoszówki i obraliśmy w końcu kierunek Suwałki. A dokładniej na Wigierski Park
Narodowy i były klasztor Kamedułów położony na wzgórzu nad Wigrami. Po drodze
nie mogliśmy sobie jednak odmówić kąpieli w Czarnej Hańczy, no może ciężko to
nazwać kąpielą, ale schodziliśmy się znakomicie w wodach tej pięknej rzeki, a
kilkadziesiąt metrów dalej w jakże uroczym sklepiku uzupełniliśmy wypocone
cenne minerały, a szczególności chmiel hihihihi.
Pora
robiła się dość późna, a właściwie to bardziej obiadowa niż późna, w koło nas
zaczęły gromadzić się chmury burzowe, nawet słychać już było grzmoty. To czym
prędzej musieliśmy znaleźć jakieś fajne miejsce na odpoczynek, przeczekanie
burzy jeśli przyjdzie (przyszła podczas obiadu) i oczywiście syty i dobry
obiadek. Akie miejsce znaleźliśmy w miejscowości Maćkowa Ruda. Polecam
pomidorowa i kurkowa rewelacyjne zupki a drugie dania jeszcze lepsze. Chociaż
Andrzej twierdzi że wątróbkę robi lepszą – wiadomo gdzie na nią teraz będziemy
jeździli hihihihihihi.
Po
ulewnym deszczu ruszyliśmy w dalszą drogę.
Nagrzany
asfalt szybko pozbył się nadmiaru wody i właściwie do klasztoru nic oprócz
zachmurzonego nieba nie wskazywał na to, że przed chwila dość mocno padało.
Wizyta
na wieży widokowej to właściwie ostatni punkt z listy atrakcji zaplanowany na
dzień dzisiejszy. Teraz już tylko okrążenie jeziora i prosta ścieżka rowerowa wzdłuż drogi 653 do
Suwałk gdzie czekała na nas przytulna kwatera z milutka kołderka. I jak to było
w poprzednich dniach przyszedł czas na
wieczorne rozmowy Polaków. Troszkę smutniejsze, troszkę bardziej refleksyjne,
troszkę już bardziej wspominkowe bo to nasz pożegnalny wieczór. Jutro już
będziemy w swoich domkach opowiadać bliskim jak to było na Szlaku GREEN VELO.
A
było tak :
- Kwatery wszystkie bardzo dobre. Domki w Goniądzu rewelacja i super kwatera dla lubiących troszkę połowić ryb. Opłatę wnosi się u gospodarza i można wędkować w Biebrzy. Augustów i Suwałki miłe domki z przytulnym ogrodem.
- Trasa – bardzo zróżnicowana taka, jaka powinna być. Trochę szutru, trochę piachu, trochę asfaltu, trochę kostki i wspaniałe krajobrazy pól, lasów, łąk, jezior, rzek, bagien i rozlewisk. Oznaczona jak dla mnie wystarczająco. Wszytko było jasne i zrozumiałe. Może odrobinę więcej przydało by się oznaczeń kilometrów do najbliższej miejscowości. Tak, aby wiedzieć czy np. uda się dojechać przed burzą czy raczej poczekać i przeczekać tu gdzie się jest. Ale to drobiazg, bo zawsze można sprawdzić w dostępnych pomocach internetowych (tylko trzeba się zatrzymać) (tu dodam że jechałem na rowerze trekkingowym z oponami 1,75 na nawierzchnię mieszana – dawały rade spokojnie – może komuś się przyda ta informacja)
- Towarzystwo – no tu chyba nie muszę nic mówić … albo powiem … z Wami chłopaki to nawet na koniec świata ruszę rzeknijcie tylko słowo. Bardzo Wam dziękuję za te trzy dni i kilka godzin podróży dnia czwartego. Było wspaniale.
- Pogoda no i tu oczywiście będą na bak zdania podzielone, ponieważ dla mnie była bardzo dobra, wręcz idealna ciepło, słońce może ciut za duszno, parno, ale było pięknie, a dla Waldka i Andrzeja stanowczo za gorąco.
- Zdobyte nowe doświadczenia np. w pakowaniu sakwy – po co ci była potrzebna Goździku ta ciepła bluza skoro zapowiadali upały co ???? (pytanie retoryczne bardziej prawda….przecież Suwałki to Polski biegun zimna prawda.... )i nowe znajomości – Lena, Grzegorz i Mateusz fajnie było was poznać pogadać i pośmiać się na trasie.
Ot i tak kończy się moja pierwsza przygoda z GV.
PS
Ponieważ relację piszę kilka dni po powrocie, to mogę już powiedzieć, że trzy dni temu przyszedł sms od Waldka, który poinformował mnie, że ostatni weekend lipca 2019 będę spędzał ……………………….. no gdzie jak myślicie ??? ………….. no jasne, że na GREEN VELO. I już się nie mogę doczekać.
Trasa: Augustów – Studzieniczna – Płaska – Mikaszówka – Dworczysko – Okółek – Głęboki Bród -Gulbin – Ciemny Las – Wysoki Most – Maćkowa Ruda – Mikołajewo – czerwony Folwark – Wigry – Ryżówka – Leszczewek – Suwałki.
Foto:
Augustów i wszystko jasne © GOZDZIK
Widok na Kanał Augustowski w Augustowie © GOZDZIK
Studzieniczna - Pomnik © GOZDZIK
Napis na pomniku © GOZDZIK
Taki szlak nam się przewijał w okolicy Augustowa © GOZDZIK
Płaska - Śluza lewa strona © GOZDZIK
Płaska - Śluza prawa strona - widać różnicę poziomów © GOZDZIK
Ścieżka rowerowa przy drodze 672 © GOZDZIK
Czarna Hańcza © GOZDZIK
Uroczy sklepik © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Troszkę padało - na obiadku © GOZDZIK
Klasztor pokamedulski © GOZDZIK
Widok z wieży zegarowej na Wigry © GOZDZIK
A tu klasztor z przeciwnej strony jeziora © GOZDZIK
Na trasie Green Velo © GOZDZIK
To jest już koniec - Suwałki © GOZDZIK
- DST 76.50km
- Teren 30.00km
- Czas 03:57
- VAVG 19.37km/h
- VMAX 33.90km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 234m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja przygoda z Green Velo dzień 2
Sobota, 28 lipca 2018 · dodano: 04.08.2018 | Komentarze 5
Dzień
drugi przywitał nas zachmurzonym niebem, brakiem słoneczka, sporą wilgotnością
i wycieczką do sklepu po śniadanko dla Mariuszka. Znaczy się wycieczkę miałem
tylko ja, koledzy dosypiali sobie spokojnie i miło lub pomalutku zabierali się
za jedzenia. No cóż jak ktoś głupi i wieczorem nie zrobił zakupów to tak ma.
Ale za to mam 3 km więcej tego dnia zrobione hihihihi.
Na
trasę wyruszyliśmy o godzinie 9.00 i przynajmniej teoretycznie powinno już być
słonko . Niestety nie było. Niestety dla mnie bo ja jednak wole słonko.
Andrzejowi i Waldkowi pogoda bardzo pasowała.
Na
początek punkt widokowy w Goniądzu, a potem już na trasę Green Velo do
Augustowa. Plan na dziś zakładał znacznie miej kilometrów do przejechania, ale
za to chcieliśmy troszkę po Augustowie połazić po jego centrum. I nawet był cel
tego chodzenia, bo zostaliśmy zaproszenie przez Lenę i Grzegorza na wspólny
obiad, ale w połowie drogi zorientowaliśmy się, że od naszej kwatery to jest za
daleko jak dla nas na dziś. Przepraszamy Was za to mocno.
Oj
troszkę wyprzedziłem fakty i zaraz po ruszeniu opisałem koniec dnia, a przecież
na trasie działo się wiele fajnych rzeczy.
To
wracamy na trasę.
Tak
jak na wstępie na razie ze słońcem nic się nie zmieniło – nie było go.
Ale
już podczas pierwszej przerwy w Dolistowie Nowym chmurki zaczynały chyżo znikać
z nieba i zanim wjechaliśmy na najbardziej
atrakcyjny odcinek drogi podczas dzisiejszej trasy słonko już mocno dopiekało.
A ten cudowny odcinek trasy to doga wzdłuż Biebrzy właściwie tuz przy Biebrzy
na skraju Biebrzańskiego PN z Dolistowa Starego do prawie że samych Mogielnic.
Naprawdę kolejny cudowny widok na bezmiar przyrody, łąk, rozlewisk, bagien i
samej meandrującej rzeki Biebrzy, na której co jakiś czas spotykaliśmy turystów
nią płynących na różnych „pojazdach” wodnych. Niezapomniane wrażenie to
wszystko robi. Cisza spokój i co jakiś czas pozdrawiający się, a to rowerzyści
rowerzystów, a to wodniacy rowerzystów i tylko, co jakiś czas a sielankę psuł
przejeżdżający samochód. Ale że to drogo piaszczysto – szutrowa z dołkami gdzie
nie gdzie to wolniutko jeździli, więc nie było źle.
I
w takich to pięknych warunkach przyrodniczo – krajobrazowych dotarliśmy do
miejscowości Białobrzegi, gdzie skwar lejący się z nieba zmusił nas do
uzupełnienia zapasów płynów w najbliższym napotkanym sklepie. Gdy tak właśnie
sobie siedzieliśmy i chłodziliśmy się, jedynym słusznym w takich
okolicznościach trunkiem z domieszką chmielu, podjechał do źródełka najpierw Mateusz, a za chwilkę Lena i Grzegorz. Oczywiście wszyscy bardzo się
ucieszyliśmy, że ponownie się widzimy i od razu zaczęliśmy od dzielenia się
wrażeniami z dnia wczorajszego, noclegu i dzisiejszego odcinka. Gadamy, śmiejemy
się popijamy zupkę chmielowa co by w gardle nie zaschło było fajnie. Mnie
trudno usiedzieć w takich chwilach wiec sobie łażę tu i tam . Podziwiam rowery,
sakwy, bagaże, osprzęt ….. ojjj chwilka …. a co to jakiś obcy rower ktoś nam
podrzucił z miejscowych. Taki bez przerzutki przedniej, bez przerzutki tylnej,
bez hamulca tylnego z kierownica co ma chyba 30-40 cm do tego tak rzucony bez
ładu i składu. Podnoszę chce odstawić na bok, co by się pod nogami tu obcy nie
kręcił a tu nagle słyszę głos Leny
-
ale to mój ci on, mój….
I
taka cisza zapadła.
A za chwilkę
-
Lena ty z Białegostoku do Suwałk jedziesz na takim rowerku ?????
-
Tak . No co nazwa jest ważna to Mustang jest przecież
No
tak ma racje dziewczyna to przecież samo jedzie .
I
sam już nie wiem, co powiedzieć …. Ale szacun i tyle, bo ja bym nie miał odwagi
i myślę, że nie jeden z nas by tez tego nie zrobił aby się wybrać na takim
egzemplarzu i to jeszcze z bagażem na plecach, a nie w sakwach. Jesteś wielka.
Po
ochłonięciu z wrażeń dostarczonych nam przez rower Leny, oraz zaspokojeniu
pragnienia ruszamy grupkami dalej w kierunku Augustowa, ale objeżdżając jezioro
Sajno i Sajenek, a następnie, aby było ciekawiej i piękniej ruszamy na
miejscowość Studzieniczna, aby z niej tuż przy jeziorze Białym Augustowskim
dotrzeć do samego Augustowa. Po drodze jeszcze kilkakrotnie spotykaliśmy i Lenę
i Grzegorza i Mateusza i za każdym razem bardzo fajnie się gadało i śmiało.
Jednak każde z nas miało w innej części Augustowa i pobliżu Augustowa soje
kwatery, więc tuż przed nim rozstaliśmy się z nadzieja, że się może spotkamy na
wspólnym obiedzie. Niestety nasza kwaterka była co prawda w Augustowie ale
jednak dość daleko od centrum i dlatego
gdy szliśmy na ten umówiony obiad energii nam brakło na Kanale Augustowskim i
zakotwiczyliśmy tuż przy nim. Oczywiście powiadomiliśmy naszych znajomych.
No
i co tu na koniec powiedzieć?
Powtórzyć
się ze było fajnie, cudownie, wesoło…. No tak powtórzę się .
Dodam
może jeszcze tylko to, że wieczorne rozmowy z moimi przyjaciółmi Waldkiem i
Andrzejem maja swój niesamowity klimat, urok i bardzo mnie uspakajają i wyciszają
hihihihihi
Trasa:
Goniądz – Dawidowizna – Wroceń – Dolistowo Nowe – Dolistowo Stare – Jasionowo
Dębowskie – Mogilnice – Wrotki – Sosnowo – Bór – Białobrzegi – Studzieniczna –
Augustów.
Foto
:
Goniądz widok z punktu widokowego © GOZDZIK
Punkt widokowy Goniądz © GOZDZIK
Zaczynamy najpiękniejszy odcinek dzisiejszej trasy © GOZDZIK
Biebrza tuż przy szlaku © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Na trasie Green Velo tuż przy Biebrzy © GOZDZIK
Nasza wesoła ekipa od lewej Goździk, Lena, Waldek, Grzegorz i za nim Mateusz, Andrzej © GOZDZIK
Kanał Augustowski - tablica informacyjna © GOZDZIK
Jedna ze śluz kanału © GOZDZIK
Ojjjjj pięknie było © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Gdzies na szlaku GV © GOZDZIK
- DST 96.80km
- Teren 8.00km
- Czas 04:30
- VAVG 21.51km/h
- VMAX 37.80km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 291m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja przygoda z Green Velo dzień 1
Piątek, 27 lipca 2018 · dodano: 01.08.2018 | Komentarze 6
Jeździć po szlaku Green Velo było moim marzeniem od jakiegoś
czasu. Bardzo chciałem ruszyć drogami i dróżkami tego szlaku, ale brakowało mi
odwagi aby to jakoś ogarnąć, zorganizować. Od wielu lat mój minimalistyczny
weekendowy urlop polegał na pojechaniu samochodem gdzieś w Polskę najlepiej na Warmię
i Mazury i tam zrobić trzy wycieczki. Oczywiście jak pogoda by pozwoliła, bo
jak nie to siedzenie na kwaterze.
Natomiast na szlak GV trzeba się dostać pociągiem zaplanować
jakieś odcinki, różne kwatery, ograniczenia w pakowaniu do sakwy, a na koniec dostać
się do miasta gdzie będzie czekał pociąg powrotny. No właśnie z tym, że nie
czekał tylko odjedzie o określonej godzinie i nic nie będzie go obchodziło to, że
może padał deszcz, była burza, nawałnica, awaria roweru itp….. pojedzie i tyle.
To wszystko powodowało, że jednak bałem się takiej
wycieczki. Bałem, nie planowałem i nadal tylko marzyłem.
Marzyłem, aż do chwili kiedy to za planowanie naszych
wycieczek zabrał się Waldek i mniej więcej równo rok temu oświadczył mi, że za
rok (czyli dziś) ruszamy na Green Velo.
Mówię Oki, rok czasu wiele się zmieni, odwidzi mu się i nie
ma co panikować.
Ale nie.
Nie Waldek.
Jak zaplanował to też do tego dążył.
Wybrał trasy, wybrał miasta, wybrał połączenia, zaproponował
pierwszą kwaterę, Andrzej kolejne dwie zamówili zarezerwowali wsadzili w pociąg
i …….. pojechałem na wielką przygodę. Tak wiem dla niektórych to Pikuś, dla mnie
jak na razie wyprawa życia.
Oczywiście bałem się bardzo bo na ten weekend zapowiadali prawie
trzydziestostopniowe upały, a oprócz tego burze, burze i jeszcze raz burze,
deszcz i grad. Ale co było robić . Bilety kupione, kwatery zapłacone, chłopaki
przygotowani i pełni optymizmu więc jedziemy.
Na początku naszej wycieczki przytrafiły się chłopakom pewne
niespodzianki. Jeden urwał uchwyty od sakwy, drugi się skaleczył dość mocno w
palucha. Zapowiadało się od samego początku rewelacyjnie. Czekałem tylko na to
kiedy mnie coś dopadnie ( w sekrecie powiem, że mnie oszczędził pech).
Podjechał pociąg i jak tylko wsiadłem do wagonu rowerowego
to wszystkie obawy zniknęły. Udzieliła mi się niesamowita atmosfera wagonu
rowerowego, który był wypełniony po brzegi rowerami i ich właścicielami zmierzającymi
na Green Velo. Jedni do Białegostoku, inni do Suwałk jeszcze inni do Augustowa,
a my do Łap.
Dlaczego do Łap ???
Przecież tam nie ma GV!
Prawda. Nie ma. Ale jest Narwiański Park Narodowy i przeprawa
kładkowo-pomostowa Waniewo – Śliwno. Niestety w tym roku przeprawa ta została zamknięta
ze względu na remont. Dowiedzieliśmy się o tym trochę wcześniej, nie na miejscu,
ale i tak nie zmieniliśmy planów rozpoczęcia trasy. Zmieniliśmy tylko plan
trasy dnia pierwszego i odwiedziliśmy Dyrekcję Parku z wybudowaną tam kładka
widokowa nad Narwią. W pociągu, kiedy każdy z nas mówił jakie i gdzie planuje swoją
przygodę ze szlakiem, postanowił się do nas dołączyć Mateusz.
Łapy – wysiadamy. Pakujemy sakwy na rower i ruszamy.
Pogoda cudowna. Cieplutko słonko na niebie, ciepły wiaterek
i przyjaciele w koło i na kołach
Bajka. I tyle.
Ruszamy do Kurowa, a następnie do Tykocina, gdzie Pani Struzikowa
„Bocianowi” piwo nalewała….. pamiętacie w jakim filmie ???? hihihihi. Zamek też
oczywiście odwiedziliśmy.
Po krótkiej przerwie na małe piwko i przeczekanie pierwszego
jakże orzeźwiającego deszczu ruszamy w dalsza drogę. Kolejna przerwa
zaplanowana została tuż przed wkroczeniem na Carską Drogę pod malutkim sklepem,
gdzie przerwę również mieli inni rowerzyści podróżujący po Green Velo m.in. Lena
i Grzegorz z którymi spotkaliśmy się na trasie jeszcze kilka razy. Szczególnie jedno
ze spotkań podczas dnia drugiego pozostanie w mojej pamięci na długo. Ale o tym
w następnej relacji. Teraz Carska Droga i otaczający ją Biebrzański Park
Narodowy ostatni dzisiejszy odcinek dzielący nas od kwaterki w Goniądzu.
Ja nie potrafię opisać słowami tego co widzieliśmy z wieży
widokowej i z pomostu, oraz jadąc samą drogą. Tym bardziej, że wcześniej spadł
deszcz, niebo zasłało się chmurami, wzeszła leciutka mgiełka, lub tez ziemia parowała
bo upał był duży. Po prostu nie potrafię. Tam trzeba być, zobaczyć i poczuć ta
ciszę i otaczającą nas przyrodę.
Na kwaterę dotarliśmy około 18 i dalej cieszyliśmy się tym
wszystkim.
Kwatera tuż przy Biebrzy z własna wieżą widokowa, polem
namiotowym, domkami, ogniskiem … eeeeeee wszystkim co pozwala się cudnie
zrelaksować, odpocząć i zapomnieć…………..o pewnych rzeczach, sprawach, problemach…….
Trasa: Łapy – Łupianka Stara – Kurowo – Pajewo – Radule –
Leśniki – Saniki – Tykocin – Nieciece – Hermany – Łaś Toczyłowo – Stękowa Góra –
Goniądz.
Foto:
To tylko połowa wagonu na rowery. Za plecami tak samo wygląda ten przedział © GOZDZIK
Kurowo i kładka nad rzeką Narew © GOZDZIK
Ta sama kładka - bardzo klimatyczne miejsce © GOZDZIK
Gdzieś na trasie © GOZDZIK
Tykocin i Alumnat © GOZDZIK
Zamek w Tykocinie © GOZDZIK
Przy Carskiej Drodze © GOZDZIK
Biebrzański Park Narodowy © GOZDZIK
Wieża widokowa © GOZDZIK
Biebrzański Park Narodowy © GOZDZIK
Carska Droga © GOZDZIK
Nasza kwatera © GOZDZIK
Nad Biebrzą - tuż przy kwaterze © GOZDZIK
- DST 110.00km
- Teren 7.00km
- Czas 05:19
- VAVG 20.69km/h
- VMAX 34.20km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 272m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Pałac Malina
Niedziela, 22 lipca 2018 · dodano: 23.07.2018 | Komentarze 2
Do
pałacu w Malinie planowałem wycieczkę jakieś trzy, cztery, a może i pięć lat
wcześniej. Niestety nigdy nie udało się
tam dotrzeć, choć w Kutnie się bywało. Dziś mogę spokojnie powiedzieć, że nie
żałuję tego odwlekania, przesuwania planów odwiedzenia tego miejsca na kolejny
sezon. To naprawdę wyszło na dobre.
Dlaczego?
A
dlatego, że pałac ten do niedawna jeszcze był po pierwsze zamknięty, po drugie
popadał w ruinę i zapomnienie, a ostatnio był niedostępny z racji prowadzonych
prac remontowych, po których to miał się stać wytworna restauracją i hotelem.
Bardzo
zacnie.
Tylko
nauczony doświadczeniem wiem, że po takim remoncie objekty te staja się
niedostępne dla zwykłego szarego turysty. Stają się zamkniętymi enklawami dla
tych, co nie przyjeżdżają pod drzwi rowerem chyba, że Land Roverem.
Z
jednej strony to oczywiście dobrze, bo pewnie wiele obiektów historycznych,
zabytkowych udało się uratować, z drugiej strony no cóż „szaraczek” nie
zobaczy.
Z
takim właśnie nastawieniem zaplanowałem dzisiejszą wycieczkę, do której udało
mi się namówić, chociaż bardziej pasuje określenie skusić Dominika.
Po
drodze myślałem tylko o tym, aby zrobić szybka fotkę za ogrodzenia, (bo i z
takim przypadkiem się spotkałem, że nie wolno robić zdjęć odnowionemu pałacowi)
i chociaż namówić w recepcji kogoś na przystawieni stempla w książeczce PTTK,
ale jak się nie uda to trudno zdjęcie wystarczy.
To
ruszam do odwiedzenia jednego z największych pałaców w centralnej Polsce
wzniesionego przez stolnika gostyńskiego Marcina Czajkowskiego na przełomie
XVIII i XIX wieku oraz dokonanych późniejszych przeróbek, dobudowań itp. W czasie II WŚ
pełnił funkcję szpitala dla żołnierzy niemieckich. Po wojnie mieścił się tu Dom
Dziecka.
Po
odrodzę nie może zabraknąć i innych ciekawych miejsc takich jak pałac w Stanisławowie,
w Walewicach i zameczek w Sobocie, nie wspominając już brnięcia w kaczorach po
pas, po tym jak, ktoś nam ( chyba podczas budowy autostrady) drogę zwinął. Na
mapach była co prawda wyglądała na gruntówkę, szlakówkę ale była, a w terenie
nie. Można więc rzec, że mieliśmy przygodę ooooo.
Czym
bliżej naszego celu tym mocniej układam sobie plan rozmowy na wypadek jakby
ktoś do nas chciał strzelać, że teren prywatny, że nie można, a gdzie wy tu
tacy spocenie na salony itp.
Plan
ułożony
Wchodzimy
na teren… jedna fota, druga fota, rowery zostawiamy trzecia, a tu … nic cisza…
dobrze jest.
Mówię
do Dominika
-
idę po pieczątkę może się uda…
-
dobra popilnuję rowerów – odpowiada Dominik.
Wchodzę…
no pięknie jest. Wszystko lśni czystością piękne tynki, ozdoby, stoły w jadalni
przepięknie nakryte, wszystko z klasą elegancją. Zauważyłem panią, wiec bardzo
grzecznie i milutko, aby nie spłoszyć pytam:
-
przepraszam, czy nie sprawię kłopotu jak poproszę tylko o pieczątkę obiektu do
książeczki turystycznej?
Pani
odpowiada i uwaga, bo tu się zaczyna najlepsze.
-
ależ tak oczywiście nie ma problemu tylko znajdę
I
zaraz następuje pytanie:
-
a może chciałby Pan zwiedzić obiekt pooglądać sale, komnaty, bibliotekę ze
zbiorami i tak cały obiekt.
No
powiem wam że w pierwszej chwili myślałem że Pani ze mnie żartuje i zaraz powie że jest to oczywiście dostępne, ale najpierw trzeba zapłacić za dobę hotelową.
Ale
nie … tak nie było zapytałem tylko czy nie sprawimy tym kłopotu Pani i
właścicielom.
Uzyskałem
zapewnienie, że absolutnie nie.
Nie muszę chyba mówić, jaką radość sprawiło nam takie potraktowanie naszych
skromnych osób. Wycieczka odkładana odwlekana, dziś myślałem że nawet na
dziedziniec nie wejdziemy a tu taka niespodzianka. Pani zabrała ze sobą pęk
kluczy i oprowadziła nas po miejscach wartych zobaczenia, opowiedziała nam o
tym jak to dziś funkcjonuje, jak dzięki pasji i zaangażowaniu właścicieli
powstało to dzisiejsze miejsce, jak trafiają tu cenne zabytki, książki, obrazy.
Otworzyła nam zamknięte o tej porze pomieszczenia w piwnicy, na piętrze, na
balkonie…. Nie no słuchajcie ja tam się czułem jak ważny gość. Pani
odpowiedział nam na wszystkie nurtujące nas pytania.
Ja
jestem pod wielkim ważeniem tego miejsca, ludzi, którzy to miejsce stworzyli na
nowo i cały czas starają się o pałacowy klimat, o umieszczeniu tu zabytków i
innych różnych przedmiotów z epoki pewnie też gdzieś uratowanych, oraz pod
wielkim wrażeniem Pani Darii, która pewnie mimo innych obowiązków poświecił nam
sporo czasu, przekazało dużo bezcennej wiedzy i sprawiła, ze czuliśmy się
wspaniale.
Pani
Dario, jeśli udało się Pani dotrzeć do naszej strony to jeszcze raz bardzo,
bardzo dziękuję. A miejsce to na 100% będę polecał każdemu znajomemu na
romantyczny weekend. Jako niebanalny pomysł na rocznicę ślubu, zaręczyn,
poznania, pierwszej randki, pocałunku, walentynek czy czego tam jeszcze romantycznego
można wymyślić. Właścicielom gratuluje, podejścia do tematu zabytku, pasji,
zaangażowania i oczywiście personelu. Urzekło mnie to miejsce i tyle w temacie.
Zapachy
wydobywające się z pałacowej kuchnie przypomniały nam, o tym, że pora obiadowa
się zbliża i czas z salonów przesiąść się na nasze rumaki i ruszyć na łowy.
Łowy
odbyły się w centrum Kutna.
Najedzeni,
napojeni i prawie wypoczęci ruszamy w drogę powrotną.
W
domku mała kawka, ciasto, chwila odpoczynku i muszę pożegnać się z Dominikiem,
który postanawia wrócić do domu rowerem. Blisko 80 kilometrów ma chłopak jeszcze
do przejechani i bardzo mocno go w tym wspieram. Ja niestety w domu padłem.
Bardzo
fajna wycieczka, choć teren płaski i już dość dobrze znany. Niesamowicie miłe
zaskoczenie w Pałacu, piękna pogoda dobre towarzystwo czego chcieć więcej…????
Może
więcej takich dni w roku ????
Dobra
było super.
Dominiku
dziękuję ci za towarzystwo.
Pani
Dario pozdrawiamy serdecznie.
Trasa
Głowno – Władysławów Bielawski – Stanisławów – Wojewodza – Gaj – Walewice –
Sobota – Wola Kałkowa – Orłów – Mateuszew Szewce Owsiane – Krzyżanówek –
Krzyżanów – Stara Wieś – Malina – Kutno – Zawady – Krzyszanów – Szewce Owsiane –
Mateuszew – Orłów – Borów – Bielawy – Zgoda - Helenów – Głowno
Foto
Pałac w Malinie © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Na obiadowych łowach w Kutnie © GOZDZIK
- DST 94.70km
- Teren 48.00km
- Czas 05:22
- VAVG 17.65km/h
- VMAX 39.10km/h
- Temperatura 31.0°C
- Podjazdy 455m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Szlakiem Partyzanckim im. "Hubala"
Niedziela, 10 czerwca 2018 · dodano: 11.06.2018 | Komentarze 5
Jakiś
czas temu, a dokładnie na początku roku, wymyśliłem sobie wycieczkę „Szlakiem
Partyzanckim im. Hubala”. Kawałek tego szlaku między Tomaszowem, a Spała
pokonaliśmy w zeszłym roku w ramach podobnej wycieczki tylko, że ścieżką
edukacyjno-historyczną „Śladami Oddziału majora Hubala”, oraz innej jeszcze
wycieczki w okolicach Tomaszowa. Oczywiście na pewnym odcinku i ścieżka
edukacyjna i szlak pokrywają się i będzie mały „dubelek” tego odcinka, ale
uważałem że podczas dzisiejszej wycieczki należy odwiedzić szaniec majora
Henryka Dobrzańskiego „Hubala”.
A
dlaczego tak uważałem ?????
A
dlatego, że mój pomysł, mój plan na wycieczkę trafił na bardzo podatny grunt
rowerowy i zamiast pokonywać trasę w dwie trzy no może góra cztery osoby (tak
sobie marzyłem, aby choć tylu rowerzystów namówić) to pokonywałem go w zacnym
12 osobowym towarzystwie. W najbardziej pozytywnych snach nie marzyłem o tym,
aby na starcie zjawiło się aż tylu wspaniałych i pozytywnie zakręconych
rowerzystów. To dla mnie był naprawdę bardzo duży zaszczyt i przyjemność. I właśnie dlatego miejsce zwane szańcem Hubala
było tak ważne.
Tylko
tak, wymyśleć wycieczkę to jedno.
Drugie
to ją dobrze zorganizować, czyli: fajne ciekawe miejsca, postoje, obiadek, aby
trasa była ciekawa i jej nie pomylić itp.
A
teren nie mój.
Dlatego
miałem nadzieję, że pomocną dłoń uzyskam od Karoliny, która będzie naszym
przewodnikiem po tomaszowskiej ziemi. Nie myliłem się. Karolinka została naszym
głównym przewodnikiem i całą grupę przeprowadziła ścieżkami, leśnymi duktami,
piachami i asfaltami od atrakcji do atrakcji głównym szlakiem partyzanckim z
pysznym obiadkiem włącznie. Oczywiście nie obyło się bez małych kłopotów
związanych ze złapaniem gumy, zerwaniem łańcucha, małym błędem nawigacyjnym,
ale to wszystko, czyli to co fajne, miłe, ciekawe i przyjemne oraz to co nie
fajne, nie miłe, awarie, pomyłki wpływają na to, że wycieczka jest przygodą
jest zabawą i na chwilkę można oderwać się od kłopotów dnia powszedniego. A jeśli to wszystko robi się w grupie osób, z
którymi czas upływa w iście sielankowej atmosferze, z którymi bardzo przyjemnie
pokonuje się wszystkie niedogodności i afrykański upał hihihi to dzień należy
uważać za mega udany.
I
taki właśnie był za co wszystkim czyli : Tymoteuszka, Skowronek, Adii, Parker
Zbyszko61,Domino83, Skowronkowy Rafał, Cioran,
sti14, Piotrek i Rafał bardzo bardzo
dziękuję.
Teraz
można myśleć o przejechaniu kolejnego fragmentu szlaku, ale może to już za rok,
aby co niektórzy zapomnieli o tym że było sporo piachu na szlaku, którego bardzo
nie lubią hihihihi.
Trasa: Spała - Inowłódź - Zakościele - Lęg - Mysiakowiec - Ponikła - Kozłowiec - Anielin - Studzianna - poświętne - Radzice Małe - Werówka - Drzewica - Jelnia - Międzybórz - Libiszów - Buczek - Dęba - Dęborzeczka - Inowłódz - Spała.
Foto
Bunkier tuż przy nowej DDR ze Spały do Inowłodza © GOZDZIK
Inowłódz i Kościół św. Idziego © GOZDZIK
Na bujanym moście........ © GOZDZIK
Szaniec majora "Hubala" © GOZDZIK
Zamek w Drzewicy © GOZDZIK
Gdzieś po drodze gdy myśleliśmy tylko o sklepie...... © GOZDZIK
- DST 120.00km
- Teren 10.00km
- Czas 06:00
- VAVG 20.00km/h
- VMAX 37.40km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 488m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Skowronki w Głownie dzień pierwszy - Rawa Mazowiecka
Sobota, 19 maja 2018 · dodano: 21.05.2018 | Komentarze 2
Można już powiedzieć, że przyjazd Skowronków do Głowna to
cykliczna impreza, na która czekam cały rok. Oczywiście plus/minus cały rok, bo
te wizyty wypadają raz w maju, raz czerwca, a i w lipcu się zdarzyły. Tym razem
wizyta wypadła w maja. Pech chciał, że w tygodniu przed przybyciem Darii i
Rafała cały tydzień deszcz lał niemiłosiernie. A że nasze plany sobotniego
rowerowania zakładały penetrację Puszczy kampinoskiej to byliśmy dość mocno
zaniepokojeni, czy aby na 100% da się przejechać trasą, jaką zaplanowałem. Nie
lepiej przedstawiała się perspektywa niedzielnej wycieczki do PKWŁ. W tygodniu,
bodajże w czwartek podali w informacjach, że Brzeziny zostały całkowicie
zalane, a to bezpośrednie okolice PKWŁ. Niby prognozy pogody zapowiadały
weekend całkiem znośny, a już na pewno bez deszczu, to jednak woleliśmy nie
sprawdzać czy okolice Zaborowa Leśnego są na bank przejezdne. Dlatego
postanowiliśmy na szybko zmienić plany, co do miejsca wycieczki i rodzaju
nawierzchni. Padł więc pomysł odwiedzenia Rawy Mazowieckiej, a dokładnie ruin
zamku książąt mazowieckich.
Sobota ranek – pobudka, szybka wizyta w sklepie, śniadanko…
słonko świeci, choć jest rześko ….. po śniadanku wskakujemy na rowerek i w
drogę … i…… i ktoś wyłączył słonko a dokładnie zasłonił szczelnie chmurami.
Oooooo to już nie moje klimaty wycieczkowe. Jest chłodno, wietrznie i zero
widoku słonka. Humoru, więc nie mam. A do tego cały czas (od początku maja)
boli mnie gardło. Całe szczęście, że są ze mną Daria i Rafał, bo inaczej chyba
bym zawrócił do domu i tyle. A tak wycieczka się odbyła, humorek wrócił, o
niedomaganiach zdrowotnych zapomniałem a i nawet w drodze powrotnej słonko
towarzyszyło nam przez cały czas.
Niestety, kolejny raz nie udało się wejść na wieże zamkowa.
Otwarta będzie od przyszłego tygodnia. Trudno co robić.
Za to nad zalewam Tatar zjedliśmy naprawdę przepyszne gofry.
Dobrze wypieczone z duża ilością dżemu i polewy pycha. Może, dlatego że jeszcze
nie ma sezonu i ludzi nie ma i był czas na ich dobre wypieczenie, ale fakt jest
faktem, że były pyszne.
W drodze powrotnej podjechaliśmy jeszcze do Boguszyc, aby
tam spróbować wejść do kościółka z XVI wieku, ale niestety był zamknięty.
Więcej planów zwiedzania na dziś nie było, tak wiec obraliśmy najkrótsza, ale
jednak „boczną” drogę w kierunku domu. Niestety nasze prośby nie zostały
wysłuchane i wiatr, który dość mocno pomagał nam w kierunku na Rawę, nie
zmienił się i w kierunku na Głowno odebrał to co nam dał. A nawet bym
powiedział, że jeszcze więcej, bo już jakieś 10 km przed domem to nawet nie
miałem już siły siedzieć na siodełku, a co tu mówić o pedałowaniu i utrzymaniu
koła.
Dobrze że Daria i Rafał zaczekali na mnie troszkę przed
Głownem i do mojego miasta wjechaliśmy razem hihihi. Oczywiście pierwsze słowa
w domu na miejscu to były :
- A po co mi to jeżdżenie na tym rowerze, po co mi te męki.
Ale po zjedzeniu dobrej kolacji i powspominaniu dzisiejszej
wycieczki wszystko wróciło na właściwe tory i mogliśmy już planować dzień
następny. A dzień następny zapowiadał się jeszcze lepiej niż dzisiejszy. I to
pod dwoma względami. Pierwszy to pogoda. Słoneczny, ciepły i przyjemny dzionek,
a drugi to spotkanie z nowymi kolegami z BS. Okazuje się, że domino83 i Tycjan
bardzo chętnie się z nami spotkają, poznają i wspólnie przemierzy szlaki Parku
Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich.
I z takimi wieściami i nadziejami na dzień jutrzejszy
poszliśmy spać.
Trasa: Głowno – Borki – Zawady – Kuźmy – Trzcianka – Lipce Reymontowskie
– Słupa – Gzów – Janisławice – Borysław – Michowice – Wysokienice – Złota –
Zawady – Boguszyce – Rawa Mazowiecka -Zarzecze – Boguszyce – Stare Byliny – Łochów – Wola Naropińska – Wolica
– Władysławów – Gutkowice – Jankowice – Mościska – Góra – Jeżów – Przyłęk Duży
– Kobylin – Kołacin – Koziołki – Nagawki – Dmosin – Osiny – Głowno.
Foto:
Gdzieś na trasie © GOZDZIK
Ruiny Zamku książąt mazowieckich w Rawie Mazowieckiej © GOZDZIK
Rawa Mazowiecka i ruiny zamku © GOZDZIK
Kościółek w Boguszycach © GOZDZIK
Sielskie krajobrazy © GOZDZIK
Mmmm kiedyś chyba trzeba będzie się wybrać tym szlakiem © GOZDZIK
- DST 109.40km
- Teren 1.00km
- Czas 04:49
- VAVG 22.71km/h
- VMAX 36.20km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 284m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Kutna Szlakiem Bitwy Nad Bzurą
Środa, 2 maja 2018 · dodano: 06.05.2018 | Komentarze 7
Nadszedł
w końcu wyczekiwany z utęsknieniem długi majowy weekend. Pogodę na ten czas
sielanki zapowiadano całkiem miłą. Ciepło, słonecznie czasami wiosenna burza ma
przejść i tyle. Dlatego, nie mogło się w ten radosny czas obyć bez jakiejś
wycieczki rowerowej. Co prawda dziś (niedziela), kiedy opisuję tą wycieczkę
wiem, że środa (dzień wycieczki) była najchłodniejszym dniem całej mojej
majówki, to i tak było bardzo fajnie na trasie.
W
drogę do Kutna „Szlakiem Bitwy nad Bzurą” wybrałem się z Andrzejem. Tu trzeba
zaznaczyć że w okolicach Kutna – Piątku są dwa szlaki Bitwy nad Bzurą. Pierwszy
z nich, ten wokoło Piątku przejechałem w 2015 roku (http://gozdzik.bikestats.pl/1345724,Szlak-Rowerowy-Bitwy-nad-Bzura.html.)
Dziś nadszedł dzień przejechani drugiego szlaku tak samo nazwanego z
miejscowości Orłów do Kutna.
Cóż
można powiedzieć o tym szlaku?????
Oprócz
tego, ze jest wyznaczony to właściwie nic. No bo o ile na trasie szlaku tego w
okolicach Piątku można spotkać tablice informacyjne, opisujące czy to
miejscowość czy też jakieś wydarzenie związane z Bitwa nad Bzura, to ten dzisiejszy
- Kutnowski nie ma nic. Po prostu jest i tyle. Nawet oznaczenia są już mocno
wyblakłe. Atrakcji czy też jakiś innych zabytków, ciekawych miejsc na trasie
nie ma. Oczywiście nie mówię tu o samych miejscowościach Orłów i Kutno. Bo to są
ważne miejscowości dla samego szlaku. W Kutnie mieści się muzeum Bitwy Nad Bzura,
a w okolicach Orłowa miały miejsca same wydarzenia wojenne określane mianem
Bitwy nad Bzurą. Ale to co pomiędzy nimi to tylko płaski asfalt i widoki na
kwitnące pola rzepaku. Gdyby nie to ze był ze mną Andrzej z którym można było pogadać
na ciekawe tematy, pomyśleć o planach na kolejne wycieczki, to właściwie wycieczka
bez historii. Po prostu się odbyła i koniec tematu.
Trasa:
Głowno – Zgoda – Bielawy – Borów – Orłów – Konstantynów – Szewce Nadolne –
Szewce Owsiane – Łęki Kościelne – Młogoszyn – Siemienice – Marcinów – Malewo –
Mieczysławów – Nagodów – Kutno – Zawady – Krzyżanów – Szewce Nadolne – Mateuszew
– Orłów – Borów – Janinów – Gosławice – Stary Waliszew – Boczki Domaradzkie –
Ziewanice – Głowno
Foto:
Pomnik w Orłowie © GOZDZIK
Orłów - Pomnik © GOZDZIK
Gdzieś na trasie © GOZDZIK
Kutno - Muzeum Bitwy Nad Bzurą © GOZDZIK
Muzeum Bitwy Nad Bzurą - Kutno © GOZDZIK