Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Gozdzik z miasteczka Głowno. Mam przejechane 21440.23 kilometrów w tym 5017.87 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.09 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Gozdzik.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2018

Dystans całkowity:472.00 km (w terenie 118.00 km; 25.00%)
Czas w ruchu:23:41
Średnia prędkość:19.93 km/h
Maksymalna prędkość:37.80 km/h
Suma podjazdów:1357 m
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:78.67 km i 3h 56m
Więcej statystyk
  • DST 93.80km
  • Teren 39.00km
  • Czas 05:04
  • VAVG 18.51km/h
  • VMAX 35.30km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Podjazdy 178m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja przygoda z Green Velo dzień 3

Niedziela, 29 lipca 2018 · dodano: 06.08.2018 | Komentarze 5

Dzień trzeci to już ostatni etap naszej mini wyprawy. I jak to w takich dniach bywa trochę mi smutno, że kończy się nasz trzydniowy rajd szlakiem Green Velo. Co prawda mamy jeszcze przed sobą ostatnią noc na pogaduchy, opowiadania i żarciki. Pociąg w drogę powrotna do domu rusza rano, wiec zamiast czatować na stacji to zamówiliśmy sobie kwaterkę aby wygodnie się wyspać.
Ale zanim leżakowanie to jakoś musieliśmy dotrzeć do Suwałk.
A zrobiliśmy to tak.
W Augustowie po śniadanku ruszyliśmy do muzeum Kanału Augustowskiego. Jednak z powodu zapowiadających na dziś dużych burz i dość długiej naszej dzisiejszej trasy nie mieliśmy zbytnio czasu na zwiedzanie samego muzeum. Zatrzymaliśmy się tylko na obiekcie kilka fotek i ruszamy.
Nasz kierunek to nie bezpośrednio Suwałki najkrótsza drogą tylko tak jak prowadzi nasz bohater, czyli szlak Green Velo. A prowadzi on malowniczymi drogami tuż przy Kanale Augustowskim, gdzie w miejscowości Płaska zobaczyliśmy na własne oczy jak taka przeprawa przez śluzę się odbywa. No niestety trochę czasu nam to zabrało, ale było warto.
Żar z nieba lał się okrutny. Nawet mnie kochającemu ciepełko troszeczkę dokuczał, ale tylko odrobinkę.
Tak w znakomitych nastrojach ścieżka rowerowa przy drodze 672 dotarliśmy do Mikoszówki i obraliśmy w końcu kierunek Suwałki. A dokładniej na Wigierski Park Narodowy i były klasztor Kamedułów położony na wzgórzu nad Wigrami. Po drodze nie mogliśmy sobie jednak odmówić kąpieli w Czarnej Hańczy, no może ciężko to nazwać kąpielą, ale schodziliśmy się znakomicie w wodach tej pięknej rzeki, a kilkadziesiąt metrów dalej w jakże uroczym sklepiku uzupełniliśmy wypocone cenne minerały, a szczególności chmiel hihihihi.
Pora robiła się dość późna, a właściwie to bardziej obiadowa niż późna, w koło nas zaczęły gromadzić się chmury burzowe, nawet słychać już było grzmoty. To czym prędzej musieliśmy znaleźć jakieś fajne miejsce na odpoczynek, przeczekanie burzy jeśli przyjdzie (przyszła podczas obiadu) i oczywiście syty i dobry obiadek. Akie miejsce znaleźliśmy w miejscowości Maćkowa Ruda. Polecam pomidorowa i kurkowa rewelacyjne zupki a drugie dania jeszcze lepsze. Chociaż Andrzej twierdzi że wątróbkę robi lepszą – wiadomo gdzie na nią teraz będziemy jeździli hihihihihihi.
Po ulewnym deszczu ruszyliśmy w dalszą drogę.
Nagrzany asfalt szybko pozbył się nadmiaru wody i właściwie do klasztoru nic oprócz zachmurzonego nieba nie wskazywał na to, że przed chwila dość mocno padało.
Wizyta na wieży widokowej to właściwie ostatni punkt z listy atrakcji zaplanowany na dzień dzisiejszy. Teraz już tylko okrążenie jeziora i prosta ścieżka rowerowa wzdłuż drogi 653 do Suwałk gdzie czekała na nas przytulna kwatera z milutka kołderka. I jak to było w poprzednich dniach przyszedł czas na wieczorne rozmowy Polaków. Troszkę smutniejsze, troszkę bardziej refleksyjne, troszkę już bardziej wspominkowe bo to nasz pożegnalny wieczór. Jutro już będziemy w swoich domkach opowiadać bliskim jak to było na Szlaku GREEN VELO.
A było tak :

  1. Kwatery wszystkie bardzo dobre. Domki w Goniądzu rewelacja i super kwatera dla lubiących troszkę połowić ryb. Opłatę wnosi się u gospodarza i można wędkować w Biebrzy. Augustów i Suwałki miłe domki z przytulnym ogrodem.
  2. Trasa – bardzo zróżnicowana taka, jaka powinna być. Trochę szutru, trochę piachu, trochę asfaltu, trochę kostki i wspaniałe krajobrazy pól, lasów, łąk, jezior, rzek, bagien i rozlewisk. Oznaczona jak dla mnie wystarczająco. Wszytko było jasne i zrozumiałe. Może odrobinę więcej przydało by się oznaczeń kilometrów do najbliższej miejscowości. Tak, aby wiedzieć czy np. uda się dojechać przed burzą czy raczej poczekać i przeczekać tu gdzie się jest. Ale to drobiazg, bo zawsze można sprawdzić w dostępnych pomocach internetowych (tylko trzeba się zatrzymać) (tu dodam że jechałem na rowerze trekkingowym z oponami 1,75 na nawierzchnię mieszana – dawały rade spokojnie – może komuś się przyda ta informacja)
  3. Towarzystwo – no tu chyba nie muszę nic mówić … albo powiem … z Wami chłopaki to nawet na koniec świata ruszę rzeknijcie tylko słowo. Bardzo Wam dziękuję za te trzy dni i kilka godzin podróży dnia czwartego. Było wspaniale.
  4. Pogoda no i tu oczywiście będą na bak zdania podzielone, ponieważ dla mnie była bardzo dobra, wręcz idealna ciepło, słońce może ciut za duszno, parno, ale było pięknie, a dla Waldka i Andrzeja stanowczo za gorąco.
  5. Zdobyte nowe doświadczenia np. w pakowaniu sakwy – po co ci była potrzebna Goździku ta ciepła bluza skoro zapowiadali upały co ???? (pytanie retoryczne bardziej prawda….przecież Suwałki to Polski biegun zimna prawda.... )i nowe znajomości – Lena, Grzegorz i Mateusz fajnie było was poznać pogadać i pośmiać się na trasie.

Ot i tak kończy się moja pierwsza przygoda z GV.

PS
Ponieważ relację piszę kilka dni po powrocie, to mogę już powiedzieć, że trzy dni temu przyszedł sms od Waldka, który poinformował mnie, że ostatni weekend lipca 2019 będę spędzał ……………………….. no gdzie jak myślicie ??? ………….. no jasne, że na GREEN VELO. I już się nie mogę doczekać.

Trasa: Augustów – Studzieniczna – Płaska – Mikaszówka – Dworczysko – Okółek – Głęboki Bród -Gulbin – Ciemny Las – Wysoki Most – Maćkowa Ruda – Mikołajewo – czerwony Folwark – Wigry – Ryżówka – Leszczewek – Suwałki.

Foto:
Aukustów i wszystko jasne
Augustów i wszystko jasne © GOZDZIK

Widok na Kanał Augustowski w Augustowie
Widok na Kanał Augustowski w Augustowie © GOZDZIK

Studzieniczna - Pomnik
Studzieniczna - Pomnik © GOZDZIK

Napis na pomniku
Napis na pomniku © GOZDZIK

Taki szlak nam się przewijał w okolicy Augustowa
Taki szlak nam się przewijał w okolicy Augustowa © GOZDZIK

Płaska - Śluza lewa strona
Płaska - Śluza lewa strona © GOZDZIK

Płaska - Śluza prawa strona - widać różnicę poziomów
Płaska - Śluza prawa strona - widać różnicę poziomów © GOZDZIK

Ściezka rowerowa przy drodze 672
Ścieżka rowerowa przy drodze 672 © GOZDZIK

Czarna Hańcza
Czarna Hańcza © GOZDZIK

Uroczy sklepik
Uroczy sklepik © GOZDZIK

Na szlaku Green Velo
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK

Troszke padało - na obiadku
Troszkę padało - na obiadku © GOZDZIK

Klasztor pokamedulski
Klasztor pokamedulski © GOZDZIK

Widok z wieży zegarowej na Wigry
Widok z wieży zegarowej na Wigry © GOZDZIK

A tu klasztor z przeciwnej strony jeziora
A tu klasztor z przeciwnej strony jeziora © GOZDZIK

Na trasie Green Velo
Na trasie Green Velo © GOZDZIK

To jest już koniec - Suwałki
To jest już koniec - Suwałki © GOZDZIK





  • DST 76.50km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 19.37km/h
  • VMAX 33.90km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 234m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja przygoda z Green Velo dzień 2

Sobota, 28 lipca 2018 · dodano: 04.08.2018 | Komentarze 5

Dzień drugi przywitał nas zachmurzonym niebem, brakiem słoneczka, sporą wilgotnością i wycieczką do sklepu po śniadanko dla Mariuszka. Znaczy się wycieczkę miałem tylko ja, koledzy dosypiali sobie spokojnie i miło lub pomalutku zabierali się za jedzenia. No cóż jak ktoś głupi i wieczorem nie zrobił zakupów to tak ma. Ale za to mam 3 km więcej tego dnia zrobione hihihihi.
Na trasę wyruszyliśmy o godzinie 9.00 i przynajmniej teoretycznie powinno już być słonko . Niestety nie było. Niestety dla mnie bo ja jednak wole słonko. Andrzejowi i Waldkowi pogoda bardzo pasowała.
Na początek punkt widokowy w Goniądzu, a potem już na trasę Green Velo do Augustowa. Plan na dziś zakładał znacznie miej kilometrów do przejechania, ale za to chcieliśmy troszkę po Augustowie połazić po jego centrum. I nawet był cel tego chodzenia, bo zostaliśmy zaproszenie przez Lenę i Grzegorza na wspólny obiad, ale w połowie drogi zorientowaliśmy się, że od naszej kwatery to jest za daleko jak dla nas na dziś. Przepraszamy Was za to mocno.
Oj troszkę wyprzedziłem fakty i zaraz po ruszeniu opisałem koniec dnia, a przecież na trasie działo się wiele fajnych rzeczy.
To wracamy na trasę.
Tak jak na wstępie na razie ze słońcem nic się nie zmieniło – nie było go.
Ale już podczas pierwszej przerwy w Dolistowie Nowym chmurki zaczynały chyżo znikać z nieba i zanim wjechaliśmy na najbardziej atrakcyjny odcinek drogi podczas dzisiejszej trasy słonko już mocno dopiekało. A ten cudowny odcinek trasy to doga wzdłuż Biebrzy właściwie tuz przy Biebrzy na skraju Biebrzańskiego PN z Dolistowa Starego do prawie że samych Mogielnic. Naprawdę kolejny cudowny widok na bezmiar przyrody, łąk, rozlewisk, bagien i samej meandrującej rzeki Biebrzy, na której co jakiś czas spotykaliśmy turystów nią płynących na różnych „pojazdach” wodnych. Niezapomniane wrażenie to wszystko robi. Cisza spokój i co jakiś czas pozdrawiający się, a to rowerzyści rowerzystów, a to wodniacy rowerzystów i tylko, co jakiś czas a sielankę psuł przejeżdżający samochód. Ale że to drogo piaszczysto – szutrowa z dołkami gdzie nie gdzie to wolniutko jeździli, więc nie było źle.
I w takich to pięknych warunkach przyrodniczo – krajobrazowych dotarliśmy do miejscowości Białobrzegi, gdzie skwar lejący się z nieba zmusił nas do uzupełnienia zapasów płynów w najbliższym napotkanym sklepie. Gdy tak właśnie sobie siedzieliśmy i chłodziliśmy się, jedynym słusznym w takich okolicznościach trunkiem z domieszką chmielu, podjechał do źródełka najpierw Mateusz, a za chwilkę Lena i Grzegorz. Oczywiście wszyscy bardzo się ucieszyliśmy, że ponownie się widzimy i od razu zaczęliśmy od dzielenia się wrażeniami z dnia wczorajszego, noclegu i dzisiejszego odcinka. Gadamy, śmiejemy się popijamy zupkę chmielowa co by w gardle nie zaschło było fajnie. Mnie trudno usiedzieć w takich chwilach wiec sobie łażę tu i tam . Podziwiam rowery, sakwy, bagaże, osprzęt ….. ojjj chwilka …. a co to jakiś obcy rower ktoś nam podrzucił z miejscowych. Taki bez przerzutki przedniej, bez przerzutki tylnej, bez hamulca tylnego z kierownica co ma chyba 30-40 cm do tego tak rzucony bez ładu i składu. Podnoszę chce odstawić na bok, co by się pod nogami tu obcy nie kręcił a tu nagle słyszę głos Leny
- ale to mój ci on, mój….

I taka cisza zapadła.
A za chwilkę

- Lena ty z Białegostoku do Suwałk jedziesz na takim rowerku ?????
- Tak . No co nazwa jest ważna to Mustang jest przecież

No tak ma racje dziewczyna to przecież samo jedzie .
I sam już nie wiem, co powiedzieć …. Ale szacun i tyle, bo ja bym nie miał odwagi i myślę, że nie jeden z nas by tez tego nie zrobił aby się wybrać na takim egzemplarzu i to jeszcze z bagażem na plecach, a nie w sakwach. Jesteś wielka.
Po ochłonięciu z wrażeń dostarczonych nam przez rower Leny, oraz zaspokojeniu pragnienia ruszamy grupkami dalej w kierunku Augustowa, ale objeżdżając jezioro Sajno i Sajenek, a następnie, aby było ciekawiej i piękniej ruszamy na miejscowość Studzieniczna, aby z niej tuż przy jeziorze Białym Augustowskim dotrzeć do samego Augustowa. Po drodze jeszcze kilkakrotnie spotykaliśmy i Lenę i Grzegorza i Mateusza i za każdym razem bardzo fajnie się gadało i śmiało. Jednak każde z nas miało w innej części Augustowa i pobliżu Augustowa soje kwatery, więc tuż przed nim rozstaliśmy się z nadzieja, że się może spotkamy na wspólnym obiedzie. Niestety nasza kwaterka była co prawda w Augustowie ale jednak dość daleko od centrum i dlatego gdy szliśmy na ten umówiony obiad energii nam brakło na Kanale Augustowskim i zakotwiczyliśmy tuż przy nim. Oczywiście powiadomiliśmy naszych znajomych.
No i co tu na koniec powiedzieć?
Powtórzyć się ze było fajnie, cudownie, wesoło…. No tak powtórzę się .
Dodam może jeszcze tylko to, że wieczorne rozmowy z moimi przyjaciółmi Waldkiem i Andrzejem maja swój niesamowity klimat, urok i bardzo mnie uspakajają i wyciszają hihihihihi

Trasa: Goniądz – Dawidowizna – Wroceń – Dolistowo Nowe – Dolistowo Stare – Jasionowo Dębowskie – Mogilnice – Wrotki – Sosnowo – Bór – Białobrzegi – Studzieniczna – Augustów.
 
Foto :
Goniądz widok z punktu widokowego
Goniądz widok z punktu widokowego © GOZDZIK
Punkt widokowy Goniądz
Punkt widokowy Goniądz © GOZDZIK
Zaczynamy najpięknieszy odcinek dzisiejszej trasy
Zaczynamy najpiękniejszy odcinek dzisiejszej trasy © GOZDZIK
Biebrza tuż przy szlaku
Biebrza tuż przy szlaku © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Na trasie Green Velo tuż przy Biebrzy
Na trasie Green Velo tuż przy Biebrzy © GOZDZIK
Nasza wesoła ekipa od lewej Goździk, Lena, Waldek, Grzegorz i za nim Mateusz, Andrzej
Nasza wesoła ekipa od lewej Goździk, Lena, Waldek, Grzegorz i za nim Mateusz, Andrzej © GOZDZIK
Kanał Augustowski - tablica informacyjna
Kanał Augustowski - tablica informacyjna © GOZDZIK
Jedna ze śluz kanału
Jedna ze śluz kanału © GOZDZIK
Ojjjjj pieknie było
Ojjjjj pięknie było © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Gdzies na szlaku GV
Gdzies na szlaku GV © GOZDZIK





  • DST 96.80km
  • Teren 8.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 21.51km/h
  • VMAX 37.80km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 291m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja przygoda z Green Velo dzień 1

Piątek, 27 lipca 2018 · dodano: 01.08.2018 | Komentarze 6

Jeździć po szlaku Green Velo było moim marzeniem od jakiegoś czasu. Bardzo chciałem ruszyć drogami i dróżkami tego szlaku, ale brakowało mi odwagi aby to jakoś ogarnąć, zorganizować. Od wielu lat mój minimalistyczny weekendowy urlop polegał na pojechaniu samochodem gdzieś w Polskę najlepiej na Warmię i Mazury i tam zrobić trzy wycieczki. Oczywiście jak pogoda by pozwoliła, bo jak nie to siedzenie na kwaterze.
Natomiast na szlak GV trzeba się dostać pociągiem zaplanować jakieś odcinki, różne kwatery, ograniczenia w pakowaniu do sakwy, a na koniec dostać się do miasta gdzie będzie czekał pociąg powrotny. No właśnie z tym, że nie czekał tylko odjedzie o określonej godzinie i nic nie będzie go obchodziło to, że może padał deszcz, była burza, nawałnica, awaria roweru itp….. pojedzie i tyle.
To wszystko powodowało, że jednak bałem się takiej wycieczki. Bałem, nie planowałem i nadal tylko marzyłem.
Marzyłem, aż do chwili kiedy to za planowanie naszych wycieczek zabrał się Waldek i mniej więcej równo rok temu oświadczył mi, że za rok (czyli dziś) ruszamy na Green Velo.
Mówię Oki, rok czasu wiele się zmieni, odwidzi mu się i nie ma co panikować.
Ale nie.
Nie Waldek.
Jak zaplanował to też do tego dążył.
Wybrał trasy, wybrał miasta, wybrał połączenia, zaproponował pierwszą kwaterę, Andrzej kolejne dwie zamówili zarezerwowali wsadzili w pociąg i …….. pojechałem na wielką przygodę. Tak wiem dla niektórych to Pikuś, dla mnie jak na razie wyprawa życia.
Oczywiście bałem się bardzo bo na ten weekend zapowiadali prawie trzydziestostopniowe upały, a oprócz tego burze, burze i jeszcze raz burze, deszcz i grad. Ale co było robić . Bilety kupione, kwatery zapłacone, chłopaki przygotowani i pełni optymizmu więc jedziemy.
Na początku naszej wycieczki przytrafiły się chłopakom pewne niespodzianki. Jeden urwał uchwyty od sakwy, drugi się skaleczył dość mocno w palucha. Zapowiadało się od samego początku rewelacyjnie. Czekałem tylko na to kiedy mnie coś dopadnie ( w sekrecie powiem, że mnie oszczędził pech).
Podjechał pociąg i jak tylko wsiadłem do wagonu rowerowego to wszystkie obawy zniknęły. Udzieliła mi się niesamowita atmosfera wagonu rowerowego, który był wypełniony po brzegi rowerami i ich właścicielami zmierzającymi na Green Velo. Jedni do Białegostoku, inni do Suwałk jeszcze inni do Augustowa, a my do Łap.
Dlaczego do Łap ???
Przecież tam nie ma GV!
Prawda. Nie ma. Ale jest Narwiański Park Narodowy i przeprawa kładkowo-pomostowa Waniewo – Śliwno. Niestety w tym roku przeprawa ta została zamknięta ze względu na remont. Dowiedzieliśmy się o tym trochę wcześniej, nie na miejscu, ale i tak nie zmieniliśmy planów rozpoczęcia trasy. Zmieniliśmy tylko plan trasy dnia pierwszego i odwiedziliśmy Dyrekcję Parku z wybudowaną tam kładka widokowa nad Narwią. W pociągu, kiedy każdy z nas mówił jakie i gdzie planuje swoją przygodę ze szlakiem, postanowił się do nas dołączyć Mateusz.
Łapy – wysiadamy. Pakujemy sakwy na rower i ruszamy.
Pogoda cudowna. Cieplutko słonko na niebie, ciepły wiaterek i przyjaciele w koło i na kołach
Bajka. I tyle.
Ruszamy do Kurowa, a następnie do Tykocina, gdzie Pani Struzikowa „Bocianowi” piwo nalewała….. pamiętacie w jakim filmie ???? hihihihi. Zamek też oczywiście odwiedziliśmy.
Po krótkiej przerwie na małe piwko i przeczekanie pierwszego jakże orzeźwiającego deszczu ruszamy w dalsza drogę. Kolejna przerwa zaplanowana została tuż przed wkroczeniem na Carską Drogę pod malutkim sklepem, gdzie przerwę również mieli inni rowerzyści podróżujący po Green Velo m.in. Lena i Grzegorz z którymi spotkaliśmy się na trasie jeszcze kilka razy. Szczególnie jedno ze spotkań podczas dnia drugiego pozostanie w mojej pamięci na długo. Ale o tym w następnej relacji. Teraz Carska Droga i otaczający ją Biebrzański Park Narodowy ostatni dzisiejszy odcinek dzielący nas od kwaterki w Goniądzu.
Ja nie potrafię opisać słowami tego co widzieliśmy z wieży widokowej i z pomostu, oraz jadąc samą drogą. Tym bardziej, że wcześniej spadł deszcz, niebo zasłało się chmurami, wzeszła leciutka mgiełka, lub tez ziemia parowała bo upał był duży. Po prostu nie potrafię. Tam trzeba być, zobaczyć i poczuć ta ciszę i otaczającą nas przyrodę.
Na kwaterę dotarliśmy około 18 i dalej cieszyliśmy się tym wszystkim.
Kwatera tuż przy Biebrzy z własna wieżą widokowa, polem namiotowym, domkami, ogniskiem … eeeeeee wszystkim co pozwala się cudnie zrelaksować, odpocząć i zapomnieć…………..o pewnych rzeczach, sprawach, problemach…….
Trasa: Łapy – Łupianka Stara – Kurowo – Pajewo – Radule – Leśniki – Saniki – Tykocin – Nieciece – Hermany – Łaś Toczyłowo – Stękowa Góra – Goniądz.

Foto:
To tylko połowa waganu na rowery. Za plecami tak samo wygląda ten przedział
To tylko połowa wagonu na rowery. Za plecami tak samo wygląda ten przedział © GOZDZIK
Kurowo i kładka nad rzeką Narew
Kurowo i kładka nad rzeką Narew © GOZDZIK

Ta sama kładka - bardzo klimatyczne miejsce
Ta sama kładka - bardzo klimatyczne miejsce © GOZDZIK

Gdzieś na trasie
Gdzieś na trasie © GOZDZIK

Tykocin i Alumnat
Tykocin i Alumnat © GOZDZIK

Zamek w Tykocinie
Zamek w Tykocinie © GOZDZIK

Przy Carskiej Drodze
Przy Carskiej Drodze © GOZDZIK
Biebrzański Park Narodowy
Biebrzański Park Narodowy © GOZDZIK

Wieża widokowa
Wieża widokowa © GOZDZIK

Biebrzański Park Narodowy
Biebrzański Park Narodowy © GOZDZIK

Carska Droga
Carska Droga © GOZDZIK

Nasza kwatera
Nasza kwatera © GOZDZIK

Nad Biebrzą - tuż przy kwaterze
Nad Biebrzą - tuż przy kwaterze © GOZDZIK




  • DST 110.00km
  • Teren 7.00km
  • Czas 05:19
  • VAVG 20.69km/h
  • VMAX 34.20km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 272m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pałac Malina

Niedziela, 22 lipca 2018 · dodano: 23.07.2018 | Komentarze 2

Do pałacu w Malinie planowałem wycieczkę jakieś trzy, cztery, a może i pięć lat wcześniej. Niestety nigdy nie udało się tam dotrzeć, choć w Kutnie się bywało. Dziś mogę spokojnie powiedzieć, że nie żałuję tego odwlekania, przesuwania planów odwiedzenia tego miejsca na kolejny sezon. To naprawdę wyszło na dobre.
Dlaczego?
A dlatego, że pałac ten do niedawna jeszcze był po pierwsze zamknięty, po drugie popadał w ruinę i zapomnienie, a ostatnio był niedostępny z racji prowadzonych prac remontowych, po których to miał się stać wytworna restauracją i hotelem.
Bardzo zacnie.
Tylko nauczony doświadczeniem wiem, że po takim remoncie objekty te staja się niedostępne dla zwykłego szarego turysty. Stają się zamkniętymi enklawami dla tych, co nie przyjeżdżają pod drzwi rowerem chyba, że Land Roverem.
Z jednej strony to oczywiście dobrze, bo pewnie wiele obiektów historycznych, zabytkowych udało się uratować, z drugiej strony no cóż „szaraczek” nie zobaczy.
Z takim właśnie nastawieniem zaplanowałem dzisiejszą wycieczkę, do której udało mi się namówić, chociaż bardziej pasuje określenie skusić Dominika.
Po drodze myślałem tylko o tym, aby zrobić szybka fotkę za ogrodzenia, (bo i z takim przypadkiem się spotkałem, że nie wolno robić zdjęć odnowionemu pałacowi) i chociaż namówić w recepcji kogoś na przystawieni stempla w książeczce PTTK, ale jak się nie uda to trudno zdjęcie wystarczy.
To ruszam do odwiedzenia jednego z największych pałaców w centralnej Polsce wzniesionego przez stolnika gostyńskiego Marcina Czajkowskiego na przełomie XVIII i XIX wieku oraz dokonanych późniejszych przeróbek, dobudowań itp. W czasie II WŚ pełnił funkcję szpitala dla żołnierzy niemieckich. Po wojnie mieścił się tu Dom Dziecka.
Po odrodzę nie może zabraknąć i innych ciekawych miejsc takich jak pałac w Stanisławowie, w Walewicach i zameczek w Sobocie, nie wspominając już brnięcia w kaczorach po pas, po tym jak, ktoś nam ( chyba podczas budowy autostrady) drogę zwinął. Na mapach była co prawda wyglądała na gruntówkę, szlakówkę ale była, a w terenie nie. Można więc rzec, że mieliśmy przygodę ooooo.
Czym bliżej naszego celu tym mocniej układam sobie plan rozmowy na wypadek jakby ktoś do nas chciał strzelać, że teren prywatny, że nie można, a gdzie wy tu tacy spocenie na salony itp.
Plan ułożony
Wchodzimy na teren… jedna fota, druga fota, rowery zostawiamy trzecia, a tu … nic cisza… dobrze jest.
Mówię do Dominika
- idę po pieczątkę może się uda…
- dobra popilnuję rowerów – odpowiada Dominik.
Wchodzę… no pięknie jest. Wszystko lśni czystością piękne tynki, ozdoby, stoły w jadalni przepięknie nakryte, wszystko z klasą elegancją. Zauważyłem panią, wiec bardzo grzecznie i milutko, aby nie spłoszyć pytam:
- przepraszam, czy nie sprawię kłopotu jak poproszę tylko o pieczątkę obiektu do książeczki turystycznej?
Pani odpowiada i uwaga, bo tu się zaczyna najlepsze.
- ależ tak oczywiście nie ma problemu tylko znajdę
I zaraz następuje pytanie:
- a może chciałby Pan zwiedzić obiekt pooglądać sale, komnaty, bibliotekę ze zbiorami i tak cały obiekt.
No powiem wam że w pierwszej chwili myślałem że Pani ze mnie żartuje i zaraz powie że jest to oczywiście dostępne, ale najpierw trzeba zapłacić za dobę hotelową.
Ale nie … tak nie było zapytałem tylko czy nie sprawimy tym kłopotu Pani i właścicielom.
Uzyskałem zapewnienie, że absolutnie nie.
Nie muszę chyba mówić, jaką radość sprawiło nam takie potraktowanie naszych skromnych osób. Wycieczka odkładana odwlekana, dziś myślałem że nawet na dziedziniec nie wejdziemy a tu taka niespodzianka. Pani zabrała ze sobą pęk kluczy i oprowadziła nas po miejscach wartych zobaczenia, opowiedziała nam o tym jak to dziś funkcjonuje, jak dzięki pasji i zaangażowaniu właścicieli powstało to dzisiejsze miejsce, jak trafiają tu cenne zabytki, książki, obrazy. Otworzyła nam zamknięte o tej porze pomieszczenia w piwnicy, na piętrze, na balkonie…. Nie no słuchajcie ja tam się czułem jak ważny gość. Pani odpowiedział nam na wszystkie nurtujące nas pytania.
Ja jestem pod wielkim ważeniem tego miejsca, ludzi, którzy to miejsce stworzyli na nowo i cały czas starają się o pałacowy klimat, o umieszczeniu tu zabytków i innych różnych przedmiotów z epoki pewnie też gdzieś uratowanych, oraz pod wielkim wrażeniem Pani Darii, która pewnie mimo innych obowiązków poświecił nam sporo czasu, przekazało dużo bezcennej wiedzy i sprawiła, ze czuliśmy się wspaniale.
Pani Dario, jeśli udało się Pani dotrzeć do naszej strony to jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję. A miejsce to na 100% będę polecał każdemu znajomemu na romantyczny weekend. Jako niebanalny pomysł na rocznicę ślubu, zaręczyn, poznania, pierwszej randki, pocałunku, walentynek czy czego tam jeszcze romantycznego można wymyślić. Właścicielom gratuluje, podejścia do tematu zabytku, pasji, zaangażowania i oczywiście personelu. Urzekło mnie to miejsce i tyle w temacie.
Zapachy wydobywające się z pałacowej kuchnie przypomniały nam, o tym, że pora obiadowa się zbliża i czas z salonów przesiąść się na nasze rumaki i ruszyć na łowy.
Łowy odbyły się w centrum Kutna.
Najedzeni, napojeni i prawie wypoczęci ruszamy w drogę powrotną.
W domku mała kawka, ciasto, chwila odpoczynku i muszę pożegnać się z Dominikiem, który postanawia wrócić do domu rowerem. Blisko 80 kilometrów ma chłopak jeszcze do przejechani i bardzo mocno go w tym wspieram. Ja niestety w domu padłem.
Bardzo fajna wycieczka, choć teren płaski i już dość dobrze znany. Niesamowicie miłe zaskoczenie w Pałacu, piękna pogoda dobre towarzystwo czego chcieć więcej…????
Może więcej takich dni w roku ????
Dobra było super.
Dominiku dziękuję ci za towarzystwo.
Pani Dario pozdrawiamy serdecznie.

Trasa Głowno – Władysławów Bielawski – Stanisławów – Wojewodza – Gaj – Walewice – Sobota – Wola Kałkowa – Orłów – Mateuszew Szewce Owsiane – Krzyżanówek – Krzyżanów – Stara Wieś – Malina – Kutno – Zawady – Krzyszanów – Szewce Owsiane – Mateuszew – Orłów – Borów – Bielawy – Zgoda - Helenów – Głowno

Foto
Pałac w Malinie
Pałac w Malinie © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Na obiadowych łowach w Kutnie
Na obiadowych łowach w Kutnie © GOZDZIK




  • DST 50.70km
  • Teren 11.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 20.28km/h
  • VMAX 36.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt GIANT TALON
  • Aktywność Jazda na rowerze

Treningowo po wzniesieniach

Niedziela, 8 lipca 2018 · dodano: 08.07.2018 | Komentarze 3

Moja, nie nasza (Waldek,Andrzej) przygoda z trasą Green Velo zbliża się wielkimi krokami. Nie można więc siedzieć w domu i użalać się nad sobą, trzeba trenować, aby nie odstawać od przyjaciół w podróży. Bardzo mi się dziś nie chciało wychodzić z domu, ale po kilku kilometrach zmieniło się i nastawienie i humorek. Bardzo się cieszę że ruszyłem się z domku. Pogoda dopisała, odwiedziłem dawno nieodwiedzane dróżki i miejsca w PKWŁ. Takie tam małe 50 km zrobione bez chwili przerwy, no poza sekundami poświęconymi na dwa zdjęcia i tyle. Wiem... nie ma czym się chwalić, ale tak jakoś...... hihihi

Trasa: Głowno - Osiny - Szczecin - Nowostawy Dolne - Poćwiardówka - Dąbrówka Mała - Tadzin - Grzmiąca - Buczek - Niesułków - Szczecin - Głowno.
Foto:
Gdzieś na trasie - PKWŁ
Gdzieś na trasie - PKWŁ © GOZDZIK
Moja ulubiona droga - czarny w lesie Janinowskim
Moja ulubiona droga - czarny w lesie Janinowskim © GOZDZIK


Kategoria PKWŁ


  • DST 44.20km
  • Teren 23.00km
  • Czas 02:21
  • VAVG 18.81km/h
  • VMAX 31.80km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 152m
  • Sprzęt GIANT TALON
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przy torze,przy torze, przy torze pod most.......

Niedziela, 1 lipca 2018 · dodano: 02.07.2018 | Komentarze 1

Tak wiem nie tak leci oryginał wiersza, ale musiałam dostosować go troszkę do mojej dzisiejszej wycieczki.
Niedawno podczas rozmowy telefonicznej z moim przyjacielem Waldkiem usłyszałem, że jak wróci do kraju to mam się szykować na jazdę nawet zimowa porą. No strasznie mnie to już zmroziło, a co dopiero będzie jak za oknem będzie minus kilka…. Czyli temperatura nie do przyjęcia jak dla mnie.
Strach się bać.
Mając w głowie te słowa i strach, co to będzie och, co to będzie postanowiłem, że trzeba już zacząć się hartować i w tak zimny i wietrzny dzień lata jak dziś trzeba iść na rower i to szybciutko hihihihi…….
A tak bardziej poważnie to ruszyłem swoje 4 litery, bo normalnie wstyd i hańba. Tyle czasu bez rowerowania. A to pogoda zła, a to nie chce mi się, a to inny obowiązek, a tu…. A tu prawie miesiąc zleciał i mamy już lipiec. Za tydzień może rodzinka z Wrocławia przyjedzie wiec też nie, a za dwa to finał MŚ wiec raczej tez nie, w tygodniu niestety zero szans na rower…. Zaraz się okaże, ze nie wiadomo, kiedy a październik mnie przywita.
Dramat.
No mam tak nieraz ze wpadam w jakiś marazm, niechęć do wszystkiego, osłabienie, nic mi się nie chce i tylko się dołuję ……. Życie i tyle. A raczej przemijające życie.
Dobra, ale może teraz już będzie lepiej.
Pomysł na dzisiejsza wycieczkę wziął się z …......... podróży. A właściwie to z dojazdów. Po 18 latach dojeżdżania do pracy samochodem przyszedł czas na dojeżdżanie do pracy pociągiem. Nie to żebym miał jakąś krzywdę, bo chodzenie mi wcale nie przeszkadza. Lubiłem chodzić i nadal lubię, a prawie 40 minutowy spacer rano i po południu tylko na zdrowie wyjdzie.
Problem, nie może nie problem. Nieudogodnieniem tego układu jest tylko czas. Tu się nic nie przyspieszy, nie popędzi, nie wyjedzie wcześniej nie wróci wcześniej. Odjazd pociągu godzina ta i ta przyjazd ta i ta i……….. i  okazuje się, że 12 godzin poza domem się jest. Dodajmy do tego, chociaż 6 godzin snu….. uuuuuuuu się na będę z bliskimi, z synem. Do bólu.
Dobra nie ważne. Napisałem to tak może trochę na usprawiedliwienie tego że mi się nieraz nie chce.
Ale wracając do pomysłu. To Jeżdżąc teraz pociągiem zauważyłem, że wzdłuż torów to po prawej stronie to po lewej stronie biegnie cały czas jakaś droga, ścieżka. Czasami zniknie, to się pojawi i tak pomyślałem sobie, że zobaczę, co to za ciekawostka. Z niej jest i dokąd mnie doprowadzi. A tytuł wziął się z tą, że poniekąd jechałem przy torze to fakt i pod mostem to tez fakt, to prawie przez cały czas nie mogłem się uwolnić od recytowania sobie kawałka oryginalnego wiersza. Co udało mi się uwolnić od niego i skupić na czymś innym to zaraz powracał: i dudni, i stuka, łomoce i pędzi ……. Masakra jakaś……….
I gładko tak i lekko tak dotoczyłem się do miejsca, w którym musiałem opuścić "przytorową" dróżkę i obrać kurs na dom. No oczywiście … czas ….. mnie do tego zmusił nic innego. Ale dróżka bardzo fajna. W pewnym momencie wpijamy się na czerwony Szlak Okrężny Wokół Łodzi, wiec będzie można kolejna wycieczkę zaplanować w oparciu o dojazd Łódzką Koleją Aglomeracyjną, która stała się moim podstawowym środkiem transportu.
W domu zdążyłem się przebrać umyć i lunęło.
Cieszę się jednak że w ten „mroźny” dzień lata pokręciłem sobie troszkę.

Trasa: Głowno - Wyskoki - Bratoszewice - Stryków - Swędów - Marcjanka - Zelgoszcz - Swędów - Smolice - Stryków - Rokitnica - Bratoszewice - Kalinów - Głowno

Foto:
Przy torze - gdzieś na trasie
Przy torze - gdzieś na trasie © GOZDZIK
Przy torze - tu w Swędowie
Przy torze - tu w Swędowie © GOZDZIK
Pod most...... też Swędów
Pod most...... też Swędów © GOZDZIK
Taki sobie gdzieś widoczek był
Taki sobie gdzieś widoczek był © GOZDZIK
Głowno - Plac Wolności
Głowno - Plac Wolności © GOZDZIK


Kategoria Po okolicy