Info

Suma podjazdów to 92796 metrów.
Więcej o mnie.

Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Marzec4 - 0
- 2025, Luty1 - 1
- 2024, Grudzień1 - 0
- 2024, Październik1 - 0
- 2024, Wrzesień3 - 0
- 2024, Sierpień2 - 0
- 2024, Lipiec3 - 4
- 2024, Czerwiec6 - 0
- 2024, Maj4 - 0
- 2024, Kwiecień2 - 0
- 2024, Marzec2 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2023, Październik1 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 0
- 2023, Sierpień5 - 2
- 2023, Lipiec2 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 0
- 2023, Maj3 - 0
- 2023, Kwiecień2 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2022, Październik2 - 0
- 2022, Wrzesień1 - 1
- 2022, Sierpień6 - 0
- 2022, Lipiec4 - 3
- 2022, Czerwiec2 - 0
- 2022, Kwiecień3 - 0
- 2022, Marzec4 - 7
- 2022, Luty1 - 0
- 2021, Październik3 - 0
- 2021, Wrzesień2 - 0
- 2021, Sierpień4 - 1
- 2021, Lipiec2 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 1
- 2021, Maj3 - 1
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2021, Marzec4 - 4
- 2020, Listopad1 - 0
- 2020, Październik3 - 3
- 2020, Wrzesień1 - 0
- 2020, Sierpień8 - 5
- 2020, Lipiec3 - 2
- 2020, Czerwiec3 - 0
- 2020, Maj4 - 0
- 2020, Kwiecień1 - 2
- 2020, Marzec1 - 3
- 2020, Luty1 - 2
- 2020, Styczeń1 - 2
- 2019, Listopad1 - 2
- 2019, Październik2 - 4
- 2019, Wrzesień1 - 1
- 2019, Sierpień2 - 3
- 2019, Lipiec6 - 17
- 2019, Czerwiec4 - 8
- 2019, Maj2 - 7
- 2019, Marzec3 - 8
- 2019, Luty2 - 5
- 2018, Listopad1 - 3
- 2018, Październik1 - 3
- 2018, Wrzesień2 - 3
- 2018, Sierpień3 - 12
- 2018, Lipiec6 - 22
- 2018, Czerwiec1 - 5
- 2018, Maj3 - 11
- 2018, Kwiecień3 - 16
- 2018, Marzec2 - 7
- 2018, Luty2 - 6
- 2018, Styczeń1 - 11
- 2017, Listopad1 - 3
- 2017, Wrzesień2 - 6
- 2017, Sierpień3 - 7
- 2017, Lipiec6 - 6
- 2017, Czerwiec4 - 9
- 2017, Maj3 - 10
- 2017, Kwiecień2 - 9
- 2017, Marzec3 - 16
- 2016, Listopad1 - 1
- 2016, Październik1 - 1
- 2016, Sierpień5 - 19
- 2016, Lipiec4 - 14
- 2016, Czerwiec4 - 17
- 2016, Maj2 - 19
- 2016, Kwiecień2 - 8
- 2016, Marzec2 - 6
- 2016, Luty1 - 1
- 2015, Grudzień1 - 5
- 2015, Listopad1 - 5
- 2015, Październik3 - 14
- 2015, Wrzesień3 - 5
- 2015, Sierpień7 - 21
- 2015, Lipiec5 - 4
- 2015, Czerwiec4 - 9
- 2015, Maj4 - 13
- 2015, Kwiecień4 - 4
- 2015, Marzec5 - 10
- 2015, Luty1 - 2
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Listopad3 - 7
- 2014, Październik2 - 2
- 2014, Wrzesień3 - 11
- 2014, Sierpień8 - 19
- 2014, Lipiec3 - 8
- 2014, Czerwiec3 - 9
- 2014, Maj3 - 6
- 2014, Kwiecień2 - 4
- 2014, Marzec4 - 13
- 2014, Luty2 - 7
- 2014, Styczeń1 - 1
- 2013, Grudzień1 - 7
- 2013, Październik2 - 7
- 2013, Wrzesień1 - 1
- 2013, Sierpień6 - 23
- 2013, Lipiec5 - 16
- 2013, Czerwiec6 - 8
- 2013, Maj7 - 16
- 2013, Kwiecień5 - 11
- 2013, Marzec3 - 15
- 2012, Listopad3 - 10
- 2012, Październik2 - 12
- 2012, Sierpień5 - 19
- 2012, Lipiec3 - 17
- 2012, Czerwiec4 - 4
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec4 - 5
- DST 30.10km
- Teren 0.50km
- Czas 01:36
- VAVG 18.81km/h
- VMAX 29.30km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 105m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Zimowe rowerowanie
Sobota, 6 stycznia 2018 · dodano: 07.01.2018 | Komentarze 11
Nie wiem czy to można zaliczyć na poczet terminu
„Rozpoczęcie Sezonu”, ale na 100% procent można powiedzieć, ze po raz pierwszy
w roku 2018 ruszyłem dupsko i poszedłem na rowerek.
Tak wiem.
Niedawno pisałem o tym że jazda rowerem poniżej 15 stopni
Celsjusza to dla mnie masochizm w czystej postaci. Jednak po rozmowach
telefonicznych z moim drogim przyjacielem Waldkiem o tym jak to fajnie się
jeździ zimą, jesienią i bardzo wczesna wiosną ten próg opuściłem do 10 stopni,
a tu dziś jest 8 i pojechałem…… strach się bać co będzie jak on wróci do Polski
na stałe … ojjjjj. Normalnie zimowki do roweru będę musiał kupić….. albo być
bardziej twardy i nie ulegać hihihihi.
Ale muszę powiedzieć, że naprawdę było bardzo milutko.
Słoneczko zero wiatru, cieplutko…. I tylko jeden debil który mnie zepchnął z
drogi w kałuże bo drugi mega debil zaczął nas wyprzedzać troszkę wycieczkę
popsuli. Latem to bym to jakoś przebolał, nie pierwszy i nie ostatni tak
przejeżdża blisko, że trzeba uciekać, ale teraz zimą prosto w kałużę, takie
błoto na poboczu wiejskiej drogi. Upaprany calutki byłe i musiałem zawijać w
kierunku domu. Ale mam nadzieję że chociaż 1/10 z tego co za nimi wykrzyczałem
się spełni. I już im współczuję…. Głąby …..
Ale dobra nie o tym….
Gdzie byłem… i po co ???
Niedawno… o matko to nie było tak niedawno….. to był jakiś
listopad… ale ten czas umyka…
Dobra wiec jakiś czas temu, kiedy wracałem z chrześniakiem z
jego meczu do domu, zauważyłem pod Głownem tablicę mówiąca o miejscu Pamięci
Narodowej….
Żyję tu, mieszkam, jeżdżę samochodem, rowerem i naprawdę nie
widziałem tej tablic w życiu, a tu proszę jest. I wówczas postanowiłem, że jak
będzie taki dzień zimowy na malutka przejażdżkę to się tu wybiorę i zobaczę co
i jak …..
I właśnie jestem.
Miejsce to upamiętnia rozstrzelanie prze Niemców w czasie II
WŚ mieszkańców pobliskich wiosek. Opiekują się tym miejscem uczniowie jednej ze
szkół. Naprawdę nie wiedziałem o tym miejscu i nie widziałem go wcześniej. Pomroczność
jasna, ślepota…… dobra nie ważne. Lepiej późno niż wcale prawda.
A z innych ciekawostek to w moim pięknym małym miasteczku
nad jeziorkiem w lasku powstał naprawdę całkiem spory i fajny Park Linowy. I
już nie mogę się doczekać lata aby spróbować swych sił i w takiej formie
wypoczynku, sportu, nie wiem jak to nazwać.
Daria, Rafał was też tu zaciągnę hihihihi…..
Trasa: Głowno –
Glinnik – Karnków – Domaradzyn – Bronisławów – Głowno.
Foto:
Miejsce Pamięci Narodowej - okolice Głowna © GOZDZIK
Miejsce Pamięci Narodowej - Okolice Głowna © GOZDZIK
Widok na jeziorko © GOZDZIK
Park linowy w Głownie © GOZDZIK
Głowno - Park linowy © GOZDZIK
W Parku Linowym - Głowno © GOZDZIK
W Parku Linowym - Głowno © GOZDZIK
- DST 56.40km
- Teren 20.00km
- Czas 03:10
- VAVG 17.81km/h
- VMAX 45.17km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 609m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Czas już kończyć ten sezon miły.
Niedziela, 5 listopada 2017 · dodano: 06.11.2017 | Komentarze 3
To
chyba była ostatnia moja jazda w 2017 roku.
Nie
sądzę, aby Pani Jesień zrobiła mi jeszcze jedną niespodziankę w postaci
pięknego słonecznego dnia i przynajmniej z plus 12 stopniami. Ale jakby jednak
coś się miało takiego przytrafić i byłaby to niedziela to, czemu nie.
Jednak
na dzień dzisiejszy jest to wycieczka kończąca Goździkowy sezon rowerowy 2017.
I
jak na zakończenie przystało było bardzo udane. Ponieważ oprócz naprawdę
pięknego, słonecznego i ciepłego dnia, wolne w pracy miał Andrzej i mógł przyjechać
do mnie do Głowna, abym zabrał go do Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich.
Wycieczkę
tą planowałem jakoś w połowie października, ale niestety wówczas toczyłem nierówną
walkę z bolącym gardłem, a potem z jakimś ogólnym nygusem, który mnie
dopadł.
Całe
szczęście, że pogada w ten pierwszy listopadowy weekend okazała się łaskawa i
jeszcze pozwoliła na małe rowerowe harce.
Ponieważ
była to pierwsza, mam nadzieję nie ostatnia, wizyta Andrzeja w moim parku
miałem dość swobodną możliwość ułożenia trasy wycieczki. Oczywiście chciałbym
pokazać mu jak najwięcej fajnego i pięknego terenu, ale nie mieliśmy całego
dnia do dyspozycji i trzeba było na coś się zdecydować. Wybór padł na Rezerwat
Struga Dobieszkowska oraz Rezerwat Parowy Janinowskie. Pierwszy ze względu na
bardzo ładnie wijącą się w dole Młynówkę, a drugi ze względu na to, że od
leśniczówki do trasy Stryków – Brzeziny (708) to mój ulubiony fragment czarnego
szlaku i wszystkich dróg i drużek znajdujących się w PKWŁ. Natomiast dojazd do
tych miejsc oraz powrót i to, co pomiędzy to czysta improwizacja, ale
oczywiście niepozbawiona walorów krajobrazowych i widokowych. Po ostatnich
ulewach oraz wichurach jakie w tym roku nawiedziły nasze okolice niektóre
fragmenty szlaków oraz leśnych drużek przysporzyły troszkę kłopotów. Było i
błoto i ślisko i kałuże jak jeziora i noszenie rowerów na plecach, ale wszystko
to nadało wycieczce fajnego niezapomnianego klimatu. Mam tylko nadzieję, że
Andrzejowi podobało się tak samo jak mnie i że uda mi się namówić go na kolejną
tym razem już wiosenną wizytę w Parku Krajobrazowym Wzniesień Łódzkich. To był
bardzo mile spędzony dzień.
Jak
koniec to koniec i wypadało by jakoś podsumować się na ten właśnie koniec.
Tylko
co tu pisać ???
Jak
zwykle nie wszystkie palny wycieczkowe udało się zrealizować. Brakło czasu,
brakło nieraz odpowiedniej pogody, a i chęci nieraz też nie pozwalały wybrać
się na rower. Udała się najważniejsza sprawa zaplanowana na ten rok i z tego
powodu jestem bardzo szczęśliwy. Udało się wyjechać na 3 dni na Mazury i to w
towarzystwie, o jakim można tylko pomarzyć. A że marzenia ponoć raz na jakiś
czas się spełniają to właśnie spełniły się w lipcu 2017 i wspólnie z Waldkiem i
Andrzejem wróciłem do miejsc, w których byłem z Waldkiem w 2006 roku.
Oczywiście wyjazd ten, jak i wszystkie moje wycieczki i wypady rowerowe nie
były by możliwe gdyby w domu ze zdrowiem syna nie było spokojnie. Ale o tym
cicho sza ….
Oczywiście
bardzo się cieszę ze wspólnych wyjazdów ze Skowronkami w Jure K-Cz. Jest tam
ciężko i trudno, ale jest cudownie i z chęciom wracam w tamte strony i daję się prowadzić po tej krainie Darii i Rafałowi. Dziękuję Wam bardzo.
No
dobra no to tyle by tej radości i szczęścia było.
Dziękuję
wszystkim znajomym, oraz tym, z którymi miałem przyjemność się poznać w tym
roku i wspólnie spędzić trochę czasu na wycieczkach rowerowych. Mam nadzieję,
że w przyszłym roku też uda się gdzieś wspólnie pojechać, a i może poznać
nowych pozytywnie zakręconych rowerzystek i rowerzystów hihihi
Pozdrawiam
serdecznie i życzę zdrówka, aby przyszły sezon był równie udany.
Trasa:
Głowno – Kalinów – Nowostawy Górne – Niesułków – Anielin – Warszewice – Cesarka
– Ługi – Dobieszków – Niecki – Stare Skoszewy – Głogowiec – Jaroszki – Janinów
– Niesułków-Kolonia – Nowostawy Dolne – Nowostawy Górne – Kalinów – Głowno
Foto:
Na szlaku w PKWŁ © GOZDZIK
Takie tam widoczki © GOZDZIK
Ulubiona część czarnego szlaku © GOZDZIK
- DST 84.50km
- Teren 30.00km
- Czas 04:50
- VAVG 17.48km/h
- VMAX 34.80km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 942m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Góry dwie.........
Sobota, 30 września 2017 · dodano: 02.10.2017 | Komentarze 4
…..
a miały być cztery : Diabla Góra, Bąkowa Góra, Majowa Góra i Góra Chełmo
Niestety
uciekający z prędkością światłą czas nie pozwolił nam na realizację całego
naszego planu wycieczki. Ale powiem szczerze , że to i tak super się udało, bo
patrząc na pogodę w miesiącu wrześniu i nieustanie lejący deszcz t omiałem ogromne obawy czy w ogóle się uda
spotkać i pojeździć. A tu proszę, jaka niespodzianka. Pogoda wymarzona, chociaż
powietrze ostrawe.
Na
miejsce spotkania wyznaczyliśmy Przedbórz. Tu na zbiórce stawiła się Daria oraz
Rafał i Andrzej.
Początek
zapowiadał się całkiem dobrze.
No
może troszeczkę gdzie nie gdzie zboczyliśmy z dróżki lub pojechaliśmy nie tą
drogą, co trzeba było, ale generalnie na pierwszy bufet, który był zaplanowany
na Diablej Górze dotarliśmy w miarę sprawnie. Sprawnie na tyle na ile pozwalał
leśny teren, bo właściwie cała droga od Przedborza wiodła przez lasy. Miało to
oczywiście swój urok, bo i przyjemnie się jechało, las pachniał grzybami, a
same grzyby wyrastały pod kołami, ale niestety czas uciekał. Dlatego już tu
zrezygnowaliśmy z części trasy i nie jechaliśmy w kierunku Trzech Morg tylko
liczyliśmy na to, że przez Pilicę przeprawimy się w miejscowości Faliszew, gdzie
na mapie jest zaznaczony Łódzki Szlak Konny. A jak jest zaznaczony to może i
rowerem się jakoś przeprawimy w tym miejscu, bo może płytko jest, bo może jakaś
kładeczka, albo rzeka wąska i się uda……
Niestety
nic bardziej mylnego. Generalnie nie mam pojęcia jak tędy można na koniu się
przeprawić, bo jak dla mnie to i bardzo głęboko i szeroko i nurt ostry. No
chyba, że może kiedyś był tu jakiś mały
prom bo na obu brzegach takie jakieś miejsca wypłaszczone były. Generalnie w
tym właśnie miejscu legła w gruzach nasza kolejna miejscówka do odwiedzenia.
Nie było bowiem szans na to, aby wyrobić się z czasem i z Przedborza jechać do
Bąkowej Góry, a potem na Chełmo.
Po
nieudanej próbie sforsowania Pilicy ruszyliśmy, więc do Przedborza, a następnie
do rezerwatu Góry Chełmo. Bardzo mi zależało na odwiedzeniu właśnie tego
miejsca. Jest ono niezwykłe i trochę tajemnicze.
Oto
opisu ze strony internetowej zamkilodzkie.pl :
Góra Chełmo to najwyższe
wzniesienie Wzgórz Radomszczańskich (323 m n.p.m.). Na jej szczycie zachowały
się pozostałości grodu datowanego na X-XI wiek. Grodzisko otacza potrójny
pierścień wałów ułożonych z bloków wapiennych. Na północnym stoku wzgórza
znajdują się dawne kamieniołomy o ścianach sięgających 10 metrów.
Górujące nad okolicą wzniesienie zawsze rozbudzało
wyobraźnię i tworzyło legendy. Kiedyś było to też miejsce kultu pogańskiego.
Podanie głosi, że w wykutych w piaskowcu komnatach śpi św. Jadwiga Śląska z
rycerzami. Szczęśliwcy mogą zobaczyć dzielnych wojowników, gdy ćwiczą sztuki
walki na szczycie góry. Można też dowiedzieć się kiedy dokładnie to następuje.
Informację można odczytać na korze dębu rosnącego w lesie na Górze Chełmo.
Jednak tylko w czwartek, podczas nowiu. W kościele mariackim w Krakowie wisi
żebro jednego z chełmskich wielkoludów. Kiedy się ostatecznie rozpadnie, wtedy
rycerze powstaną do prawdziwej walki.
Kolejna legenda mówi, że Góra Chełmo połączona jest
podziemnym tunelem z Bąkową Górą. Na wzniesieniu utworzony został rezerwat
leśno-archeologiczny „Góra Chełmo”, chroniący las, oraz grodzisko.
Pozwoliłem sobie na przytoczenie dokładnego opisu bo jest zwarty, krótki i
oddaje charakter tego miejsca. Tam naprawdę było tajemniczo. Natomiast o podjeździe na sam szczyt nie będę wspominał….. powiem tylko tyle, że góra
odcięła mi tlen i moc w nogach całkowicie hihihihi.
Po chwili spędzonej w samym sercu grodziska podjechaliśmy jeszcze do
kamieniołomu, a następnie mieliśmy się udać czerwonym szlakiem do Masłowic i
dalej tym samym szlakiem do Przedborza. Niestety pewne okoliczności ponownie zmusiły nas do zmiany i tego na
szybko wymyślonego zastępczego planu.
Trudno tak wyszło. Małe niedogadanie, brak łączności i stracone 30-40
minut, a ja niestety przed 19.00 muszę być w domu. Taki los.
Ale jak to się mówi gdy coś nie wychodzi : Nie ma tego złego co by na dobre
nie przekabacić.
Prawda???
Prawda. Jest pretekst aby spotkać się w tych okolicach raz jeszcze i
odwiedzić nieodwiedzone Góry: Bąkową i Majową i może jakąś jeszcze inną np. Góra Czartoria koło Ręczna.
Zobaczymy, co i jak. Jak dla mnie była to już raczej ostatnia całodzienna
wycieczka w tym sezonie. Nie kończę oczywiście jeszcze sezonu, bo chciałbym
jeszcze pojechać do Puszczy Kampinoskiej i jeszcze odwiedzić Wzniesienia Łódzkie,
ale na 100% dalej i dłużej już nie. Teraz pomału trzeba się zacząć rozliczać ze
zrealizowanych i nie zrealizowanych planów w 2017 oraz przymierzyć się do
planowania sezonu 2018, w którym to roku główną wycieczką będzie : Trzy dni na
Green Velo.
Natomiast podsumowując dzisiejszą wycieczkę mogę tylko stwierdzić że w
wyśmienitym towarzystwie to i niezrealizowane w 100% plany są wspaniałe i
warte przeżycia. Dziękuję Wam bardzo za dzisiejszy dzionek.
Trasa : Przedbórz – Wierzchlas – Zuzowy – Wąsacz – Reczków Stary – Brzezie
– Rez. Diabla Góra – Brzezie – Skotniki – Faliszew – Taras – Grobla – Przedbórz
– Kraszewice – Chełmo – Rez. Góra Chełmo – Chełmo – Kraszewice – Przedbórz.
Foto:
Na leśnych drogach w okolicy Przedborza © GOZDZIK
Na szczycie Diabła Góry © GOZDZIK
Rezerwat Diabla Góra © GOZDZIK
Na szczycie Góry Chełmo © GOZDZIK
Pozostałości po grodzisku na szczycie Góry Chełmo © GOZDZIK
Kamieniołom na Górze Chełmo © GOZDZIK
Ten sam kamieniołom i Goździk © GOZDZIK
- DST 95.40km
- Teren 35.00km
- Czas 05:14
- VAVG 18.23km/h
- VMAX 34.40km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 336m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Po lasach majora "Hubala"
Niedziela, 10 września 2017 · dodano: 12.09.2017 | Komentarze 2
Terapii mej
ciąg dalszy następuje dziś.
No tak. Bo
gdyby nie to, że z Karoliną umówiłem się już prawie miesiąc lub dwa wcześniej
na wycieczkę w okolicy Tomaszowa, to w sobotę na grillu u szwagra poległbym jak
Krzyżacy pod Grunwaldem.
A naprawdę
nadal mi się nie chce, ale wstyd było odmówić. Tym bardziej, że na wycieczkę
zapowiadała się super piękna pogoda, a do tego towarzystwo przednie.
A swoją drogą,
co się na tym grillu ubawiłem i uśmiałem to moje.
Ale wracając do
terapii rowerowej.
Od dłuższego
czasu miałem ochotę na rozpoczęcie jazdy szlakiem mjr Henryka Dobrzańskiego ps.
Hubal. Karolina z Darkiem opracowali trasę, termin umówiony nie ma wyjścia na
zbiórkę do Tomaszowa gnam z samego rana. Pod skansenem chwilkę po 9.00 przybywa
Andrzej (bardzo się cieszę, że mógł dziś z nami się spotkać. Nie widziałem się z Andrzejem od końca lipca), a po chwili oczekiwania Karolina i Darek ( a z nimi od kwietnia.... masakra jak ten czas ucieka)
Zapoznają nas z
planem wycieczki informując ze fajnie by było odwiedzić jeszcze bunkry, których
nie widzieliśmy, a były w planie, podczas wycieczki w zeszłym roku.
Wsiadamy na
nasze rumaki i ruszamy do Dęba gdzie znajduje się pierwszy punktu ścieżki
edukacyjno-historycznej „Śladami
Oddziału Majora Hubala”, która to z kolei pokrywa się częściowo ze Szlakiem Partyzanckim
im. „Hubala”.
Karolina
prowadzi nas leśnymi duktami. Ptaszki śpiewają, słonko świeci, cieplutko, miło
się rozmawia, szum wiatru w uszach, naga podaje ładnie, las pachnie grzybami,
kanapki smakują inaczej….. OJJJJJJJJ JAK WSPANIALE JEST NA ROWERZE ……. Jak
cudownie…. Jak mi brakowało tego uczucia ….. tego czegoś właśnie…. Tej radości
z bycia tu i teraz na rowerze, nie ważne konkretne miejsce liczy się dany
moment, chwila…… Wracam do żywych … ciałem, duszą, sercem….. rowerzystów
!!!!!!.
Chce
jeszcze…….. i jest jeszcze. Odwiedzamy kolejne miejsca związane z działaniami
bojowymi oddziału „Hubala”- Poświętne, Fryszerkę, Studzianne, Leśniczówka
Bielawy (wigilia oddziału) i w końcu najważniejsze miejsce Anielin. To tu
30.04.1940 roku zginą major kawalerii Wojska Polskiego Henryk Dobrzański
„Hubal”. Przez jednych nazywany pierwszym partyzantem przez innych ostatnim
polskim żołnierzem, który mimo rozkazów broni nie złożył munduru nie zdjął. W
tym miejscu znajduje się Szaniec majora. Miejsce spoczynku nie jest znane i do
dziś mimo poszukiwań nadal nie ma w tym temacie dokładnej wiedzy. Z tego, co
udało mi się przeczytać w Internecie cały czas trwają prace zmierzające do
tego, aby odnieść to miejsce. Nawet ostatnio w 2016 roku w Inowłodzu.
Bardzo ciekawą
stronę (jest m.in. filmik z wywiadu z córką majora) znalazłem pod tym adresem http://www.majorhubal.pl/index.php?d=strona_aktualnosci
A co się tyczy
samej wycieczki to oczywiście była bardzo udana. Odwiedziliśmy wszystkie
zaplanowane miejsca. Oczywiście zostało jeszcze kilka miejsc na ścieżce
edukacyjnej i dalsza cześć szlaku, ale to miejsca, które były poza naszym
dzisiejszym planem.
Ale dobrze, że
zostały. Wrócimy tu jeszcze może jesienią ????, a może wiosna???? Lasy przepiękne,
więc obie pory roku będą miały swój klimat, który przyczyni się do tego, że wycieczka
będzie ciekawsza.
Karolina, Darku
bardzo Wam dziękujemy za przewodnictwo w dzisiejszej wycieczce. Mam nadzieję że
uda się nam jeszcze raz wybrać w te piękne leśne tereny i dokończyć „rowerowy
marsz” po ścieżce i szlaku związanymi z mjr „Hubalem”.
PS
Bunkry w
Skrzynkach też ciekawostka muszę Wam powiedzieć.
Trasa: Tomaszów
Mazowiecki – Wąwał – Brzustów – Dęba – Poświętne – Anielin – Fryszerka –
Inowłódz – Spała – Tomaszów Mazowiecki – Kruszowiec – Skrzynki – Ojrzanów –
Tobiasze – Zaborów I – Tomaszów Mazowiecki.
Foto:
Ekipa na szlaku © GOZDZIK
Bielawy miejsce po leśniczówce © GOZDZIK
Obelisk © GOZDZIK
Anielin - Szaniec majora "Hubala" © GOZDZIK
Jedna z tablic w szańcu © GOZDZIK
Młyn we Fryszerce © GOZDZIK
Inowłódz - ruiny cmentarza Żydowskiego © GOZDZIK
Inowłódz - Cmentarz z okresu I WŚ © GOZDZIK
Tablica informacyjna przed cmentarzem © GOZDZIK
Inowłódz - bunkier na terenie kopalni © GOZDZIK
Skrzynki i to co zostało z grupy bunkrów © GOZDZIK
Bunkry w Skrzynkach © GOZDZIK
Skrzynki - w bunkrze © GOZDZIK
Skrzynki - bunkry © GOZDZIK
- DST 71.70km
- Teren 40.00km
- Czas 04:31
- VAVG 15.87km/h
- VMAX 58.30km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 1012m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Jurajskie Warownie i Pustynia
Środa, 23 sierpnia 2017 · dodano: 29.08.2017 | Komentarze 1
Na ostatnią
wycieraczkę nie miałem ochoty.
Nie chciało mi
się jechać.
Zero radości ze
zbliżającego się wyjazdu.
No po prostu
nic, zero.
A do tego
wszystkiego jeszcze myślałem jak się wyślizgać z tej jazdy.
Ewidentnie coś
mi było i to coś mnie dołowało.
A w takich
stanach duszy i ciała najlepiej jest przekonać się o co chodzi w boju, czyli na
rowerze, na wycieczce, a najlepiej w dobrym towarzystwie i w pięknych
okolicznościach przyrody i krajobrazu.
Doktorami
mojego stanu ducha zostali Daria i Rafał, a lekarstwem Jura
Krakowsko-Częstochowska z jej warowniami.
Prawda że taki
zestaw gwarantował 100% wyleczenie mnie z tego nie wiadomo czego.
Co prawda
wstanie o 4 rano aby dojechać na czas na miejsce spotkania do Podzamcza nie za
bardzo mi się uśmiechało, ale perspektywa spotkania z Darią i Rafałem i to do
tego na jurze gwarantowało powetowanie tych strat w śnie.
Jedynie
żałowałem tego, że Andrzej nie mógł uczestniczyć w tej naszej wycieczce, ale
niestety praca go zatrzymała.
Do Podzamcza na
miejsce zbiórki udałam się więc samemu.
Trasa wycieczki
była całkowicie przygotowana przez Skowronków i w głównej mierze opierała się o
niebieski szlak warowni jurajskich oraz i czerwony Szlak orlich Gniazd z małymi
odstępstwami to tu to tam, ale tak aby zobaczyć cos ciekawego. Generalnie plan
naszej wycieczki zakładał dojechanie do Pustyni Błędowskiej z odwiedzeniem możliwie
wszystkich znajdujących się po drodze zamków i innych atrakcji i ciekawych
miejsc.
Niestety dziś
pogoda nas nie rozpieszczała a dodatkowo przygotowała nam atrakcję w postaci
deszczu w Kluczach, choć takowego w tych okolicach, a właściwie w tym rejonie
Polski prognozy podawane dzień wcześniej nie przewidywały. Ale cóż deszczowe
chmury o tym nie wiedziały i przywędrowały skutecznie mocząc nas w drodze z Rabsztyna
do Klucz. Jeszcze potem dostaliśmy mała poprawkę w drodze z Klucz na punkt
widokowy na Pustynię Błędowską w Chechle.
Szkoda bo
jednak dla mnie „ciepłolubnej kluchy” pogoda jest ważnym elementem, ale trudno
widoki, atrakcje i towarzystwo rekompensowały mi ta pogodowa niedogodność.
Dobra co tu
dużo pisać.
Wiadomo
jurajskie szlaki nie należą do najłatwiejszych, więc troszkę w kość dostałem. Podjazd
na Świniuszkę mimo że asfaltem, a nie terenem to dla mnie walko o oddech, ale
wygrana bo choć dopiero po tygodniu ale piszę tą relację hihihi.
Atrakcji całe
mnóstwo. Zamki, strażnice, widoki, szlaki… wszystko cudowne i fajne. Jednak mimo
tego wszystkiego coś nadal ze mną i jeżdżeniem nie tak. Dziś zamiast iść na
rower w przedostatni dzień mojego urlopu, w piękną słoneczna pogodę to
siedziałem w domu bez żadnego ładu składu i celu. Eeeeeeeeee.
A może podświadomie
koszmarny zeszłoroczny wrzesień i przeżycia z nim związane jakoś nie pozwalają mi
się cieszyć tym co jest, co mam, co mogę….. ???????.
Dobra czas się
ogarnąć ……………
Trasa: Mam
nadzieję ze nic nie pokręciłem.
Podzamcze –
Ryczów – Złożeniec – Smoleń – Krzywopłoty – Bydlin – Cieślin – Golczowice –
Jaroszowiec – Bogucin Duży – Bogucin Mały – Rabsztyn – Klucze – Chechło – Ogrodzieniec
– Podzamcze.
Foto
Zamek Ogrodzieniec © GOZDZIK
Strażnica Ryczów © GOZDZIK
Zamek Smoleń © GOZDZIK
Ruiny Zamku Smoleń foto Daria © GOZDZIK
Zamek Bydlin © GOZDZIK
Zamek Rabsztyn © GOZDZIK
Ruiny Zamku Rabsztyn © GOZDZIK
Gdzieś na jurajskim szlaku © GOZDZIK foto Daria
Daria, Rafał i Goździk.... a w tle Pustynia Błędowska punkt widokowy Chechło © GOZDZIK
Widok na Pustynie Błędowską z punktu widokowego Czubatka w Kluczach © GOZDZIK
- DST 118.00km
- Teren 5.50km
- Czas 05:33
- VAVG 21.26km/h
- VMAX 37.10km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 798m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Mały "Rajd Kolarski Dookoła Ziemi Łódzkiej" odznaka PTTK cz 6
Czwartek, 17 sierpnia 2017 · dodano: 20.08.2017 | Komentarze 3
Już nawet nie
pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo nie chciało mi się jechać na wycieczkę. Od
samego popołudnia dnia poprzedniego już myślałem co by tu zakombinować aby
znaleźć pretekst do siedzenia w domu. A przecież było wszystko jak należy. Mam urlop,
pogoda … no co prawda od samego rana tak do 13 nie była moją wymarzoną, ale oki
jako całodniowa była super, rower przygotowany wszystko naszykowane, trasa wytyczona.
No po prostu nie wiem.
Może to, że tym
razem wyruszałem sam, a nie tak jak poprzednich siedem wycieczek we wspaniałym
towarzystwie Darii, Rafała, Andrzeja czy Waldka?
A może to, że
jakoś tak spadł mi zapał do zaliczenia kolejnego odcinka trasy niezbędnej do
zdobycia Odznaki PTTK : „Mały -Rajd Kolarski dookoła Ziemi Łódzkiej”????
A może to, że
byłem trochę zmęczony pracami domowymi i ogrodowymi jakie sobie wymyśliłem na
czas urlopu i każdego dnia je sumiennie realizowałem ?????
Nie wiem…. A może
wszystkiego po trochu ???
Ale tak bardzo
mi się nie chciało, że nawet siedząc już w pociągu do Zduńskiej Woli (najpierw
do Ł. Kaliskiej gdzie była przesiadka i cudowny pretekst aby nie wsiadać do
następnego pociągu) myślałem o tym, że dobra na następnej stacji wysiadam i
sobie tu tylko pojeżdżę, nie no dobra na następnej , nie, nie na jeszcze jednaj.
I takim sposobem dojechałem do Zduńskiej Woli czyli startu mojego dzisiejszego
rowerowania.
Po takim
wstępie nie trudno się domyśleć, że raczej wycieczka bez większego szału,
radości i podniecenia z kolejno wykręcanych kilometrów.
Oczywiście
muszę tu powiedzieć, że trasa naprawdę bardzo miła i sympatyczna. Boczne
lokalne dróżki, prawie bez żadnego ruchu samochodowego. Lasy, pola, łąki i
spokój i cisza i małe miasteczka i wioski. Naprawdę bardzo urocza trasa.
I co właściwie to
już…..
Trasa: Zduńska
Wola – Szadek – Marcelin – Łobudzice – lichawa – Zygry – Dzierzązna Szlachecka –
Ruda Jeżewska – Góra Bałdrzychowska – Rąkczyn – Poddębice – Tarnowa – Psary –
Skórka – Parzęczew – Wytrzyszczki – Kowalewice – Wiktorów – Emilia – Kania Góra
– Dzierżązna – Biała – Szczawin – Swędów – Smolice – Stryków – Bratoszewice –
Wyskoki – Głowno
Foto (nawet tych jest tyle co kot napłakał):
Dwór Złotnickich w Zduńskiej Woli © GOZDZIK
Zygry - maszt radiowo-telewizyjny 346 m © GOZDZIK
Gdzieś na trasie - takie widoczki mi towarzyszyły © GOZDZIK
Tablica informacyjna o wsi Dzierżązna © GOZDZIK
Pałac w Dzierżąznej © GOZDZIK
Dzierżązna - tablica przed pałacem © GOZDZIK
- DST 72.30km
- Teren 33.00km
- Czas 03:32
- VAVG 20.46km/h
- VMAX 35.90km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 475m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Na Pożegnanie Waldkowych wakacji do Puszczy Kampinoskiej
Sobota, 5 sierpnia 2017 · dodano: 08.08.2017 | Komentarze 3
Po
ostatnim weekendzie pełnym wrażeń, wspomnień, cudownych krajobrazów w fajnym
towarzystwie przyszedł tak od razu tydzień pracy. I gdyby nie to, że na sobotni
dzionek umówiliśmy się z Waldkiem na wspólną wycieczkę do naszej hihihi Puszczy
Kampinoskiej, to w pracy byłoby mi tak sobie. A tak to czekałem i wyglądałem z
utęsknieniem kolejnego weekendu, co spowodowało, że tydzień strzelił jak z
bicza.
W
sobotę już od samego rana nie mogłem usiedzieć za bardzo w domu, więc wszystkie
sprawunki na sobotę i niedziele zrobione, wszystko gotowe i ruszam do
Sochaczewa, z którego to dziś rozpoczniemy penetrację puszczy. Oczywiście
kawałek trzeba dojechać z Sochaczewa do choćby Granicy czy Kampinosu, ale
Waldek poprowadził nas takimi fajnymi bocznymi drogami, że nie wiadomo, kiedy i
jak i byliśmy w Kampinosie, a po chwili już byliśmy na niebieskim szlaku w
stronę „Zamczyska” i dalej hej w las…..
No
właśnie w las, w puszczę……………….
Niezmierną
przyjemnością bycia w puszczy w porze letniej jest podziwianie bogactwa
różnorakiej ogólnie pojętej Flory. Piękne kolorowe łąki z kwiatami, nasycone
zielenią liście drzew, krzewów i innych cieniolubnych roślin. Cała ta zielono –
kolorowa szata, która do tego jest skąpana w promieniach słońca tańczących po
drogach i ścieżkach ukrytych wśród drzew daje tyle przyjemności, że aż nie chce
się wyjeżdżać na czarne zwykłe asfalty. Gra świateł między pniami drzew,
lśniące gdzieniegdzie w bagiennych ostępach oczka wodne. To wszystko jest po
prostu piękne.
Ale
jest i ciemna strona tego piękna, choć oczywiście można powiedzieć, że to
również jest element tego całego letniego teatru przyrody.
Mówię
oczywiście o Faunie.
Ale
nie o tej, co biega, skacze pełza tylko o tej, co fruwa (ptaki też nie liczą) i
w tych małych bzykających główkach ma tylko jedno:
-
Nawalić się krwią na „maksa” do bólu ile wejdzie, drugi taki dureń może tędy
nie przechodzić, przejeżdżać przez bardzo długo.No po prostu wszelkiego rodzaju meszek,
komarów, komarzyc, bzyków, grzdyli (nie wiem jak to się wszystko zwie) i co tam
jeszcze może latać i gryźć to było. Ja bardziej zmęczony byłem na postoju
oganiając się od tego robactwa niż kolaże podczas Tour de France na 19 etapie.
A Waldka, gdyby nie to, że silny chłopak jest, to by go do lasu wciągnęły,
kiedy to przez okoliczności przyrody musiał się zatrzymać na chwilkę poprawić
łańcuch czy bidon. Już nie pamiętam, co to było, bo o życie walczyliśmy podczas
takich postojów.
Tak
było, tak było.
Ale
co PIĘKNIE BYŁO i tyle.
To
cały urok tego miejsca i oczywiście setek podobnych i pięknych miejsc w Polsce,
które na nas czekają i mam nadzieję, że się doczekają.
To
miejsce przyciąga mnie o każdej porze roku – rowerowej porze roku oczywiście (zimą
się jeździ na sankach, albo powinno przesypiać, a czas spania doliczać do
długości życia). A w Puszczy Kampinoskiej z moim, że tak powiem pierwszym
nauczycielem i przewodnikiem po niej już nie pamiętam jak dawno temu byłem. I
tym bardziej właśnie ta wycieczka była wyjątkowa i piękna.
Trasa:
Sochaczew – Nowe Mostki – Szczytno – Zawady – Podkampinos – Kampinos – Józefów –
szlakiem niebieskim i czerwonym do żółtego – żółtym do Starej Dąbrowy –
niebieskim do Górek – niebieskim i czerwonym do Famułek Kólewskich – Famułki Brochowskie
– Plecewice – Sochaczew.
Film autor Waldek
https://youtu.be/YmsPGTSg4ic
Foto:
Kanał Łasica na żółtym szlaku © GOZDZIK
Tak wygląda żółty szlak w pobliżu © GOZDZIK
Miejsca - Chronimy Kampinoskie Bagna © GOZDZIK
Gdzieś na szlaku w Puszczy © GOZDZIK
I kolorowo jest © GOZDZIK
Na czerwonym szlaku przy Dębie Kobendzy © GOZDZIK foto Waldek
Oto i on - Dąb Kobendzy © GOZDZIK
I taki widoczek © GOZDZIK
Goździk i Waldek - do zobaczenia za rok © GOZDZIK
- DST 75.60km
- Teren 26.00km
- Czas 03:59
- VAVG 18.98km/h
- VMAX 44.10km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 785m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Mazury Cud Natury - dzień trzeci - Giżycko
Niedziela, 30 lipca 2017 · dodano: 01.08.2017 | Komentarze 4
Dzień
trzeci to dzień wyboru etap. Albo jedziemy dookoła jeziora Śniardwy, albo
wracamy do Giżycka zwiedzać Twierdzę Boyen, tylko, że oczywiście lokalnymi i
bocznymi drogami. Ze względu na drogę powrotna do domu oraz konieczność
zwolnienia kwatery wygrała opcja numer 2, czyli ponownie Giżycko i twierdza.
Oczywiście trasa dookoła Jeziora Śniardwy nie ląduje do kosza tylko do zeszytu
marzeń i planów na przyszłość tuż obok marzenia o szlaku Latarni Morskich.
Ale
wracajmy na trasę dzisiejszej wycieczki. Tym razem udało się sprawie rano
wyszykować i już około 8.30 mknęliśmy do miejscowości Ławki , gdzie po chwili
jazdy dobiliśmy do czerwonego szlaku rowerowego. Potem była mała
drogowo-szlakowa improwizacja tak, aby było ciekawiej i do Giżycka wjechaliśmy
od strony miejscowości Wronka i Wilkasy.
Słoneczko
dziś nie odpuszczało nawet na chwilkę wiec jedynie słusznym kierunkiem w
Giżycku powinna być plaża, ale tajemnice i zabudowania Twierdzy Boyen ciągnęły
bardziej. Dlatego od razu pojechaliśmy zwiedzać ten obiekt militarny. Potem
była oczywiście i woda bardziej w wykonaniu skoku-zjazdu Andrzejowego roweru do
wody niż naszym, ale gdyby nie refleks Andrzeja to nie pozostawałoby nam nic
innego jak nurkować za nim.
Jeszcze
tylko rzut oka na jezioro Niegocin i ruszamy w drogę powrotną, podczas której
pochłanialiśmy i zapamiętywaliśmy te widoki, krajobraz, dróżki, małe mieścinki,
lasy, pola, jeziora wkomponowane we wzniesienia, górki i pagórki. Zapisać w
głowie jak najwięcej, bo nie wiadomo, kiedy tu wrócimy. Żegnając się z naszą
kwaterą w Tałtach nad Jeziorem Tałty oraz Mikołajkami nie mogliśmy na 100%
powiedzieć do zobaczenia za rok czy dwa. Na 100% mogę powiedzieć tylko tyle, że
chciałbym tu jeszcze kiedyś wrócić na weekend może dłużej. Jeszcze tyle do
zobaczenia i odwiedzenia tu jest.
Eeeeeeeee
.
Kolejna
cudowna weekendowa przygoda zakończona. Bardzo Wam Waldku i Andrzeju dziękuję
za wspaniały czas spędzony na rowerze i w waszym towarzystwie. Jak wiecie taki
wyjazd to moja jedyna forma wakacyjnego wypoczynku i dlatego, z kim jadę i jak
spędzam ten czas jest dla mnie najważniejsze.A z Wami mam gwarantowany pełny relaks, spokój i duuuużoooooo fajnego
rowerowania.
Do
następnego ………………. Roku ?
Mmmmm
a gdzie ???
A
to się okaże.
Oby
zdrowie i możliwości były.
Dzięki
panowie.
Trasa:
Tałty – Skorupki – Ławki – Stara Rudówka – Monetki – Staropole – Gorazdowo –
Szczybały Giżyckie – Wronka – Wilkasy – Giżycko – powrót dokładnie taką samą
trasa.
Film autor Waldek
https://youtu.be/AP0JILiJmeo
Foto:
Na trasie do Giżycka - gdzieś na trasie © GOZDZIK
I takie gdzieś tam na Mazurskich szlakach © GOZDZIK
Widok na jezioro Niegocin © GOZDZIK
W twierdzy Boyen © GOZDZIK
Twierdza Boyen w Giżycku © GOZDZIK
Giżycko w twierdzy © GOZDZIK
Ekspozycje w budynkach twierdzy © GOZDZIK
Ekspozycje w budynkach twierdzy © GOZDZIK
Makieta twierdzy © GOZDZIK
Na terenie twierdzy © GOZDZIK
Kolejka na kanale © GOZDZIK
I taki widoczek © GOZDZIK
Pięknie jest prawda © GOZDZIK
- DST 131.00km
- Teren 45.00km
- Czas 06:21
- VAVG 20.63km/h
- VMAX 45.90km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 1319m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Mazury Cud Natury - dzień drugi - Mamerki
Sobota, 29 lipca 2017 · dodano: 01.08.2017 | Komentarze 1
Dzień
drugi zgodnie z prognoza pogody przywitał nas pięknym słonkiem i telefonem od
Andrzeja :
-
POBUDKA, jadę do was i już wstawać, bo na rower czas….
No
nie powiem, że było lekko wstać, bo bym skłamał.
Jakoś
tak to powietrze mazurskie wieczorem zadziałało, że rano głowa trochę bolała
hihihi. Nie wspomnę już o Waldkowej całonocnej rewolucji żołądkowej, bo to nie
blog o zdrowiu i urodzie oraz wylegiwaniu w łóżeczku tylko o rowerowaniu. O
czym Andrzejek stojąc nad nami jak kat nad dobrą dusza przypominał nam bardzo
wyraźnie i skutecznie.
Zebraliśmy
się w szyk bojowy (niestety tylko Andrzej i ja, bo Waldek naprawdę źle się czół
po wczorajszej kolacji - kartacze się zwała) około 9.30 i ruszyliśmy na podbój
zaplanowanych na dziś Rynu, Mamerek i Giżycka. Cudownym leśnym czerwonym
szlakiem biegnącym wzdłuż jeziora Tałty i Ryńskiego dojechaliśmy na zamek w
Rynie.
Zamek
hotel, czyli zwiedzanie albo niemożliwe, albo tylko z zewnątrz, albo tylko z
przewodnikiem. I w tym przypadku ostanie dwa albo się zgadzały. Jednak
zwiedzanie z przewodnikiem sobie odpuściliśmy.
Gdy
już mieliśmy zbierać się w dalszą część wycieczki dostaliśmy telefon od naszego
chorego kompana z wiadomością, że już się czuje dużo lepiej i że nie wybaczyłby
sobie gdyby dziś z nami jednak nie jeździł.Poprosi o chwilkę cierpliwości zaraz do nas dobije. I tak się stało
niecałą godzinka i byliśmy w komplecie.
Ruszamy
zdobywać Mamerki. Zgodnie z naszymi założeniami kluczyliśmy trochę pomiędzy
jeziorami wybierając jak najbardziej lokalne i boczne drogi, które dają
możliwość poczuć tego mazurskiego pofałdowanego terenu. Cały urok i czar w nich
tkwi. Oczywiście podstawa to woda, jeziora, ale my nie żeglarze, więc wodę
omijaliśmy, a szutry, piaski, górki i pagórki braliśmy z rozpędu i z uśmiechem
na ustach.
Takie
wyznaczenie trasy niesie za sobą pewne niebezpieczeństwa. Niebezpieczeństwa
związane z uciekającym czasem, a nie koniecznie proporcjonalnym zbliżaniem się
do wyznaczonego celu. Co prawda nie byliśmy bardzo związani godzina powrotu na
bazę. Bo nikt na nas z obiadkiem nie czekał, ale jazda główną trasą z Giżycka
do Mikołajek (643 a potem 16) po tym jak słonko poszło spać nie należała do
przyjemnych, a w teren baliśmy się po zmroku zapuszczać aby nie pobłądzić.
Oczywiście zanim jednak pruliśmy jak oszalali tymi asfaltami spędziliśmy bardzo
miło czas w Giżycku pod zamkiem obserwując otwieranie przeprawy na Kanale
Łuczańskim. A jest to bardzo ciekawe zajęcie, ponieważ otwieranie tej przeprawy
odbywa się po przez obrócenie o 90 stopni mostu drogowego. Zbudowany w 1898
roku most stanowi interesujący zabytek techniki, i ze względu na typ
konstrukcji jest unikatowy w skali kraju i jeden z kilku mostów tego typu w Europie.
Przyznaje się bez bicia, że widziałem to pierwszy raz w życiu. Frajda
niesamowita. Żaglówek do przepłynięcia tyle, co samochodów na bramkach na A1.
Cudeńka i żaglówki i niektóre „syrenki” na nich się znajdujące hihihihi.
Tak
to nas właśnie wciągnęło, że potem trzeba było gać ile sił w nogach. Na
kwaterkę dotarliśmy tuż przed 21.00 i gdy emocje już opadły stwierdziliśmy, że
przeżyliśmy w trójkę bardzo miły i fantastyczny dzień. Oby takich jak najwięcej
było w naszym życiu.
Trasa:
Tałty – Skorupki – Mrówki – Rybical – Ryn – Głąbowo – Orłowo – Sterławki Małe –
Bogacko – Kamionki – Doba – Pilwa – Radzieje – Stawiska – Kamionek Wielki – Pniewo
- Mamerki – Pniewo – Kamionek Wielki – Sztynort – Harsz – Pieczarki – Świdry –
Giżycko – Wilkasy – Bogaczewo – Prażmowo – Szymonka – Woźnice – Mikołajki -Tałty.
Foto.
Widok na jezioro Ryńskie © GOZDZIK
Zamek w Rynie © GOZDZIK
Mazurskie drogi i dróżki © GOZDZIK
Mazurskie drogi i dróżki © GOZDZIK
Bunkry w Mamerkach © GOZDZIK
W bunkrach - Mamerki © GOZDZIK
W Mamekach - bunkry © GOZDZIK
Wieża widokowa w Mamerkach © GOZDZIK
Widok z wieży na jezioro Mamry © GOZDZIK
I może jeszcze taki widoczek © GOZDZIK
O i opis jednego z bunkrów © GOZDZIK
I na koniec on sam © GOZDZIK
Giżycko - zamek © GOZDZIK
Zamek w Giżycku © GOZDZIK
I jeszcze jeden widok na zamek © GOZDZIK
I nasz obrotowy most - stan nie płyniemy © GOZDZIK
Giżycko most obrotowy - stan płyniemy © GOZDZIK
I ruszyli © GOZDZIK
- DST 25.60km
- Teren 9.50km
- Czas 01:28
- VAVG 17.45km/h
- VMAX 42.20km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 265m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Mazury Cud Natury - dzień pierwszy - Mikołajki
Piątek, 28 lipca 2017 · dodano: 01.08.2017 | Komentarze 0
Dokładnie
11 lat temu i dokładnie w lipcu i dokładnie na Mazurach rozpoczęła się moja
przygoda z weekendowymi wyjazdami rowerowymi. Dziś po 11 latach mogę śmiało też
powiedzieć, że ta przygoda rozpoczęła moją przyjaźń z Waldkiem, który wówczas
zabrał mnie w tą pełną emocji, wrażeń i przeżyć wycieczkę. Dlatego tak bardzo
się cieszyłem, że termin naszego dzisiejszego wyjazdu nadchodzi. Moja
radość była jeszcze większa, bo okazało się, że Andrzej mimo obowiązków
związanych z pracą również dojedzie do nas na miejsce w sobotę raniutko. Czyli główna
wycieczka tegorocznego weekendowego rowerowania będzie w pięknym, można by rzec
wymarzonym składzie.
Ten dzisiejszy wypad na Mazury ma jeszcze jeden taki,
symboliczny wymiar. I wtedy (tuż po powrocie) i dziś (tuż przed wyprawą)
dostałem wiadomości, które zmieniły coś wtedy i zmienią teraz już niedługo,
wiele w moim życiu. Może nie dokładnie w
pełnym zakresie życia, ale w tym rowerowym życiu. Już się nie mogę doczekać.Ale o tym cicho sza, aby nie zapeszać. Trzeba
czekać hihihi.
Ale
odkładamy na razie marzenia, odkładamy wspomnienia, odkładamy symbolikę i
ruszamy na mazurskie drogi i dróżki.
Plan
wycieczki był całkiem prosty w swoich założeniach. Dużo jazdy bocznymi drogami,
nawet, jeśli nadkładamy trasy oraz zwiedzanie tego, co możliwe.Widoki dostajemy w pakiecie podróżniczym i
chłoniemy je jak gąbka wodę.
Wyjazd
9.00 z Sochaczewa w kierunku Mikołajek, a potem do miejscowości Tałty, gdzie
mieliśmy naszą bazę wypadową.
Na
dzisiejszy pierwszy dzień pobytu nie planowaliśmy zbyt długiej trasy. Wiadomo
podróż, kwatera i aklimatyzacja hihihihi mogą nam zająć trochę czasu. Jak się
na miejscu okazało swoje trzy grosze wtrąciła tez pogoda, która niestety po
naszym przyjeździe trochę się popsuła i jak już pojechaliśmy rowerami na obiad
do Mikołajek przywitała nas rzęsistym deszczem.Co prawda udało nam się jeszcze troszkę pokręcić po samych Mikołajkach i
podjechać na przeprawę promową Wierzba, ale dalsza droga do Rucianego-Nida była
obarczona zbyt dużym ryzykiem totalnego zmoknięcia. I jak się okazało to całe szczęście,
że nie ruszyliśmy tam, bo zdążyliśmy dotrzeć na kwaterę i deszcz rozpadał się
już na dobre. Deszcz i tak nam humorów nie popsuł, bo wiedzieliśmy, że pogoda
na weekend ma być wymarzona – ciepła i słoneczna .
I
była.
Trasa:
Tałty – Mikołajki – Wierzba – Mikołajki – Tałty
Foto:
Mikołajki © GOZDZIK
Przeprawa promowa -Wierzba © GOZDZIK