Info
Ten blog rowerowy prowadzi Gozdzik z miasteczka Głowno. Mam przejechane 22889.93 kilometrów w tym 5518.87 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.02 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 91878 metrów.
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Październik1 - 0
- 2024, Wrzesień3 - 0
- 2024, Sierpień2 - 0
- 2024, Lipiec3 - 4
- 2024, Czerwiec6 - 0
- 2024, Maj4 - 0
- 2024, Kwiecień2 - 0
- 2024, Marzec2 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2023, Październik1 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 0
- 2023, Sierpień5 - 2
- 2023, Lipiec2 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 0
- 2023, Maj3 - 0
- 2023, Kwiecień2 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2022, Październik2 - 0
- 2022, Wrzesień1 - 1
- 2022, Sierpień6 - 0
- 2022, Lipiec4 - 3
- 2022, Czerwiec2 - 0
- 2022, Kwiecień3 - 0
- 2022, Marzec4 - 7
- 2022, Luty1 - 0
- 2021, Październik3 - 0
- 2021, Wrzesień2 - 0
- 2021, Sierpień4 - 1
- 2021, Lipiec2 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 1
- 2021, Maj3 - 1
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2021, Marzec4 - 4
- 2020, Listopad1 - 0
- 2020, Październik3 - 3
- 2020, Wrzesień1 - 0
- 2020, Sierpień8 - 5
- 2020, Lipiec3 - 2
- 2020, Czerwiec3 - 0
- 2020, Maj4 - 0
- 2020, Kwiecień1 - 2
- 2020, Marzec1 - 3
- 2020, Luty1 - 2
- 2020, Styczeń1 - 2
- 2019, Listopad1 - 2
- 2019, Październik2 - 4
- 2019, Wrzesień1 - 1
- 2019, Sierpień2 - 3
- 2019, Lipiec6 - 17
- 2019, Czerwiec4 - 8
- 2019, Maj2 - 7
- 2019, Marzec3 - 8
- 2019, Luty2 - 5
- 2018, Listopad1 - 3
- 2018, Październik1 - 3
- 2018, Wrzesień2 - 3
- 2018, Sierpień3 - 12
- 2018, Lipiec6 - 22
- 2018, Czerwiec1 - 5
- 2018, Maj3 - 11
- 2018, Kwiecień3 - 16
- 2018, Marzec2 - 7
- 2018, Luty2 - 6
- 2018, Styczeń1 - 11
- 2017, Listopad1 - 3
- 2017, Wrzesień2 - 6
- 2017, Sierpień3 - 7
- 2017, Lipiec6 - 6
- 2017, Czerwiec4 - 9
- 2017, Maj3 - 10
- 2017, Kwiecień2 - 9
- 2017, Marzec3 - 16
- 2016, Listopad1 - 1
- 2016, Październik1 - 1
- 2016, Sierpień5 - 19
- 2016, Lipiec4 - 14
- 2016, Czerwiec4 - 17
- 2016, Maj2 - 19
- 2016, Kwiecień2 - 8
- 2016, Marzec2 - 6
- 2016, Luty1 - 1
- 2015, Grudzień1 - 5
- 2015, Listopad1 - 5
- 2015, Październik3 - 14
- 2015, Wrzesień3 - 5
- 2015, Sierpień7 - 21
- 2015, Lipiec5 - 4
- 2015, Czerwiec4 - 9
- 2015, Maj4 - 13
- 2015, Kwiecień4 - 4
- 2015, Marzec5 - 10
- 2015, Luty1 - 2
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Listopad3 - 7
- 2014, Październik2 - 2
- 2014, Wrzesień3 - 11
- 2014, Sierpień8 - 19
- 2014, Lipiec3 - 8
- 2014, Czerwiec3 - 9
- 2014, Maj3 - 6
- 2014, Kwiecień2 - 4
- 2014, Marzec4 - 13
- 2014, Luty2 - 7
- 2014, Styczeń1 - 1
- 2013, Grudzień1 - 7
- 2013, Październik2 - 7
- 2013, Wrzesień1 - 1
- 2013, Sierpień6 - 23
- 2013, Lipiec5 - 16
- 2013, Czerwiec6 - 8
- 2013, Maj7 - 16
- 2013, Kwiecień5 - 11
- 2013, Marzec3 - 15
- 2012, Listopad3 - 10
- 2012, Październik2 - 12
- 2012, Sierpień5 - 19
- 2012, Lipiec3 - 17
- 2012, Czerwiec4 - 4
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec4 - 5
Sierpień, 2020
Dystans całkowity: | 719.78 km (w terenie 112.50 km; 15.63%) |
Czas w ruchu: | 41:22 |
Średnia prędkość: | 17.40 km/h |
Maksymalna prędkość: | 49.30 km/h |
Suma podjazdów: | 1702 m |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 89.97 km i 5h 10m |
Więcej statystyk |
- DST 46.80km
- Teren 6.00km
- Czas 02:50
- VAVG 16.52km/h
- VMAX 38.90km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 261m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Green Velo dzień 4 - Szczebrzeszyn-Zamość
Poniedziałek, 31 sierpnia 2020 · dodano: 15.09.2020 | Komentarze 1
I niestety nadszedł ten dzień.
Z jednej strony to wspaniale że go doczekaliśmy w zdrowiu, szczęściu i cudownych nastrojach, a z drugiej strony to niestety już dziś koniec naszej tegorocznej wycieczki po Wschodnim Szlaku Rowerowym. Ostatnie kilkanaście kilometrów do Zwierzyńca i żegnamy się Green Velo.
Trochę szkoda że pociąg z Zamościa do Lublina mamy dość wcześnie, a właściwie to bardziej chodzi o to, że pociąg z Lublina do Warszawy jest wcześnie. To połączenie wymuszało na nas konieczność dotarcia do Zamościa już na 12.00. Dlatego pomimo niewielu kilometrów to czasu na zwiedzani Szczebrzeszyna, Zwierzyńca i Zamościa zdecydowanie za mało. Z czegoś trzeba było zrezygnować. Trudno sobie wyobrazić abyśmy zrezygnowali z chrząszcza w trzcinach lub chociaż kilkunastu minut na starym mieście w Zamościu. Dlatego w Zwierzyńcu spędziliśmy dosłownie sekundy w porównaniu do tego ile czasu można by tu przeznaczyć na zwiedzanie, oglądanie czy chociaż wizytę na malutkim piwku w znamienitym browarze. Po odbiciu w Zwierzyńcu na Zamość z dużą pomocą przyszedł nam nasz wróg numer jeden ostatnich dni. Czyli wiatr, który codziennie wiał nam w twarz, a od Zwierzyńca w plecki. Ojjjj jak się pięknie jechało, właściwie bez pedałowania na niektórych odcinkach. Taki pomocnik to aż miło. Dzięki temu mogliśmy się jeszcze na trasie zatrzymać na mały odpoczynek, czy na wejście na piękną wieżę widokową w pobliżu wsi Wychoda, czy też na demontaż Andrzeja błotnika który już zaczął zawadzać o rozbujane na boki do szaleństwa tylne koło. Patrzyliśmy tylko z niepokojem jak zaczną kolejne szprychy strzelać. Ale o dziwo udało się. Dojechaliśmy do Zamościa, a nawet dalej. Bo na skutek awarii trakcji pociąg zatrzymał się na pierwszej stacji w Lublinie i mieliśmy kawałek drogi do pokonania na dworzec Główny. A i jeszcze dalej jechaliśmy. Ja i Andrzej, gdy już nasi towarzysze podróży siedzieli wygodnie w domowych fotelach, musieliśmy jeszcze dojechać z Sochaczewa do Piasecznicy, gdzie w domu u Andrzeja miałem samochód.
I tak właśnie z przygodami i dodatkowymi kilometrami zakończyliśmy najważniejsze wydarzenie roku 2020. Oczywiście najważniejsze dla nas, no może za dużo wymagam od kolegów, ale na 100% dla mnie.
Kolejne blisko 300 kilometrów szlaku Green Velo pokonane. Kolejne piękne zakątki naszego kraju odwiedzone. Kolejne miejsca zwiedzone, odwiedzone i zaliczone. Najciekawszy fragment tegorocznej wycieczki to oczywiście Chełm – Szczebrzeszyn. A jak jestem już w Szczebrzeszynie to może ktoś wie lub się domyśla czemu szlak nie idzie przez miasto ? Ja wiem że przez wiele ciekawych miast i miasteczek szlak nie prowadzi, ale tu to przecież aż się prosi aby wjechać szlakiem do miasta, a nie omijać go jakimś dziwnym kanciastym łukiem. To nie jest jakieś wielkie miasto aby się zgubić czy aby jakieś niebezpieczeństwo w ruchu dla samochodów stwarzać. Nie potrafię tego zrozumieć.
Szlak na całej trasie bardzo dobrze oznaczony, nie było właściwie takiego miejsca aby go zgubić czy ciężko się zastanawiać gdzie teraz.
Ekipa. No co tu dużo mówić. Wymarzona na takie wyprawy. Wspaniale się z nimi czuję i bawię, nawet w chwilach, kiedy nie za bardzo się zgadzamy z wyborem miejsca na odpoczynek hihihi.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku dalej w tym samym składzie lub troszkę powiększonym, będziemy kontynuować podróż szlakiem Green Velo. Czy zaczniemy od Zwierzyńca w dół, czy może od Suwałk w górę, czy może jakiś inny wariant tego nie wie nikt. No może poza głównym planistom tych wypraw czyli Waldkiem. My z wielką ciekawością czekamy na pierwsze zarysy i plany pt. GREEN VELO 2021.
A tym czasem dziękuję wam za ten czas.
Tras: Szlakiem Green Velo – Szczebrzeszyn-Zwierzyniec, a potem Jarugi – Kosobudy – Wychody – Mokre – Zamość, a na koniec Sochaczew – Piasecznica
Foto
Nasza kwatera o poranku © GOZDZIK foto Waldek
Wesoła ekipa w Szczebrzeszynie © GOZDZIK foto Waldek
W Zwierzyńcu © GOZDZIK
W Zwierzyńcu © GOZDZIK foto Waldek
Browar w Zwierzyńcu © GOZDZIK
Droga do Zamościa nie cała była usłana różami - Roztoczański Park Narodowy © GOZDZIK
Wieża widokowa foto Waldek © GOZDZIK
I takie z niej widoczki © GOZDZIK
A z drugiej strony takie foto Waldek © GOZDZIK
I ostatni rzut oka na piękne widoki © GOZDZIK
Już jesteśmy w Zamościu © GOZDZIK
W Zamościu © GOZDZIK
- DST 96.14km
- Teren 15.00km
- Czas 06:15
- VAVG 15.38km/h
- VMAX 49.30km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 376m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Green Velo dzień 3 - Chełm - Szczebrzeszyn
Niedziela, 30 sierpnia 2020 · dodano: 14.09.2020 | Komentarze 0
Trzeci dzień mojej trzeciej wyprawy szlakiem Green Velo miał być najtrudniejszy w tegorocznym podróżowaniu. Nie dość że dystans na dziś to prawie 100 km jazdy, to jeszcze kilkanaście kilometrów jazdy w terenie ( tak do końca to nie wiemy jaka nawierzchnia) i na dodatek najcieplejszy dzień tego weekendu. Nie wspominam już o tym że nadal wiatr w oczy cały czas nam wieje. I na trasie nie zabrakło też kilkunastu dobrych podjazdów. Wszystko to razem, rano o 8, malowało nam dość groźnie wyglądający dzień. Ale z drugiej strony jakże ciekawy.
To co ruszamy w drogę.
Ósma rano, a słonko faktycznie daje mocno. Jest już bardzo ciepło. A będzie jeszcze cieplej. Akurat dla mnie to nie jest zbyt duże zmartwienie. Lubię jak jest ciepło, nawet bardzo ciepło. Ale dziś chyba będzie mega ciepło. Ale to później na razie jedziemy sobie tak jak prowadzi szlak, a prowadzi tak, że co jakiś czas ukazuje się nam niesamowity widok na Chełm. Dokładnie to na wzgórze i Bazylikę. Zaczynamy bardzo żałować tego że nie zdążyliśmy wczoraj wejść na dzwonnicę przy Bazylice. Widok z niej pewnie jest niesamowity. Musimy tu jeszcze kiedyś wrócić i dokończyć zwiedzanie miasta.
Super się jedzie.
Lubię trasy, szlaki które często zmieniają kierunki jazdy, które mają dużo zakrętów, skrętów i zwrotów. Prowadzą przez wsie, miasteczka, łąki, pola i lasy. Nie są takie monotonne i nudne. I właśnie taka dzisiejsza droga jest i już mogę napisać że była do końca. Taka właśnie ciekawa z różną nawierzchnią, z tymi podjazdami i zjazdami i niesamowitymi widokami.
Ale żeby nie było tak sielsko i anielsko to niestety podczas dzisiejszej jazdy dość mocno zostało nadwyrężone Andrzeja koło. Dwa strzały takie jak wczoraj nie zwiastowały nic dobrego. Najpierw jedna szprycha poszła się je……… znaczy pękła, a potem druga. Z niepokojem nasłuchiwaliśmy kolejnych strzałów. Niestety oznaczałyby one koniec wycieczki i poszukiwanie najbliższego pociągu lub innego transportu do Zamościa, bo raczej w niedziele nikt by nam nie naprawił roweru.
Jedziemy i nasłuchujemy, a w podświadomości modlimy się, aby tego co nasłuchujemy nie usłyszeć.
W Krasnymstawie zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę. Najpierw na ochłodzenie się na rynku w oparach kurtyny wodnej, a potem na pyszne jedzonko.
Na kwaterę w komplecie docieramy około 18.00.
Na pierwszy rzut oka jest rewelacyjna, co potwierdził drugi rzut oka czyli wejście do pokoju. Naprawdę superowe miejsce z klimatem, z dobrym jedzeniem (duże i smaczne porcje) z przyjemnością siedzieliśmy sobie na ławeczce do późna. Z czystym sercem mogę polecić kwaterę pod nazwą Muzeum Skarbów Ziemi i Morza w Szczebrzeszynie lub jak kto woli Restauracja Klemens.
Dziś to już nasza ostatnia miejscówka na trasie tegorocznej wyprawy szlakiem Green Velo. Mnie zawsze takie chwile wprawiają w zadumę i zasmucenie.
Czy za rok uda się przyjechać aby kontynuować podróż, czy zdrowie pozwoli, czy sytuacja w domu w pracy nie stanie na przeszkodzie. No i oczywiście szkoda ze to już koniec, że jutro ostatnie kilkanaście kilometrów wspólnej jazdy, a potem rozjedziemy się każdy w swoim kierunku. Idę więc wcześniej do pokoju aby smutasy udusić poduchą, tak aby nikt nie widział.
Kolejny dzień pełen wrażeń, wspomnień, śmiechów i wspaniałych krajobrazów minął.
Jutro ostatni dzień wycieczki.
Trasa: Szlakiem Green Velo Chełm - Szczebrzeszyn
Foto:
W oddali widać Bazylikę i dzwonnicę w m. Chełm foto Waldek © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo foto Waldek © GOZDZIK
Cudowne widoki z trasy © GOZDZIK foto Waldek
Dziś jazda w cieniu była zbawieniem gdzieś na szlaku GV foto Waldek © GOZDZIK
W dole po prawej Krasnystaw © GOZDZIK
Krasnystaw i zbawienna kurtyna wodna © GOZDZIK
Krasnystaw - żegnamy się z tym miasteczkiem © GOZDZIK
Bardzo zasłużony odpoczynek w cieniu drzew. Goździk dobranoc hihihi foto Waldek © GOZDZIK
Gdzieś na szlaku foto Waldek © GOZDZIK
Drogi i widoki to dziś dominowało © GOZDZIK
Podjazdy i widoki. Jedno męczyło, drugi cieszyło © GOZDZIK foto Waldek
Widok na Zbiornik Nielisz © GOZDZIK
Nasza kwatera w wieczorowej szacie. © GOZDZIK foto Waldek
- DST 82.90km
- Czas 04:54
- VAVG 16.92km/h
- VMAX 40.60km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 150m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Green Velo dzień 2 - Włodawa - Chełm
Sobota, 29 sierpnia 2020 · dodano: 09.09.2020 | Komentarze 0
Dzionek wita nas pięknym słoneczkiem.
Rozpoczynamy dzisiejszą podróż na „głodniaka”.
Tak jak pisałem wcześniej na kwadrze nie było możliwości wykupienie śniadania. Nie wnikam dlaczego co i jak. Jak zarezerwowaliśmy kwaterę przed pandemią to taka opcja była , teraz nie. I koniec tematu.
Jednak nie szukamy panicznie pierwszego lepszego sklepu z suchą bułką i kabanosem z folii. Wieczorem przeglądając trasę na dzisiejszy dzień znajdujemy miejscowość o bardzo miłej nazwie Okuninka, a właściwie to znajdujemy jezioro Białe. A przy jego północnym brzegu znajdujące się tam centrum handlowo-usługowe z licznymi punktami gastronomicznymi, kioskami spożywczymi, sklepami itp. Nas najbardziej interesują punkty gastronomiczne serwujące śniadania.
I taki punkt znajdujemy.
I to w ostatniej chwili bo Andrzej już z głodu zaczynał nam wyć. Nam zresztą też już kiszki marsza grały, a echo tej symfonii niosło jezioro które najpierw postanowiliśmy objechać dookoła.
Brzuszki zaspokojone, kubki smakowe zadowolone bo śniadanko pyszne było więc ruszamy na mała sesję zdjęciową nad samą tafle jeziora. Całkiem miłe miejsce. To znaczy chodzi mi o jezioro, bo wokół niego same pola namiotowe, campingowe, ośrodki wypoczynkowe, karuzele, budy z kiczem, pamiątkami itp …. No takie całkowicie komercyjne miejsce. Dobrze, że byliśmy tam na śniadaniu, a nie na kolacji bo chyba jest tam tak jak w mazurskich popularnych miejscowościach. Głośno, gwarno muzyka z koników bujanych, wesołego miasteczka z cudownej jakości płyt CD leżących prawie na chodniku.
Uffff czym prędzej się stąd zbieramy na nasz wspaniały szlak, który biegnie przez Sobiborski Park Krajobrazowy. Wspaniała asfaltowa droga wśród lasu doprowadza nas do Miejsca Pamięci Narodowej. Do miejsca w którym mieścił się obóz koncentracyjny w Sobiborze. Niestety sam budynek muzeum jest zamknięty, ale można wejść na tern gdzie mieścił się obóz, na rampę kolejową pamiętającą te straszne i okrutne dni.
Takie miejsca robią na mnie ogromne wrażenie. Nie mogę sobie nawet wyobrazić tego ogromu tragedii, okrucieństwa, bestialstwa, ludzkiej krzywdy i niemocy. Spacerujemy po miejscach wyznaczonych, czytamy tablice informujące o wszystkim co jest związane z tym miejscem. O początkach, o działalności, o ofiarach, o ludziach tu umierających o wszystkim.
Cisza wokół.
Słychać tylko szum drzew, które pewnie każdemu odwiedzającemu opowiadają co tu się działo.
Słuchamy.
Potem w ciszy i spokoju ruszamy w dalszą drogę.
Przez chwile nikt z nas nic nie mówi.
Po prostu jedziemy.
Podziwiamy przyrodę.
Droga jest naprawdę bardzo przyjemna, spokojna i bardzo łatwa. Dziś jest cały taki dzień. Łatwy lekki i przyjemny. Niewiele kilometrów i sam asfalt.
I tu mamy słowo klucz – jest.
Należy je zastąpić – miał być, był.
Bo nagle naszą sielską wycieczkę przerwał trzask, strzał coś w tym stylu.
Co jest grane ?????
Rozglądamy się dookoła nic nie widać.
I nagle wzrok ostatnich w peletonie pada na tylne koło Andrzeja.
Totalna ósemka, albo szesnastka. U Andrzeja pękła szprycha w tylnym kole. Koło jest tak krzywe, że jak się patrzy na nie to można dostać choroby morskiej. A jutro jest ciężki dzień z długim dystansem i jest sporo kilometrów terenu.
Co robić ?????
Szukamy w necie informacji czy w Chełmie jest jakiś serwis czynny w sobotę chociaż do 15.00 Bo do 14 nie mamy szans dojechać.
Dzwonimy do jednego z nich.
Tak spoko jak zdążymy do 15.00 to naprawią.
Do przejechania prawie 50 km w około 3 godziny i wiatr jest po ciemnej stronie mocy.
Ale cóż próbujemy.
Nici ze zwiedzania, spokojnej jazdy, miłych odpoczynków na łonie przyrody, włażenia na wieże widokowe itp. Pełna moc na Chełm.
W serwisie jesteśmy o 14.30.
Nie będę ukrywał, że jestem zmęczony, ale z drugiej strony jesteśmy na miejscu jakiś 2-3 godziny wcześniej. Mamy mnóstwo czasu na zakwaterowanie, przebranie i wałęsanie się po mieście. (Niestety jak się okaże ten nadmiar czasu nas trochę rozleniwił i zgubił.)
I to właśnie robimy.
Niestety nie udało nam się wejść do Podziemi Kredowych bo do 16.00.
Nie udało nam się również zdążyć wejść na dzwonnicę, bo po porażce z podziemiami poszliśmy na obiad do restauracji „Gęsie Sprawki” i tu się trochę zeszło, a dzwonnica do 18.00.
Ale i tak spędziliśmy wspaniałe popołudnie wałęsając się po rynku i wieczór na kwaterze.
Trasa : Szlakiem Green Velo Włodawa – Chełm
Foto.
Mały przystanek tuż za Włodawą foto Waldek © GOZDZIK
Na śniadanku © GOZDZIK
Jezioro Białe - foto Waldek © GOZDZIK
Sobibór © GOZDZIK
Miejsce Pamięci - Sobibór © GOZDZIK
Miejsce Pamięci Sobibór © GOZDZIK Foto Waldek
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK Foto Waldek
Restauracja Gęsie Sprawki - polecamy Foto Waldek © GOZDZIK
Chełm tu właśnie jesteśmy © GOZDZIK
Chełm - widok na dzwonnicę i Kopiec Niepodległości z Krzyżem Jubileuszowym Foto Waldek © GOZDZIK
Widok na miasto ze wzgórza © GOZDZIK
Chełm - Rynek © GOZDZIK
Widok na rynek © GOZDZIK
- DST 79.12km
- Teren 1.00km
- Czas 04:48
- VAVG 16.48km/h
- VMAX 29.90km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 130m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Green Velo dzień 1 - Terespol - Włodawa
Piątek, 28 sierpnia 2020 · dodano: 08.09.2020 | Komentarze 1
Dziś rozpoczyna się już moja trzecia wyprawa po wschodniej ścianie naszego pięknego kraju.
Trzecia wyprawa niesamowitym szlakiem Green Velo.
Trzecia wyprawa z sakwami na rowerze.
Trzecia tego typu wyprawa.
A przed pierwszą w 2018 roku nie wyobrażałem sobie jak to jest podróżować w ten sposób.
Dziś nie wyobrażam sobie lepszej, ciekawszej i przyjemniejszej formy podróżowania i poznawania naszej Ojczyzny.
Tu wiem, że od razu odezwie się grupa osób która tak samo podróżuje będąc z dnia na dzień gdzie indziej, tylko że noclegi pod namiotem i gwiaździstym niebem gdzieś nie wiadomo gdzie. I mają racje bez dwóch zdań. To jest przygoda. Jeździłem pod namiot nie raz nie dwa. Na obozy i na dziko indywidualnie lub z przyjaciółmi. Ale to było 30-35 lat temu. Dziś po prostu wolę wygodę, bezpieczeństwo i spokojna głowę o dach nad głową z bieżącą woda oraz czystą i suchą pościelą.
Mój przyjaciel Waldek mówi że to starość …… ja mówię dojrzałość hihihihi.
Ale wracajmy do meritum. Czyli szlaku Green Velo.
W tym roku jest to wyjątkowa wyprawa.
Po pierwsze odbywa się w ostatni weekend sierpnia, czyli ostatni weekend wakacji i ostatni weekend mojego urlopu. A po drugie po powrocie z wyprawy nie musimy się żegnać z naszym serdecznym przyjacielem i kolegą Waldkiem słowami:
- no to do następnego roku.
Bo wiadomo On już zostaje i możemy się skrzyknąć na kolejną wycieczkę kiedy tylko mamy ochotę, czas i możliwości.
Ale już już wracam na szlak.
Ja swoją wyprawę rozpocząłem już o 5.15, kiedy to wyjechałem z domu do domu Andrzeja w Piasecznicy gdzie zostawiłem samochód. Drugi etap to podróż pociągiem do Warszawy Zachodniej, trzeci etap podróży to pociąg na trasie Warszawa – Terespol. I o godzinie 11.14 rozpoczynamy czwartą właściwą cześć dzisiejszego dnia, weekendu, miesiąca, a nawet roku.
Tu muszę powiedzieć, że fajne jest uczucie bycia w tym samym miejscu co rok temu tylko wówczas się żegnało, a dziś się wita ze szlakiem.
Szukamy właściwego oznaczenia i kierunku i ruszamy na południe.
Pogoda niestety nie rozpieszcza. Przynajmniej mnie. Jest pochmurny, wilgotny i chłodny dzień. Całkowicie nie mój klimacik, ale jest ze mną wesoła i wspaniała ekipa, która całkowicie pozwala zniwelować tą drobną niedogodność.
A właśnie. Nie przedstawiłem jeszcze składu naszej wesołej rowerowej paczki. A w tą podróż ruszyli : Lena, Grzegorz, Waldek, Andrzej i Goździk.
Pierwsza dłuższa przerwa wypada w miejscowości Kodeń. Tu zatrzymujemy się przy zabytkowej bramie unickiej (dzwonnica parawanowa) a następnie na wylocie z miejscowości w zajeździe na obiadek. Zresztą bardzo dobry obiadek, który z czystym serce mogę polecić. Dalsza podróż to już tylko krótsze lub ciut dłuższe przystanki, a to tuż przy Bugu i naszej garncy z sąsiadami, a to przy wieżach widokowych. Zbaczając troszkę ze szlaku wstąpiliśmy, a raczej chcieliśmy wstąpić na teren Klasztoru Św. Onufrego w Jabłecznej, ale niestety tablica informacyjna tuż przy wejściu poinformowała nas o nieodpowiednim stroju (krótkie spodenki) i woleliśmy nie narażać się na gniew i zaburzenie spokoju mnichów.
Ruszamy dalej.
Włodawa i nasza pierwsza kwatera już niedaleko.
Nawet słoneczko zaczęło nas rozpieszczać.
Prawie prosta droga i łatwy szlak doprowadził nas do celu tuż przed 18.00.
Szybki prysznic i ruszamy na poszukiwanie jakiegoś miłego i klimatycznego miejsca na posiłek. Znajdujemy takie i po pierwszym takim sobie ogólnym wrażeniu zamawiamy żeberko na desce. Ojjjjjjj porcja mówię wam znamienita.
Znamienita i pyszna. Naprawdę dobrze zrobione żeberko, a właściwie organy żeberkowe.
To dobrze bo tak pyszna strawa zacierała bardzo słabe wrażenie naszej dzisiejszej kwatery. Bardzo malutkie wręcz klaustrofobiczne pokoiki, jedyne okno na wysokości chyba 5 metrów w suficie i w naszym pokoju nieotwierane.
Staramy się zasnąć.
Masakra. Było duszno … bardzo duszno…. A nad ranem …. No cóż ratunkiem było otworzenie drzwi na korytarz.
Ponownie szybki prysznic, szybkie pakowanie i ruszamy w poszukiwaniu miejsca gdzie można byłoby zjeść śniadanie. Niestety dzisiejsza kwatera nie zapewniała nam tego luksusu.
Dzień drugi rozpoczęty.
Trasa: Szlakiem Green Velo z Terespola do Włodawy.
Foto:
Na stacji PKP w Terespolu od lewej Goździk, Andrzej,Lena,Grzegorz, Waldek robi foto © GOZDZIK
A granica tuż tuż - na szlaku Green Velo foto Waldek © GOZDZIK
Zabytkowa dzwonnica w m. Kodeń © GOZDZIK
Kostomłoty © GOZDZIK
Jabłeczna - Cerkiew Św. Onufrego © GOZDZIK
Jedna z wież widokowych przy szlaku foto Waldek © GOZDZIK
Widok z wieży © GOZDZIK
Kościół w m. Hanna © GOZDZIK
Na szlaku GV w m. Sławatycze © GOZDZIK
- DST 94.80km
- Teren 40.00km
- Czas 06:21
- VAVG 14.93km/h
- VMAX 30.80km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 126m
- Sprzęt Góralek
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzika Rzeka - Czy to możliwe ?
Sobota, 22 sierpnia 2020 · dodano: 25.08.2020 | Komentarze 1
Na tą wycieczkę szykowałem się już
rok temu.
Niestety w zeszłym roku nie mogłem w
niej uczestniczyć ze względów rodzinnych, ale Grzegorz który był
głównym pomysłodawcą, planistą i organizatorem wycieczki obiecał
mi wówczas, że zostanie ona powtórzona właśnie w tym roku.
Powtórzona, udoskonalona i rozbudowana o nowe odcinki i ciekawe
miejsca. I jak obiecał tak też zrobił.
Na starcie stawiła się prawie cała
nasza grupa plus kandydat do dołączenia do grupy. Mocny kandydat i
właściwie można powiedzieć, że już jedną nogą w grupie. Bo
chłopak ostatnio pokazał, że ma charakter w nogach i nie straszne
mu są pokonywane kilometry. Mówię tu oczywiście o młodym
Andrzeju, który to niedawno realizował jedno ze swoich wyzwań.
Dziś pomimo tego, że musiał wstać
po godzinie 5, to nie zrezygnował z wyjazdu do Warszawy.
Do Warszawy tak … Dokładnie tu
zaczyna się wycieczka pod tytułem Dzika Rzeka.
Pewnie zastanawiacie się jak to
możliwe ?
Prawie centrum Polski, Stolica, Królowa
Rzek Polskich, gdzie tu jej dzikość.
Ja też …..............
Ale zastanowienie było do chwili
kiedy, Grzegorz tylko sobie znanymi ścieżkami, dróżkami, duktami,
polami, dziwnymi wiaduktami, przejazdami, podjazdami polazł nam
mnóstwo dzikich wspaniałych i malowniczych miejsc nad Wisłą i w
najbliższej jej okolicy. Niektóre naprawdę zachwycały swoim
krajobrazem, taką właśnie dzikością, taką nieuregulowaną linią
przyrody i brakiem znamion cywilizacji.
Nie jestem wstanie, a może bardziej
nie chce tego pisać bo zapisałbym całą stronę, aby dokładnie
powiedzieć gdzie jak jechaliśmy, gdzie skręcaliśmy itp.. Powiem
tylko że z dworca Warszawa Wschodnia ruszyliśmy w kierunku Góry
Kalwarii lewą stroną rzeki, a wracaliśmy prawą stroną z
przeprawą promową na wysokości Plaży Na Zawadach. Oj zapomniałbym
o najważniejszej i najbardziej oczekiwanej atrakcji, a biorąc pod
uwagę panujący upał najbardziej pożądaną atrakcję dzisiejszego
dnia . Chodzi oczywiści o pieszą przeprawę i orzeźwiającą
kąpiel w rzece Świder tuż przy jej ujściu do Wisły. To było
naprawdę bardzo miłe. Postawiło nas na nogi i dało dużo energii
na pozostały odcinek trasy. A była nam ta energia bardzo potrzebna
bo zanosiło się na burzę i duża ulewę, a do mety jeszcze sporo
kilometrów. I w zasadzie to nam się udało, bo gdybyśmy nie
spędzili chwili w jednym z barów na posiłek to byśmy zdążyli na
dworzec przed deszczem, a tak to ostatnie 5 km jechaliśmy w deszczu.
Jednak wcale się nim nie przejmowaliśmy. Zmył on trochę kurzu z
rowerów i naszych ubrań, oraz fajnie i przyjemnie nas schłodził.
Co tu więcej pisać?
Może tylko jeszcze to, że dotychczas
moje wizyty w Warszawie były związane wyłącznie z obowiązkami
służbowymi typu szkolenia. Teraz już w jednym roku jestem tu dwa
razy i jeżdżę po stolicy rowerem dla przyjemności. Niedawno
podczas wycieczki organizowanej i rozplanowanej przez Mateusza
poznawałem jazdę po miejskiej dżungli, dziś Grzegorz zabrał nas
w zupełnie inne klimaty. Obie wycieczki superowe, obie inne i obie
ciekawe. Również dla młodego Andrzeja była to nowa rowerowa
przygoda. Chłopak ze względu na swój rower (cienkie koła) unikał
terenu jak ognia. A tu teraz blisko połowa to jazda terenowa. Dał
radę. Nie marudził i dzielnie pokonywał każdy kilometr trudów
terenowej jazdy.
Grzegorz, Lena bardzo dziękuję za tą
wycieczkę. Z przyjemnością wybiorę się na Dziką Rzekę jeszcze
raz. Może na przyszły rok jesienią, kiedy do tych dzikich
krajobrazów przyjdzie jeszcze Pani Jesień ze swoją kolorową
szatą.
Było SUPER.
Foto : Ale i tak nie oddadzą tego jak było wspaniale.
To chyba obowiązkowe zdjęcie z Warszawy. Widok z Mostu Siekierkowskiego © GOZDZIK
Wesoła ekipa od lewej Waldek, Goździk, Andrzej,Grzegorz, Młody Andrzej, Lena - foto Waldek © GOZDZIK
Gdzieś na trasie ale jeszcze w Warszawie foto Waldek © GOZDZIK
© GOZDZIK
A oto i Dzika Rzeka © GOZDZIK - foto Waldek
O i tu też Ona © GOZDZIK
Gdzieś na trasie - foto Waldek © GOZDZIK
Przeprawa przez rzekę Świder © GOZDZIK
Czekamy na prom - foto Waldek © GOZDZIK
I płyniemy po Dzikiej Rzece. © GOZDZIK
Gdzieś na trasie żegnamy się z Dziką Rzeką © GOZDZIK
A to jest Warszawa tuż przy Dzikiej Rzece © GOZDZIK
- DST 128.30km
- Teren 15.00km
- Czas 06:23
- VAVG 20.10km/h
- VMAX 47.80km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 343m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Ciechanowa
Czwartek, 20 sierpnia 2020 · dodano: 24.08.2020 | Komentarze 2
Ta wycieczka miała być tą pierwszą
w pełnym składzie naszej małej nieformalnej ale bardzo wesołej
grupy. Ale niestety jak to w życie bywa nie zawsze dany termin
każdemu pasuje, lub też bieżące wydarzenia i zobowiązania, które
wyskoczyły nagle pozwalają na udział w danym wydarzeniu.
Tak też było i tym razem. Na rynku w
Zakroczymiu nie mogli pojawić się Lena i Mateusz.
Trudno niech żałują.
W takim troszkę okrojonym składzie
Waldek, Andrzej, Grzegorz i ja ruszamy w kierunku twierdzy Modlin.
Tak między murami twierdzy, a rzekami Wisły i Narew docieramy do
Nowego Dworu Mazowieckiego. Pierwszy przystanek to Pomiechówek. Mały
odpoczynek, śniadanko i ruszamy dalej w trasę. W trasę która
ułożył i w całości wytyczył Waldek. Dlatego każdy kilometr
dzisiejszej wycieczki był dla nas bardzo ciekawy. Szczególnie
ciekawe były odcinki specjalne. Odcinki te biegły po drogach
szutrowych, polnych i niekiedy dość mocno piaszczystych. Na tych
odcinkach nasz dyrektor sportowy trasy Waldek jakimś dziwnym trafem
zawsze jechał lub pchał rower dużo przed nami.
Mmmmm ciekawe dlaczego ?????
Ale nie, muszę tu napisać szczerą
prawdę i pochwalić naszego kolegę. Oczywiście byliśmy trochę
źli na te odcinki szczególnie tam gdzie trzeba było pchać rowery,
ale one były naprawdę bardzo urocze, ciekawe i po prostu ładne, a
przed wszystkim spokojne. Generalnie drogo do Ciechanowa była
wspaniała, zróżnicowana, ciekawa i kolorowa. Niestety pokonanie
około 15 km po takim terenie przełożyło się na czas. A dokładnie
na uciekający nam czas, a tu przed nami zwiedzanie Zamku w
Ciechanowie, jakiś obiadek, może jeszcze jakieś szwendanie się po
mieście. Więc jak tylko udawało się wskoczyć na asfalt to
staraliśmy się nadrabiać skradziony przez odcinki specjalne czas.
Nie do końca udała się nam ta
sztuka. Czasu było tyle aby zwiedzić zamek, a dokładnie wystawę
oraz wejść na obie baszty. Na szwendanie brakło czasu, a obiadek
zjemy po drodze. Mamy mniej kilometrów do przejechania i wygląda na
to że wiaterek będziemy mieli w plecy. Czyli może uda się coś
odzyskać. Pod warunkiem że nie będzie odcinków specjalnych.
Hurrrrraaaaaa nie było.
Był za to wiaterek w plecki i mogliśmy
sobie spokojnie wylądować w jakimś miłym lokalu na obiadku.
Zbytniego wyboru nie było. Bo jedynym większym miasteczkiem w
drodze powrotnej było Nowe Miasto. I tu założyliśmy naszą bazę
posiłkową. Było dużo i smacznie.
Ruszamy dalej. To już ostatni odcinek
naszej dzisiejszej wycieczki. Wycieczki która była bardzo ciekawa,
przyjemna i właśnie taka jaką bym chciał aby była każda
wycieczka.
Fajnie było odwiedzić miasto do
którego w 2006 roku ja wytyczyłem trasę. Zobaczyć jak się
zmienił zamek i czy w ogóle się zmienił (zmieni i to na lepsze).
Wycieczka bardzo udana.
Trasa : Zakroczym, Nowy Dwór
Mazowiecki, Pomiechówek, Goławice, Zaborze, Cieksyn, Rostoki, Nowe
Miasto, Modzele-Bartłomieje, Soboklęszcz, Sońsk, Ciechanów,
Niechodzin, Kownaty-Borowe, Ojrzeń, Karolinowo, Nowe Miasto, Grabie,
Joniec, Stara Wrona, Zaręby, Zakroczym.
Foto:
Wesoła ekipa na śniadanku - foto Waldek © GOZDZIK
Wspaniałe odcinki specjalne - foto Waldek © GOZDZIK
Przerwa w cieniu dla ochłody © GOZDZIK
Na zamku w Ciechanowie - foto Waldek © GOZDZIK
Jakie czasy takie przyłbice © GOZDZIK
Widok z zamkowej baszty © GOZDZIK
Zakroczym i pomnik latarnia od lewej Andrzej, Grzegorz, Waldek © GOZDZIK
- DST 78.50km
- Teren 30.00km
- Czas 04:29
- VAVG 17.51km/h
- VMAX 37.10km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 163m
- Sprzęt Góralek
- Aktywność Jazda na rowerze
Kampinoski Park Narodowy - Na dobry początek.
Sobota, 15 sierpnia 2020 · dodano: 16.08.2020 | Komentarze 0
Dzisiejsza wycieczka to właściwie
początek nowej epoki, nowej ery, nowego etapu naszych rowerowych
przygód. Tak naprawdę ten nowy etap rozpoczął się już dwa lata
temu kiedy na szklaku Green Velo poznaliśmy Lena, Grzegorza i
Mateusza. Kontynuacją nowego ładu była zeszłoroczna deklaracja
Waldka dotycząca powrotu na stałe do Polski. Dziś jest kulminacja
tego nowego porządku tej nowej rowerowej przygody. Tak jak Waldek
obiecał tak wrócił, jedna z osób która poznaliśmy dwa lata temu
mogła dziś jechać z nami. Wszystko się zamknęło w jedną całość
tworząc początek. Grupa Rowerowa Green Velo jest już cała w
komplecie w Polsce i jest gotowa do podbijania szlaków tych bliskich
i tych dalszych.
Dzisiejszą trasę w całości ułożył
i zaplanował Waldek. Oczywiście nie wyobrażałem sobie tego aby
było to w innym miejscu iż Kampinoski Park Narodowy. Można śmiało
powiedzieć że to jego dom. Więc innej opcji nie było.
Niestety na dzisiejszą wycieczkę nie
mogli pojechać pozostali członkowie naszej grupy Lena,Grzegorz,
Andrzej (który w zamian wydelegował swojego syna Sebastiana).
Na trasę ruszamy z Sochaczewa i po
chwili już jesteśmy w Żelazowej Woli, a stąd na puszczańskie
szalki to już tylko „rzut beretem.”
Ojjj powiem szczerze, że fajnie było
po tak długim okresie wrócić na leśne dukty. Ostatni raz
jeździłem po takim terenie ponad miesiąc temu. Wtedy gdy z
Grzegorzem realizowaliśmy pomysł przejechania Kampinoskiego Szlaku
Rowerowego. To przecież było 4 lipca. Czyli kawał czasu temu.
Przyjemnie było ponownie się tu znaleźć, przyjemnie było wrócić
na leśne drogi i na niektóre fragmenty Kampinoskiego Szlaku
Rowerowego, które pokrywały się z naszą dzisiejszą trasa. A
jeszcze fajniej było pokonywać dzisiejsze trudności w tak
doborowym i miłym towarzystwie Waldka, Mateusza i Sebastiana.
Piękna pogoda, piękne okoliczności
przyrody, pogaduchy, śmichy, chichy i czas uciekł nie wiadomo nawet
kiedy i trzeba było myśleć o powrocie. Zamknięty sklep w Górkach
oraz kończące się zapasy wody pomogły nam podjąć decyzję o
skróceniu dzisiejszej trasy i obranie powrotnego kierunku. Jak się
na końcu okazało skrócenie to było raptem o 10 czy 12 km ale
zawsze to coś. Tym bardziej że droga powrotna to właściwie tylko
asfalt, więc było łatwiej.
Ostatni wspólny postój zrobiliśmy w
Kampinosie i po krótkim odpoczynku w cieniu sklepowej ściany i
krzewów ruszyliśmy każdy w swoją stronę. My na Sochaczew a
Mateusz chcący dziś zrobić 100 km w stronę Warszawy. Jeszcze
razem z Waldkiem zatrzymaliśmy się na chwilkę w lokalnym browarze
tuz pod Sochaczewem i leżąc na leżaczkach pogadaliśmy o życiu i
przede wszystkim o czekających nas najbliższych wycieczkach.
Trasa : Sochaczew – Kampinoski Park
Narodowy – Sochaczew.
Foto.
Czterech śmiałków na trasie w KPN. Od lewej Sebastian, Goździk, Mati, Waldek. Foto Waldek
Wystawka na Zielonym szlaku © GOZDZIK Foto Waldek
Puszczańska Chata w Granicy © GOZDZIK Foto Waldek
Na puszczańskim szlaku © GOZDZIK foto Waldek
Na Górze Św. Teresy © GOZDZIK
Mati, Waldek i ja pracujemy na porannego kaca :-) © GOZDZIK foto Waldek
- DST 113.22km
- Teren 5.50km
- Czas 05:22
- VAVG 21.10km/h
- VMAX 35.70km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 153m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Łęczycy. Czyli pierwsze 100 km Andrzeja "Młodego"
Sobota, 8 sierpnia 2020 · dodano: 10.08.2020 | Komentarze 0
Gdy podczas pierwszej wycieczki z młodym Andrzejem tak sobie gadaliśmy o tym co słuchać, gdzie jeździłeś, gdzie byłeś, jakie masz plany na przyszłość itp. Andrzej zdradził mi soje marzenie, wyzwanie, a mianowicie chciałby zrobić swoje pierwsze 100 km podczas wycieczki. No mnie długo na takie rzeczy nie trzeba namawiać.
Temat podchwyciłem i już za kilka dni po tamtej wycieczce miałem już w głowie plan i pomysł na te jego 100 km.
Oczywiście najpierw spytałem kiedy planuje to zrobić.
Powiedział że na początku sierpnie.
Pasuje myślę sobie.
Potem spytałem a w jakim kierunku by chciał ruszyć aby taki dystans pokonać.
A no powiedział ze może gdzieś w kierunku Piątku.
Też pasuje pomyślałem sobie, właśnie taki kierunek planowałem. Bo tam bardziej płasko i asfaltowo.
To właściwie jak wszystko się zgadza to została kwestia tylko terminu i delikatnej sugestii aby to było 8 sierpnia.
I tak się właśnie stało.
Kumulacja szczęścia, radości, wspaniałej pogody na ten dzień była ogromna. Bo nie dość że faktycznie pogoda dopisała nawet trochę za bardzo, zaliczenie dystansu pierwszych 100 km jak najbardziej udane, to jeszcze wieczorem po wielu latach no obczyźnie do Polski wrócił mój przyjaciel Waldek. Osoba której wiele zawdzięczam jeśli chodzi o rowery, wycieczki, planowanie ich itp. Mam nadzieje że dane nam będzie nadrobić ten czas i to z nawiązką w zdrowi i w gronie fajnych ludzi jakich mamy w Green Velowej Grupie Rowerowej.
Ale wracajmy do wielkiego wydarzenia jakim jest pokonywanie własnych wyznaczanych granic i to nie tylko dla młodego człowieka. Każdy kto wyznacza sobie takie bariery, nie ważne czy mają ona 100 km, 200 km czy 10 km czy wejście na 8-tysięcznik czy tylko na niedalekie wzgórze, czy jest to 2000 km szlaku czy tylko 5 km. Nie ważne. Jeśli jest to dla kogoś bariera jaką chce pokonać to jest to wielkie wydarzenie. I takie właśnie było dla Andrzeja.
W tym wspaniałym dniu chciał nam również towarzyszyć Grzegorz, który przybył do mnie z samego rana.
Mała kawka, przygotowanie sprzętu, a przede wszystkim wody i ruszamy.
Godzina 8.30 a już wiemy ze słonko nas nie oszczędzi dziś. Cień i odrobina chłodu będą na wagę złota.
Trudno do boju.
Pierwszy dłuższy odpoczynek zaplanowaliśmy sobie w centrum Polski. Czyli w miejscowości Piątek. W przyjemnych chłodzie pobliskiego parku odpoczęliśmy i uzupełniliśmy bidony. Ruszamy dalej. Kolejny odpoczynek to pałac w miejscowości Ktery.
I tu jest zagadka. Dlaczego ja nie zrobiłem tu żadnego zdjęcia ????? Naprawdę nie wiem. Spędziliśmy tu z 10 może 15 minut i nie mam nic. Czyżby już słońce przypiekło styki ? Dobra było minęło. Jedziemy dalej.
Słońce co raz wyżej, a my co raz mniej gadamy. Właściwie to już nie gadamy tylko albo pijemy albo się polewamy wodą. W takiej ciszy docieramy do miejscowości Tum licząc na poleżenie w cieniu ogromnego romańskiego kościoła lub nawet schowanie się na jakiś czas w jego murach.
Tu garść informacji o tym miejscu przepisane z netu:
W średniowiecznym Tumie, czyli Łęczycy, powstała jedna z pierwszych szkół kolegiackich w Polsce – przetrwała do XVIII w. Archikolegiata Łęczycka w Tumie posiada wspaniały romański tympanon i romańskie freski. Według legendy spoczął w niej Piotr Włost i arcybiskup gnieźnieński Jan Janik oraz kilku innych włodarzy Kościoła – biskupie groby znaleziono w trakcie wykopalisk. W podziemiach archikolegiaty zachowały się relikty opactwa NMP. W Tumie znajdują się obecnie relikwie Św. Wojciecha. Na ścianie jednej z wież można zobaczyć także "ślady diabła Boruty". W archikolegiacie odbyło się kilkadziesiąt synodów kościelnych, uznawanych za pierwsze polskie sejmy – kościół był siedzibą arcybiskupów do XVIII w. i pozostawał pod opieką królów polskich. W 1967 r. prymas Wyszyński i arcybiskup Wojtyła w Archikolegiacie Łęczyckiej w Tumie prowadzili uroczystości kończące Milenium Polski. Archikolegiata jest największym kościołem romańskim w Polsce. Wielokrotnie niszczona przez m.in. Litwinów, Tatarów i Krzyżaków oraz pożary, przebudowana w XVIII w. przez Efraima Schroegera, spłonęła w czasie walk z hitlerowcami w czasie Bitwy nad Bzurą w 1939 roku. Odbudowana i przekształcona (m.in. strop żelbetowy) po 1947 wg projektu Jana Koszczyc-Witkiewicza. Duży wkład w odbudowę świątyni wniósł ksiądz prałat Władysław Chmiel, który w czasie odbudowy był proboszczem parafii tumskiej.
Niestety nie było nam to dane. Do kościoła zbliżała się pielgrzymka i kościół był przygotowany na ich powitanie. Brakło im tylko ludzi do bujania dzwonami. I na kogo padło ? No na trzech kolarzy którzy księdzu spadli jak z nieba i poprosił nas o to abyśmy uczestniczyli w tym powitaniu dzwoniąc trzema dzwonami na całą okolice. Trudno było odmówić tak sympatycznemu księdzu. Dzwoniliśmy więc ile sił w rękach, a potem czym prędzej uciekliśmy w swoją drogę do Łęczycy na zamek. Normalnie strach było wejść aby nie wpaść i tu w jakieś powitania, pożegnania czy może jakieś inne obchody.
Chcieliśmy poleżeć na trawie w cieniu!
Udało się. Tu była cisza i spokój.
Chwila na zamku a potem na obiadek i droga powrotna, która choć dużo krótsza bo tylko 45 km to jednak dała nam w kość. Przerwy robiliśmy co 10 - 12 km, cień, leżenie i wiaderko wody na głowę. To były jedyne atrakcje drogi powrotnej.
A nie przepraszam. Przecież główna atrakcja to zdobyty przez Andrzeja Rubikon. Oczywiście zrobiliśmy postój złożyliśmy gratulacje, opiliśmy to butelką doskonałej wytrawnej wody i ruszyliśmy na ostatnie 13 km dzisiejszej trasy.
Niesamowity dzień.
Pełen wrażeń, emocji i przygód. No bo komu jest dane dzwonić dzwonami w kościele ??? Nie z psikusa, nie na złość ale w dobrej sprawie. Bo choć ja nie mam po drodze z kościołem (nie mylić z wiarą) i księżmi to pielgrzymów szanuję i podziwiam.
Andrzeju gratulujemy ci z całego serca tych pierwszych 100 km. Wierzymy że będą kolejne rekordy, choć one same w sobie nie stanowią sedna wycieczek rowerowych, ale są ich częścią.
Było fajnie.
Trasa : Głowno – Bronisławów – Domaradzyn – Popów Głowieński – Mąkolice – Jasionna – Witów – Sułkowice Pierwsze – Piątek – Goślub – Bolków – Ktery – Strzegocin – Gledzianów – Gledzianówek – Rybitwy – Witaszewice – Tum – Kwiatówek – Łęczyca – Kwiatówek – Tum – Metlew – Bogdańczew – Góra Św. Anny – Bryski – Żabokrzeki – Pokrzywnica – Piątek – Sułkowice Pierwsze – Jasionna – Władysławów Popowski – Boczki Domaradzkie – Ziewanice – Głowno
Foto:
Piątek i Geometryczny Środek Polski + Andrzej . © GOZDZIK
Wszędzie prawie tak samo blisko - Piątek © GOZDZIK
Tum - marzyliśmy o leżeniu w cieniu © GOZDZIK
A tu po lewej są dzwony którymi witaliśmy pielgrzymów © GOZDZIK
Zamek w Łęczycy © GOZDZIK
Pod zamkiem w Łęczycy © GOZDZIK