Info
Ten blog rowerowy prowadzi Gozdzik z miasteczka Głowno. Mam przejechane 22889.93 kilometrów w tym 5518.87 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.02 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 91878 metrów.
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Październik1 - 0
- 2024, Wrzesień3 - 0
- 2024, Sierpień2 - 0
- 2024, Lipiec3 - 4
- 2024, Czerwiec6 - 0
- 2024, Maj4 - 0
- 2024, Kwiecień2 - 0
- 2024, Marzec2 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2023, Październik1 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 0
- 2023, Sierpień5 - 2
- 2023, Lipiec2 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 0
- 2023, Maj3 - 0
- 2023, Kwiecień2 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2022, Październik2 - 0
- 2022, Wrzesień1 - 1
- 2022, Sierpień6 - 0
- 2022, Lipiec4 - 3
- 2022, Czerwiec2 - 0
- 2022, Kwiecień3 - 0
- 2022, Marzec4 - 7
- 2022, Luty1 - 0
- 2021, Październik3 - 0
- 2021, Wrzesień2 - 0
- 2021, Sierpień4 - 1
- 2021, Lipiec2 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 1
- 2021, Maj3 - 1
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2021, Marzec4 - 4
- 2020, Listopad1 - 0
- 2020, Październik3 - 3
- 2020, Wrzesień1 - 0
- 2020, Sierpień8 - 5
- 2020, Lipiec3 - 2
- 2020, Czerwiec3 - 0
- 2020, Maj4 - 0
- 2020, Kwiecień1 - 2
- 2020, Marzec1 - 3
- 2020, Luty1 - 2
- 2020, Styczeń1 - 2
- 2019, Listopad1 - 2
- 2019, Październik2 - 4
- 2019, Wrzesień1 - 1
- 2019, Sierpień2 - 3
- 2019, Lipiec6 - 17
- 2019, Czerwiec4 - 8
- 2019, Maj2 - 7
- 2019, Marzec3 - 8
- 2019, Luty2 - 5
- 2018, Listopad1 - 3
- 2018, Październik1 - 3
- 2018, Wrzesień2 - 3
- 2018, Sierpień3 - 12
- 2018, Lipiec6 - 22
- 2018, Czerwiec1 - 5
- 2018, Maj3 - 11
- 2018, Kwiecień3 - 16
- 2018, Marzec2 - 7
- 2018, Luty2 - 6
- 2018, Styczeń1 - 11
- 2017, Listopad1 - 3
- 2017, Wrzesień2 - 6
- 2017, Sierpień3 - 7
- 2017, Lipiec6 - 6
- 2017, Czerwiec4 - 9
- 2017, Maj3 - 10
- 2017, Kwiecień2 - 9
- 2017, Marzec3 - 16
- 2016, Listopad1 - 1
- 2016, Październik1 - 1
- 2016, Sierpień5 - 19
- 2016, Lipiec4 - 14
- 2016, Czerwiec4 - 17
- 2016, Maj2 - 19
- 2016, Kwiecień2 - 8
- 2016, Marzec2 - 6
- 2016, Luty1 - 1
- 2015, Grudzień1 - 5
- 2015, Listopad1 - 5
- 2015, Październik3 - 14
- 2015, Wrzesień3 - 5
- 2015, Sierpień7 - 21
- 2015, Lipiec5 - 4
- 2015, Czerwiec4 - 9
- 2015, Maj4 - 13
- 2015, Kwiecień4 - 4
- 2015, Marzec5 - 10
- 2015, Luty1 - 2
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Listopad3 - 7
- 2014, Październik2 - 2
- 2014, Wrzesień3 - 11
- 2014, Sierpień8 - 19
- 2014, Lipiec3 - 8
- 2014, Czerwiec3 - 9
- 2014, Maj3 - 6
- 2014, Kwiecień2 - 4
- 2014, Marzec4 - 13
- 2014, Luty2 - 7
- 2014, Styczeń1 - 1
- 2013, Grudzień1 - 7
- 2013, Październik2 - 7
- 2013, Wrzesień1 - 1
- 2013, Sierpień6 - 23
- 2013, Lipiec5 - 16
- 2013, Czerwiec6 - 8
- 2013, Maj7 - 16
- 2013, Kwiecień5 - 11
- 2013, Marzec3 - 15
- 2012, Listopad3 - 10
- 2012, Październik2 - 12
- 2012, Sierpień5 - 19
- 2012, Lipiec3 - 17
- 2012, Czerwiec4 - 4
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec4 - 5
Lipiec, 2018
Dystans całkowity: | 472.00 km (w terenie 118.00 km; 25.00%) |
Czas w ruchu: | 23:41 |
Średnia prędkość: | 19.93 km/h |
Maksymalna prędkość: | 37.80 km/h |
Suma podjazdów: | 1357 m |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 78.67 km i 3h 56m |
Więcej statystyk |
- DST 93.80km
- Teren 39.00km
- Czas 05:04
- VAVG 18.51km/h
- VMAX 35.30km/h
- Temperatura 31.0°C
- Podjazdy 178m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja przygoda z Green Velo dzień 3
Niedziela, 29 lipca 2018 · dodano: 06.08.2018 | Komentarze 5
Dzień
trzeci to już ostatni etap naszej mini wyprawy. I jak to w takich dniach bywa
trochę mi smutno, że kończy się nasz trzydniowy rajd szlakiem Green Velo. Co
prawda mamy jeszcze przed sobą ostatnią noc na pogaduchy, opowiadania i
żarciki. Pociąg w drogę powrotna do domu rusza rano, wiec zamiast czatować na
stacji to zamówiliśmy sobie kwaterkę aby wygodnie się wyspać.
Ale
zanim leżakowanie to jakoś musieliśmy dotrzeć do Suwałk.
A
zrobiliśmy to tak.
W
Augustowie po śniadanku ruszyliśmy do muzeum Kanału Augustowskiego. Jednak z
powodu zapowiadających na dziś dużych burz i dość długiej naszej dzisiejszej trasy
nie mieliśmy zbytnio czasu na zwiedzanie samego muzeum. Zatrzymaliśmy się tylko
na obiekcie kilka fotek i ruszamy.
Nasz
kierunek to nie bezpośrednio Suwałki najkrótsza drogą tylko tak jak prowadzi
nasz bohater, czyli szlak Green Velo. A prowadzi on malowniczymi drogami tuż
przy Kanale Augustowskim, gdzie w miejscowości Płaska zobaczyliśmy na własne
oczy jak taka przeprawa przez śluzę się odbywa. No niestety trochę czasu nam to
zabrało, ale było warto.
Żar
z nieba lał się okrutny. Nawet mnie kochającemu ciepełko troszeczkę dokuczał,
ale tylko odrobinkę.
Tak
w znakomitych nastrojach ścieżka rowerowa przy drodze 672 dotarliśmy do
Mikoszówki i obraliśmy w końcu kierunek Suwałki. A dokładniej na Wigierski Park
Narodowy i były klasztor Kamedułów położony na wzgórzu nad Wigrami. Po drodze
nie mogliśmy sobie jednak odmówić kąpieli w Czarnej Hańczy, no może ciężko to
nazwać kąpielą, ale schodziliśmy się znakomicie w wodach tej pięknej rzeki, a
kilkadziesiąt metrów dalej w jakże uroczym sklepiku uzupełniliśmy wypocone
cenne minerały, a szczególności chmiel hihihihi.
Pora
robiła się dość późna, a właściwie to bardziej obiadowa niż późna, w koło nas
zaczęły gromadzić się chmury burzowe, nawet słychać już było grzmoty. To czym
prędzej musieliśmy znaleźć jakieś fajne miejsce na odpoczynek, przeczekanie
burzy jeśli przyjdzie (przyszła podczas obiadu) i oczywiście syty i dobry
obiadek. Akie miejsce znaleźliśmy w miejscowości Maćkowa Ruda. Polecam
pomidorowa i kurkowa rewelacyjne zupki a drugie dania jeszcze lepsze. Chociaż
Andrzej twierdzi że wątróbkę robi lepszą – wiadomo gdzie na nią teraz będziemy
jeździli hihihihihihi.
Po
ulewnym deszczu ruszyliśmy w dalszą drogę.
Nagrzany
asfalt szybko pozbył się nadmiaru wody i właściwie do klasztoru nic oprócz
zachmurzonego nieba nie wskazywał na to, że przed chwila dość mocno padało.
Wizyta
na wieży widokowej to właściwie ostatni punkt z listy atrakcji zaplanowany na
dzień dzisiejszy. Teraz już tylko okrążenie jeziora i prosta ścieżka rowerowa wzdłuż drogi 653 do
Suwałk gdzie czekała na nas przytulna kwatera z milutka kołderka. I jak to było
w poprzednich dniach przyszedł czas na
wieczorne rozmowy Polaków. Troszkę smutniejsze, troszkę bardziej refleksyjne,
troszkę już bardziej wspominkowe bo to nasz pożegnalny wieczór. Jutro już
będziemy w swoich domkach opowiadać bliskim jak to było na Szlaku GREEN VELO.
A
było tak :
- Kwatery wszystkie bardzo dobre. Domki w Goniądzu rewelacja i super kwatera dla lubiących troszkę połowić ryb. Opłatę wnosi się u gospodarza i można wędkować w Biebrzy. Augustów i Suwałki miłe domki z przytulnym ogrodem.
- Trasa – bardzo zróżnicowana taka, jaka powinna być. Trochę szutru, trochę piachu, trochę asfaltu, trochę kostki i wspaniałe krajobrazy pól, lasów, łąk, jezior, rzek, bagien i rozlewisk. Oznaczona jak dla mnie wystarczająco. Wszytko było jasne i zrozumiałe. Może odrobinę więcej przydało by się oznaczeń kilometrów do najbliższej miejscowości. Tak, aby wiedzieć czy np. uda się dojechać przed burzą czy raczej poczekać i przeczekać tu gdzie się jest. Ale to drobiazg, bo zawsze można sprawdzić w dostępnych pomocach internetowych (tylko trzeba się zatrzymać) (tu dodam że jechałem na rowerze trekkingowym z oponami 1,75 na nawierzchnię mieszana – dawały rade spokojnie – może komuś się przyda ta informacja)
- Towarzystwo – no tu chyba nie muszę nic mówić … albo powiem … z Wami chłopaki to nawet na koniec świata ruszę rzeknijcie tylko słowo. Bardzo Wam dziękuję za te trzy dni i kilka godzin podróży dnia czwartego. Było wspaniale.
- Pogoda no i tu oczywiście będą na bak zdania podzielone, ponieważ dla mnie była bardzo dobra, wręcz idealna ciepło, słońce może ciut za duszno, parno, ale było pięknie, a dla Waldka i Andrzeja stanowczo za gorąco.
- Zdobyte nowe doświadczenia np. w pakowaniu sakwy – po co ci była potrzebna Goździku ta ciepła bluza skoro zapowiadali upały co ???? (pytanie retoryczne bardziej prawda….przecież Suwałki to Polski biegun zimna prawda.... )i nowe znajomości – Lena, Grzegorz i Mateusz fajnie było was poznać pogadać i pośmiać się na trasie.
Ot i tak kończy się moja pierwsza przygoda z GV.
PS
Ponieważ relację piszę kilka dni po powrocie, to mogę już powiedzieć, że trzy dni temu przyszedł sms od Waldka, który poinformował mnie, że ostatni weekend lipca 2019 będę spędzał ……………………….. no gdzie jak myślicie ??? ………….. no jasne, że na GREEN VELO. I już się nie mogę doczekać.
Trasa: Augustów – Studzieniczna – Płaska – Mikaszówka – Dworczysko – Okółek – Głęboki Bród -Gulbin – Ciemny Las – Wysoki Most – Maćkowa Ruda – Mikołajewo – czerwony Folwark – Wigry – Ryżówka – Leszczewek – Suwałki.
Foto:
Augustów i wszystko jasne © GOZDZIK
Widok na Kanał Augustowski w Augustowie © GOZDZIK
Studzieniczna - Pomnik © GOZDZIK
Napis na pomniku © GOZDZIK
Taki szlak nam się przewijał w okolicy Augustowa © GOZDZIK
Płaska - Śluza lewa strona © GOZDZIK
Płaska - Śluza prawa strona - widać różnicę poziomów © GOZDZIK
Ścieżka rowerowa przy drodze 672 © GOZDZIK
Czarna Hańcza © GOZDZIK
Uroczy sklepik © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Troszkę padało - na obiadku © GOZDZIK
Klasztor pokamedulski © GOZDZIK
Widok z wieży zegarowej na Wigry © GOZDZIK
A tu klasztor z przeciwnej strony jeziora © GOZDZIK
Na trasie Green Velo © GOZDZIK
To jest już koniec - Suwałki © GOZDZIK
- DST 76.50km
- Teren 30.00km
- Czas 03:57
- VAVG 19.37km/h
- VMAX 33.90km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 234m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja przygoda z Green Velo dzień 2
Sobota, 28 lipca 2018 · dodano: 04.08.2018 | Komentarze 5
Dzień
drugi przywitał nas zachmurzonym niebem, brakiem słoneczka, sporą wilgotnością
i wycieczką do sklepu po śniadanko dla Mariuszka. Znaczy się wycieczkę miałem
tylko ja, koledzy dosypiali sobie spokojnie i miło lub pomalutku zabierali się
za jedzenia. No cóż jak ktoś głupi i wieczorem nie zrobił zakupów to tak ma.
Ale za to mam 3 km więcej tego dnia zrobione hihihihi.
Na
trasę wyruszyliśmy o godzinie 9.00 i przynajmniej teoretycznie powinno już być
słonko . Niestety nie było. Niestety dla mnie bo ja jednak wole słonko.
Andrzejowi i Waldkowi pogoda bardzo pasowała.
Na
początek punkt widokowy w Goniądzu, a potem już na trasę Green Velo do
Augustowa. Plan na dziś zakładał znacznie miej kilometrów do przejechania, ale
za to chcieliśmy troszkę po Augustowie połazić po jego centrum. I nawet był cel
tego chodzenia, bo zostaliśmy zaproszenie przez Lenę i Grzegorza na wspólny
obiad, ale w połowie drogi zorientowaliśmy się, że od naszej kwatery to jest za
daleko jak dla nas na dziś. Przepraszamy Was za to mocno.
Oj
troszkę wyprzedziłem fakty i zaraz po ruszeniu opisałem koniec dnia, a przecież
na trasie działo się wiele fajnych rzeczy.
To
wracamy na trasę.
Tak
jak na wstępie na razie ze słońcem nic się nie zmieniło – nie było go.
Ale
już podczas pierwszej przerwy w Dolistowie Nowym chmurki zaczynały chyżo znikać
z nieba i zanim wjechaliśmy na najbardziej
atrakcyjny odcinek drogi podczas dzisiejszej trasy słonko już mocno dopiekało.
A ten cudowny odcinek trasy to doga wzdłuż Biebrzy właściwie tuz przy Biebrzy
na skraju Biebrzańskiego PN z Dolistowa Starego do prawie że samych Mogielnic.
Naprawdę kolejny cudowny widok na bezmiar przyrody, łąk, rozlewisk, bagien i
samej meandrującej rzeki Biebrzy, na której co jakiś czas spotykaliśmy turystów
nią płynących na różnych „pojazdach” wodnych. Niezapomniane wrażenie to
wszystko robi. Cisza spokój i co jakiś czas pozdrawiający się, a to rowerzyści
rowerzystów, a to wodniacy rowerzystów i tylko, co jakiś czas a sielankę psuł
przejeżdżający samochód. Ale że to drogo piaszczysto – szutrowa z dołkami gdzie
nie gdzie to wolniutko jeździli, więc nie było źle.
I
w takich to pięknych warunkach przyrodniczo – krajobrazowych dotarliśmy do
miejscowości Białobrzegi, gdzie skwar lejący się z nieba zmusił nas do
uzupełnienia zapasów płynów w najbliższym napotkanym sklepie. Gdy tak właśnie
sobie siedzieliśmy i chłodziliśmy się, jedynym słusznym w takich
okolicznościach trunkiem z domieszką chmielu, podjechał do źródełka najpierw Mateusz, a za chwilkę Lena i Grzegorz. Oczywiście wszyscy bardzo się
ucieszyliśmy, że ponownie się widzimy i od razu zaczęliśmy od dzielenia się
wrażeniami z dnia wczorajszego, noclegu i dzisiejszego odcinka. Gadamy, śmiejemy
się popijamy zupkę chmielowa co by w gardle nie zaschło było fajnie. Mnie
trudno usiedzieć w takich chwilach wiec sobie łażę tu i tam . Podziwiam rowery,
sakwy, bagaże, osprzęt ….. ojjj chwilka …. a co to jakiś obcy rower ktoś nam
podrzucił z miejscowych. Taki bez przerzutki przedniej, bez przerzutki tylnej,
bez hamulca tylnego z kierownica co ma chyba 30-40 cm do tego tak rzucony bez
ładu i składu. Podnoszę chce odstawić na bok, co by się pod nogami tu obcy nie
kręcił a tu nagle słyszę głos Leny
-
ale to mój ci on, mój….
I
taka cisza zapadła.
A za chwilkę
-
Lena ty z Białegostoku do Suwałk jedziesz na takim rowerku ?????
-
Tak . No co nazwa jest ważna to Mustang jest przecież
No
tak ma racje dziewczyna to przecież samo jedzie .
I
sam już nie wiem, co powiedzieć …. Ale szacun i tyle, bo ja bym nie miał odwagi
i myślę, że nie jeden z nas by tez tego nie zrobił aby się wybrać na takim
egzemplarzu i to jeszcze z bagażem na plecach, a nie w sakwach. Jesteś wielka.
Po
ochłonięciu z wrażeń dostarczonych nam przez rower Leny, oraz zaspokojeniu
pragnienia ruszamy grupkami dalej w kierunku Augustowa, ale objeżdżając jezioro
Sajno i Sajenek, a następnie, aby było ciekawiej i piękniej ruszamy na
miejscowość Studzieniczna, aby z niej tuż przy jeziorze Białym Augustowskim
dotrzeć do samego Augustowa. Po drodze jeszcze kilkakrotnie spotykaliśmy i Lenę
i Grzegorza i Mateusza i za każdym razem bardzo fajnie się gadało i śmiało.
Jednak każde z nas miało w innej części Augustowa i pobliżu Augustowa soje
kwatery, więc tuż przed nim rozstaliśmy się z nadzieja, że się może spotkamy na
wspólnym obiedzie. Niestety nasza kwaterka była co prawda w Augustowie ale
jednak dość daleko od centrum i dlatego
gdy szliśmy na ten umówiony obiad energii nam brakło na Kanale Augustowskim i
zakotwiczyliśmy tuż przy nim. Oczywiście powiadomiliśmy naszych znajomych.
No
i co tu na koniec powiedzieć?
Powtórzyć
się ze było fajnie, cudownie, wesoło…. No tak powtórzę się .
Dodam
może jeszcze tylko to, że wieczorne rozmowy z moimi przyjaciółmi Waldkiem i
Andrzejem maja swój niesamowity klimat, urok i bardzo mnie uspakajają i wyciszają
hihihihihi
Trasa:
Goniądz – Dawidowizna – Wroceń – Dolistowo Nowe – Dolistowo Stare – Jasionowo
Dębowskie – Mogilnice – Wrotki – Sosnowo – Bór – Białobrzegi – Studzieniczna –
Augustów.
Foto
:
Goniądz widok z punktu widokowego © GOZDZIK
Punkt widokowy Goniądz © GOZDZIK
Zaczynamy najpiękniejszy odcinek dzisiejszej trasy © GOZDZIK
Biebrza tuż przy szlaku © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Na trasie Green Velo tuż przy Biebrzy © GOZDZIK
Nasza wesoła ekipa od lewej Goździk, Lena, Waldek, Grzegorz i za nim Mateusz, Andrzej © GOZDZIK
Kanał Augustowski - tablica informacyjna © GOZDZIK
Jedna ze śluz kanału © GOZDZIK
Ojjjjj pięknie było © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Gdzies na szlaku GV © GOZDZIK
- DST 96.80km
- Teren 8.00km
- Czas 04:30
- VAVG 21.51km/h
- VMAX 37.80km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 291m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja przygoda z Green Velo dzień 1
Piątek, 27 lipca 2018 · dodano: 01.08.2018 | Komentarze 6
Jeździć po szlaku Green Velo było moim marzeniem od jakiegoś
czasu. Bardzo chciałem ruszyć drogami i dróżkami tego szlaku, ale brakowało mi
odwagi aby to jakoś ogarnąć, zorganizować. Od wielu lat mój minimalistyczny
weekendowy urlop polegał na pojechaniu samochodem gdzieś w Polskę najlepiej na Warmię
i Mazury i tam zrobić trzy wycieczki. Oczywiście jak pogoda by pozwoliła, bo
jak nie to siedzenie na kwaterze.
Natomiast na szlak GV trzeba się dostać pociągiem zaplanować
jakieś odcinki, różne kwatery, ograniczenia w pakowaniu do sakwy, a na koniec dostać
się do miasta gdzie będzie czekał pociąg powrotny. No właśnie z tym, że nie
czekał tylko odjedzie o określonej godzinie i nic nie będzie go obchodziło to, że
może padał deszcz, była burza, nawałnica, awaria roweru itp….. pojedzie i tyle.
To wszystko powodowało, że jednak bałem się takiej
wycieczki. Bałem, nie planowałem i nadal tylko marzyłem.
Marzyłem, aż do chwili kiedy to za planowanie naszych
wycieczek zabrał się Waldek i mniej więcej równo rok temu oświadczył mi, że za
rok (czyli dziś) ruszamy na Green Velo.
Mówię Oki, rok czasu wiele się zmieni, odwidzi mu się i nie
ma co panikować.
Ale nie.
Nie Waldek.
Jak zaplanował to też do tego dążył.
Wybrał trasy, wybrał miasta, wybrał połączenia, zaproponował
pierwszą kwaterę, Andrzej kolejne dwie zamówili zarezerwowali wsadzili w pociąg
i …….. pojechałem na wielką przygodę. Tak wiem dla niektórych to Pikuś, dla mnie
jak na razie wyprawa życia.
Oczywiście bałem się bardzo bo na ten weekend zapowiadali prawie
trzydziestostopniowe upały, a oprócz tego burze, burze i jeszcze raz burze,
deszcz i grad. Ale co było robić . Bilety kupione, kwatery zapłacone, chłopaki
przygotowani i pełni optymizmu więc jedziemy.
Na początku naszej wycieczki przytrafiły się chłopakom pewne
niespodzianki. Jeden urwał uchwyty od sakwy, drugi się skaleczył dość mocno w
palucha. Zapowiadało się od samego początku rewelacyjnie. Czekałem tylko na to
kiedy mnie coś dopadnie ( w sekrecie powiem, że mnie oszczędził pech).
Podjechał pociąg i jak tylko wsiadłem do wagonu rowerowego
to wszystkie obawy zniknęły. Udzieliła mi się niesamowita atmosfera wagonu
rowerowego, który był wypełniony po brzegi rowerami i ich właścicielami zmierzającymi
na Green Velo. Jedni do Białegostoku, inni do Suwałk jeszcze inni do Augustowa,
a my do Łap.
Dlaczego do Łap ???
Przecież tam nie ma GV!
Prawda. Nie ma. Ale jest Narwiański Park Narodowy i przeprawa
kładkowo-pomostowa Waniewo – Śliwno. Niestety w tym roku przeprawa ta została zamknięta
ze względu na remont. Dowiedzieliśmy się o tym trochę wcześniej, nie na miejscu,
ale i tak nie zmieniliśmy planów rozpoczęcia trasy. Zmieniliśmy tylko plan
trasy dnia pierwszego i odwiedziliśmy Dyrekcję Parku z wybudowaną tam kładka
widokowa nad Narwią. W pociągu, kiedy każdy z nas mówił jakie i gdzie planuje swoją
przygodę ze szlakiem, postanowił się do nas dołączyć Mateusz.
Łapy – wysiadamy. Pakujemy sakwy na rower i ruszamy.
Pogoda cudowna. Cieplutko słonko na niebie, ciepły wiaterek
i przyjaciele w koło i na kołach
Bajka. I tyle.
Ruszamy do Kurowa, a następnie do Tykocina, gdzie Pani Struzikowa
„Bocianowi” piwo nalewała….. pamiętacie w jakim filmie ???? hihihihi. Zamek też
oczywiście odwiedziliśmy.
Po krótkiej przerwie na małe piwko i przeczekanie pierwszego
jakże orzeźwiającego deszczu ruszamy w dalsza drogę. Kolejna przerwa
zaplanowana została tuż przed wkroczeniem na Carską Drogę pod malutkim sklepem,
gdzie przerwę również mieli inni rowerzyści podróżujący po Green Velo m.in. Lena
i Grzegorz z którymi spotkaliśmy się na trasie jeszcze kilka razy. Szczególnie jedno
ze spotkań podczas dnia drugiego pozostanie w mojej pamięci na długo. Ale o tym
w następnej relacji. Teraz Carska Droga i otaczający ją Biebrzański Park
Narodowy ostatni dzisiejszy odcinek dzielący nas od kwaterki w Goniądzu.
Ja nie potrafię opisać słowami tego co widzieliśmy z wieży
widokowej i z pomostu, oraz jadąc samą drogą. Tym bardziej, że wcześniej spadł
deszcz, niebo zasłało się chmurami, wzeszła leciutka mgiełka, lub tez ziemia parowała
bo upał był duży. Po prostu nie potrafię. Tam trzeba być, zobaczyć i poczuć ta
ciszę i otaczającą nas przyrodę.
Na kwaterę dotarliśmy około 18 i dalej cieszyliśmy się tym
wszystkim.
Kwatera tuż przy Biebrzy z własna wieżą widokowa, polem
namiotowym, domkami, ogniskiem … eeeeeee wszystkim co pozwala się cudnie
zrelaksować, odpocząć i zapomnieć…………..o pewnych rzeczach, sprawach, problemach…….
Trasa: Łapy – Łupianka Stara – Kurowo – Pajewo – Radule –
Leśniki – Saniki – Tykocin – Nieciece – Hermany – Łaś Toczyłowo – Stękowa Góra –
Goniądz.
Foto:
To tylko połowa wagonu na rowery. Za plecami tak samo wygląda ten przedział © GOZDZIK
Kurowo i kładka nad rzeką Narew © GOZDZIK
Ta sama kładka - bardzo klimatyczne miejsce © GOZDZIK
Gdzieś na trasie © GOZDZIK
Tykocin i Alumnat © GOZDZIK
Zamek w Tykocinie © GOZDZIK
Przy Carskiej Drodze © GOZDZIK
Biebrzański Park Narodowy © GOZDZIK
Wieża widokowa © GOZDZIK
Biebrzański Park Narodowy © GOZDZIK
Carska Droga © GOZDZIK
Nasza kwatera © GOZDZIK
Nad Biebrzą - tuż przy kwaterze © GOZDZIK
- DST 110.00km
- Teren 7.00km
- Czas 05:19
- VAVG 20.69km/h
- VMAX 34.20km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 272m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Pałac Malina
Niedziela, 22 lipca 2018 · dodano: 23.07.2018 | Komentarze 2
Do
pałacu w Malinie planowałem wycieczkę jakieś trzy, cztery, a może i pięć lat
wcześniej. Niestety nigdy nie udało się
tam dotrzeć, choć w Kutnie się bywało. Dziś mogę spokojnie powiedzieć, że nie
żałuję tego odwlekania, przesuwania planów odwiedzenia tego miejsca na kolejny
sezon. To naprawdę wyszło na dobre.
Dlaczego?
A
dlatego, że pałac ten do niedawna jeszcze był po pierwsze zamknięty, po drugie
popadał w ruinę i zapomnienie, a ostatnio był niedostępny z racji prowadzonych
prac remontowych, po których to miał się stać wytworna restauracją i hotelem.
Bardzo
zacnie.
Tylko
nauczony doświadczeniem wiem, że po takim remoncie objekty te staja się
niedostępne dla zwykłego szarego turysty. Stają się zamkniętymi enklawami dla
tych, co nie przyjeżdżają pod drzwi rowerem chyba, że Land Roverem.
Z
jednej strony to oczywiście dobrze, bo pewnie wiele obiektów historycznych,
zabytkowych udało się uratować, z drugiej strony no cóż „szaraczek” nie
zobaczy.
Z
takim właśnie nastawieniem zaplanowałem dzisiejszą wycieczkę, do której udało
mi się namówić, chociaż bardziej pasuje określenie skusić Dominika.
Po
drodze myślałem tylko o tym, aby zrobić szybka fotkę za ogrodzenia, (bo i z
takim przypadkiem się spotkałem, że nie wolno robić zdjęć odnowionemu pałacowi)
i chociaż namówić w recepcji kogoś na przystawieni stempla w książeczce PTTK,
ale jak się nie uda to trudno zdjęcie wystarczy.
To
ruszam do odwiedzenia jednego z największych pałaców w centralnej Polsce
wzniesionego przez stolnika gostyńskiego Marcina Czajkowskiego na przełomie
XVIII i XIX wieku oraz dokonanych późniejszych przeróbek, dobudowań itp. W czasie II WŚ
pełnił funkcję szpitala dla żołnierzy niemieckich. Po wojnie mieścił się tu Dom
Dziecka.
Po
odrodzę nie może zabraknąć i innych ciekawych miejsc takich jak pałac w Stanisławowie,
w Walewicach i zameczek w Sobocie, nie wspominając już brnięcia w kaczorach po
pas, po tym jak, ktoś nam ( chyba podczas budowy autostrady) drogę zwinął. Na
mapach była co prawda wyglądała na gruntówkę, szlakówkę ale była, a w terenie
nie. Można więc rzec, że mieliśmy przygodę ooooo.
Czym
bliżej naszego celu tym mocniej układam sobie plan rozmowy na wypadek jakby
ktoś do nas chciał strzelać, że teren prywatny, że nie można, a gdzie wy tu
tacy spocenie na salony itp.
Plan
ułożony
Wchodzimy
na teren… jedna fota, druga fota, rowery zostawiamy trzecia, a tu … nic cisza…
dobrze jest.
Mówię
do Dominika
-
idę po pieczątkę może się uda…
-
dobra popilnuję rowerów – odpowiada Dominik.
Wchodzę…
no pięknie jest. Wszystko lśni czystością piękne tynki, ozdoby, stoły w jadalni
przepięknie nakryte, wszystko z klasą elegancją. Zauważyłem panią, wiec bardzo
grzecznie i milutko, aby nie spłoszyć pytam:
-
przepraszam, czy nie sprawię kłopotu jak poproszę tylko o pieczątkę obiektu do
książeczki turystycznej?
Pani
odpowiada i uwaga, bo tu się zaczyna najlepsze.
-
ależ tak oczywiście nie ma problemu tylko znajdę
I
zaraz następuje pytanie:
-
a może chciałby Pan zwiedzić obiekt pooglądać sale, komnaty, bibliotekę ze
zbiorami i tak cały obiekt.
No
powiem wam że w pierwszej chwili myślałem że Pani ze mnie żartuje i zaraz powie że jest to oczywiście dostępne, ale najpierw trzeba zapłacić za dobę hotelową.
Ale
nie … tak nie było zapytałem tylko czy nie sprawimy tym kłopotu Pani i
właścicielom.
Uzyskałem
zapewnienie, że absolutnie nie.
Nie muszę chyba mówić, jaką radość sprawiło nam takie potraktowanie naszych
skromnych osób. Wycieczka odkładana odwlekana, dziś myślałem że nawet na
dziedziniec nie wejdziemy a tu taka niespodzianka. Pani zabrała ze sobą pęk
kluczy i oprowadziła nas po miejscach wartych zobaczenia, opowiedziała nam o
tym jak to dziś funkcjonuje, jak dzięki pasji i zaangażowaniu właścicieli
powstało to dzisiejsze miejsce, jak trafiają tu cenne zabytki, książki, obrazy.
Otworzyła nam zamknięte o tej porze pomieszczenia w piwnicy, na piętrze, na
balkonie…. Nie no słuchajcie ja tam się czułem jak ważny gość. Pani
odpowiedział nam na wszystkie nurtujące nas pytania.
Ja
jestem pod wielkim ważeniem tego miejsca, ludzi, którzy to miejsce stworzyli na
nowo i cały czas starają się o pałacowy klimat, o umieszczeniu tu zabytków i
innych różnych przedmiotów z epoki pewnie też gdzieś uratowanych, oraz pod
wielkim wrażeniem Pani Darii, która pewnie mimo innych obowiązków poświecił nam
sporo czasu, przekazało dużo bezcennej wiedzy i sprawiła, ze czuliśmy się
wspaniale.
Pani
Dario, jeśli udało się Pani dotrzeć do naszej strony to jeszcze raz bardzo,
bardzo dziękuję. A miejsce to na 100% będę polecał każdemu znajomemu na
romantyczny weekend. Jako niebanalny pomysł na rocznicę ślubu, zaręczyn,
poznania, pierwszej randki, pocałunku, walentynek czy czego tam jeszcze romantycznego
można wymyślić. Właścicielom gratuluje, podejścia do tematu zabytku, pasji,
zaangażowania i oczywiście personelu. Urzekło mnie to miejsce i tyle w temacie.
Zapachy
wydobywające się z pałacowej kuchnie przypomniały nam, o tym, że pora obiadowa
się zbliża i czas z salonów przesiąść się na nasze rumaki i ruszyć na łowy.
Łowy
odbyły się w centrum Kutna.
Najedzeni,
napojeni i prawie wypoczęci ruszamy w drogę powrotną.
W
domku mała kawka, ciasto, chwila odpoczynku i muszę pożegnać się z Dominikiem,
który postanawia wrócić do domu rowerem. Blisko 80 kilometrów ma chłopak jeszcze
do przejechani i bardzo mocno go w tym wspieram. Ja niestety w domu padłem.
Bardzo
fajna wycieczka, choć teren płaski i już dość dobrze znany. Niesamowicie miłe
zaskoczenie w Pałacu, piękna pogoda dobre towarzystwo czego chcieć więcej…????
Może
więcej takich dni w roku ????
Dobra
było super.
Dominiku
dziękuję ci za towarzystwo.
Pani
Dario pozdrawiamy serdecznie.
Trasa
Głowno – Władysławów Bielawski – Stanisławów – Wojewodza – Gaj – Walewice –
Sobota – Wola Kałkowa – Orłów – Mateuszew Szewce Owsiane – Krzyżanówek –
Krzyżanów – Stara Wieś – Malina – Kutno – Zawady – Krzyszanów – Szewce Owsiane –
Mateuszew – Orłów – Borów – Bielawy – Zgoda - Helenów – Głowno
Foto
Pałac w Malinie © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Na obiadowych łowach w Kutnie © GOZDZIK
- DST 50.70km
- Teren 11.00km
- Czas 02:30
- VAVG 20.28km/h
- VMAX 36.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 230m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Treningowo po wzniesieniach
Niedziela, 8 lipca 2018 · dodano: 08.07.2018 | Komentarze 3
Moja, nie nasza (Waldek,Andrzej) przygoda z trasą Green Velo zbliża się wielkimi krokami. Nie można więc siedzieć w domu i użalać się nad sobą, trzeba trenować, aby nie odstawać od przyjaciół w podróży. Bardzo mi się dziś nie chciało wychodzić z domu, ale po kilku kilometrach zmieniło się i nastawienie i humorek. Bardzo się cieszę że ruszyłem się z domku. Pogoda dopisała, odwiedziłem dawno nieodwiedzane dróżki i miejsca w PKWŁ. Takie tam małe 50 km zrobione bez chwili przerwy, no poza sekundami poświęconymi na dwa zdjęcia i tyle. Wiem... nie ma czym się chwalić, ale tak jakoś...... hihihi
Trasa: Głowno - Osiny - Szczecin - Nowostawy Dolne - Poćwiardówka - Dąbrówka Mała - Tadzin - Grzmiąca - Buczek - Niesułków - Szczecin - Głowno.
Foto:
Gdzieś na trasie - PKWŁ © GOZDZIK
Moja ulubiona droga - czarny w lesie Janinowskim © GOZDZIK
- DST 44.20km
- Teren 23.00km
- Czas 02:21
- VAVG 18.81km/h
- VMAX 31.80km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 152m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Przy torze,przy torze, przy torze pod most.......
Niedziela, 1 lipca 2018 · dodano: 02.07.2018 | Komentarze 1
Tak
wiem nie tak leci oryginał wiersza, ale musiałam dostosować go troszkę do mojej
dzisiejszej wycieczki.
Niedawno
podczas rozmowy telefonicznej z moim przyjacielem Waldkiem usłyszałem, że jak
wróci do kraju to mam się szykować na jazdę nawet zimowa porą. No strasznie
mnie to już zmroziło, a co dopiero będzie jak za oknem będzie minus kilka….
Czyli temperatura nie do przyjęcia jak dla mnie.
Strach
się bać.
Mając
w głowie te słowa i strach, co to będzie och, co to będzie postanowiłem, że
trzeba już zacząć się hartować i w tak zimny i wietrzny dzień lata jak dziś
trzeba iść na rower i to szybciutko hihihihi…….
A
tak bardziej poważnie to ruszyłem swoje 4 litery, bo normalnie wstyd i hańba.
Tyle czasu bez rowerowania. A to pogoda zła, a to nie chce mi się, a to inny
obowiązek, a tu…. A tu prawie miesiąc zleciał i mamy już lipiec. Za tydzień
może rodzinka z Wrocławia przyjedzie wiec też nie, a za dwa to finał MŚ wiec
raczej tez nie, w tygodniu niestety zero szans na rower…. Zaraz się okaże, ze
nie wiadomo, kiedy a październik mnie przywita.
Dramat.
No
mam tak nieraz ze wpadam w jakiś marazm, niechęć do wszystkiego, osłabienie,
nic mi się nie chce i tylko się dołuję ……. Życie i tyle. A raczej przemijające
życie.
Dobra,
ale może teraz już będzie lepiej.
Pomysł
na dzisiejsza wycieczkę wziął się z …......... podróży. A właściwie to z dojazdów. Po
18 latach dojeżdżania do pracy samochodem przyszedł czas na dojeżdżanie do
pracy pociągiem. Nie to żebym miał jakąś krzywdę, bo chodzenie mi wcale nie
przeszkadza. Lubiłem chodzić i nadal lubię, a prawie 40 minutowy spacer rano i
po południu tylko na zdrowie wyjdzie.
Problem,
nie może nie problem. Nieudogodnieniem tego układu jest tylko czas. Tu się nic
nie przyspieszy, nie popędzi, nie wyjedzie wcześniej nie wróci wcześniej.
Odjazd pociągu godzina ta i ta przyjazd ta i ta i……….. i okazuje się, że 12
godzin poza domem się jest. Dodajmy do tego, chociaż 6 godzin snu….. uuuuuuuu
się na będę z bliskimi, z synem. Do bólu.
Dobra
nie ważne. Napisałem to tak może trochę na usprawiedliwienie tego że mi się
nieraz nie chce.
Ale
wracając do pomysłu. To Jeżdżąc teraz pociągiem zauważyłem, że wzdłuż torów to
po prawej stronie to po lewej stronie biegnie cały czas jakaś droga, ścieżka.
Czasami zniknie, to się pojawi i tak pomyślałem sobie, że zobaczę, co to za
ciekawostka. Z niej jest i dokąd mnie doprowadzi. A tytuł wziął się z tą, że
poniekąd jechałem przy torze to fakt i pod mostem to tez fakt, to prawie przez
cały czas nie mogłem się uwolnić od recytowania sobie kawałka oryginalnego
wiersza. Co udało mi się uwolnić od niego i skupić na czymś innym to zaraz
powracał: i dudni, i stuka, łomoce i pędzi ……. Masakra jakaś……….
I
gładko tak i lekko tak dotoczyłem się do miejsca, w którym musiałem opuścić
"przytorową" dróżkę i obrać kurs na dom. No oczywiście … czas ….. mnie do tego
zmusił nic innego. Ale dróżka bardzo fajna. W pewnym momencie wpijamy się na
czerwony Szlak Okrężny Wokół Łodzi, wiec będzie można kolejna wycieczkę
zaplanować w oparciu o dojazd Łódzką Koleją Aglomeracyjną, która stała się moim
podstawowym środkiem transportu.
W
domu zdążyłem się przebrać umyć i lunęło.
Cieszę
się jednak że w ten „mroźny” dzień lata pokręciłem sobie troszkę.
Trasa: Głowno - Wyskoki - Bratoszewice - Stryków - Swędów - Marcjanka - Zelgoszcz - Swędów - Smolice - Stryków - Rokitnica - Bratoszewice - Kalinów - Głowno
Foto:
Przy torze - gdzieś na trasie © GOZDZIK
Przy torze - tu w Swędowie © GOZDZIK
Pod most...... też Swędów © GOZDZIK
Taki sobie gdzieś widoczek był © GOZDZIK
Głowno - Plac Wolności © GOZDZIK