Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Gozdzik z miasteczka Głowno. Mam przejechane 22753.83 kilometrów w tym 5445.87 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.02 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 91305 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Gozdzik.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczki i wyprawy

Dystans całkowity:9447.98 km (w terenie 2390.50 km; 25.30%)
Czas w ruchu:508:17
Średnia prędkość:18.59 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:40828 m
Liczba aktywności:110
Średnio na aktywność:85.89 km i 4h 37m
Więcej statystyk
  • DST 113.22km
  • Teren 5.50km
  • Czas 05:22
  • VAVG 21.10km/h
  • VMAX 35.70km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 153m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Łęczycy. Czyli pierwsze 100 km Andrzeja "Młodego"

Sobota, 8 sierpnia 2020 · dodano: 10.08.2020 | Komentarze 0

Gdy podczas pierwszej wycieczki z młodym Andrzejem tak sobie gadaliśmy o tym co słuchać, gdzie jeździłeś, gdzie byłeś, jakie masz plany na przyszłość itp. Andrzej zdradził mi soje marzenie, wyzwanie, a mianowicie chciałby zrobić swoje pierwsze 100 km podczas wycieczki. No mnie długo na takie rzeczy nie trzeba namawiać.
Temat podchwyciłem i już za kilka dni po tamtej wycieczce miałem już w głowie plan i pomysł na te jego 100 km.
Oczywiście najpierw spytałem kiedy planuje to zrobić.
Powiedział że na początku sierpnie.
Pasuje myślę sobie.
Potem spytałem a w jakim kierunku by chciał ruszyć aby taki dystans pokonać.
A no powiedział ze może gdzieś w kierunku Piątku.
Też pasuje pomyślałem sobie, właśnie taki kierunek planowałem. Bo tam bardziej płasko i asfaltowo.
To właściwie jak wszystko się zgadza to została kwestia tylko terminu i delikatnej sugestii aby to było 8 sierpnia.
I tak się właśnie stało.
Kumulacja szczęścia, radości, wspaniałej pogody na ten dzień była ogromna. Bo nie dość że faktycznie pogoda dopisała nawet trochę za bardzo, zaliczenie dystansu pierwszych 100 km jak najbardziej udane, to jeszcze wieczorem po wielu latach no obczyźnie do Polski wrócił mój przyjaciel Waldek. Osoba której wiele zawdzięczam jeśli chodzi o rowery, wycieczki, planowanie ich itp. Mam nadzieje że dane nam będzie nadrobić ten czas i to z nawiązką w zdrowi i w gronie fajnych ludzi jakich mamy w Green Velowej Grupie Rowerowej.
Ale wracajmy do wielkiego wydarzenia jakim jest pokonywanie własnych wyznaczanych granic i to nie tylko dla młodego człowieka. Każdy kto wyznacza sobie takie bariery, nie ważne czy mają ona 100 km, 200 km czy 10 km czy wejście na 8-tysięcznik czy tylko na niedalekie wzgórze, czy jest to 2000 km szlaku czy tylko 5 km. Nie ważne. Jeśli jest to dla kogoś bariera jaką chce pokonać to jest to wielkie wydarzenie. I takie właśnie było dla Andrzeja.
W tym wspaniałym dniu chciał nam również towarzyszyć Grzegorz, który przybył do mnie z samego rana.
Mała kawka, przygotowanie sprzętu, a przede wszystkim wody i ruszamy.
Godzina 8.30 a już wiemy ze słonko nas nie oszczędzi dziś. Cień i odrobina chłodu będą na wagę złota.
Trudno do boju.
Pierwszy dłuższy odpoczynek zaplanowaliśmy sobie w centrum Polski. Czyli w miejscowości Piątek. W przyjemnych chłodzie pobliskiego parku odpoczęliśmy i uzupełniliśmy bidony. Ruszamy dalej. Kolejny odpoczynek to pałac w miejscowości Ktery.
I tu jest zagadka. Dlaczego ja nie zrobiłem tu żadnego zdjęcia ????? Naprawdę nie wiem. Spędziliśmy tu z 10 może 15 minut i nie mam nic. Czyżby już słońce przypiekło styki ? Dobra było minęło. Jedziemy dalej.
Słońce co raz wyżej, a my co raz mniej gadamy. Właściwie to już nie gadamy tylko albo pijemy albo się polewamy wodą. W takiej ciszy docieramy do miejscowości Tum licząc na poleżenie w cieniu ogromnego romańskiego kościoła lub nawet schowanie się na jakiś czas w jego murach.

Tu garść informacji o tym miejscu przepisane z netu:
W średniowiecznym Tumie, czyli Łęczycy, powstała jedna z pierwszych szkół kolegiackich w Polsce – przetrwała do XVIII w. Archikolegiata Łęczycka w Tumie posiada wspaniały romański tympanon i romańskie freski. Według legendy spoczął w niej Piotr Włost i arcybiskup gnieźnieński Jan Janik oraz kilku innych włodarzy Kościoła – biskupie groby znaleziono w trakcie wykopalisk. W podziemiach archikolegiaty zachowały się relikty opactwa NMP. W Tumie znajdują się obecnie relikwie Św. Wojciecha. Na ścianie jednej z wież można zobaczyć także "ślady diabła Boruty". W archikolegiacie odbyło się kilkadziesiąt synodów kościelnych, uznawanych za pierwsze polskie sejmy – kościół był siedzibą arcybiskupów do XVIII w. i pozostawał pod opieką królów polskich. W 1967 r. prymas Wyszyński i arcybiskup Wojtyła w Archikolegiacie Łęczyckiej w Tumie prowadzili uroczystości kończące Milenium Polski. Archikolegiata jest największym kościołem romańskim w Polsce. Wielokrotnie niszczona przez m.in. Litwinów, Tatarów i Krzyżaków oraz pożary, przebudowana w XVIII w. przez Efraima Schroegera, spłonęła w czasie walk z hitlerowcami w czasie Bitwy nad Bzurą w 1939 roku. Odbudowana i przekształcona (m.in. strop żelbetowy) po 1947 wg projektu Jana Koszczyc-Witkiewicza. Duży wkład w odbudowę świątyni wniósł ksiądz prałat Władysław Chmiel, który w czasie odbudowy był proboszczem parafii tumskiej.

Niestety nie było nam to dane. Do kościoła zbliżała się pielgrzymka i kościół był przygotowany na ich powitanie. Brakło im tylko ludzi do bujania dzwonami. I na kogo padło ? No na trzech kolarzy którzy księdzu spadli jak z nieba i poprosił nas o to abyśmy uczestniczyli w tym powitaniu dzwoniąc trzema dzwonami na całą okolice. Trudno było odmówić tak sympatycznemu księdzu. Dzwoniliśmy więc ile sił w rękach, a potem czym prędzej uciekliśmy w swoją drogę do Łęczycy na zamek. Normalnie strach było wejść aby nie wpaść i tu w jakieś powitania, pożegnania czy może jakieś inne obchody.
Chcieliśmy poleżeć na trawie w cieniu!
Udało się. Tu była cisza i spokój.
Chwila na zamku a potem na obiadek i droga powrotna, która choć dużo krótsza bo tylko 45 km to jednak dała nam w kość. Przerwy robiliśmy co 10 - 12 km, cień, leżenie i wiaderko wody na głowę. To były jedyne atrakcje drogi powrotnej.
A nie przepraszam. Przecież główna atrakcja to zdobyty przez Andrzeja Rubikon. Oczywiście zrobiliśmy postój złożyliśmy gratulacje, opiliśmy to butelką doskonałej wytrawnej wody i ruszyliśmy na ostatnie 13 km dzisiejszej trasy.
Niesamowity dzień.
Pełen wrażeń, emocji i przygód. No bo komu jest dane dzwonić dzwonami w kościele ??? Nie z psikusa, nie na złość ale w dobrej sprawie. Bo choć ja nie mam po drodze z kościołem (nie mylić z wiarą) i księżmi to pielgrzymów szanuję i podziwiam.
Andrzeju gratulujemy ci z całego serca tych pierwszych 100 km. Wierzymy że będą kolejne rekordy, choć one same w sobie nie stanowią sedna wycieczek rowerowych, ale są ich częścią.
Było fajnie.

Trasa : Głowno – Bronisławów – Domaradzyn – Popów Głowieński – Mąkolice – Jasionna – Witów – Sułkowice Pierwsze – Piątek – Goślub – Bolków – Ktery – Strzegocin – Gledzianów – Gledzianówek – Rybitwy – Witaszewice – Tum – Kwiatówek – Łęczyca – Kwiatówek – Tum – Metlew – Bogdańczew – Góra Św. Anny – Bryski – Żabokrzeki – Pokrzywnica – Piątek – Sułkowice Pierwsze – Jasionna – Władysławów Popowski – Boczki Domaradzkie – Ziewanice – Głowno

Foto:

Piątek i środek Polski.
Piątek i Geometryczny Środek Polski + Andrzej . © GOZDZIK

Wszędzie prawie tak samo blisko - Piątek
Wszędzie prawie tak samo blisko - Piątek © GOZDZIK

Tum - marzyliśmy o leżeniu w cieniu
Tum - marzyliśmy o leżeniu w cieniu © GOZDZIK


A tu po lewej są dzwony  którymi witaliśmy pielgrzymów © GOZDZIK

Zamek w Łęczycy
Zamek w Łęczycy © GOZDZIK

Pod zamkiem w Łęczycy
Pod zamkiem w Łęczycy © GOZDZIK




  • DST 50.00km
  • Czas 03:49
  • VAVG 13.10km/h
  • VMAX 34.40km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 131m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

W Miejskiej Dżungli.

Sobota, 6 czerwca 2020 · dodano: 08.06.2020 | Komentarze 0

Na naszej grupowej pierwszej wycieczce, która odbyła się 1 maja, Mateusz zaproponował nam wycieczkę po swoich terenach.
Czyli po Warszawie.
Wiadomo Stolica.
A właściwie to nie wiadomo !!!
Nie wiadomo czego się spodziewać.
Wycieczki w terenie to tam wszystko jest jasne, a w mieście i to w takim mieście !?
Szczerze powiem że na dzień czy dwa przed tym przyjazdem to miałem jakieś tam obawy. Jak to będzie. Czy będzie ciekawie, czy będzie jechanie, czy tylko zwiedzanie, czy po prostu w miejskiej dżungli się nie zgubię gdzieś tam.
Ale co trudno. Mateusz nas zaprosił, poświęcił czas na zaplanowanie trasy, wybranie z setek ciekawych miejsc w stolicy, tych które możemy podczas tej wycieczki zobaczyć, odwiedzić i dowiedzieć się czegoś ciekawego, mądrego i ważnego.
Pociągiem 7.03 z Łowicza ruszam na podbój stolicy. Oczywiście to tak dość górnolotnie powiedziane bo raczej nie mam szansy poznać jej podczas jednej wycieczki. Ale na pewno jakąś jej część inną niż tą związaną z wizytami służbowymi i szkoleniami to poznam.
Pod Pałacem Kultury czekał na mnie już Mateusz, a za kilka minut na miejsce zbiórki podjechała Lena i Grzegorz. Grupa Rowerowa Green Velo prawie w komplecie. Możemy ruszać.
Nie będę się tu wymądrzał i ściemniał. Ja totalnie nie znam Warszawy. Nie wiem jak się tu poruszać, gdzie pojechać aby coś zobaczyć, zwiedzić i nie pobłądzić, nie zamotać się i aby wizyta miała sens. Dlatego mimo wcześniejszych obaw to i tak się cieszyłem, że będę miał przewodnika po tym mieście, a właściwie to dwóch przewodników. Mateusz i Grzegorz wspaniale się uzupełniali w przekazywaniu wiadomości, ciekawostek i opowiadaniu historii związanych z miejscami które odwiedzaliśmy. To była naprawdę porządna porcja wiedzy, którą próbowałem przyswajać na bieżąco. Jednak nie było na to szans. Starałem się chociaż zapamiętać hasłowo, a w domu na spokojnie w wolnej chwili będę sobie przyswajał wiedzę.
Powiem tak. Gdybym wpadł kiedyś na pomysł pojechania samemu na taką wycieczkę to pewnie nic dobrego by z tego nie było. Natomiast w towarzystwie takich przewodników było wspaniale i nie żałuję ani jednego przejechanego metra w mieście. Tak w mieście. Bo ta wycieczka była totalnie inna niż wszystkie dotychczasowe. Nie było tu za wiele terenu, a właściwie wcale. Była za to totalnie miejska dżungla. Mnóstwo ludzi, pędzących rowerzystów, pieszych i zwierząt na spacerach. Samochodów na ulicy. I w tym wszystkim my poruszający się tam gdzie było można to po ścieżkach rowerowych, a tam gdzie nie to pomiędzy samochodami lub pieszymi. Do tego jeszcze jakaś szykująca się manifestacja, która zgromadziła na każdym skrzyżowaniu, przejściu dla pieszych i uliczkach mnóstwo Policjantów. Trzeba było uważać aby nie łamać prawa podczas jazdy na rowerze. Szczególnie na przejściach dla pieszych hihihi.
Wycieczka inna niż wszystkie, ale było wspaniale i było warto.
Mateusz dziękuję za przygotowanie tej wycieczki. Dziękuję Wam za przekazaną wiedzę i informacje i oczywiście za wspaniałe towarzystwo. Naprawdę bardzo dobrze się bawiłem.


Trasa: Warszawa a dokładniej to Śródmieście, Żoliborz, Wola, Mokotów

Foto:
Muzeum Więzienia
Muzeum Więzienia "Pawiak" © GOZDZIK
Warszawa - Pawiak
Warszawa - Pawiak © GOZDZIK

Tablica informacyjna

Rzut obszaru Getta Warszawskiego na mapie Warszawy
Rzut obszaru Getta Warszawskiego na mapie Warszawy © GOZDZIK
Brama Straceń w Cytadeli Twierdzy Warszawa
Brama Straceń w Cytadeli Twierdzy Warszawa © GOZDZIK

Wisła - Warszawa

Rzut oka na Zamek Królewski

Z wizytą u Prezydenta.
Pomnik Małego Powstańca
Pomnik Małego Powstańca © GOZDZIK
Na Kopcu powstania Warszawskiego usypanego z gruzów warszawy po Powstaniu Warszawskim
Na Kopcu Powstania Warszawskiego usypanego z gruzów warszawy po Powstaniu Warszawskim © GOZDZIK

Widok z Kopca




  • DST 66.80km
  • Teren 1.50km
  • Czas 03:44
  • VAVG 17.89km/h
  • VMAX 35.40km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 93m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

W koncu się udało

Piątek, 1 maja 2020 · dodano: 03.05.2020 | Komentarze 0

Gdy rozstawaliśmy się z Leną, Grzegorzem, Mateuszem i Andrzejem w zeszłym roku i wstępnie planowaliśmy już spotkanie na rozpoczęcie sezonu 2020 to w życiu nie pomyśleliśmy że te plany storpeduje nam jakiś wirus. Różne scenariusze utrudniające nam życie, czy odwołujące wycieczkę brane są pod uwagę, ale wirus ????, pandemia ????, kwarantanna ?????? zakaz wychodzenia z domu, wjazdu do lasu, parku, spotykania się itp. Masakra.
Ten właśnie mały, niewidzialny czort spowodował, że pierwsze rowerowe spotkanie naszej Grupy Rowerowej Green Velo (tak wiem szumna i dostojna nazwa grupy, ale szlak ten nas poznał i połączył więc tak się nazwaliśmy) nie odbyło się tak jak planowaliśmy w marcu tylko w maju. No w sumie to na literkę m i to też, ale jednak różnica to prawie dwa miesiące.
Trudno takie czasy.
Świat musiał zwolnić.
My musieliśmy zwolnic i zastanowić się nad naszym życiem.
Nie ma co więcej o tym pisać.
Trzeba żyć nadzieją, że będzie dobrze, że nikt z bliskich nie zachoruje ( na żadną chorobę), a za jakiś czas wszystko wróci do normy. Tylko na pewno na nowych zasadach. Na nowym poukładaniu wartości i zasad życia.
Mój pomysł wycieczki, Andrzej ułożył w trasę i tym samym mogliśmy poznać okolice ziemi sochaczewskiej, a dokładnie to odwiedzić pałace i dwory w okolicy Sochaczewa. Jest ich całkiem sporo i podczas tej wycieczki poznawaliśmy te obiekty które są położone na wschód od Sochaczewa. Niestety niektóre z nich są własnością prywatną i nie można do nich podejść, inne były zamknięte jak w Żelazowej Woli, Szymanowie z powodu epidemii. Ale najważniejsze było to, że mogliśmy się spotkać (zachowując oczywiście wszelkie zasady aby nie było), pogadać, pośmiać się, a na koniec wycieczki zjeść przepyszną szarlotkę upieczoną przez Renatkę, a że za szarlotkę i sernik dam się pokroić to i odejść od stolika było mi ciężko. Bardzo dziękujemy za gościnę.
Sezon rowerowy możemy uważać za otwarty.
Wycieczka była udana, pogoda może nie w 100% procentach taka jaką lubię, ale deszcz nas nie zmoczył, zamarznąć też nie zamarzliśmy, a podczas postojów było nawet bardzo ciepło.
teraz już kożemy planowac koljene wypady.

Trasa: Budki Piaseckie – Mikołajew – Skotniki – Strugi – Szymanów – Teresin – Maszna – Nowe Paski - Skarbikowo – Szczytno – Nowe Mostki – Żelazowa Wola – Sochaczew – Rokotów – Orłów – Wikcinek – Marysinek – Jeżówka – Skotniki – Mikołajew – Budki piasecki
Foto:
Pałac w Strugach
Pałac w Strugach © GOZDZIK
Pałac w Szymanowie
Pałac w Szymanowie © GOZDZIK
Pałac w Teresinie
Pałac w Teresinie © GOZDZIK
Nowe Paski - Pałac
Nowe Paski - Pałac © GOZDZIK
Ekipa na trasie
Ekipa na trasie © GOZDZIK
Pałac w Sochaczewie Chodaków
Pałac w Sochaczewie Chodaków © GOZDZIK
Sochaczew Czerwonka - Dwór
Sochaczew Czerwonka - Dwór © GOZDZIK
Cała wesoła ekipa.
Cała wesoła ekipa. © GOZDZIK




  • DST 65.30km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:13
  • VAVG 20.30km/h
  • VMAX 38.10km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 218m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Green Velo 2019 - dzień czwarty

Poniedziałek, 29 lipca 2019 · dodano: 01.08.2019 | Komentarze 5

Dzisiejszy dzień można by zacząć od nieco zmienionych słów znanej piosenki Pana Mieczysława Fogga:

To ostatnia wycieczka
dzisiaj się rozstaniemy,
dzisiaj się rozjedziemy

Ale zanim to nastąpi to mamy do pokonania około 60 km spokojnej jazdy do Terespola. A jeszcze wcześniej istne królewskie śniadanko, które przebiło wszystkie dotychczasowe. No fakt, że szarlotką i sernikiem można mnie kupić bez problemy, a tu takowe ciasta własnego wypieku były, ale do tego była wędlina własnej roboty, pasztet pieczony, jajecznica, paróweczki na ciepło, przepyszna sałatka z serkiem mozzarella, deska serów… aaaaaa pychota. Powtórzę się, aby zakończyć ten wątek. Polecam kwaterę oberża Borsuki i koniec.
To wracamy do pożegnalnego odcinka wyprawy Green Velo 2019.
Dziś główna atrakcją jest zdążyć na pociąg w Terespolu. A to wcale nie jest takie na 100% pewne, ponieważ chmury, jakie się zbierają po naszej lewej stronie są naprawdę bardzo groźne i jeśli z nich się zrobi jakaś nawałnica, burza, deszcz to może być różnie z tym czasem, lub z jazdą w przyjemnych warunkach.
Druga atrakcja to stadnina koni w Janowie Podlaskim.
Po drodze niespodziewanie pojawiają się jeszcze dwa miejsca, z których roztacza się przepiękny widok na Bug. Oczywiście nie mogę sobie odmówić takich przyjemności. Odbijam, więc zaraz za Borsukami w lewo, aby popatrzeć przez chwilkę na zakole Bugu. Piękny widok, ale czas wracać na szlak.
Docieramy do Janowa a po chwili do stadniny koni, aby popatrzeć na wspaniałe konie. Nie znam się na nich kompletnie, więc dla mnie wszystkie były takie same i bardzo ładne. Dały się pogłaskać i to by było na tyle, jeśli chodzi o pobyt w stadninie. Jedziemy dalej.
A gdzie, nie jedziemy prrrrrr … przy najstarszej stacji paliw w Polsce, która znajduje się przy Starym Rynku w Janowie Podlaskim. Naftę i inne ówczesne paliwa sprzedawano w tym miejscu już w latach dwudziestych ubiegłego wieku. A my dziś podziwiamy ręczne dystrybutory firmy Temper Extrakt z 1928 roku, które zachowały się do dziś dnia. Tu również ucinamy sobie miła pogawędkę z przejeżdżającym kolarzem, który informuje nas, że droga do Terespola jest właściwie prosta, lekko w dół z malutkimi zmarszczkami. Raduje to nasze serca, bo wiemy ze na pociąg przy takich okolicznościach drogowych spokojnie zdążymy, nawet jak będziemy podążali zgodnie ze szlakiem, który tuż przed Terespolem odbija w prawo i robi taki dość duże koło po okolicy. Na dworzec docieramy mniej więcej na 1,5 godziny przed odjazdem pociągu. Mamy czas na małe jedzenie, odpoczynek i zasłużone piwko pod ogrodowym parasolem. Tak kończymy naszą druga już przygodę ze szlakiem Green Velo. I o ile w zeszłym roku polubiłem taka formę podróżowania, a nie jak dotychczas kwatera w jednym miejscu i trzy wycieczki po okolicy, to w tym roku mogę śmiało powiedzieć, że jestem zakochany.
Cztery dni.
Każdy inny.
W każdym inna trasa, okolica, przyroda, krajobraz.
Trzy kwatery
Każda inna.
Tylko ekipa Lena, Mateusz, Grzegorz, Andrzej, Waldek i ja Goździk była stała i wesoła.

Cóż można powiedzieć.
Nadam, pomimo tego makabrycznego odcinka z Czeremchy do Grabarki, jestem pod ogromnym i pozytywnym wrażeniem szlaku GV. Nadal uważam, że jest bardzo dobrze oznaczony w terenie i nie sposób się zgubić na trasie, nadal uważam, że różne nawierzchnie te od tych cudownych do makabrycznych to tylko i wyłącznie plus.
No co tu dużo mówić już bym chciał wrócić i jechać dalej, a z taka ekpią to i deszcz niestraszny jest…… Tarka też hihihihi.

Dziękuję wam bardzo z wspólne spędzenie cudownego czasu. Takich dnia, wycieczek chwil się nie zapomina.

Trasa: Borsuki – Gnojno – Stary Bubel – Stary Pawłów – Janów Podlaski – Werchliś – Zaczopki – Pratulin – Neple – Mokrany Stare – Malowa Góra – Koroszczyn - Terespol

Foto:

Nasza kwatera w Borsukach
Nasza kwatera w Borsukach © GOZDZIK
Widok na zakole Bugu
Widok na zakole Bugu © GOZDZIK
Stadnina Koni w Janowie Podlaskim
Stadnina Koni w Janowie Podlaskim © GOZDZIK
I wszędzie koniki - Janów Podlaski
I wszędzie koniki - Janów Podlaski © GOZDZIK
I koniki na karuzeli w wesołym miasteczku :-)
I koniki na karuzeli w wesołym miasteczku :-) © GOZDZIK
Ręczne dystrybutory firmy Temper Extrakt z 1928 roku - Janów Podlaski
Ręczne dystrybutory firmy Temper Extrakt z 1928 roku - Janów Podlaski © GOZDZIK
Rezerwat Szwajcaria Podlaska
Rezerwat Szwajcaria Podlaska © GOZDZIK
I widok na Bug w rezerwacie
I widok na Bug w rezerwacie © GOZDZIK
To już ostatnie kilometry wspólnej jazdy
To już ostatnie kilometry wspólnej jazdy © GOZDZIK
Rumaki w pociągu czas wracac do domu
Rumaki w pociągu czas wracać do domu © GOZDZIK




  • DST 111.00km
  • Teren 43.00km
  • Czas 06:35
  • VAVG 16.86km/h
  • VMAX 45.10km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 362m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Green Velo 2019 - dzień trzeci

Niedziela, 28 lipca 2019 · dodano: 01.08.2019 | Komentarze 1

Dzień trzeci przede wszystkim zapowiadał się na naprawdę bardzo gorący i dodatkowo najdłuższy, jeśli chodzi o dystans. Waldek do tego wszystkiego dołożył wiadomość, ze wyczytał gdzieś na forum informację o tym, że dziś napotkamy jeden z bardziej podłych fragmentów szlaku GV. Ale kto by się tym przejmował z rana. Da się radę. Nikt o tym o godzinie 9.00 rano nie zawracał sobie głowy. Bardziej nas martwiła przeprawa promowa przez Bug. Bo skoro jest mało wody w rzekach to ciekawe czy prom w Mielniku będzie pracował.
Dzięki małej pomyłce w nawigacji żegnamy się z Hajnówkę w wersji rozszerzonej zwiedzają jeszcze kawałeczek tego miasta. Za miastem czeka nas długa prosta w pełnym słońcu. Co prawda trudno mówić o dziewiątej rano o pełnym słońcu, ale niestety dziś już o tej godzinie było naprawdę bardzo ciepło i duszno. Wiatr nam sprzyja, bo wieje w plecy, więc kilometry umykają szybko. Mnie od samego początku jedzie się dość ciężko. Mięśnie po wczorajszej wygranej w czasówce w TdF trochę bolą, a do tego czuję po telefonicznej rozmowie z żonką, że w domu nie jest wszystko tak jak powinno być.
Ale jechać trzeba, krajobrazy podziwiać, koła nie puszczać i odpuścić sobie dziś rumakowanie na czele peletonu. I jakoś to będzie.
I było całkiem przyjemnie. Ból się rozszedł po kościach, głowa trochę przestała myśleć widoki fajne jak zwykle brygada mnie rozweselała i …. I nagle przyszła niespodziewanie miejscowość Czeremcha, a właściwie to droga nr 66, którą przekroczyliśmy w okolicach Czeremchy.
I się #$#@#$ zaczęło.
Sypki piasek na drodze, która była pofałdowana, taka jak tarka, nie wiem jak to opisać, ale jazda po niej z otwartymi ustami groziła odgryzieniem języka a z zamkniętymi w tym upale uduszeniem. Szybkość na liczniku to 6-8 km/h.
No dobra trudno. Szlak Green Velo to różnorodność nawierzchni i to jest fajne. Więc jedziemy przecież zaraz się to pewnie skończy. Jedziemy kilometr, dwa, pięć 10 kurcze to się nie kończy !!!!!. Końca nie widać, woda wypita. W niektórych miejscach było tyle piachu że walczyło się o przetrwanie. Koła cieniutkie, sakwy ciężki, żar z nieba, gdzie nie gdzie wiatr w twarz. Myślałem ze nie dojadę, że za chwilę ciepnę rower w krzaczory i koniec wycieczki. Znajdę sobie gdzieś kwaterę i zostaje. Ale szkoda mi oderwać się od takiej fajnej ekipy. Co prawda na tym odcinku, który tak mniej więcej liczył około 18 km rozciągnęliśmy się tak ze się nawet nie widzieliśmy. A spotkania były tylko wówczas jak się spadło już z roweru i łapało chwilkę odpoczynku. Nie muszę wam chyba mówić, o czym i jakich słów używaliśmy, gdy rozmawialiśmy prawda. Ale za każdym razem trzymała nas nadzieja ze już za chwilkę już jeszcze ten zakręt i pewnie tam już jest dobrze. Ja nie mówię o asfalcie, ja nawet nie mówię o tym piachu. Niech i on sobie nawet i był, ale ta tarka była jak nóż wbijany w plecy milimetr po milimetrze przez blisko 2 godziny. Generalnie można powiedzieć, że do Grabarki droga była masakryczna. Potem oczywiście też były jeszcze fragmenty szutru i piasku, ale nie było tej cholernej tarki. Całe szczęście ze tak w połowie tej mordęgi Mateusz dodzwonił ,się do obsługi promu i dowiedzieliśmy się że kursuje regularnie cały czas do godzony 20.00. Uffff chociaż to zmartwienie mamy z głowy.
W Grabarce zrobiliśmy troszkę dłuższy postój, aby zwiedzić to najważniejszym miejsce kultu religijnego wyznawców prawosławia w Polsce. Tu znajduje się utworzony w 1947 monaster żeński Świętych Marty i Marii, a także 3 klasztorne cerkwie. Wokół głównej cerkwi Przemienienia Pańskiego (z trzech stron – północnej, wschodniej i południowej) wśród wysokich sosen ustawionych jest wiele krzyży, przynoszonych, co roku przez pielgrzymów zmierzających na obchody święta Przemienienia Pańskiego, które robią niesamowite wrażenie. Na górę pod cerkiew prowadza kamienne schody, których pokonanie wymaga trochę wysiłku, a biorąc pod uwagę naszą drogę tu wejście dla mnie na górę było naprawdę ciężkie.
Czas goni trzeba ruszać dalej. Nie wiadomo czy nie dopadnie nas jeszcze zmora zwana TARKĄ. Udało się. Dojechaliśmy do Mielnika w pełnym uzębieniu, szprychy też całe, czasu jeszcze sporo to zasiedliśmy do obiadu i zasłużonego odpoczynku.
Po tych przyjemnych czynnościach ruszamy na przeprawę promową, która należy traktować, jako jedną z atrakcji dzisiejszego dnia.
Oj zapomniałbym przecież w Mielniku odwiedziliśmy jeszcze górę zamkową, na którym zachowała się tylko ruina zamkowego kościoła Świętej Trójcy. Tuż obok tego miejsca jest punkt widokowy na Bug. Widok z tego punku wart był już naprawdę dużego poświecenia wejścia po bardzo stromych prowizorycznych schodkach. Ale wdrapałem się i nie żałuję.
Po dostaniu się na drugą stronę rzeki zostało nam już do katery tylko 8 km. No tak długo ciągnących się 8 km to ja w życiu nie jechałem. Odniosłem wrażenie ze to nie było 8 km tylko 88 km. No końca naszej dzisiejszej podróży nie było widać. Ale jak się ukazał to uśmiechy mieliśmy od ucha do ucha. Piękna drewniana chata, wystylizowane wnętrze, leżaczki za budynkiem zerkały na nas i kusiły wieczornym odpoczynkiem z widokiem na pola i zarośla tuż przy rzece oraz zachodzące słoneczko. Po dzisiejszych trudach wymarzone miejsce na odpoczynek. Cisza i spokój polecam z czystym sumieniem.
I tak zakończył się nasz trzeci dzień wycieczki szlakiem Green Velo. Oczywiście było ciężko, ale tych chwil w gronie przyjaciół się nie zapomni, a drobne niedogodności. Kto by je chciał pamiętać. Powiem tak, jeśli ktoś jedzie szlakiem GV dla samego szlaku, dla frajdy z przejechania go, dla poznania go to odcinek, który opisałem jest niezbędny do przejechania. Natomiast jeśli ktoś po prostu zwiedzając te tereny porusza się różnymi szlakami m.in. GV aby dotrzeć do swojego miejsca przeznaczenia to nich omija ten odcinek . Szkoda sił, a krajobrazowo nic szczególnego, atrakcji, zabytków itp. tez niema.
Dzień udany, wieczór wspaniały czas na sen.

Trasa : Hajnówka – Istok – Dubicze Cerkiewne – Kuraszewo – Kleszczele – Dobrowoda – Repczyce – Czeremcha – Rogacze – Nurczyk – Nurzec Stacja – Borysowszczyzna – Grabarka – Końskie Góry – Radziwiłłówka – Mielnik – Zabuże – Klepaczew – Serpelice - Borsuki

Foto :
Gdzieś na trasie dnia trzeciego
Gdzieś na trasie dnia trzeciego © GOZDZIK

Grabarka - głowna cerkwia
Grabarka - główna cerkiew © GOZDZIK
I niesamowita ilość krzyży - Grabarka
I niesamowita ilość krzyży - Grabarka © GOZDZIK
Gdzieś na Green Velo
Gdzieś na Green Velo © GOZDZIK
Mielnik i Góra Zamkowa z ruinami kościoła. Jedyna pozostałość zamku
Mielnik i Góra Zamkowa z ruinami kościoła. Jedyna pozostałość zamku © GOZDZIK
Widok z zamkowej góry na Bug - Mielnik
Widok z zamkowej góry na Bug - Mielnik © GOZDZIK
Schodki na punkt widokowy - Mielnik
Schodki na punkt widokowy - Mielnik © GOZDZIK
No i się przeprawiamy przez Bug
No i się przeprawiamy przez Bug © GOZDZIK
Plusk, plusk płyniemy sobie przez Bug
Plusk, plusk płyniemy sobie przez Bug © GOZDZIK




  • DST 107.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 05:32
  • VAVG 19.34km/h
  • VMAX 35.80km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 317m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Green Velo 2019 - dzień drugi

Sobota, 27 lipca 2019 · dodano: 31.07.2019 | Komentarze 2

Dzień drugi rozpoczęliśmy od bardzo smacznego śniadanka serwowanego przez właścicieli pensjonatu. O właśnie w tym roku to taki dość miły dodatek do zarezerwowanych noclegów. W każdym z nich pyszne śniadanie (ostatni nocleg to mistrzostwo świata) w rodzaju szwedzkiego stołu. Bardzo duży wybór wędlin, serów i czegoś na ciepło oraz pomidorków, ogórków zielonych, kiszonych, sałatek i czegoś na słodko i na mlecznie hi hihi. W porównaniu z zeszłorocznymi śniadaniami w postaci kawałka kiełbasy albo puszki do suchej były tuż przed wyjazdem lub przy pierwszym napotkanym sklepie to istny „wersal”. To naprawdę dobry pomysł, bo najedzeni smacznym, dobrym i pożywnym śniadankiem mogliśmy od samego początku skupiać się na podziwianiu krajobrazu i pokonywaniu kolejnych kilometrów. A dzień dzisiejszy szykował dla nas wiele atrakcji tych, o których wiedzieliśmy i na nie czekaliśmy, oraz tych niespodziewanych, które nas zaskoczyły niesamowicie. Ruszamy wiec dość spokojna i senną drogą w kierunku miejscowości Eliaszuki, a następnie jedziemy nad Zalew Siemianówka, nad którym były kręcone sceny do filmu Opowieści z Narnii - Lew, Czarownica i Stara Szafa Tu zarządziliśmy, w demokratycznych wyborach, dłuższy postój, aby nacieszyć oczy i posiedzieć w chłodnym wiaterku nad brzegiem samego zalewu.
Ale niestety czas było ruszać dalej.
Pobyt nad zalewem tak mnie zrelaksował i wyciszył, że na najbliższym szybkim postoju (foto cerkwi) na MOR-e w Siemianówce zostawiłem mój plecak, w którym były pieniądze na cała wyjazd, dokumenty, bilet powrotny, karta do bankomatu (nie nie bez PIN-a hihihi). Piorun przypominający o tym, że nie mam części wyposażenia trafił mnie tak mniej więcej po przejechaniu 5 km. Zawróciłem prawie w miejscu, ciśnienie chyba 200 na 150 i taka moc w nogach, że czasówka na TdF byłaby spokojnie moja nawet z tymi sakwami. Grzegorz, który ruszył za mną, aby w razie, co pomóc mi wyszarpać zgubę z rąk sępów po kilkuset metrach nie zauważył nawet czy pojechałem prosto czy skręciłem tak jak szlak prowadził. Suma summarum pojechał dużo dalej ode mnie, bo ja dopadłem do MOR-a zobaczyłem, że plecak jest sprawdziłem, że portfel i kasa też są i prawie w takim samym tępię ruszyłem do miejsca, w którym zostawiłem grupę. Tak w tej miejscowości pojechałem inną droga krótszą, nie po szlaku i dlatego nie spotkaliśmy się z Grzegorzem, któremu musze tu jeszcze raz podziękować za to, że chciał mi pomóc. W oczekiwaniu na powrót naszego kolegi, który dotarł prawie pod sam zalew zanim zorientował się, że mnie tam nie ma a przede wszystkim raczył odebrać telefon i dowiedzieć się, że ja już dawno wróciłem, błogo poleżeliśmy sobie na trawie w cieniu i lekkim chłodzie. Jednak, ponieważ długo go nie było i zaczęliśmy się martwić że może ma jakąś awarię, a czas nam ucieka tym razem ja ruszyłem w jego stronę a reszta grupy pojechał dalej szlakiem aby dorwać jakiś sklep i zrobić małe zaopatrzenie. Więc ja ponownie rwę czym prędzej w stronę Siemiatówki aby Grzegorza ratować.
Jest … jedzie ….. uffff wszystko dobrze. Ruszamy wiec czym prędzej (ponownie) aby dogonić resztę. Dopadamy ich tuż przed miejscowością Mikłaszewo i dowiadujemy się że niestety najbliższy sklep jest w Narewce, a że nas mocno zmęczyły odcinki czym prędzej i pora zbliżała się obiadowa to odbiliśmy lekko ze szlaku aby znaleźć nie sklep ale jakiś bar z jedzeniem. I znaleźliśmy, a właściwie to znalazł go dla nas Mateusz który był naszą zwiadowcą. Bar niepozorny, mały, ciasny, ale jakieś menu jest.
Zamówiliśmy żurek.
Z pewna doza nieśmiałości zanurzamy łyżki w pięknie pachnącej zupie i…… i za chwile mamy poezję w ustach. Kubki smakowe dostają dokładnie to, czego oczekiwały. Pyszny żurek dobrze doprawiony z dużą ilością kiełbaski, jajeczko, ziemniaczki i to w dość pokaźnej miseczce. Naprawdę niebo w gębie. Spokojnie można były się najeść. Nie wspominając już o szarlotce, którą też była przepyszna. Z czystym sumieniem polecam niepozorny bar na wjeździe do Narewki od strony Mikłaszewa.
Takie to jedzonko było pyszne i smaczne że nie zauważyliśmy jak nad nasze głowy a dokładnie nad parasole nadeszła chmura z której luną deszcz , który nas przybił do kwadratu na dobre 1,5 godziny. Stracona godzina wcześniej teraz półtorej i nie wiadomo jak i kiedy mamy prawie 3 godziny w plecy. A dopiero była pierwsza z planowanych atrakcji. Już nie wspominam o błogim lenistwie nad zalewem, bo to było w planach. Dlatego jeszcze w ostatnich kroplach ulewy ruszamy na trasę, jednak nie wracamy do miejsca gdzie pożegnaliśmy się na chwilkę ze szlakiem GV tylko dobijamy do niego już za Narewką, a dokładnie w wiosce Guszczewina.
Przed nami za chwilkę Puszcza Białowieska i moc atrakcji. Właściwie to już sam przejazd szlakiem przez puszcze robi wrażenie. Drzewa, roślinność a to wszystko tuż po opadach deszczu skąpane w słońcu krople wody wydawały się, że tańczą na dywanie i ścianie zieleni. Bardzo mi się tu podobało. A jak do tego dołożymy „przejście” na rowerach hihihi szlakiem zwanym Żebra Żubra, wizytę w wieży widokowej w Białowieży, odwiedzenia restauracji Carska (bez konsumpcji, bo wypłaty by mi brakło na herbatę) to będzie całość piękna i atrakcji przyrodniczo krajobrazowych. A jeszcze trzeba dołożyć aspekt sentymentalny. Bo w Białowieży byłem, gdy miałem lat 18 na obozie zimowym. Co prawda nic nie poznawałem miasta, miejsca, ale wspomnienia ciepłych obozowych chwil wróciły.
Niestety czas gonił i to bardzo. Musieliśmy ruszać na kwaterę, która była w niedalekiej Hajnówce. Słońce pomalutku kładło się spać, a my po ostatniej taka mieliśmy nadzieję przygodzie, jaka nas potkała w Barze u Kolarza - rozcięty palec o zbite szkło – ruszyliśmy na ostatni odcinek dzisiejszej wycieczki. Na kwaterę dotarliśmy po godzinie 20 i zanim cała grupa się umyła przebrała i zeszła do restauracji to okazało się ze kucharz już skończył prace i nic, co wymaga większego przygotowania nie dostaniemy.
Szkoda ze w tym momencie nie pomyśleliśmy naszymi strudzonymi głowami o tym ze na 100% jedzenie będzie tuz obok na odbywającym się w Hajnówce koncercie. Dostaliśmy, co prawda dzięki uprzejmości obsługi hotelu odgrzane pierogi i pielmieni, ale nie dość, że czekaliśmy ponad godzinę to po wrażeniach dzisiejszego dnia mój brzunio domagał się więcej. Mogłem pójść z Leną Grzegorzem, Andrzejem i Grzegorzem na ten koncert. Ale potrzeba snu wygrała z potrzebą dopełnienia się. I dobrze, chociaż spokojny sen miałem, bo pielmieni strawiłem wchodząc po schodach do pokoju.
Kolejny wspaniały, sympatyczny, pełen wrażeń, emocji i tych negatywnych, ale przede wszystkim pozytywnych dzień. Mnóstwo śmiechu i zabawy, oraz niesamowitych widoków krajobrazowo-przyrodniczych.

Trasa : Michałowo – Nowa Wola – Suszcza – Eliaszuki – Nowa Łuka – Tarnopol – Siemianówka x3 hi hi hi – Mikłaszewo – Narewka – Guszczewina – Białowieża przez szlak Żebra Żubra – Pogorzelce – Teremiski – Budy – Hajnówka

Foto
Na szlaku Green Velo
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Nad zalewem Siemianówka
Nad zalewem Siemianówka © GOZDZIK
Siemianówka - tu nieopodal zostawiłem plecak
Siemianówka - tu nieopodal zostawiłem plecak © GOZDZIK
Na szlaku w Puszczy Białowieskiej
Na szlaku w Puszczy Białowieskiej © GOZDZIK
Na szlaku Żebra Żubra
Na szlaku Żebra Żubra © GOZDZIK
Białowieża i wieża widokowa
Białowieża i wieża widokowa © GOZDZIK
Widok z wieży
Widok z wieży © GOZDZIK
Carska - To dawna stacja Białowieża Towarowa zbudowana dla cara Mikołaja II w 1903 roku
Carska - To dawna stacja Białowieża Towarowa zbudowana dla cara Mikołaja II w 1903 roku © GOZDZIK
W Leśnym Zajeździe u Kolarza
W Leśnym Zajeździe u Kolarza © GOZDZIK




  • DST 94.20km
  • Teren 10.00km
  • Czas 05:01
  • VAVG 18.78km/h
  • VMAX 38.60km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 551m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Green Velo 2019 dzień pierwszy

Piątek, 26 lipca 2019 · dodano: 31.07.2019 | Komentarze 2

Najbardziej smakują, cieszą i radują serce te wyjazdy, wydarzenia czy też spotkania, na które tak bardzo się szykujemy, a w pewnym momencie okazuje się ze istnieje całkiem poważna, granicząca z pewnością, groźba nieuczestniczenia w tych miłych dla nas okolicznościach. Tak było właśnie w tym roku z moja wycieczką szlakami Green Velo.
O wyjeździe w lipcu 2019 roku na GV i trasie zaplanowanej przez Waldka wiedziałem już w sierpniu 2018 roku. Tuż po naszym powrocie i jeszcze na fali zachwytu odbyta wówczas wycieczka. Szykowałem się na nią jak widać od blisko roku. Przeglądałem sobie przewodniki i mapy, co by gdzie można zobaczyć nie zbaczając zbytnio ze szlaku. I tak w cudownej atmosferze zbliżającego się terminu wyjazdu dotrwałem do końca marca.
A tu sruuuuuuuuu z grubej rury życie dołożyło swoje 5 groszy.
Taaaa 5 groszy ????
Raczej milion groszy.
I niestety przez kwiecień, maj i kawałek czerwca właściwie nie wiedziałem czy moja tegoroczna przygoda ze szklakiem, w towarzystwie wspaniałych ludzi będzie możliwa do realizacji. A i niestety tydzień przed wyjazdem też jeszcze nie widziałem światełka w tunelu. Tak naprawdę to dopiero jak ruszył nasz pociąg w stronę Białegostoku, to wrócił uśmiech i nadzieja, że jednak jadę, że jednak będę mógł podziwiać to wszystko, co nam Green Velo daje, że spotkam się z Leną, Grzegorzem i Mateuszem z którymi poznaliśmy się dokładnie rok temu właśnie na jednym z odcinków tego szlak i że w końcu również z Walkiem i Andrzejem troszkę pośmigam na rowerze. Bo niestety przez kopniaka od życia i losu minęły mnie dwie fajne wycieczki i jedna mała wyprawa na Kaszubską Marszrutę. No cóż serce bolało, ale nie dało się tego przeskoczyć. Tak musiało być.
Byłem naprawdę szczęśliwy, zadowolony, uśmiechnięty i bardzo podekscytowany zbliżającymi się kilometrami pokonywanymi na rowerze. Oczywiście cały czas w głowie siedzi u mnie niestety zadra związana z moją sytuacja domową, rodzinna i jakieś chwile smutku dopadały mnie na trasie. Ale generalnie byłem naprawdę szczęśliwy, a niesamowita ekipa nie pozwalała mi na zbyt długie chwile smutku i zadumy.
Dobrze to psychologiczny obraz sytuacji mamy możemy w końcu ruszyć na trasę tegorocznej wyprawy GREEN VELO 2019.
Ale zanim ruszyliśmy na trasę szlaku, tak starannie przygotowaną przez Waldka musieliśmy już po raz drugi przełknąć gorzką, oj bardzo gorzką pigułkę zwaną kładki Waniewo-Śliwno. I w zeszłym roku i w tym roku specjalnie naszą stacją początkową były Łapy. Aby z nich dostać się do Waniewa, a potem niesamowitą atrakcją Narwiańskiego Parku Narodowego przejść i przepłynąć kładkami przez Narew do Śliwna, aby ruszyć dalej do szlaku. W zeszłym roku na drodze do szczęścia stanął nam człowiek i odbywający się kapitalny remont tej przeprawy, a w tym roku natura, która niestety skąpi nam wody i wody w rzekach po prostu brak. Szkoda, duża szkoda. Ponownie mogę tylko powiedzieć trudno, nie przeskoczysz tego człowieku i już.
Ruszamy, więc z Łap do Uhowa a potem do miejscowości Turośń Dolna do niebieskiego szlaku biegnącego przez Baciuty, Zawady, Gajowniki w pobliże Choroszczy gdzie wpijamy się na naszą drogę przewodnią, na nasz szlak wiodący i patronujący nam przez kolejne 4 dni. Szlak Green Velo.
Tak jak w zeszłym roku tak i w tym roku naszą główną atrakcja jest sam szlak GV i to, co znajduje się tuż przy niem. Nie zbaczamy specjalnie z drogi aby dojechać do innych atrakcji, chyba że jest to dosłownie kilkaset metrów i czasowo kilkanaście minut oderwania od szlaku. Dlatego w Białymstoku wybieramy opcję objazdu miasta, a nie wbijania się do centrum, gdzie pewnie stracilibyśmy bardzo dużo czasu. A dla niektórych z nas dzisiejsza podróż zaczęło się już o 3 nad ranem i dojazd do kwatery i odpoczynek to nadrzędny cel. Bezproblemowo mijamy Białystok i prujemy do Supraśla. Tu oczywiście trzeba zobaczyć zabytki miasta, troszkę pokręcić się po uliczkach, zerknąć tu i tam i ruszyć dalej w przepięknej scenerii Parku Krajobrazowego Puszczy Knyszyńskiej w kierunku kultowej wioski Królowy Most.
Nie było takiej mocy, która by mnie odwiodła od zrobienia sobie zdjęcia przy tabliczce z nazwą miejscowości. Nie ma takich zdjęć, po prostu nie robię sobie ich zbyt często, ale tu nie było siły, aby postąpić zgodnie z tym, co robię, a raczej nie robię.
Fota musiała być.
Później to już prosta droga do Michałowa gdzie mieliśmy swój pierwszy nocleg.
Dzień zakończony pysznym obiadem w pobliskim barze i trwającymi do wieczornych godzin spokojnych rozmowach przy nierozpalonym ognisku.
Super cudny dzień.

Trasa: początek to Łapy – Uhowo- Stoczki – Turośń Dolna – Dobrowoda – Baciuty – Zaczerlany i teraz tylko po szlaku Green Velo – Białystok – Supraśl – Kłodno – Załuki – Waliły – Waliły Stacja – Gródek – Pieńki – Michałowo.

Foto:
Wesoła ekipa na szlaku ku Green Velo
Wesoła ekipa na szlaku ku Green Velo © GOZDZIK

Już na trasie GV w okolicy miejscowości Choroszcz
Już na trasie GV w okolicy miejscowości Choroszcz © GOZDZIK
I sam Pomnik
I sam Pomnik © GOZDZIK
To również ten sam pomnik
To również ten sam pomnik © GOZDZIK
I pomnik w całej okazałości
I pomnik w całej okazałości © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo w Białymstoku
Na szlaku Green Velo w Białymstoku © GOZDZIK
Supraś - Prawosławny Monastyr
Supraśl - Prawosławny Monastyr © GOZDZIK
Supraśl - Pałac Buchholtza
Supraśl - Pałac Buchholtza © GOZDZIK
Supraśl i pałca w pełnej krasie
Supraśl i pałac w pełnej krasie © GOZDZIK
W Puszczy Knyszyńskiej
W Puszczy Knyszyńskiej © GOZDZIK
Dumny jestem z tego zdjęcia, ale do komendanta i księdza nie wpadałem :-)
Dumny jestem z tego zdjęcia, ale do komendanta i księdza nie wpadałem :-) © GOZDZIK
Michałowo - Ratusz
Michałowo - Ratusz © GOZDZIK
Michałowo - Cerkwia
Michałowo - Cerkiew © GOZDZIK
Michałowo - popołudniowe rozmowy przy ognisku.  Oczywiście nierozpalonym
Michałowo - popołudniowe rozmowy przy ognisku. Oczywiście nierozpalonym © GOZDZIK




  • DST 56.80km
  • Teren 32.00km
  • Czas 03:45
  • VAVG 15.15km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 696m
  • Sprzęt GIANT TALON
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pilica i Okolice

Sobota, 8 czerwca 2019 · dodano: 14.06.2019 | Komentarze 3

Powrót do Pilicy i jej najbliższych okolic to wycieczka sentymentalna. Powrót do chwil kiedy to jeszcze z żonką Beatką jeździliśmy razem na cały dzień w Jurę. Rok 2008 to był ostatni rok takich wypadów. Czyli trochę czasu minęło, a wspomnienia zostały, żal i smutek za tamtymi dniami przyszedł teraz. To były naprawdę fajne, ciekawe i przyjemne wycieczki.
Teraz jest inaczej.
Też wspaniale, ciekawie, wesoło i poznaje wspaniałych ludzi. Ale tamtych czasów wspólnych wycieczek mimo wszystko mi brakuje.
Czy jeszcze kiedyś będą ????
Nie sądzę.
Ale teraz jest teraz, jest tak jak jest i muszę się cieszyć z tego co jest, bo jeszcze miesiąc temu nie myślałem o tym że w ogóle w tym roku gdzieś się uda wjechać. A dziś coraz śmielej myślę o tym że uda się wyjechać z bardzo ciekawą i wspaniałą ekipą na szlaki Green Velo. Ale o tym cicho sza aby nie zapeszyć.
Dzisiejsza wycieczka w całości została opracowana i przygotowana przez Darie i Rafała, za co jestem im bardzo wdzięczny i ślę podziękowania. Podziękowania również dla wszystkich uczestników tej wycieczki za atmosferę, za radochę wspólnego rowerowania po prostu za to że byli. I że kolejny raz mogłem poznać nowych wspaniale zakręconych ludzi.
A skoro w środku relacji pojawiły się podziękowanie więc może wymienię uczestników tej wycieczki. Nasze panie Daria, Kasia i Ewa oraz panowie Rafał, Marcin, Dominik, Sylwek, Maciek, Tomek i Mateusz ……… Naprawdę doborowa ekipa.
Dobra czyli wstęp i zakończenie właściwie mam. Teraz by wypadało cos powiedzieć o samej wycieczce. Czyli o sercu tego dnia.
A sercem były miejsca które odwiedziliśmy. Miejsca do których wiodły drogi kręte, szutrowe, piaszczyste pod górkę i z górki, leśne dukty i asfalty. Cała sieć drogowych żył dających życie sercu.
Na dzień dobry był podjazd pod historyczną Góra Św. Piotra, na której widoczne są pozostałości dawnego modrzewiowego kościółka Św. Piotra i Pawła z XVI wieku w postaci drewnianej, małej dzwonnicy. Ledwo co udało mi się złapać oddech, oczy wsadzić na swoje miejsce i wyciągnąć język z łańcucha ruszyliśmy dalej do miejscowości Wierbka. Tam odwiedziliśmy ruiny pałacu. Pałac w Wierbce to jeden z najmłodszych zabytków, a równocześnie jeden z tych ,o których niewiele wiadomo. Zbudowany został dla Aleksandra Moesa. Ukończony został około 1889 r. Na pałacowym terenie przywitała nas naprawdę wspaniała delegacja. Myślę że na bank około miliona komarów. Wygłodniałych, chudzieńkich komarów, oj przepraszam wycieniowanych i smukłych komarzyc. Niektóre z nich leża do dziś najedzone jak bąki. Tu musiał nastąpić szybka ewakuacja i jedziemy dalej pod Góry Baranie w Cisowej, a potem na Udórz. Aby na podjeździe do zamku po betonowych płytach stwierdzić,że sił zero jest. Na zamku kolejne przywitanie w postaci chmury komarów. Chyba poszła jakaś fama po zamkach i płacach że darmowe żarcie przyjeżdża dobrowolnie. Bo naprawdę powitania były godne.
Potem były lody w Wolbromiu , jakiś kamieniołom, Jaskinia Jasna, Zegarowe Skały, wdrapywanie i to dosłowne drogą krzyżową na Grodzisko Pańskie, Zamek Smoleń, kirkut w Pilicy i…… i na rynku w Pilicy czas rozstania nadszedł.
To był wspaniale spędzony dzień.
Niektórzy moi znajomi pytają . Mariusz jaki to sens wstać o 4 rano, jechać prawie 200 kilometrów w jedną stronę aby pojeździć, umordować się, spocić na rowerze podczas 50 kilometrowej wycieczki ???. Tak sobie myślę że nie ma sensu im tego tłumaczyć. Nie zrozumieją.
Zresztą sam siebie też nie do końca rozumiem. Czasem szkoda mi benzyny na podróż do Łodzi do pracy, aby szybciej wrócić do domu i jadę pociągiem a na wycieczkę rowerową leje do baku na ful i jadę. I nie żałuje żadnej z takich wycieczek.
Jeszcze raz dziękuję i choć było ciężko i trudno to już myślę o tym abyśmy w sierpniu gdzieś na tych Jurajskich Szlakach ponownie się spotkali.
Trasa Miedzy Pilicą a Wolbromiem.
Foro :

Na Górze Św. Piotra
Na Górze Św. Piotra © GOZDZIK
Pilica w Pole - Góra Św. Piotra
Pilica w Pole - Góra Św. Piotra © GOZDZIK
Pałac w Wierbce
Pałac w Wierbce © GOZDZIK
Ekipa na trasie
Ekipa na trasie © GOZDZIK
Takie widoki to miód na moje serce
Takie widoki to miód na moje serce © GOZDZIK
Ruiny zamku Udórz
Ruiny zamku Udórz © GOZDZIK
Widok z Grodziska Pańskiego
Widok z Grodziska Pańskiego © GOZDZIK
W oddali Smoleń
W oddali Smoleń © GOZDZIK
Na rynku w Pilicy - przygotowania do wycieczki.
Na rynku w Pilicy - przygotowania do wycieczki. © GOZDZIK




  • DST 64.37km
  • Teren 9.00km
  • Czas 03:28
  • VAVG 18.57km/h
  • VMAX 41.70km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Traktem Bohaterów Bitwy Nad Bzurą

Sobota, 23 marca 2019 · dodano: 25.03.2019 | Komentarze 2

Gdy w lutym, ze względu na kiepską pogodę odwoływałem nasze rowerowe spotkanie i ustalałem kolejny termin tej wycieczki, to wydawał się on niebotycznie odległy. A tu nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak i miną miesiąc. A dodatkowo okienko pogodowe na rozpoczęcie sezonu idealne. Prawie cały tydzień padało, wiało było zimno, a tu proszę sobota prawie idealna. Co prawda ostry wiaterek był, ale i tak naprawdę było ciepło.
Trasa naszej pierwszej wspólnej tegorocznej wycieczki była już dawno zaplanowana i nawiązywała do czasów II WŚ. Dokładnie biegła przez miejscowości związane z wrześniem 1939 roku, a jeszcze dokładniej z Bitwą nad Bzurą. Oczywiście nie ja ją wymyśliłem bo generalnie miejsca te są wyznaczone i opisane w terenie. Jedynie co to nie są połączone jakimś wyznaczonym szlakiem i dojechanie do nich jest całkowicie dowolne.
Ale moment, trzeba tu napaść, że oficjalna nazwa tego „szlaku” brzmi Trakt Pamięci Bohaterów Bitwy Nad Bzurą 1939 r.
W książce pt: Bitwa Nad Bzurą autorstwa Panów Macieja i Jakuba Wojewodów są opisane, pokazane dwa etapy powstawanie tego traktu. Pierwszy zbudowany w roku 2014 i drugi opisany jako planowany na rok 2016. My dziś pojechaliśmy tym z roku 2014. W Muzeum Bitwy Nad Bzurą w Sochaczewie po skończonej wycieczce chciałem się dowiedzieć czy ta część planowana została wykonana i oznaczona w terenie. Niestety w muzeum nic o tym ni wiedzieli. To dziwne bo ta instytucja w jakimś tam stopniu patronuje tej idei. Nawet na ich stronie jest dokładnie opisana pierwsza cześć traktu. No cóż trzeba będzie to sprawdzić w boju. Czyli pojechać i zobaczyć czy miejscowości zaznaczone w książce są opisane, a opisy przeniesione w teren tak porządnie jak w części pierwszej.
Dobra to oficjalne przedstawienie miejsca akcji rozpoczęcia sezonu mamy już za sobą. Teraz trzeba przedstawić bohaterów tej wycieczki. A ponieważ zależało mi na tym abyśmy spotkali się w komplecie to dlatego termin tej wycieczki dość odległy. Ale dzięki temu na starcie pojawiła się Lena z Grzegorzem, Dominik i Andrzej. Oczywiście do kompletu brakuje nam jeszcze Waldka, ale może już niedługo i to się zmieni.
Ruszamy około 9.00 z pod muzeum w Sochaczewie. W pierwszej kolejności jedziemy odwiedzić sochaczewski zamek, a dokładnie ruiny zamku Książąt Mazowieckich. Po chwili zwiedzania ruszamy na główną atrakcję dzisiejszej wycieczki. Czyli odwiedziny miejsc związanych z Traktem Bohaterów Bitwy Nad Bzurą. Te miejsca to nie tylko cmentarze, choć w głównej mierze to one wyznaczają trakt i nie tylko ten, ale wiele innych związanych z okropnymi czasami II Wojny Światowej.
Udało nam się odwiedzić prawie wszystkie miejsca opisane na stronie internetowej muzeum. Ale to prawie robi różnice. Nie odnaleźliśmy cmentarza w Mistrzewicach, nie wiem ja nie widziałem żadnego oznaczenia, a że czas nas troszkę gonił to i tak bardzo dokładnie nie szukaliśmy oraz nie dotarliśmy ze względów czasowych do gajówki w Januszewie. Nie liczę miejscowości Budy Stare, które od razu zaliczyłem do II etapu. Oczywiście wszystko do nadrobienia następnym razem.
Wycieczka bardzo udana. Sezon otwarty. Gadania co niemiara, śmiechu i zabawy też. Oby więcej takich wycieczek.

Trasa: Sochaczew – Kąty – Ruszki – Juliopol – Młodzieszyn – Leontynów – Rokicina – Leontynów – Młodzieszyn – Mistrzewice – Witkowice – Kamion – Witkowice – Brochów – Konary – Sochaczew.

Foto:
Ruiny zamku w Sochaczewie
Ruiny zamku w Sochaczewie © GOZDZIK

Takie tablice są w ważnych miejscach na trakcie - Ruszki
Takie tablice są w ważnych miejscach na trakcie - Ruszki © GOZDZIK

A oto i owa wieża - Ruszki
A oto i owa wieża - Ruszki © GOZDZIK

Juliopol
Juliopol © GOZDZIK

Juliopol cmentarz
Juliopol cmentarz © GOZDZIK

Dzwonnica w Młodzieszynie
Dzwonnica w Młodzieszynie © GOZDZIK
Młodzieszyn - Dzwonnica pełniąca w czasie wojny rolę więzienia
Młodzieszyn - Dzwonnica pełniąca w czasie wojny rolę więzienia © GOZDZIK

Kolejne miejsce na trakcie
Kolejne miejsce na trakcie © GOZDZIK

Cmentarz w Rokicinie
Cmentarz w Rokicinie © GOZDZIK

Kamion - na terenie szkoły
Kamion - na terenie szkoły © GOZDZIK

Kamion
Kamion © GOZDZIK

Brochów
Brochów © GOZDZIK

Na murach kościoła
Na murach kościoła © GOZDZIK

Na muach kościoła w Brochowie
Na murach kościoła w Brochowie © GOZDZIK

Muzeum w Sochaczewie
Muzeum w Sochaczewie © GOZDZIK




  • DST 85.00km
  • Teren 42.00km
  • Czas 04:50
  • VAVG 17.59km/h
  • VMAX 34.50km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 474m
  • Sprzęt GIANT TALON
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Między Sulejowem a Przedborzem

Niedziela, 14 października 2018 · dodano: 18.10.2018 | Komentarze 3

Pomału mój sezon rowerowy 2018 dobiega końca. Może jeszcze uda się wyskoczyć raz czy dwa na moje wzniesienia łódzkie, ale na pewno na sezon wyprawowy, czyli długie wycieczki czy też wycieczki z samochodowym dojazdem nadszedł kres.
Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego zakończenia. Wspaniała, przepiękna słoneczna pogoda. Pani Jesień w pełnej krasie. W sukni mieniącej się wszystkimi kolorami oraz doborowe zgrane towarzystwo.
Wesoła, pełna energii i chęci przemierzania dróg, dróżek i bezdroży biegnących wzdłuż Pilicy, ekipa to Daria, Karolina, Darek, dwóch Rafałów, dwóch Marcinów, Dominik i moja skromna osoba.
Sam pomysł na wycieczkę w te okolice podyktowany był chęciom zamknięcia pewnej całości. We wrześniu zeszłego roku pojeździliśmy sobie trochę po prawej stronie Pilicy oraz w dół od Przedborza. Teraz tą wycieczką zrobiliśmy lewą stronę Pilicy od Sulejowa do Przedborza. Można powiedzieć, że teren okolic Przedborza i Sulejowa mamy objechany. A jak dołożymy do tego moją wycieczkę z 2004 roku dookoła zalewu Sulejowskiego oraz tegoroczna (sobotnią) Skowronków to możemy śmiało stwierdzić, że aż do Tomaszowa oba brzegi Pilicy mamy odwiedzone.
Trasę dzisiejszej wycieczki po wytyczeniu przesłałem do Skowronków, aby jeszcze bardziej ja urozmaicić i aby była jeszcze bardziej ciekawa. Nie wiem jak to robi Rafał, ale on zawsze wynajdzie jakieś inne bardziej ciekawe, co nieraz wiąże się z tym, że i trudniejsze (np. piachy) drogi i dróżki. Nie mówiąc już o atrakcjach.
Jak to się mówi - ma chłopak siódmy zmysł do takich spraw, albo inaczej - ma na to papiery hihihihi
Spotkaliśmy się w Sulejowie pod kościołem, bo parking pod strażą pożarną w remoncie i po krótkim przywitaniu w bardzo wesołych nastrojach ruszamy na trasę.
Pierwsza atrakcja to kamieniołom …. Zalany wodą. Cudownie czysta wodą.
Następnie ruszamy w dalszą drogę do miejsca zwanego Trzy Morgi z jego niewątpliwą atrakcją czyli jakby to powiedzieć …….mmmmmm nooooo z jego „Czarodziejskim Mostkiem”. Inaczej nazwać tego cudu inżynierii wodno-lądowej nazwać nie mogę. Sami zresztą zobaczcie na zdjęciach. Dodam tylko ze ponoć dziś wygląda jak po kapitalnym remoncie, bo kilka lat wcześniej był jeszcze znacznie przechylony, a dziś wygląda niczym Most Świętokrzyski w Warszawie. Po prostu piękny i idealny.Prawda.
Ci c nie przechodzili przez mostek nigdy musieli oczywiście to zrobić, co odważniejsi robili to z rowerami, a jakże. A bardziej bojaźliwi, ale wole trzymać się określenia: bardziej szanujący swój sprzęt, przeszli bez roweru.
Odliczenie składu czy nikt nie zagubił w konstrukcji tego cudu i ruszamy dalej.
Naszym następnym celem są ruiny zamku w Majkowicach, ruiny zamku w Bąkowej Górze oraz Zespół przyrodniczo-krajobrazowy Majowa Góra tuż przy granicy miasta Przedbórz z jego niewątpliwą atrakcją, czyli jazdą wąską dróżką tuż przy wąwozie będącym pozostałością po istniejącym tu do roku 1817 do lat 60 XX w kamieniołomie. Ojjjj powiem wam, że naprawdę fajna sprawa. Trzeba było naprawdę uważać, bo ścieżka wąska, kręta, cały czas góra-dół, drzewa bliziutko a i wąwóz też. Chwila nieuwagi i albo lądujemy w wąwozie albo na drzewie. Fajny był ten przejazd naprawdę.
Cała wycieczka była fajna i dlatego jak zbliżała się ku końcowi, który to koniec wyznaczało zachodzące słonko, trochę żal było się żegnać. Tym bardziej, że tak naprawdę z taką ekipa w takim składzie zobaczę się pewnie dopiero na wiosnę.
Skowronkom dziękuję bardzo za wprowadzone korekty do mojej trasy, przez co wycieczka stała się bardziej atrakcyjna i zróżnicowana terenowo. A pozostałym uczestnikom za świetna zabawę, miłe wspomnienia na zimowe wieczory i cudowna atmosferę. Nawet nie wicie jak bardzo potrzebne mi są takie chwile oderwania od ……..
Trzymajcie się wszyscy ciepło i zdrowo, co by na wiosnę się spotkać i ponownie razem ruszyć na szalki te asfaltowe, ale również i te piaszczyste, podmokłe, kamieniste, szutrowe itp. itp. itp…………….

Trasa: Sulejów – Kurnędz – Adelinów – Winduga – Przewóz – Stobnica – Paskrzyn – Placówka – Łęg Ręczyński – Łęk Majkowski – Majkowice – Będzyn – Fandulanka – Wola Przedborska – Przedbórz – Wola Przedborska – Korytno – Kalinki – Bąkowa Góra – Dabrowa – Dobreniczki – Łęki Królewski – Ręczno – Czartoryja – Nowinki – Łęk Ręczyński – placówka – Adelinów - Sulejów

Foto:
Pilica w okolicy Sulejowa
Pilica w okolicy Sulejowa © GOZDZIK
Uroczy kamieniołom
Uroczy kamieniołom © GOZDZIK
Pilica gdzieś na szlaku
Pilica gdzieś na szlaku © GOZDZIK
Trzy Morgi i Czarodziejski Mostek
Trzy Morgi i Czarodziejski Mostek © GOZDZIK
Czarodziejski Mostek
Czarodziejski Mostek © GOZDZIK
Czarodziejski Mostek - Trzy Morgi
Czarodziejski Mostek - Trzy Morgi © GOZDZIK
Majkowice
Majkowice © GOZDZIK
Ruiny Zamku w Majkowicach
Ruiny Zamku w Majkowicach © GOZDZIK
Widok z Majowej Góry
Widok z Majowej Góry © GOZDZIK
Zamek w Bąkowej Górze
Zamek w Bąkowej Górze © GOZDZIK
Ekipa pod zamkiem w Bąkowej Górze
Ekipa pod zamkiem w Bąkowej Górze © GOZDZIK
Pani Jesień w pełnej krasie
Pani Jesień w pełnej krasie © GOZDZIK
Słonko kładzie się już spać, a ekipa szykuje się do ostatniego odcinka dzisiejszej wycieczki
Słonko kładzie się już spać, a ekipa szykuje się do ostatniego odcinka dzisiejszej wycieczki © GOZDZIK