Info

Suma podjazdów to 93760 metrów.
Więcej o mnie.

Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Maj3 - 0
- 2025, Marzec4 - 0
- 2025, Luty1 - 1
- 2024, Grudzień1 - 0
- 2024, Październik1 - 0
- 2024, Wrzesień3 - 0
- 2024, Sierpień2 - 0
- 2024, Lipiec3 - 4
- 2024, Czerwiec6 - 0
- 2024, Maj4 - 0
- 2024, Kwiecień2 - 0
- 2024, Marzec2 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2023, Październik1 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 0
- 2023, Sierpień5 - 2
- 2023, Lipiec2 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 0
- 2023, Maj3 - 0
- 2023, Kwiecień2 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2022, Październik2 - 0
- 2022, Wrzesień1 - 1
- 2022, Sierpień6 - 0
- 2022, Lipiec4 - 3
- 2022, Czerwiec2 - 0
- 2022, Kwiecień3 - 0
- 2022, Marzec4 - 7
- 2022, Luty1 - 0
- 2021, Październik3 - 0
- 2021, Wrzesień2 - 0
- 2021, Sierpień4 - 1
- 2021, Lipiec2 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 1
- 2021, Maj3 - 1
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2021, Marzec4 - 4
- 2020, Listopad1 - 0
- 2020, Październik3 - 3
- 2020, Wrzesień1 - 0
- 2020, Sierpień8 - 5
- 2020, Lipiec3 - 2
- 2020, Czerwiec3 - 0
- 2020, Maj4 - 0
- 2020, Kwiecień1 - 2
- 2020, Marzec1 - 3
- 2020, Luty1 - 2
- 2020, Styczeń1 - 2
- 2019, Listopad1 - 2
- 2019, Październik2 - 4
- 2019, Wrzesień1 - 1
- 2019, Sierpień2 - 3
- 2019, Lipiec6 - 17
- 2019, Czerwiec4 - 8
- 2019, Maj2 - 7
- 2019, Marzec3 - 8
- 2019, Luty2 - 5
- 2018, Listopad1 - 3
- 2018, Październik1 - 3
- 2018, Wrzesień2 - 3
- 2018, Sierpień3 - 12
- 2018, Lipiec6 - 22
- 2018, Czerwiec1 - 5
- 2018, Maj3 - 11
- 2018, Kwiecień3 - 16
- 2018, Marzec2 - 7
- 2018, Luty2 - 6
- 2018, Styczeń1 - 11
- 2017, Listopad1 - 3
- 2017, Wrzesień2 - 6
- 2017, Sierpień3 - 7
- 2017, Lipiec6 - 6
- 2017, Czerwiec4 - 9
- 2017, Maj3 - 10
- 2017, Kwiecień2 - 9
- 2017, Marzec3 - 16
- 2016, Listopad1 - 1
- 2016, Październik1 - 1
- 2016, Sierpień5 - 19
- 2016, Lipiec4 - 14
- 2016, Czerwiec4 - 17
- 2016, Maj2 - 19
- 2016, Kwiecień2 - 8
- 2016, Marzec2 - 6
- 2016, Luty1 - 1
- 2015, Grudzień1 - 5
- 2015, Listopad1 - 5
- 2015, Październik3 - 14
- 2015, Wrzesień3 - 5
- 2015, Sierpień7 - 21
- 2015, Lipiec5 - 4
- 2015, Czerwiec4 - 9
- 2015, Maj4 - 13
- 2015, Kwiecień4 - 4
- 2015, Marzec5 - 10
- 2015, Luty1 - 2
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Listopad3 - 7
- 2014, Październik2 - 2
- 2014, Wrzesień3 - 11
- 2014, Sierpień8 - 19
- 2014, Lipiec3 - 8
- 2014, Czerwiec3 - 9
- 2014, Maj3 - 6
- 2014, Kwiecień2 - 4
- 2014, Marzec4 - 13
- 2014, Luty2 - 7
- 2014, Styczeń1 - 1
- 2013, Grudzień1 - 7
- 2013, Październik2 - 7
- 2013, Wrzesień1 - 1
- 2013, Sierpień6 - 23
- 2013, Lipiec5 - 16
- 2013, Czerwiec6 - 8
- 2013, Maj7 - 16
- 2013, Kwiecień5 - 11
- 2013, Marzec3 - 15
- 2012, Listopad3 - 10
- 2012, Październik2 - 12
- 2012, Sierpień5 - 19
- 2012, Lipiec3 - 17
- 2012, Czerwiec4 - 4
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec4 - 5
- DST 85.00km
- Teren 42.00km
- Czas 04:50
- VAVG 17.59km/h
- VMAX 34.50km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 474m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Między Sulejowem a Przedborzem
Niedziela, 14 października 2018 · dodano: 18.10.2018 | Komentarze 3
Pomału
mój sezon rowerowy 2018 dobiega końca. Może jeszcze uda się wyskoczyć raz czy
dwa na moje wzniesienia łódzkie, ale na pewno na sezon wyprawowy, czyli długie
wycieczki czy też wycieczki z samochodowym dojazdem nadszedł kres.
Nie
mogłem sobie wymarzyć lepszego zakończenia. Wspaniała, przepiękna słoneczna
pogoda. Pani Jesień w pełnej krasie. W sukni mieniącej się wszystkimi kolorami
oraz doborowe zgrane towarzystwo.
Wesoła,
pełna energii i chęci przemierzania dróg, dróżek i bezdroży biegnących wzdłuż Pilicy,
ekipa to Daria, Karolina, Darek, dwóch Rafałów, dwóch Marcinów, Dominik i moja
skromna osoba.
Sam
pomysł na wycieczkę w te okolice podyktowany był chęciom zamknięcia pewnej
całości. We wrześniu zeszłego roku pojeździliśmy sobie trochę po prawej stronie
Pilicy oraz w dół od Przedborza. Teraz tą wycieczką zrobiliśmy lewą stronę
Pilicy od Sulejowa do Przedborza. Można powiedzieć, że teren okolic Przedborza
i Sulejowa mamy objechany. A jak dołożymy do tego moją wycieczkę z 2004 roku
dookoła zalewu Sulejowskiego oraz tegoroczna (sobotnią) Skowronków to możemy
śmiało stwierdzić, że aż do Tomaszowa oba brzegi Pilicy mamy odwiedzone.
Trasę
dzisiejszej wycieczki po wytyczeniu przesłałem do Skowronków, aby jeszcze
bardziej ja urozmaicić i aby była jeszcze bardziej ciekawa. Nie wiem jak to
robi Rafał, ale on zawsze wynajdzie jakieś inne bardziej ciekawe, co nieraz
wiąże się z tym, że i trudniejsze (np. piachy) drogi i dróżki. Nie mówiąc już o
atrakcjach.
Jak
to się mówi - ma chłopak siódmy zmysł do takich spraw, albo inaczej - ma na to
papiery hihihihi
Spotkaliśmy
się w Sulejowie pod kościołem, bo parking pod strażą pożarną w remoncie i po
krótkim przywitaniu w bardzo wesołych nastrojach ruszamy na trasę.
Pierwsza
atrakcja to kamieniołom …. Zalany wodą. Cudownie czysta wodą.
Następnie
ruszamy w dalszą drogę do miejsca zwanego Trzy Morgi z jego niewątpliwą
atrakcją czyli jakby to powiedzieć …….mmmmmm
nooooo z jego „Czarodziejskim Mostkiem”. Inaczej nazwać tego cudu inżynierii
wodno-lądowej nazwać nie mogę. Sami zresztą zobaczcie na zdjęciach. Dodam tylko
ze ponoć dziś wygląda jak po kapitalnym remoncie, bo kilka lat wcześniej był
jeszcze znacznie przechylony, a dziś wygląda niczym Most Świętokrzyski w
Warszawie. Po prostu piękny i idealny.Prawda.
Ci
c nie przechodzili przez mostek nigdy musieli oczywiście to zrobić, co
odważniejsi robili to z rowerami, a jakże. A bardziej bojaźliwi, ale wole
trzymać się określenia: bardziej szanujący swój sprzęt, przeszli bez roweru.
Odliczenie
składu czy nikt nie zagubił w konstrukcji tego cudu i ruszamy dalej.
Naszym
następnym celem są ruiny zamku w Majkowicach, ruiny zamku w Bąkowej Górze oraz
Zespół przyrodniczo-krajobrazowy Majowa Góra tuż przy granicy miasta Przedbórz
z jego niewątpliwą atrakcją, czyli jazdą wąską dróżką tuż przy wąwozie będącym
pozostałością po istniejącym tu do roku 1817 do lat 60 XX w kamieniołomie.
Ojjjj powiem wam, że naprawdę fajna sprawa. Trzeba było naprawdę uważać, bo ścieżka
wąska, kręta, cały czas góra-dół, drzewa bliziutko a i wąwóz też. Chwila
nieuwagi i albo lądujemy w wąwozie albo na drzewie. Fajny był ten przejazd naprawdę.
Cała
wycieczka była fajna i dlatego jak zbliżała się ku końcowi, który to koniec
wyznaczało zachodzące słonko, trochę żal było się żegnać. Tym bardziej, że tak
naprawdę z taką ekipa w takim składzie zobaczę się pewnie dopiero na wiosnę.
Skowronkom
dziękuję bardzo za wprowadzone korekty do mojej trasy, przez co wycieczka stała
się bardziej atrakcyjna i zróżnicowana terenowo. A pozostałym uczestnikom za
świetna zabawę, miłe wspomnienia na zimowe wieczory i cudowna atmosferę. Nawet
nie wicie jak bardzo potrzebne mi są takie chwile oderwania od ……..
Trzymajcie
się wszyscy ciepło i zdrowo, co by na wiosnę się spotkać i ponownie razem
ruszyć na szalki te asfaltowe, ale również i te piaszczyste, podmokłe,
kamieniste, szutrowe itp. itp. itp…………….
Trasa:
Sulejów – Kurnędz – Adelinów – Winduga – Przewóz – Stobnica – Paskrzyn –
Placówka – Łęg Ręczyński – Łęk Majkowski – Majkowice – Będzyn – Fandulanka –
Wola Przedborska – Przedbórz – Wola Przedborska – Korytno – Kalinki – Bąkowa
Góra – Dabrowa – Dobreniczki – Łęki Królewski – Ręczno – Czartoryja – Nowinki –
Łęk Ręczyński – placówka – Adelinów - Sulejów
Foto:
Pilica w okolicy Sulejowa © GOZDZIK
Uroczy kamieniołom © GOZDZIK
Pilica gdzieś na szlaku © GOZDZIK
Trzy Morgi i Czarodziejski Mostek © GOZDZIK
Czarodziejski Mostek © GOZDZIK
Czarodziejski Mostek - Trzy Morgi © GOZDZIK
Majkowice © GOZDZIK
Ruiny Zamku w Majkowicach © GOZDZIK
Widok z Majowej Góry © GOZDZIK
Zamek w Bąkowej Górze © GOZDZIK
Ekipa pod zamkiem w Bąkowej Górze © GOZDZIK
Pani Jesień w pełnej krasie © GOZDZIK
Słonko kładzie się już spać, a ekipa szykuje się do ostatniego odcinka dzisiejszej wycieczki © GOZDZIK
- DST 50.40km
- Teren 41.00km
- Czas 03:30
- VAVG 14.40km/h
- VMAX 30.60km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 198m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Puszczy Kampinoskiej
Sobota, 29 września 2018 · dodano: 01.10.2018 | Komentarze 1
Jeszcze
kilka dni temu nie spodziewałem się że sobota a i jak się okazało niedziela
będą tak pięknymi ostatnimi dniami września. Nie spodziewałem się, ale
wycieczkę zaplanowałem i nawet zaprosiłem na nią Lenę, Grzegorza i Dominika.
Przecież
jak będzie miało padać to się odwoła prawda.
Ponieważ
w tym roku nie byłem jeszcze w ukochanej Puszczy Kampinoskiej więc wybór
kierunku był oczywisty i właściwie nie podlegał negocjacjom.
Trasa
opracowana już dawno, pogodę zapowiadano fantastyczną ( i o dziwo spełniła się),
zaproszeni goście potwierdzili chęć uczestnictwa w wycieczce, więc zostało
tylko zapakować się w auto i jechać na miejsce zbiórki, czyli do Leszna.
Przybyliśmy
z Dominikiem na umówione miejsce jeszcze przed godzina 9.00, a już na nas
czekali Lena i Grzegorz.
Chwila
na przywitanie, rozpakowanie rowerków i ruszamy w trasę.
Oczywiście
na początku zapytałem ekipę czy czasami któreś z zaplanowanych do zobaczenia
miejsc nie widzieli już wcześniej i może wola pojechać inna trasą. Ale okazało
się, że moi towarzysze dzisiejszych zmagań nie byli jeszcze nigdy w puszczy.
Dla nich jest to całkowicie nieznany teren.I dziewicze szlaki i dróżki, a miejsca, do których chciałem dziś dotrzeć
całkowicie im nieznane.
Z
jednej strony to wspaniała wiadomość. Nic nie trzeba zmieniać i jeśli się im
spodoba to pokochają puszcze za jej różnorodność, za piękno, za jej miejsca
pamięci, za jej historię. A z drugiej strony to nie wiedzą, co ich czeka na
szlakach. I może się okazać że nie tego oczekiwali, że wycieczka się nie spodoba,
że po prostu zostanę przeklęty za piach, za korzenie, za wodę pod kołami (ale
nie było jej bo sucho bardzo) za gałęzie, itp.
Ale
cóż było robić.
Jesteśmy
tu gdzie jesteśmy i ruszamy.
Słoneczko
pięknie świeci, ale rano w cieniu drzew jednak rześko bardzo. Ale w miłym
towarzystwie i przy opowieściach nie było aż tak zimno. Z Leną i Grzegorzem nie
widzieliśmy się od Green Velo, a ponieważ oni w sierpniu ponownie odwiedzili szlak,
na którym się poznaliśmy, więc oczywiście musiałem się wszystkiego dopytać jak
on wygląda od Suwałk do Elbląga. I tak na opowieściach o GV i Borach
Tucholskich nie wiadomo, kiedy a już byliśmy w Zaborowie, a dokładniej w
Wiktorowie gdzie znajduje się cmentarz wojenny.
Chwila
przerwy, zadumy i ruszamy dalej.
W
Zaborowie Leśnym żegnamy się z niebieskim szlakiem i żółtym docieramy do
miejscowości Truskaw. Tu kolejna chwileczka przerwy przy pomniku
upamiętniającym bitwę z września 1944 roku.
Z
tego miejsca mamy już prostą drogę do Palmir (cmentarz), ale po drodze jeszcze
odwiedzamy miejsce zwane Krzyż „Jerzyków”. Tu oczywiście też zapoznajemy się z
informacjami umieszczonymi na tablicy i ruszamy dalej.
Po
chwili docieramy do Palmir. Miejsca, które choć już odwiedzam chyba 5-6 raz, a
jednak za każdym razem mam gęsią skórkę i „ciary” na plecach.
Oferuje
się do pilnowania rowerów. Może jak nie będę chodził miedzy lasem krzyży
upamiętniających rozstrzelanych tu ludzi i nie odwiedzę muzeum to wyobraźnia o
tamtych dniach nie będzie mi aż tak dokuczała.
Nie
prawda. Nie pomogło.
Ruszamy
dalej czerwonym, a potem żółtym do wioski Palmiry, aby tam na krótko wpaść na
czarny w kierunku Wierszy. Tu wizyta przy pomniku i cmentarzu Niepodległej
Rzeczypospolitej Kampinoskiej. Chwila na fotki, pogaduchy i po chwili
odpoczynku ruszamy dalej trzymając się żółtego szlaku, który doprowadza nas do
Leszna.
Wycieczka
zakończona.
Czas
zadać moim towarzyszą wycieczki magiczne pytanie
- Podobało
się ??????
Chwila
prawdy nadchodzi.
-
Tak oczywiście, że się podobało
-
To bardzo się cieszę. Czyli co, na wiosnę ruszamy ponownie po szlakach puszczy
?
-
Jak tylko dasz znać to oczywiście jesteśmy.
To
bardzo miłe uczucie wiedzieć, że przygotowana wycieczka, trasa, atrakcje,
miejsca godne odwiedzenia podobają się uczestnikom wycieczki, że chcą wrócić w to
urocze miejsce jeszcze raz, że chcą dalej penetrować szlaki, drogi i leśne
dukty Puszczy Kampinoskiej. Oczywiście pewności nie mam, ale myślę, że naprawdę
Lenie, Grzegorzowi i Dominikowi podobała się dzisiejsza wycieczka i spokojnie
mogę na nich liczyć przy kolejnej wizycie w Kampinoskim Parku Narodowym.
Dla mnie jak zwykle puszcza piękna. Co prawda Pani Jesień jeszcze nie zadomowiła się na dobre, raczej na razie to jest Panienka Jesień, ale i tak było uroczo.
Na
koniec muszę jeszcze powiedzieć, że jestem pełen podziwu dla Lenki która na
rowerze (typu Gravel) wg. mnie całkowicie nienadającym się do jazdy po puszczy
(piachu, korzeniach), dała rade bez żadnych problemów. Naprawdę pełen
szacuneczek Lena.
Trasa:
Leszno – Zaborów – Zaborów Leśny – Truskaw – Palmiry muzeum – Mogilny Mostek –
Palmiry wieś – Janówek – Truskawka – Wiersze – Leszno.
Foto:
Wiktorów © GOZDZIK
Cmentarz w Wiktorowie © GOZDZIK
Truskaw © GOZDZIK
Pomnik - Truskaw © GOZDZIK
Krzyż Jerzyków © GOZDZIK
Krzyż Jerzyków © GOZDZIK
Palmiry © GOZDZIK
Lena i Grzegorz na trasie - a gdzie Dominik ? © GOZDZIK
Wiersze © GOZDZIK
Wiersze © GOZDZIK
Gdzieś na szlaki w Puszczy Kampinoskiej © GOZDZIK
Puszcza Kampinoska © GOZDZIK
- DST 73.80km
- Teren 14.00km
- Czas 03:45
- VAVG 19.68km/h
- VMAX 35.90km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 343m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Koniec urlopowo-wakacyjnego czasu
Środa, 5 września 2018 · dodano: 09.09.2018 | Komentarze 2
Ostatni dzień urlopu to już tradycyjna wycieczka, a właściwie
włóczęgostwo po PKWŁ i najbliższej okolicy. Z jednej strony to dlatego, że mogę
wyjechać dopiero około 14.00, a z drugiej strony jutro do pracy więc nie będzie
można poleniuchować do południa z kawką na balkonie. Dlatego wycieczka w moje
okolice. A żeby tak całkowicie nie była bez celu ta moja dzisiejsza włóczęga,
to inspirowany jednym z ostatnich opisów wycieczki Czajki, celem stała się Góra
Rogowska znajdująca się na właściwie przedmieściach Łodzi, a z której roztacza
się panorama na całą Łódź i okolice. Niestety, faktycznie górka zarasta i już
nie widać Łagiernik wcale, Łodzi tyle o ile w malutkim prześwicie między krzaczorami,
bo trudno to nazwać drzewami, a do tego wszystkiego na górkę dotarłem dokładnie
w tym samym czasie kiedy słonko było w tym prześwicie. Zdjęcie więc są całkowicie do bani. trzeba tu przyjechać wczesną wiosna, kiedy listki są malutkie lub jeszcze ich nie ma. Chwilkę więc tam postałem, popatrzyłem i pogadałem ze starszym
panem, który mówił jak tu było ładnie kilka lat temu. Kiedy wzgórze jeszcze nie było
tak zarośnięte całkowicie i ruszyłem do domu. Jeszcze tylko mały przystanek na
uzupełnienie płynów hihihi… i …. I koniec urlopu i mojego wakacyjnego czasu.
Muszę przyznać że cały ten okres był bardzo udany. Wyprawa na Green Velo, potem
Załęczański Park Krajobrazowy, a w czasie urlopu dwie dłuższe wycieczki z
dzisiejszym finałem na wzniesieniach. Jak na możliwości jakie daje mi życie to
wykorzystałem to w 100%. I tu muszę
podziękować mojej żonce, bo naprawdę pozwala mi na tą moja rowerową mini
przygodę. Dziękuję Beatko.
Trasa: Głowno – Wyskoki – Bratoszewice – Rokitnica – Stryków
– Smolice – Swędów – Szczawin Kościelny – Glinnik – Łagiewniki – Skotniki –
Łódź – Łagiewniki – Klęk – Kiełmina – Dobra – Stryków – Bratoszewice – wyskoki –
Głowno
Foto.
Na Górze Rogowskiej - no nic nie widać .... © GOZDZIK
Ścieżka wiodąca na górkę. © GOZDZIK
- DST 125.70km
- Teren 4.60km
- Czas 06:01
- VAVG 20.89km/h
- VMAX 40.80km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 368m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Koszelówki
Czwartek, 30 sierpnia 2018 · dodano: 31.08.2018 | Komentarze 3
Dzisiejsza wycieczka to podróż w przeszłość. Podróż do lat
młodości. Podróż do lat kiedy wszystko było takie łatwe i proste. Wystarczyło chodzić
do szkoły, słuchać rodziców i właściwie to wszystko. Do lat kiedy nie było Internetu,
GPS, telefonów komórkowych. Do lat kiedy wakacje trwały ponad dwa miesiące a
nie dwa tygodnie, a za cały wakacyjny standard wystarczył namiot, plecak i
kilka konserw mielonki turystycznej i paprykarzu szczecińskiego. Do lat kiedy „daj
łyka” czy „daj gryza” nie niosło za sobą miliona niebezpieczeństw. Powrót do miejscowości od której jako chyba 16
lub 17-latek rozpocząłem samodzielne wjazdy pod namiot. Oczywiście wcześniej były
kolonie potem obozy PCK (pamięta ktoś takie obozy?? ktoś był na takim?? Nauka
od rana do południa pierwszej pomocy a potem obozowe cudowne życie ????), ale
to nie było to. Wyjazd pod namiot w gronie przyjaciół. Samodzielna podróż
autobusem PKS lub pociągiem, znalezienie na miejscu kwatery czy też dobre rozbicie
namiotu. TO BYŁO TOOOOOO. Bo oznaczało to, że rodzice mają do ciebie zaufanie i
traktują cię jako poważnego, dorosłego człowieka. Dla mnie jako 16 -17-latak było to ważne.
Ojjj łezka na plaży się dziś zakręciła. I o dziwo bardzo
dokładnie pamiętam jak tam było wówczas. Pole namiotowe u sołtysa, jakaś
jadłodajnia do której chyba sanepid to nie zaglądał, ale było pyszne jedzonko, molo
– no dziś zupełnie inne niż wówczas. Te wszystkie pogaduchy, ogniska, nowi
poznani ludzie płyci różnej hihihi. Kolacje, śniadania i beztroskie leżenie na
plaży przez cały dzień – bo co innego było do robienia.
Dziś to miejsce wygląda zupełnie inaczej niż wtedy. Dziś to
wygląda bardzo komercyjnie, wtedy to była cudowna dziura spokoju i dla mnie
pierwszej wolności. Nawet udało mi się odszukać drogę przez las, którą z Gąbina
należało dojść w jedną czy w drugą stronę, aby dojść do Koszelówki.
No i można powiedzieć że koło się zamknęło. Wówczas, na
starcie w dorosłe życie to wyprawa życia. Dziś gdzie życie raczej już ku
końcowi leci to kilkugodzinna wycieczka rowerowa.
Dobrze ten temat mam rozliczony.
Teraz marzy mi się wycieczka
do Wapnicy. Tam jako dzieciak spędzałem obowiązkowo każde wakacje ponieważ tam
znajdował się ośrodek wypoczynkowy zakładów pracy mojego taty. Czyli
obowiązkowa wizyta chyba każdego pracownika WZM – 3 Głowno. I również pamiętam
że dla mnie szczyla z podstawówki było tam kosmicznie cudownie. Muszę tam
pojechać.
Trasa: Głowno – Zgoda – Walewice – Sobota – Bąków Dolny –
Bąków Górny – Wiskienice Górne – Wiskienice Dolne – Zalesie – Złaków Borowy –
Długie – Stępów – Luszyn – Podczachy – Anatolin – Lwówek – Lipińskie – Gąbin Koszelówka
– Gąbin – Nowy Kamień – Lipińskie – i dalej dokładnie tak jak trasa w tamtą
stronę.
Foto:
Luszyn - Pałac © GOZDZIK
Ojjjjj łezka się zakręciła © GOZDZIK
Jezioro Zdworskie w Koszelówce © GOZDZIK
Koszelówka - Jezioro Zdworskie © GOZDZIK
Leśna droga z Gąbina do Koszelówki © GOZDZIK
- DST 157.00km
- Teren 14.00km
- Czas 07:32
- VAVG 20.84km/h
- VMAX 40.90km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 601m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Mały "Rajd Kolarski Dookoła Ziemi Łódzkiej" odznaka PTTK cz. 7 i ostatnia
Czwartek, 23 sierpnia 2018 · dodano: 27.08.2018 | Komentarze 5
A podtytuł to tej wycueczki to:
Kryzys, Kryzys Kryzys….
Całkowity mój kryzys. Kryzys
wszystkiego: przede wszystkim sił które mnie
opuściły na 50 km przed domem, ochoty, egzystencjonalny, wieku, trasy… nie wiem
jeszcze czego ale totalnie wszystkiego……
Od samego rana jakoś nie czułem frajdy z tego, że spędzę na
rowerze fajny długi dzień w cudownym towarzystwie Andrzeja, podczas fajnej
wycieczki i do tego w końcu tym odcinkiem zakończę objazd trasy zamykającej
pętlę niezbędną do zdobycia małej odznaki PTTK Dookoła Ziemi Łódzkiej. No i czy
to nie jest kryzys egzystencjonalno-życiowo-sportowy ????????????? No jest jak
z bicza strzelił.
A do tego wszystkiego aparat fotograficzny zabierany na
wycieczki popsuł się więc zdjęcia musiałem robić telefonem, którego zapomniałem
dobrze naładować i biedny służył jako aparat foto, nawigacja i oczywiście
telefon. A to wszystko spowodował, że ostatnie 50 kilometrów jechał na 10 % baterii.
Więc go nie używałem za bardzo. A w domu okazało się że nawigacja GPS jaką
używam do zapisywania śladów nie zapisała sobie około 20 km początku wycieczki
i 5 km końca wycieczki mimo iż na karcie pamięcią jeszcze wolne miejsce było. No
i tu następny kryzys się pojawia czyli kryzys sprzętowy.
Nie wiem jak opisać inaczej tą wycieczką. Naprawdę wszystko
co powyżej zostało powiedziane sprawiło że chyba nic ciekawego nie widziałem.
Oczywiście odwiedziliśmy muzeum w Bełchatowie, zamek w
Piotrkowie, park przy pałacu w Ujeździe, ale no cóż pop prostu odwiedziliśmy i
tyle.
Dobrze nie będę się chyba bardziej pastwił nad sobą i nad tą
wycieczką. Trudno taka była i taką trzeba ją przyjąć.
Natomiast muszę bardzo, bardzo mocno podziękować Andrzejowi,
który naprawdę wspierał mnie na tych ostatnich kilometrach, bo gdyby nie on to już
za Koluszkami zadzwonił bym po męża siostry aby wyjechał po mnie na trasę i
gdzieś z jakiegoś rowu zebrał padlinę nie zapominając o rowerze. A tak to jadąc
za Andrzejem wiedziałem że muszę dać radę, że trzeba jechać nie wolno się poddawać.
Andrzej nadawał fajne tempo nie za wolne i nie za szybkie. Takie abym go
widział i cały czas się starał nie tracić go z oczu tylko troszkę go gonił.
Gdyby dostosował się do mojego tempa i jechał przy mnie to chyba jeszcze byśmy jechali.
Andrzeju dzięki Ci bardzo.
Dobra było i mam nadzieję ze się skończyło. Jeszcze do
wczoraj nawet nie chciało mi się siadać i opisywać tej wycieczki, a już o
kolejnej wycieczce nie chciałem nawet słyszeć ( a urlopik jest) Dziś już jakiś
opis się pojawił i do tego mały plan na wycieczkę w czwartek hihihi.
Trasa :Łask – Brodnia Dolna i Górna – Buczek – Ignaców –
Zelów – Parzno – Domiechowice – Bełchatów – Dobiecin – Mąkolice – Piekarki –
Rokszyce II – Piotrków Trybunalski – Polichno – Wolbórz – Ujazd – Wykno –
Mikołajew – Stary Redzeń – Katarzynów – Koluszki – Brzeziny – Kołacin – Nagawki
– Głowno.
Foto (mało bo bateria umierała) :
Niedostępny pałac - Brodnia Dolna © GOZDZIK
W Zelowie - tak aby było wiadomo że byłem © GOZDZIK
Muzeum Regionalne w Bełchatowie © GOZDZIK
Zamek w Piotrkowie Trybunalskim i muzeum © GOZDZIK
Pałac w Wolborzu © GOZDZIK
- DST 85.70km
- Teren 44.00km
- Czas 05:01
- VAVG 17.08km/h
- VMAX 42.50km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 534m
- Sprzęt GIANT TALON
- Aktywność Jazda na rowerze
Załęczański Park Krajobrazowy
Niedziela, 12 sierpnia 2018 · dodano: 13.08.2018 | Komentarze 4
Kolejny
punkt planu rowerowego na 2018 rok udało się zrealizować. Wizyta w Załęczański
Parku Krajobrazowym odbyła się dzięki moim przyjaciołom z Częstochowy Darii i
Rafała. Bo choć tak jak wspomniałem na początku planowałem tu być to jakoś cały
czas wyjazd ten odkładałem na potem. A teraz zostałem przyparty do muru sms,
który właściwie informował o tym ze wycieczka taka jest zaplanowana na dzień
12.08. Zbiórka w Działoszynie o 9.00 i koniec tematu. A nie przepraszam miałem
jeszcze możliwość dodania do i tak już pewnie długiej listy atrakcji i
ciekawych miejsc, swoje miejsca, które bym chciał zobaczyć i odwiedzić.
Oczywiście nie było takiej potrzeby, bo wycieczki organizowane przez Skowronków
właściwie obejmują wszelkie atrakcje na danej wycieczce, a że nie byłem tu
nigdy wiec wszystko będzie ciekawe. Do wyjazdu udało mi się namówić również
Andrzeja i Dominika, którego zabrałem z Łodzi, a z Andrzejem spotkaliśmy się na
MOP-e autostrady A1. Chwilka na
pogaduchy i ruszamy na miejsce zbiórki. Tym razem nie byliśmy pierwsi.
Wyprzedziła nas Piotrek, a chwilkę po nas dotarli Ciuran, Daria i dwa Rafały.
Rozkładanie,
a właściwie składnie rowerów, zakładanie ubrania rowerowego oraz kompletowanie
sprzętu fotograficznego i telekomunikacyjnego zajęło nam chwilkę. Wszyscy
bardzo już chcieliśmy ruszać na trasę, dlatego sprawnie to wszystko poszło. Co
prawda niepokoiły mnie ostrzeżenia Rafała, który już od jakiegoś czasu je
wysyłał, a dotyczyły dużej ilości piachu. Przyjemność ze wspólnego spędzenia
czasu z fajną ekipą, na wycieczce rowerowej w całkowicie nieznanym mi ternie ostrzeżenia
te przyćmiły i odstawiły na tor boczny. Przecież piach to nie rzeka. Jak się nie
przejedzie to się przepchnie i już. Wiodącym szklakiem, którym podróżowaliśmy był
czerwony szlak Jury Wieluńskiej, ale i nie omieszkaliśmy pojechać i czarnym
szlakiem Kurhanów Książęcych i niebieskim Rezerwatów Przyrody Załęczańskiego PK
i Konnym Łódzkim oraz innymi ścieżkami i duktami leśnymi. I właśnie na jednej z
takich leśnych dróg spotkała nas wielka niespodzianka. Nikt by się jej nie
spodziewał w lesie gdzie nie było żadnego parkingu, zajazdu miejsca
postojowego. Po prostu leśna droga a na niej kilkanaście samochodów. Troszkę
nas to zaskoczyło bo właściwie zastawiali wjazd na szlak i nie za bardzo mogliśmy
się na niego dostać. Ale po chwili zostało im to wszystko wybaczone. Okazało się
bowiem, że owe samochody to obsługa techniczna idącej pielgrzymki na Jasną Górę.
Obsługa techniczna z wielką, polowa wojskową kuchnią ciągnięto przez samochód
ciężarowy, a w niej przepyszny krupnik. Nie sposób było ominąć panią która właściwie
siłą nas zaciągnęła do kotła i wydała zupę. Smakował jak nigdy. Nawet tym co to
za zupami nie przepadają. Oczywiście nie obeszło się bez dolewki. Naprawdę
super niespodzianka w samym środku lasu.
A z
pozostałych atrakcji to byliśmy przy Źródełku Objawienia i Floriana,
odwiedziliśmy Kurhany Książęce oraz Rezerwa Węże i znajdujące się tam jaskinie,
popatrzyliśmy na Górę Św. Genowefy i Żabi Staw oraz oczywiście gdzie tylko się
dało na pięknie meandrującą Warte.
Wycieczka
oczywiście bardzo udana, choć powiem szczerze że na razie wyleczyłem się z
wycieczek terenowych i musze pojeździć troszkę po asfaltach. Dziękuję bardzo
wszystkim za miła niedzielę, Skowronkom za organizację i zaproszenie i do
miłego zobaczyska.
Trasa:
Działoszyn – Kuźnica – Stara Wieś – Załęcze Wielkie – Dzietrzniki – Bieniec –
Łaszew Rządowy – Przywóz – Kamion – Krzeczów – Kochlew – Broników – Niżankowice
– Bobrowniki – Raciszyn – Zalesiaki – Działoszyn.
Foto:
Na czerwonym szlaku - Wapiennik © GOZDZIK
Warta i czerwony szlak © GOZDZIK
Źródełko Objawienia © GOZDZIK
Przy Źródełku © GOZDZIK
Kurhany Książęce © GOZDZIK
Tablica przy kurhanach © GOZDZIK
Źródełko Floriana © GOZDZIK
Leśna zupa niespodzianka © GOZDZIK
Góra Św. Genowefy © GOZDZIK
Tablica © GOZDZIK
Gdzieś na szlaku w Załęczańskim PK © GOZDZIK
I obowiązkowa Warta © GOZDZIK
- DST 93.80km
- Teren 39.00km
- Czas 05:04
- VAVG 18.51km/h
- VMAX 35.30km/h
- Temperatura 31.0°C
- Podjazdy 178m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja przygoda z Green Velo dzień 3
Niedziela, 29 lipca 2018 · dodano: 06.08.2018 | Komentarze 5
Dzień
trzeci to już ostatni etap naszej mini wyprawy. I jak to w takich dniach bywa
trochę mi smutno, że kończy się nasz trzydniowy rajd szlakiem Green Velo. Co
prawda mamy jeszcze przed sobą ostatnią noc na pogaduchy, opowiadania i
żarciki. Pociąg w drogę powrotna do domu rusza rano, wiec zamiast czatować na
stacji to zamówiliśmy sobie kwaterkę aby wygodnie się wyspać.
Ale
zanim leżakowanie to jakoś musieliśmy dotrzeć do Suwałk.
A
zrobiliśmy to tak.
W
Augustowie po śniadanku ruszyliśmy do muzeum Kanału Augustowskiego. Jednak z
powodu zapowiadających na dziś dużych burz i dość długiej naszej dzisiejszej trasy
nie mieliśmy zbytnio czasu na zwiedzanie samego muzeum. Zatrzymaliśmy się tylko
na obiekcie kilka fotek i ruszamy.
Nasz
kierunek to nie bezpośrednio Suwałki najkrótsza drogą tylko tak jak prowadzi
nasz bohater, czyli szlak Green Velo. A prowadzi on malowniczymi drogami tuż
przy Kanale Augustowskim, gdzie w miejscowości Płaska zobaczyliśmy na własne
oczy jak taka przeprawa przez śluzę się odbywa. No niestety trochę czasu nam to
zabrało, ale było warto.
Żar
z nieba lał się okrutny. Nawet mnie kochającemu ciepełko troszeczkę dokuczał,
ale tylko odrobinkę.
Tak
w znakomitych nastrojach ścieżka rowerowa przy drodze 672 dotarliśmy do
Mikoszówki i obraliśmy w końcu kierunek Suwałki. A dokładniej na Wigierski Park
Narodowy i były klasztor Kamedułów położony na wzgórzu nad Wigrami. Po drodze
nie mogliśmy sobie jednak odmówić kąpieli w Czarnej Hańczy, no może ciężko to
nazwać kąpielą, ale schodziliśmy się znakomicie w wodach tej pięknej rzeki, a
kilkadziesiąt metrów dalej w jakże uroczym sklepiku uzupełniliśmy wypocone
cenne minerały, a szczególności chmiel hihihihi.
Pora
robiła się dość późna, a właściwie to bardziej obiadowa niż późna, w koło nas
zaczęły gromadzić się chmury burzowe, nawet słychać już było grzmoty. To czym
prędzej musieliśmy znaleźć jakieś fajne miejsce na odpoczynek, przeczekanie
burzy jeśli przyjdzie (przyszła podczas obiadu) i oczywiście syty i dobry
obiadek. Akie miejsce znaleźliśmy w miejscowości Maćkowa Ruda. Polecam
pomidorowa i kurkowa rewelacyjne zupki a drugie dania jeszcze lepsze. Chociaż
Andrzej twierdzi że wątróbkę robi lepszą – wiadomo gdzie na nią teraz będziemy
jeździli hihihihihihi.
Po
ulewnym deszczu ruszyliśmy w dalszą drogę.
Nagrzany
asfalt szybko pozbył się nadmiaru wody i właściwie do klasztoru nic oprócz
zachmurzonego nieba nie wskazywał na to, że przed chwila dość mocno padało.
Wizyta
na wieży widokowej to właściwie ostatni punkt z listy atrakcji zaplanowany na
dzień dzisiejszy. Teraz już tylko okrążenie jeziora i prosta ścieżka rowerowa wzdłuż drogi 653 do
Suwałk gdzie czekała na nas przytulna kwatera z milutka kołderka. I jak to było
w poprzednich dniach przyszedł czas na
wieczorne rozmowy Polaków. Troszkę smutniejsze, troszkę bardziej refleksyjne,
troszkę już bardziej wspominkowe bo to nasz pożegnalny wieczór. Jutro już
będziemy w swoich domkach opowiadać bliskim jak to było na Szlaku GREEN VELO.
A
było tak :
- Kwatery wszystkie bardzo dobre. Domki w Goniądzu rewelacja i super kwatera dla lubiących troszkę połowić ryb. Opłatę wnosi się u gospodarza i można wędkować w Biebrzy. Augustów i Suwałki miłe domki z przytulnym ogrodem.
- Trasa – bardzo zróżnicowana taka, jaka powinna być. Trochę szutru, trochę piachu, trochę asfaltu, trochę kostki i wspaniałe krajobrazy pól, lasów, łąk, jezior, rzek, bagien i rozlewisk. Oznaczona jak dla mnie wystarczająco. Wszytko było jasne i zrozumiałe. Może odrobinę więcej przydało by się oznaczeń kilometrów do najbliższej miejscowości. Tak, aby wiedzieć czy np. uda się dojechać przed burzą czy raczej poczekać i przeczekać tu gdzie się jest. Ale to drobiazg, bo zawsze można sprawdzić w dostępnych pomocach internetowych (tylko trzeba się zatrzymać) (tu dodam że jechałem na rowerze trekkingowym z oponami 1,75 na nawierzchnię mieszana – dawały rade spokojnie – może komuś się przyda ta informacja)
- Towarzystwo – no tu chyba nie muszę nic mówić … albo powiem … z Wami chłopaki to nawet na koniec świata ruszę rzeknijcie tylko słowo. Bardzo Wam dziękuję za te trzy dni i kilka godzin podróży dnia czwartego. Było wspaniale.
- Pogoda no i tu oczywiście będą na bak zdania podzielone, ponieważ dla mnie była bardzo dobra, wręcz idealna ciepło, słońce może ciut za duszno, parno, ale było pięknie, a dla Waldka i Andrzeja stanowczo za gorąco.
- Zdobyte nowe doświadczenia np. w pakowaniu sakwy – po co ci była potrzebna Goździku ta ciepła bluza skoro zapowiadali upały co ???? (pytanie retoryczne bardziej prawda….przecież Suwałki to Polski biegun zimna prawda.... )i nowe znajomości – Lena, Grzegorz i Mateusz fajnie było was poznać pogadać i pośmiać się na trasie.
Ot i tak kończy się moja pierwsza przygoda z GV.
PS
Ponieważ relację piszę kilka dni po powrocie, to mogę już powiedzieć, że trzy dni temu przyszedł sms od Waldka, który poinformował mnie, że ostatni weekend lipca 2019 będę spędzał ……………………….. no gdzie jak myślicie ??? ………….. no jasne, że na GREEN VELO. I już się nie mogę doczekać.
Trasa: Augustów – Studzieniczna – Płaska – Mikaszówka – Dworczysko – Okółek – Głęboki Bród -Gulbin – Ciemny Las – Wysoki Most – Maćkowa Ruda – Mikołajewo – czerwony Folwark – Wigry – Ryżówka – Leszczewek – Suwałki.
Foto:

Augustów i wszystko jasne © GOZDZIK

Widok na Kanał Augustowski w Augustowie © GOZDZIK

Studzieniczna - Pomnik © GOZDZIK

Napis na pomniku © GOZDZIK

Taki szlak nam się przewijał w okolicy Augustowa © GOZDZIK

Płaska - Śluza lewa strona © GOZDZIK

Płaska - Śluza prawa strona - widać różnicę poziomów © GOZDZIK

Ścieżka rowerowa przy drodze 672 © GOZDZIK

Czarna Hańcza © GOZDZIK

Uroczy sklepik © GOZDZIK

Na szlaku Green Velo © GOZDZIK

Troszkę padało - na obiadku © GOZDZIK

Klasztor pokamedulski © GOZDZIK

Widok z wieży zegarowej na Wigry © GOZDZIK

A tu klasztor z przeciwnej strony jeziora © GOZDZIK

Na trasie Green Velo © GOZDZIK

To jest już koniec - Suwałki © GOZDZIK
- DST 76.50km
- Teren 30.00km
- Czas 03:57
- VAVG 19.37km/h
- VMAX 33.90km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 234m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja przygoda z Green Velo dzień 2
Sobota, 28 lipca 2018 · dodano: 04.08.2018 | Komentarze 5
Dzień
drugi przywitał nas zachmurzonym niebem, brakiem słoneczka, sporą wilgotnością
i wycieczką do sklepu po śniadanko dla Mariuszka. Znaczy się wycieczkę miałem
tylko ja, koledzy dosypiali sobie spokojnie i miło lub pomalutku zabierali się
za jedzenia. No cóż jak ktoś głupi i wieczorem nie zrobił zakupów to tak ma.
Ale za to mam 3 km więcej tego dnia zrobione hihihihi.
Na
trasę wyruszyliśmy o godzinie 9.00 i przynajmniej teoretycznie powinno już być
słonko . Niestety nie było. Niestety dla mnie bo ja jednak wole słonko.
Andrzejowi i Waldkowi pogoda bardzo pasowała.
Na
początek punkt widokowy w Goniądzu, a potem już na trasę Green Velo do
Augustowa. Plan na dziś zakładał znacznie miej kilometrów do przejechania, ale
za to chcieliśmy troszkę po Augustowie połazić po jego centrum. I nawet był cel
tego chodzenia, bo zostaliśmy zaproszenie przez Lenę i Grzegorza na wspólny
obiad, ale w połowie drogi zorientowaliśmy się, że od naszej kwatery to jest za
daleko jak dla nas na dziś. Przepraszamy Was za to mocno.
Oj
troszkę wyprzedziłem fakty i zaraz po ruszeniu opisałem koniec dnia, a przecież
na trasie działo się wiele fajnych rzeczy.
To
wracamy na trasę.
Tak
jak na wstępie na razie ze słońcem nic się nie zmieniło – nie było go.
Ale
już podczas pierwszej przerwy w Dolistowie Nowym chmurki zaczynały chyżo znikać
z nieba i zanim wjechaliśmy na najbardziej
atrakcyjny odcinek drogi podczas dzisiejszej trasy słonko już mocno dopiekało.
A ten cudowny odcinek trasy to doga wzdłuż Biebrzy właściwie tuz przy Biebrzy
na skraju Biebrzańskiego PN z Dolistowa Starego do prawie że samych Mogielnic.
Naprawdę kolejny cudowny widok na bezmiar przyrody, łąk, rozlewisk, bagien i
samej meandrującej rzeki Biebrzy, na której co jakiś czas spotykaliśmy turystów
nią płynących na różnych „pojazdach” wodnych. Niezapomniane wrażenie to
wszystko robi. Cisza spokój i co jakiś czas pozdrawiający się, a to rowerzyści
rowerzystów, a to wodniacy rowerzystów i tylko, co jakiś czas a sielankę psuł
przejeżdżający samochód. Ale że to drogo piaszczysto – szutrowa z dołkami gdzie
nie gdzie to wolniutko jeździli, więc nie było źle.
I
w takich to pięknych warunkach przyrodniczo – krajobrazowych dotarliśmy do
miejscowości Białobrzegi, gdzie skwar lejący się z nieba zmusił nas do
uzupełnienia zapasów płynów w najbliższym napotkanym sklepie. Gdy tak właśnie
sobie siedzieliśmy i chłodziliśmy się, jedynym słusznym w takich
okolicznościach trunkiem z domieszką chmielu, podjechał do źródełka najpierw Mateusz, a za chwilkę Lena i Grzegorz. Oczywiście wszyscy bardzo się
ucieszyliśmy, że ponownie się widzimy i od razu zaczęliśmy od dzielenia się
wrażeniami z dnia wczorajszego, noclegu i dzisiejszego odcinka. Gadamy, śmiejemy
się popijamy zupkę chmielowa co by w gardle nie zaschło było fajnie. Mnie
trudno usiedzieć w takich chwilach wiec sobie łażę tu i tam . Podziwiam rowery,
sakwy, bagaże, osprzęt ….. ojjj chwilka …. a co to jakiś obcy rower ktoś nam
podrzucił z miejscowych. Taki bez przerzutki przedniej, bez przerzutki tylnej,
bez hamulca tylnego z kierownica co ma chyba 30-40 cm do tego tak rzucony bez
ładu i składu. Podnoszę chce odstawić na bok, co by się pod nogami tu obcy nie
kręcił a tu nagle słyszę głos Leny
-
ale to mój ci on, mój….
I
taka cisza zapadła.
A za chwilkę
-
Lena ty z Białegostoku do Suwałk jedziesz na takim rowerku ?????
-
Tak . No co nazwa jest ważna to Mustang jest przecież
No
tak ma racje dziewczyna to przecież samo jedzie .
I
sam już nie wiem, co powiedzieć …. Ale szacun i tyle, bo ja bym nie miał odwagi
i myślę, że nie jeden z nas by tez tego nie zrobił aby się wybrać na takim
egzemplarzu i to jeszcze z bagażem na plecach, a nie w sakwach. Jesteś wielka.
Po
ochłonięciu z wrażeń dostarczonych nam przez rower Leny, oraz zaspokojeniu
pragnienia ruszamy grupkami dalej w kierunku Augustowa, ale objeżdżając jezioro
Sajno i Sajenek, a następnie, aby było ciekawiej i piękniej ruszamy na
miejscowość Studzieniczna, aby z niej tuż przy jeziorze Białym Augustowskim
dotrzeć do samego Augustowa. Po drodze jeszcze kilkakrotnie spotykaliśmy i Lenę
i Grzegorza i Mateusza i za każdym razem bardzo fajnie się gadało i śmiało.
Jednak każde z nas miało w innej części Augustowa i pobliżu Augustowa soje
kwatery, więc tuż przed nim rozstaliśmy się z nadzieja, że się może spotkamy na
wspólnym obiedzie. Niestety nasza kwaterka była co prawda w Augustowie ale
jednak dość daleko od centrum i dlatego
gdy szliśmy na ten umówiony obiad energii nam brakło na Kanale Augustowskim i
zakotwiczyliśmy tuż przy nim. Oczywiście powiadomiliśmy naszych znajomych.
No
i co tu na koniec powiedzieć?
Powtórzyć
się ze było fajnie, cudownie, wesoło…. No tak powtórzę się .
Dodam
może jeszcze tylko to, że wieczorne rozmowy z moimi przyjaciółmi Waldkiem i
Andrzejem maja swój niesamowity klimat, urok i bardzo mnie uspakajają i wyciszają
hihihihihi
Trasa:
Goniądz – Dawidowizna – Wroceń – Dolistowo Nowe – Dolistowo Stare – Jasionowo
Dębowskie – Mogilnice – Wrotki – Sosnowo – Bór – Białobrzegi – Studzieniczna –
Augustów.
Foto
:
Goniądz widok z punktu widokowego © GOZDZIK
Punkt widokowy Goniądz © GOZDZIK
Zaczynamy najpiękniejszy odcinek dzisiejszej trasy © GOZDZIK
Biebrza tuż przy szlaku © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Na trasie Green Velo tuż przy Biebrzy © GOZDZIK
Nasza wesoła ekipa od lewej Goździk, Lena, Waldek, Grzegorz i za nim Mateusz, Andrzej © GOZDZIK
Kanał Augustowski - tablica informacyjna © GOZDZIK
Jedna ze śluz kanału © GOZDZIK
Ojjjjj pięknie było © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Gdzies na szlaku GV © GOZDZIK
- DST 96.80km
- Teren 8.00km
- Czas 04:30
- VAVG 21.51km/h
- VMAX 37.80km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 291m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja przygoda z Green Velo dzień 1
Piątek, 27 lipca 2018 · dodano: 01.08.2018 | Komentarze 6
Jeździć po szlaku Green Velo było moim marzeniem od jakiegoś
czasu. Bardzo chciałem ruszyć drogami i dróżkami tego szlaku, ale brakowało mi
odwagi aby to jakoś ogarnąć, zorganizować. Od wielu lat mój minimalistyczny
weekendowy urlop polegał na pojechaniu samochodem gdzieś w Polskę najlepiej na Warmię
i Mazury i tam zrobić trzy wycieczki. Oczywiście jak pogoda by pozwoliła, bo
jak nie to siedzenie na kwaterze.
Natomiast na szlak GV trzeba się dostać pociągiem zaplanować
jakieś odcinki, różne kwatery, ograniczenia w pakowaniu do sakwy, a na koniec dostać
się do miasta gdzie będzie czekał pociąg powrotny. No właśnie z tym, że nie
czekał tylko odjedzie o określonej godzinie i nic nie będzie go obchodziło to, że
może padał deszcz, była burza, nawałnica, awaria roweru itp….. pojedzie i tyle.
To wszystko powodowało, że jednak bałem się takiej
wycieczki. Bałem, nie planowałem i nadal tylko marzyłem.
Marzyłem, aż do chwili kiedy to za planowanie naszych
wycieczek zabrał się Waldek i mniej więcej równo rok temu oświadczył mi, że za
rok (czyli dziś) ruszamy na Green Velo.
Mówię Oki, rok czasu wiele się zmieni, odwidzi mu się i nie
ma co panikować.
Ale nie.
Nie Waldek.
Jak zaplanował to też do tego dążył.
Wybrał trasy, wybrał miasta, wybrał połączenia, zaproponował
pierwszą kwaterę, Andrzej kolejne dwie zamówili zarezerwowali wsadzili w pociąg
i …….. pojechałem na wielką przygodę. Tak wiem dla niektórych to Pikuś, dla mnie
jak na razie wyprawa życia.
Oczywiście bałem się bardzo bo na ten weekend zapowiadali prawie
trzydziestostopniowe upały, a oprócz tego burze, burze i jeszcze raz burze,
deszcz i grad. Ale co było robić . Bilety kupione, kwatery zapłacone, chłopaki
przygotowani i pełni optymizmu więc jedziemy.
Na początku naszej wycieczki przytrafiły się chłopakom pewne
niespodzianki. Jeden urwał uchwyty od sakwy, drugi się skaleczył dość mocno w
palucha. Zapowiadało się od samego początku rewelacyjnie. Czekałem tylko na to
kiedy mnie coś dopadnie ( w sekrecie powiem, że mnie oszczędził pech).
Podjechał pociąg i jak tylko wsiadłem do wagonu rowerowego
to wszystkie obawy zniknęły. Udzieliła mi się niesamowita atmosfera wagonu
rowerowego, który był wypełniony po brzegi rowerami i ich właścicielami zmierzającymi
na Green Velo. Jedni do Białegostoku, inni do Suwałk jeszcze inni do Augustowa,
a my do Łap.
Dlaczego do Łap ???
Przecież tam nie ma GV!
Prawda. Nie ma. Ale jest Narwiański Park Narodowy i przeprawa
kładkowo-pomostowa Waniewo – Śliwno. Niestety w tym roku przeprawa ta została zamknięta
ze względu na remont. Dowiedzieliśmy się o tym trochę wcześniej, nie na miejscu,
ale i tak nie zmieniliśmy planów rozpoczęcia trasy. Zmieniliśmy tylko plan
trasy dnia pierwszego i odwiedziliśmy Dyrekcję Parku z wybudowaną tam kładka
widokowa nad Narwią. W pociągu, kiedy każdy z nas mówił jakie i gdzie planuje swoją
przygodę ze szlakiem, postanowił się do nas dołączyć Mateusz.
Łapy – wysiadamy. Pakujemy sakwy na rower i ruszamy.
Pogoda cudowna. Cieplutko słonko na niebie, ciepły wiaterek
i przyjaciele w koło i na kołach
Bajka. I tyle.
Ruszamy do Kurowa, a następnie do Tykocina, gdzie Pani Struzikowa
„Bocianowi” piwo nalewała….. pamiętacie w jakim filmie ???? hihihihi. Zamek też
oczywiście odwiedziliśmy.
Po krótkiej przerwie na małe piwko i przeczekanie pierwszego
jakże orzeźwiającego deszczu ruszamy w dalsza drogę. Kolejna przerwa
zaplanowana została tuż przed wkroczeniem na Carską Drogę pod malutkim sklepem,
gdzie przerwę również mieli inni rowerzyści podróżujący po Green Velo m.in. Lena
i Grzegorz z którymi spotkaliśmy się na trasie jeszcze kilka razy. Szczególnie jedno
ze spotkań podczas dnia drugiego pozostanie w mojej pamięci na długo. Ale o tym
w następnej relacji. Teraz Carska Droga i otaczający ją Biebrzański Park
Narodowy ostatni dzisiejszy odcinek dzielący nas od kwaterki w Goniądzu.
Ja nie potrafię opisać słowami tego co widzieliśmy z wieży
widokowej i z pomostu, oraz jadąc samą drogą. Tym bardziej, że wcześniej spadł
deszcz, niebo zasłało się chmurami, wzeszła leciutka mgiełka, lub tez ziemia parowała
bo upał był duży. Po prostu nie potrafię. Tam trzeba być, zobaczyć i poczuć ta
ciszę i otaczającą nas przyrodę.
Na kwaterę dotarliśmy około 18 i dalej cieszyliśmy się tym
wszystkim.
Kwatera tuż przy Biebrzy z własna wieżą widokowa, polem
namiotowym, domkami, ogniskiem … eeeeeee wszystkim co pozwala się cudnie
zrelaksować, odpocząć i zapomnieć…………..o pewnych rzeczach, sprawach, problemach…….
Trasa: Łapy – Łupianka Stara – Kurowo – Pajewo – Radule –
Leśniki – Saniki – Tykocin – Nieciece – Hermany – Łaś Toczyłowo – Stękowa Góra –
Goniądz.
Foto:
To tylko połowa wagonu na rowery. Za plecami tak samo wygląda ten przedział © GOZDZIK
Kurowo i kładka nad rzeką Narew © GOZDZIK
Ta sama kładka - bardzo klimatyczne miejsce © GOZDZIK
Gdzieś na trasie © GOZDZIK
Tykocin i Alumnat © GOZDZIK
Zamek w Tykocinie © GOZDZIK
Przy Carskiej Drodze © GOZDZIK
Biebrzański Park Narodowy © GOZDZIK
Wieża widokowa © GOZDZIK
Biebrzański Park Narodowy © GOZDZIK
Carska Droga © GOZDZIK
Nasza kwatera © GOZDZIK
Nad Biebrzą - tuż przy kwaterze © GOZDZIK
- DST 110.00km
- Teren 7.00km
- Czas 05:19
- VAVG 20.69km/h
- VMAX 34.20km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 272m
- Sprzęt VAMP-irek
- Aktywność Jazda na rowerze
Pałac Malina
Niedziela, 22 lipca 2018 · dodano: 23.07.2018 | Komentarze 2
Do
pałacu w Malinie planowałem wycieczkę jakieś trzy, cztery, a może i pięć lat
wcześniej. Niestety nigdy nie udało się
tam dotrzeć, choć w Kutnie się bywało. Dziś mogę spokojnie powiedzieć, że nie
żałuję tego odwlekania, przesuwania planów odwiedzenia tego miejsca na kolejny
sezon. To naprawdę wyszło na dobre.
Dlaczego?
A
dlatego, że pałac ten do niedawna jeszcze był po pierwsze zamknięty, po drugie
popadał w ruinę i zapomnienie, a ostatnio był niedostępny z racji prowadzonych
prac remontowych, po których to miał się stać wytworna restauracją i hotelem.
Bardzo
zacnie.
Tylko
nauczony doświadczeniem wiem, że po takim remoncie objekty te staja się
niedostępne dla zwykłego szarego turysty. Stają się zamkniętymi enklawami dla
tych, co nie przyjeżdżają pod drzwi rowerem chyba, że Land Roverem.
Z
jednej strony to oczywiście dobrze, bo pewnie wiele obiektów historycznych,
zabytkowych udało się uratować, z drugiej strony no cóż „szaraczek” nie
zobaczy.
Z
takim właśnie nastawieniem zaplanowałem dzisiejszą wycieczkę, do której udało
mi się namówić, chociaż bardziej pasuje określenie skusić Dominika.
Po
drodze myślałem tylko o tym, aby zrobić szybka fotkę za ogrodzenia, (bo i z
takim przypadkiem się spotkałem, że nie wolno robić zdjęć odnowionemu pałacowi)
i chociaż namówić w recepcji kogoś na przystawieni stempla w książeczce PTTK,
ale jak się nie uda to trudno zdjęcie wystarczy.
To
ruszam do odwiedzenia jednego z największych pałaców w centralnej Polsce
wzniesionego przez stolnika gostyńskiego Marcina Czajkowskiego na przełomie
XVIII i XIX wieku oraz dokonanych późniejszych przeróbek, dobudowań itp. W czasie II WŚ
pełnił funkcję szpitala dla żołnierzy niemieckich. Po wojnie mieścił się tu Dom
Dziecka.
Po
odrodzę nie może zabraknąć i innych ciekawych miejsc takich jak pałac w Stanisławowie,
w Walewicach i zameczek w Sobocie, nie wspominając już brnięcia w kaczorach po
pas, po tym jak, ktoś nam ( chyba podczas budowy autostrady) drogę zwinął. Na
mapach była co prawda wyglądała na gruntówkę, szlakówkę ale była, a w terenie
nie. Można więc rzec, że mieliśmy przygodę ooooo.
Czym
bliżej naszego celu tym mocniej układam sobie plan rozmowy na wypadek jakby
ktoś do nas chciał strzelać, że teren prywatny, że nie można, a gdzie wy tu
tacy spocenie na salony itp.
Plan
ułożony
Wchodzimy
na teren… jedna fota, druga fota, rowery zostawiamy trzecia, a tu … nic cisza…
dobrze jest.
Mówię
do Dominika
-
idę po pieczątkę może się uda…
-
dobra popilnuję rowerów – odpowiada Dominik.
Wchodzę…
no pięknie jest. Wszystko lśni czystością piękne tynki, ozdoby, stoły w jadalni
przepięknie nakryte, wszystko z klasą elegancją. Zauważyłem panią, wiec bardzo
grzecznie i milutko, aby nie spłoszyć pytam:
-
przepraszam, czy nie sprawię kłopotu jak poproszę tylko o pieczątkę obiektu do
książeczki turystycznej?
Pani
odpowiada i uwaga, bo tu się zaczyna najlepsze.
-
ależ tak oczywiście nie ma problemu tylko znajdę
I
zaraz następuje pytanie:
-
a może chciałby Pan zwiedzić obiekt pooglądać sale, komnaty, bibliotekę ze
zbiorami i tak cały obiekt.
No
powiem wam że w pierwszej chwili myślałem że Pani ze mnie żartuje i zaraz powie że jest to oczywiście dostępne, ale najpierw trzeba zapłacić za dobę hotelową.
Ale
nie … tak nie było zapytałem tylko czy nie sprawimy tym kłopotu Pani i
właścicielom.
Uzyskałem
zapewnienie, że absolutnie nie.
Nie muszę chyba mówić, jaką radość sprawiło nam takie potraktowanie naszych
skromnych osób. Wycieczka odkładana odwlekana, dziś myślałem że nawet na
dziedziniec nie wejdziemy a tu taka niespodzianka. Pani zabrała ze sobą pęk
kluczy i oprowadziła nas po miejscach wartych zobaczenia, opowiedziała nam o
tym jak to dziś funkcjonuje, jak dzięki pasji i zaangażowaniu właścicieli
powstało to dzisiejsze miejsce, jak trafiają tu cenne zabytki, książki, obrazy.
Otworzyła nam zamknięte o tej porze pomieszczenia w piwnicy, na piętrze, na
balkonie…. Nie no słuchajcie ja tam się czułem jak ważny gość. Pani
odpowiedział nam na wszystkie nurtujące nas pytania.
Ja
jestem pod wielkim ważeniem tego miejsca, ludzi, którzy to miejsce stworzyli na
nowo i cały czas starają się o pałacowy klimat, o umieszczeniu tu zabytków i
innych różnych przedmiotów z epoki pewnie też gdzieś uratowanych, oraz pod
wielkim wrażeniem Pani Darii, która pewnie mimo innych obowiązków poświecił nam
sporo czasu, przekazało dużo bezcennej wiedzy i sprawiła, ze czuliśmy się
wspaniale.
Pani
Dario, jeśli udało się Pani dotrzeć do naszej strony to jeszcze raz bardzo,
bardzo dziękuję. A miejsce to na 100% będę polecał każdemu znajomemu na
romantyczny weekend. Jako niebanalny pomysł na rocznicę ślubu, zaręczyn,
poznania, pierwszej randki, pocałunku, walentynek czy czego tam jeszcze romantycznego
można wymyślić. Właścicielom gratuluje, podejścia do tematu zabytku, pasji,
zaangażowania i oczywiście personelu. Urzekło mnie to miejsce i tyle w temacie.
Zapachy
wydobywające się z pałacowej kuchnie przypomniały nam, o tym, że pora obiadowa
się zbliża i czas z salonów przesiąść się na nasze rumaki i ruszyć na łowy.
Łowy
odbyły się w centrum Kutna.
Najedzeni,
napojeni i prawie wypoczęci ruszamy w drogę powrotną.
W
domku mała kawka, ciasto, chwila odpoczynku i muszę pożegnać się z Dominikiem,
który postanawia wrócić do domu rowerem. Blisko 80 kilometrów ma chłopak jeszcze
do przejechani i bardzo mocno go w tym wspieram. Ja niestety w domu padłem.
Bardzo
fajna wycieczka, choć teren płaski i już dość dobrze znany. Niesamowicie miłe
zaskoczenie w Pałacu, piękna pogoda dobre towarzystwo czego chcieć więcej…????
Może
więcej takich dni w roku ????
Dobra
było super.
Dominiku
dziękuję ci za towarzystwo.
Pani
Dario pozdrawiamy serdecznie.
Trasa
Głowno – Władysławów Bielawski – Stanisławów – Wojewodza – Gaj – Walewice –
Sobota – Wola Kałkowa – Orłów – Mateuszew Szewce Owsiane – Krzyżanówek –
Krzyżanów – Stara Wieś – Malina – Kutno – Zawady – Krzyszanów – Szewce Owsiane –
Mateuszew – Orłów – Borów – Bielawy – Zgoda - Helenów – Głowno
Foto
Pałac w Malinie © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Na obiadowych łowach w Kutnie © GOZDZIK