Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Gozdzik z miasteczka Głowno. Mam przejechane 23244.83 kilometrów w tym 5639.87 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.02 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 93760 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Gozdzik.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 85.00km
  • Teren 42.00km
  • Czas 04:50
  • VAVG 17.59km/h
  • VMAX 34.50km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 474m
  • Sprzęt GIANT TALON
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Między Sulejowem a Przedborzem

Niedziela, 14 października 2018 · dodano: 18.10.2018 | Komentarze 3

Pomału mój sezon rowerowy 2018 dobiega końca. Może jeszcze uda się wyskoczyć raz czy dwa na moje wzniesienia łódzkie, ale na pewno na sezon wyprawowy, czyli długie wycieczki czy też wycieczki z samochodowym dojazdem nadszedł kres.
Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego zakończenia. Wspaniała, przepiękna słoneczna pogoda. Pani Jesień w pełnej krasie. W sukni mieniącej się wszystkimi kolorami oraz doborowe zgrane towarzystwo.
Wesoła, pełna energii i chęci przemierzania dróg, dróżek i bezdroży biegnących wzdłuż Pilicy, ekipa to Daria, Karolina, Darek, dwóch Rafałów, dwóch Marcinów, Dominik i moja skromna osoba.
Sam pomysł na wycieczkę w te okolice podyktowany był chęciom zamknięcia pewnej całości. We wrześniu zeszłego roku pojeździliśmy sobie trochę po prawej stronie Pilicy oraz w dół od Przedborza. Teraz tą wycieczką zrobiliśmy lewą stronę Pilicy od Sulejowa do Przedborza. Można powiedzieć, że teren okolic Przedborza i Sulejowa mamy objechany. A jak dołożymy do tego moją wycieczkę z 2004 roku dookoła zalewu Sulejowskiego oraz tegoroczna (sobotnią) Skowronków to możemy śmiało stwierdzić, że aż do Tomaszowa oba brzegi Pilicy mamy odwiedzone.
Trasę dzisiejszej wycieczki po wytyczeniu przesłałem do Skowronków, aby jeszcze bardziej ja urozmaicić i aby była jeszcze bardziej ciekawa. Nie wiem jak to robi Rafał, ale on zawsze wynajdzie jakieś inne bardziej ciekawe, co nieraz wiąże się z tym, że i trudniejsze (np. piachy) drogi i dróżki. Nie mówiąc już o atrakcjach.
Jak to się mówi - ma chłopak siódmy zmysł do takich spraw, albo inaczej - ma na to papiery hihihihi
Spotkaliśmy się w Sulejowie pod kościołem, bo parking pod strażą pożarną w remoncie i po krótkim przywitaniu w bardzo wesołych nastrojach ruszamy na trasę.
Pierwsza atrakcja to kamieniołom …. Zalany wodą. Cudownie czysta wodą.
Następnie ruszamy w dalszą drogę do miejsca zwanego Trzy Morgi z jego niewątpliwą atrakcją czyli jakby to powiedzieć …….mmmmmm nooooo z jego „Czarodziejskim Mostkiem”. Inaczej nazwać tego cudu inżynierii wodno-lądowej nazwać nie mogę. Sami zresztą zobaczcie na zdjęciach. Dodam tylko ze ponoć dziś wygląda jak po kapitalnym remoncie, bo kilka lat wcześniej był jeszcze znacznie przechylony, a dziś wygląda niczym Most Świętokrzyski w Warszawie. Po prostu piękny i idealny.Prawda.
Ci c nie przechodzili przez mostek nigdy musieli oczywiście to zrobić, co odważniejsi robili to z rowerami, a jakże. A bardziej bojaźliwi, ale wole trzymać się określenia: bardziej szanujący swój sprzęt, przeszli bez roweru.
Odliczenie składu czy nikt nie zagubił w konstrukcji tego cudu i ruszamy dalej.
Naszym następnym celem są ruiny zamku w Majkowicach, ruiny zamku w Bąkowej Górze oraz Zespół przyrodniczo-krajobrazowy Majowa Góra tuż przy granicy miasta Przedbórz z jego niewątpliwą atrakcją, czyli jazdą wąską dróżką tuż przy wąwozie będącym pozostałością po istniejącym tu do roku 1817 do lat 60 XX w kamieniołomie. Ojjjj powiem wam, że naprawdę fajna sprawa. Trzeba było naprawdę uważać, bo ścieżka wąska, kręta, cały czas góra-dół, drzewa bliziutko a i wąwóz też. Chwila nieuwagi i albo lądujemy w wąwozie albo na drzewie. Fajny był ten przejazd naprawdę.
Cała wycieczka była fajna i dlatego jak zbliżała się ku końcowi, który to koniec wyznaczało zachodzące słonko, trochę żal było się żegnać. Tym bardziej, że tak naprawdę z taką ekipa w takim składzie zobaczę się pewnie dopiero na wiosnę.
Skowronkom dziękuję bardzo za wprowadzone korekty do mojej trasy, przez co wycieczka stała się bardziej atrakcyjna i zróżnicowana terenowo. A pozostałym uczestnikom za świetna zabawę, miłe wspomnienia na zimowe wieczory i cudowna atmosferę. Nawet nie wicie jak bardzo potrzebne mi są takie chwile oderwania od ……..
Trzymajcie się wszyscy ciepło i zdrowo, co by na wiosnę się spotkać i ponownie razem ruszyć na szalki te asfaltowe, ale również i te piaszczyste, podmokłe, kamieniste, szutrowe itp. itp. itp…………….

Trasa: Sulejów – Kurnędz – Adelinów – Winduga – Przewóz – Stobnica – Paskrzyn – Placówka – Łęg Ręczyński – Łęk Majkowski – Majkowice – Będzyn – Fandulanka – Wola Przedborska – Przedbórz – Wola Przedborska – Korytno – Kalinki – Bąkowa Góra – Dabrowa – Dobreniczki – Łęki Królewski – Ręczno – Czartoryja – Nowinki – Łęk Ręczyński – placówka – Adelinów - Sulejów

Foto:
Pilica w okolicy Sulejowa
Pilica w okolicy Sulejowa © GOZDZIK
Uroczy kamieniołom
Uroczy kamieniołom © GOZDZIK
Pilica gdzieś na szlaku
Pilica gdzieś na szlaku © GOZDZIK
Trzy Morgi i Czarodziejski Mostek
Trzy Morgi i Czarodziejski Mostek © GOZDZIK
Czarodziejski Mostek
Czarodziejski Mostek © GOZDZIK
Czarodziejski Mostek - Trzy Morgi
Czarodziejski Mostek - Trzy Morgi © GOZDZIK
Majkowice
Majkowice © GOZDZIK
Ruiny Zamku w Majkowicach
Ruiny Zamku w Majkowicach © GOZDZIK
Widok z Majowej Góry
Widok z Majowej Góry © GOZDZIK
Zamek w Bąkowej Górze
Zamek w Bąkowej Górze © GOZDZIK
Ekipa pod zamkiem w Bąkowej Górze
Ekipa pod zamkiem w Bąkowej Górze © GOZDZIK
Pani Jesień w pełnej krasie
Pani Jesień w pełnej krasie © GOZDZIK
Słonko kładzie się już spać, a ekipa szykuje się do ostatniego odcinka dzisiejszej wycieczki
Słonko kładzie się już spać, a ekipa szykuje się do ostatniego odcinka dzisiejszej wycieczki © GOZDZIK




  • DST 50.40km
  • Teren 41.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 14.40km/h
  • VMAX 30.60km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 198m
  • Sprzęt GIANT TALON
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Puszczy Kampinoskiej

Sobota, 29 września 2018 · dodano: 01.10.2018 | Komentarze 1

Jeszcze kilka dni temu nie spodziewałem się że sobota a i jak się okazało niedziela będą tak pięknymi ostatnimi dniami września. Nie spodziewałem się, ale wycieczkę zaplanowałem i nawet zaprosiłem na nią Lenę, Grzegorza i Dominika.
Przecież jak będzie miało padać to się odwoła prawda.
Ponieważ w tym roku nie byłem jeszcze w ukochanej Puszczy Kampinoskiej więc wybór kierunku był oczywisty i właściwie nie podlegał negocjacjom.
Trasa opracowana już dawno, pogodę zapowiadano fantastyczną ( i o dziwo spełniła się), zaproszeni goście potwierdzili chęć uczestnictwa w wycieczce, więc zostało tylko zapakować się w auto i jechać na miejsce zbiórki, czyli do Leszna.
Przybyliśmy z Dominikiem na umówione miejsce jeszcze przed godzina 9.00, a już na nas czekali Lena i Grzegorz.
Chwila na przywitanie, rozpakowanie rowerków i ruszamy w trasę.
Oczywiście na początku zapytałem ekipę czy czasami któreś z zaplanowanych do zobaczenia miejsc nie widzieli już wcześniej i może wola pojechać inna trasą. Ale okazało się, że moi towarzysze dzisiejszych zmagań nie byli jeszcze nigdy w puszczy. Dla nich jest to całkowicie nieznany teren.I dziewicze szlaki i dróżki, a miejsca, do których chciałem dziś dotrzeć całkowicie im nieznane.
Z jednej strony to wspaniała wiadomość. Nic nie trzeba zmieniać i jeśli się im spodoba to pokochają puszcze za jej różnorodność, za piękno, za jej miejsca pamięci, za jej historię. A z drugiej strony to nie wiedzą, co ich czeka na szlakach. I może się okazać że nie tego oczekiwali, że wycieczka się nie spodoba, że po prostu zostanę przeklęty za piach, za korzenie, za wodę pod kołami (ale nie było jej bo sucho bardzo) za gałęzie, itp.
Ale cóż było robić.
Jesteśmy tu gdzie jesteśmy i ruszamy.
Słoneczko pięknie świeci, ale rano w cieniu drzew jednak rześko bardzo. Ale w miłym towarzystwie i przy opowieściach nie było aż tak zimno. Z Leną i Grzegorzem nie widzieliśmy się od Green Velo, a ponieważ oni w sierpniu ponownie odwiedzili szlak, na którym się poznaliśmy, więc oczywiście musiałem się wszystkiego dopytać jak on wygląda od Suwałk do Elbląga. I tak na opowieściach o GV i Borach Tucholskich nie wiadomo, kiedy a już byliśmy w Zaborowie, a dokładniej w Wiktorowie gdzie znajduje się cmentarz wojenny.
Chwila przerwy, zadumy i ruszamy dalej.
W Zaborowie Leśnym żegnamy się z niebieskim szlakiem i żółtym docieramy do miejscowości Truskaw. Tu kolejna chwileczka przerwy przy pomniku upamiętniającym bitwę z września 1944 roku.
Z tego miejsca mamy już prostą drogę do Palmir (cmentarz), ale po drodze jeszcze odwiedzamy miejsce zwane Krzyż „Jerzyków”. Tu oczywiście też zapoznajemy się z informacjami umieszczonymi na tablicy i ruszamy dalej.
Po chwili docieramy do Palmir. Miejsca, które choć już odwiedzam chyba 5-6 raz, a jednak za każdym razem mam gęsią skórkę i „ciary” na plecach.
Oferuje się do pilnowania rowerów. Może jak nie będę chodził miedzy lasem krzyży upamiętniających rozstrzelanych tu ludzi i nie odwiedzę muzeum to wyobraźnia o tamtych dniach nie będzie mi aż tak dokuczała.
Nie prawda. Nie pomogło.
Ruszamy dalej czerwonym, a potem żółtym do wioski Palmiry, aby tam na krótko wpaść na czarny w kierunku Wierszy. Tu wizyta przy pomniku i cmentarzu Niepodległej Rzeczypospolitej Kampinoskiej. Chwila na fotki, pogaduchy i po chwili odpoczynku ruszamy dalej trzymając się żółtego szlaku, który doprowadza nas do Leszna.

Wycieczka zakończona.
Czas zadać moim towarzyszą wycieczki magiczne pytanie
- Podobało się ??????
Chwila prawdy nadchodzi.
- Tak oczywiście, że się podobało
- To bardzo się cieszę. Czyli co, na wiosnę ruszamy ponownie po szlakach puszczy ?
- Jak tylko dasz znać to oczywiście jesteśmy.

To bardzo miłe uczucie wiedzieć, że przygotowana wycieczka, trasa, atrakcje, miejsca godne odwiedzenia podobają się uczestnikom wycieczki, że chcą wrócić w to urocze miejsce jeszcze raz, że chcą dalej penetrować szlaki, drogi i leśne dukty Puszczy Kampinoskiej. Oczywiście pewności nie mam, ale myślę, że naprawdę Lenie, Grzegorzowi i Dominikowi podobała się dzisiejsza wycieczka i spokojnie mogę na nich liczyć przy kolejnej wizycie w Kampinoskim Parku Narodowym.
Dla mnie jak zwykle puszcza piękna. Co prawda Pani Jesień jeszcze nie zadomowiła się na dobre, raczej na razie to jest Panienka Jesień, ale i tak było uroczo.

Na koniec muszę jeszcze powiedzieć, że jestem pełen podziwu dla Lenki która na rowerze (typu Gravel) wg. mnie całkowicie nienadającym się do jazdy po puszczy (piachu, korzeniach), dała rade bez żadnych problemów. Naprawdę pełen szacuneczek Lena.

Trasa: Leszno – Zaborów – Zaborów Leśny – Truskaw – Palmiry muzeum – Mogilny Mostek – Palmiry wieś – Janówek – Truskawka – Wiersze – Leszno.

Foto:
Wiktorów
Wiktorów © GOZDZIK
Cmentarz w Wiktorowie
Cmentarz w Wiktorowie © GOZDZIK
Truskaw
Truskaw © GOZDZIK
Pomnik - Truskaw
Pomnik - Truskaw © GOZDZIK
Krzyż Jerzyków
Krzyż Jerzyków © GOZDZIK
Krzyż Jerzyków
Krzyż Jerzyków © GOZDZIK
Palmiry
Palmiry © GOZDZIK
Lena i Grzegorz na trasie - a gdzie Dominik ?
Lena i Grzegorz na trasie - a gdzie Dominik ? © GOZDZIK
Wiersze
Wiersze © GOZDZIK
Wiersze
Wiersze © GOZDZIK
Gdzieś na szlaki w Puszczy Kampinoskiej
Gdzieś na szlaki w Puszczy Kampinoskiej © GOZDZIK
Puszcza Kampinoska
Puszcza Kampinoska © GOZDZIK



Kategoria Kampinoski PN


  • DST 73.80km
  • Teren 14.00km
  • Czas 03:45
  • VAVG 19.68km/h
  • VMAX 35.90km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 343m
  • Sprzęt GIANT TALON
  • Aktywność Jazda na rowerze

Koniec urlopowo-wakacyjnego czasu

Środa, 5 września 2018 · dodano: 09.09.2018 | Komentarze 2

Ostatni dzień urlopu to już tradycyjna wycieczka, a właściwie włóczęgostwo po PKWŁ i najbliższej okolicy. Z jednej strony to dlatego, że mogę wyjechać dopiero około 14.00, a z drugiej strony jutro do pracy więc nie będzie można poleniuchować do południa z kawką na balkonie. Dlatego wycieczka w moje okolice. A żeby tak całkowicie nie była bez celu ta moja dzisiejsza włóczęga, to inspirowany jednym z ostatnich opisów wycieczki Czajki, celem stała się Góra Rogowska znajdująca się na właściwie przedmieściach Łodzi, a z której roztacza się panorama na całą Łódź i okolice. Niestety, faktycznie górka zarasta i już nie widać Łagiernik wcale, Łodzi tyle o ile w malutkim prześwicie między krzaczorami, bo trudno to nazwać drzewami, a do tego wszystkiego na górkę dotarłem dokładnie w tym samym czasie kiedy słonko było w tym prześwicie. Zdjęcie więc są całkowicie do bani. trzeba tu przyjechać wczesną wiosna, kiedy listki są malutkie lub jeszcze ich nie ma. Chwilkę więc tam postałem, popatrzyłem i pogadałem ze starszym panem, który mówił jak tu było ładnie kilka lat temu. Kiedy wzgórze jeszcze nie było tak zarośnięte całkowicie i ruszyłem do domu. Jeszcze tylko mały przystanek na uzupełnienie płynów hihihi… i …. I koniec urlopu i mojego wakacyjnego czasu. Muszę przyznać że cały ten okres był bardzo udany. Wyprawa na Green Velo, potem Załęczański Park Krajobrazowy, a w czasie urlopu dwie dłuższe wycieczki z dzisiejszym finałem na wzniesieniach. Jak na możliwości jakie daje mi życie to wykorzystałem to w 100%. I tu muszę podziękować mojej żonce, bo naprawdę pozwala mi na tą moja rowerową mini przygodę. Dziękuję Beatko.

Trasa: Głowno – Wyskoki – Bratoszewice – Rokitnica – Stryków – Smolice – Swędów – Szczawin Kościelny – Glinnik – Łagiewniki – Skotniki – Łódź – Łagiewniki – Klęk – Kiełmina – Dobra – Stryków – Bratoszewice – wyskoki – Głowno

Foto.

Na Górze Rogowskiej - no nic nie widać ....
Na Górze Rogowskiej - no nic nie widać .... © GOZDZIK

Ścieżka wiodąca na górkę.
Ścieżka wiodąca na górkę. © GOZDZIK


Kategoria PKWŁ


  • DST 125.70km
  • Teren 4.60km
  • Czas 06:01
  • VAVG 20.89km/h
  • VMAX 40.80km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 368m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Koszelówki

Czwartek, 30 sierpnia 2018 · dodano: 31.08.2018 | Komentarze 3

Dzisiejsza wycieczka to podróż w przeszłość. Podróż do lat młodości. Podróż do lat kiedy wszystko było takie łatwe i proste. Wystarczyło chodzić do szkoły, słuchać rodziców i właściwie to wszystko. Do lat kiedy nie było Internetu, GPS, telefonów komórkowych. Do lat kiedy wakacje trwały ponad dwa miesiące a nie dwa tygodnie, a za cały wakacyjny standard wystarczył namiot, plecak i kilka konserw mielonki turystycznej i paprykarzu szczecińskiego. Do lat kiedy „daj łyka” czy „daj gryza” nie niosło za sobą miliona niebezpieczeństw. Powrót do miejscowości od której jako chyba 16 lub 17-latek rozpocząłem samodzielne wjazdy pod namiot. Oczywiście wcześniej były kolonie potem obozy PCK (pamięta ktoś takie obozy?? ktoś był na takim?? Nauka od rana do południa pierwszej pomocy a potem obozowe cudowne życie ????), ale to nie było to. Wyjazd pod namiot w gronie przyjaciół. Samodzielna podróż autobusem PKS lub pociągiem, znalezienie na miejscu kwatery czy też dobre rozbicie namiotu. TO BYŁO TOOOOOO. Bo oznaczało to, że rodzice mają do ciebie zaufanie i traktują cię jako poważnego, dorosłego człowieka. Dla mnie jako 16 -17-latak było to ważne.
Ojjj łezka na plaży się dziś zakręciła. I o dziwo bardzo dokładnie pamiętam jak tam było wówczas. Pole namiotowe u sołtysa, jakaś jadłodajnia do której chyba sanepid to nie zaglądał, ale było pyszne jedzonko, molo – no dziś zupełnie inne niż wówczas. Te wszystkie pogaduchy, ogniska, nowi poznani ludzie płyci różnej hihihi. Kolacje, śniadania i beztroskie leżenie na plaży przez cały dzień – bo co innego było do robienia.
Dziś to miejsce wygląda zupełnie inaczej niż wtedy. Dziś to wygląda bardzo komercyjnie, wtedy to była cudowna dziura spokoju i dla mnie pierwszej wolności. Nawet udało mi się odszukać drogę przez las, którą z Gąbina należało dojść w jedną czy w drugą stronę, aby dojść do Koszelówki.
No i można powiedzieć że koło się zamknęło. Wówczas, na starcie w dorosłe życie to wyprawa życia. Dziś gdzie życie raczej już ku końcowi leci to kilkugodzinna wycieczka rowerowa.
Dobrze ten temat mam rozliczony.
Teraz marzy mi się wycieczka do Wapnicy. Tam jako dzieciak spędzałem obowiązkowo każde wakacje ponieważ tam znajdował się ośrodek wypoczynkowy zakładów pracy mojego taty. Czyli obowiązkowa wizyta chyba każdego pracownika WZM – 3 Głowno. I również pamiętam że dla mnie szczyla z podstawówki było tam kosmicznie cudownie. Muszę tam pojechać.
Trasa: Głowno – Zgoda – Walewice – Sobota – Bąków Dolny – Bąków Górny – Wiskienice Górne – Wiskienice Dolne – Zalesie – Złaków Borowy – Długie – Stępów – Luszyn – Podczachy – Anatolin – Lwówek – Lipińskie – Gąbin Koszelówka – Gąbin – Nowy Kamień – Lipińskie – i dalej dokładnie tak jak trasa w tamtą stronę.
Foto:
Luszyn - Pałac
Luszyn - Pałac © GOZDZIK
Ojjjjj łezka się zakręciła
Ojjjjj łezka się zakręciła © GOZDZIK
Jezioro Zdworskie w Koszelówce
Jezioro Zdworskie w Koszelówce © GOZDZIK
Koszelówka - Jezioro Zdworskie
Koszelówka - Jezioro Zdworskie © GOZDZIK
Leśna droga z Gąbina do Koszelówki
Leśna droga z Gąbina do Koszelówki © GOZDZIK




  • DST 157.00km
  • Teren 14.00km
  • Czas 07:32
  • VAVG 20.84km/h
  • VMAX 40.90km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 601m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mały "Rajd Kolarski Dookoła Ziemi Łódzkiej" odznaka PTTK cz. 7 i ostatnia

Czwartek, 23 sierpnia 2018 · dodano: 27.08.2018 | Komentarze 5

A podtytuł to tej wycueczki to:
Kryzys, Kryzys Kryzys….
Całkowity mój kryzys. Kryzys wszystkiego: przede wszystkim sił które mnie opuściły na 50 km przed domem, ochoty, egzystencjonalny, wieku, trasy… nie wiem jeszcze czego ale totalnie wszystkiego……
Od samego rana jakoś nie czułem frajdy z tego, że spędzę na rowerze fajny długi dzień w cudownym towarzystwie Andrzeja, podczas fajnej wycieczki i do tego w końcu tym odcinkiem zakończę objazd trasy zamykającej pętlę niezbędną do zdobycia małej odznaki PTTK Dookoła Ziemi Łódzkiej. No i czy to nie jest kryzys egzystencjonalno-życiowo-sportowy ????????????? No jest jak z bicza strzelił.
A do tego wszystkiego aparat fotograficzny zabierany na wycieczki popsuł się więc zdjęcia musiałem robić telefonem, którego zapomniałem dobrze naładować i biedny służył jako aparat foto, nawigacja i oczywiście telefon. A to wszystko spowodował, że ostatnie 50 kilometrów jechał na 10 % baterii. Więc go nie używałem za bardzo. A w domu okazało się że nawigacja GPS jaką używam do zapisywania śladów nie zapisała sobie około 20 km początku wycieczki i 5 km końca wycieczki mimo iż na karcie pamięcią jeszcze wolne miejsce było. No i tu następny kryzys się pojawia czyli kryzys sprzętowy.
Nie wiem jak opisać inaczej tą wycieczką. Naprawdę wszystko co powyżej zostało powiedziane sprawiło że chyba nic ciekawego nie widziałem.
Oczywiście odwiedziliśmy muzeum w Bełchatowie, zamek w Piotrkowie, park przy pałacu w Ujeździe, ale no cóż pop prostu odwiedziliśmy i tyle.
Dobrze nie będę się chyba bardziej pastwił nad sobą i nad tą wycieczką. Trudno taka była i taką trzeba ją przyjąć.
Natomiast muszę bardzo, bardzo mocno podziękować Andrzejowi, który naprawdę wspierał mnie na tych ostatnich kilometrach, bo gdyby nie on to już za Koluszkami zadzwonił bym po męża siostry aby wyjechał po mnie na trasę i gdzieś z jakiegoś rowu zebrał padlinę nie zapominając o rowerze. A tak to jadąc za Andrzejem wiedziałem że muszę dać radę, że trzeba jechać nie wolno się poddawać. Andrzej nadawał fajne tempo nie za wolne i nie za szybkie. Takie abym go widział i cały czas się starał nie tracić go z oczu tylko troszkę go gonił. Gdyby dostosował się do mojego tempa i jechał przy mnie to chyba jeszcze byśmy jechali. Andrzeju dzięki Ci bardzo.
Dobra było i mam nadzieję ze się skończyło. Jeszcze do wczoraj nawet nie chciało mi się siadać i opisywać tej wycieczki, a już o kolejnej wycieczce nie chciałem nawet słyszeć ( a urlopik jest) Dziś już jakiś opis się pojawił i do tego mały plan na wycieczkę w czwartek hihihi.
Trasa :Łask – Brodnia Dolna i Górna – Buczek – Ignaców – Zelów – Parzno – Domiechowice – Bełchatów – Dobiecin – Mąkolice – Piekarki – Rokszyce II – Piotrków Trybunalski – Polichno – Wolbórz – Ujazd – Wykno – Mikołajew – Stary Redzeń – Katarzynów – Koluszki – Brzeziny – Kołacin – Nagawki – Głowno.

Foto (mało bo bateria umierała) :
Niedostępny pałac - Brodnia Dolna
Niedostępny pałac - Brodnia Dolna © GOZDZIK
W zelowie - tak aby było wiadomo że byłem
W Zelowie - tak aby było wiadomo że byłem © GOZDZIK
Muzeum Regionalne w Bełchatowie
Muzeum Regionalne w Bełchatowie © GOZDZIK
Zamek w Piotrkowie Trybunalskim i muzeum
Zamek w Piotrkowie Trybunalskim i muzeum © GOZDZIK
Pałac w Wolborzu
Pałac w Wolborzu © GOZDZIK




  • DST 85.70km
  • Teren 44.00km
  • Czas 05:01
  • VAVG 17.08km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 534m
  • Sprzęt GIANT TALON
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Załęczański Park Krajobrazowy

Niedziela, 12 sierpnia 2018 · dodano: 13.08.2018 | Komentarze 4

Kolejny punkt planu rowerowego na 2018 rok udało się zrealizować. Wizyta w Załęczański Parku Krajobrazowym odbyła się dzięki moim przyjaciołom z Częstochowy Darii i Rafała. Bo choć tak jak wspomniałem na początku planowałem tu być to jakoś cały czas wyjazd ten odkładałem na potem. A teraz zostałem przyparty do muru sms, który właściwie informował o tym ze wycieczka taka jest zaplanowana na dzień 12.08. Zbiórka w Działoszynie o 9.00 i koniec tematu. A nie przepraszam miałem jeszcze możliwość dodania do i tak już pewnie długiej listy atrakcji i ciekawych miejsc, swoje miejsca, które bym chciał zobaczyć i odwiedzić. Oczywiście nie było takiej potrzeby, bo wycieczki organizowane przez Skowronków właściwie obejmują wszelkie atrakcje na danej wycieczce, a że nie byłem tu nigdy wiec wszystko będzie ciekawe. Do wyjazdu udało mi się namówić również Andrzeja i Dominika, którego zabrałem z Łodzi, a z Andrzejem spotkaliśmy się na MOP-e autostrady A1. Chwilka na pogaduchy i ruszamy na miejsce zbiórki. Tym razem nie byliśmy pierwsi. Wyprzedziła nas Piotrek, a chwilkę po nas dotarli Ciuran, Daria i dwa Rafały.
Rozkładanie, a właściwie składnie rowerów, zakładanie ubrania rowerowego oraz kompletowanie sprzętu fotograficznego i telekomunikacyjnego zajęło nam chwilkę. Wszyscy bardzo już chcieliśmy ruszać na trasę, dlatego sprawnie to wszystko poszło. Co prawda niepokoiły mnie ostrzeżenia Rafała, który już od jakiegoś czasu je wysyłał, a dotyczyły dużej ilości piachu. Przyjemność ze wspólnego spędzenia czasu z fajną ekipą, na wycieczce rowerowej w całkowicie nieznanym mi ternie ostrzeżenia te przyćmiły i odstawiły na tor boczny. Przecież piach to nie rzeka. Jak się nie przejedzie to się przepchnie i już. Wiodącym szklakiem, którym podróżowaliśmy był czerwony szlak Jury Wieluńskiej, ale i nie omieszkaliśmy pojechać i czarnym szlakiem Kurhanów Książęcych i niebieskim Rezerwatów Przyrody Załęczańskiego PK i Konnym Łódzkim oraz innymi ścieżkami i duktami leśnymi. I właśnie na jednej z takich leśnych dróg spotkała nas wielka niespodzianka. Nikt by się jej nie spodziewał w lesie gdzie nie było żadnego parkingu, zajazdu miejsca postojowego. Po prostu leśna droga a na niej kilkanaście samochodów. Troszkę nas to zaskoczyło bo właściwie zastawiali wjazd na szlak i nie za bardzo mogliśmy się na niego dostać. Ale po chwili zostało im to wszystko wybaczone. Okazało się bowiem, że owe samochody to obsługa techniczna idącej pielgrzymki na Jasną Górę. Obsługa techniczna z wielką, polowa wojskową kuchnią ciągnięto przez samochód ciężarowy, a w niej przepyszny krupnik. Nie sposób było ominąć panią która właściwie siłą nas zaciągnęła do kotła i wydała zupę. Smakował jak nigdy. Nawet tym co to za zupami nie przepadają. Oczywiście nie obeszło się bez dolewki. Naprawdę super niespodzianka w samym środku lasu.
A z pozostałych atrakcji to byliśmy przy Źródełku Objawienia i Floriana, odwiedziliśmy Kurhany Książęce oraz Rezerwa Węże i znajdujące się tam jaskinie, popatrzyliśmy na Górę Św. Genowefy i Żabi Staw oraz oczywiście gdzie tylko się dało na pięknie meandrującą Warte.
Wycieczka oczywiście bardzo udana, choć powiem szczerze że na razie wyleczyłem się z wycieczek terenowych i musze pojeździć troszkę po asfaltach. Dziękuję bardzo wszystkim za miła niedzielę, Skowronkom za organizację i zaproszenie i do miłego zobaczyska.

Trasa: Działoszyn – Kuźnica – Stara Wieś – Załęcze Wielkie – Dzietrzniki – Bieniec – Łaszew Rządowy – Przywóz – Kamion – Krzeczów – Kochlew – Broników – Niżankowice – Bobrowniki – Raciszyn – Zalesiaki – Działoszyn.

Foto:
Na czerwonym szlaku - Wapiennik
Na czerwonym szlaku - Wapiennik © GOZDZIK
Warta i czerwony szlak
Warta i czerwony szlak © GOZDZIK
Źródełko Objawienia
Źródełko Objawienia © GOZDZIK
Przy Źródełku
Przy Źródełku © GOZDZIK
Kurhany Książęce
Kurhany Książęce © GOZDZIK
Tablica przy kurhanach
Tablica przy kurhanach © GOZDZIK
Źródełko Floriana
Źródełko Floriana © GOZDZIK
Leśna zupa niespodzianka
Leśna zupa niespodzianka © GOZDZIK
Góra Św. Genowefy
Góra Św. Genowefy © GOZDZIK
Tablica
Tablica © GOZDZIK
Gdzieś na szlaku w Załęczańskim PK
Gdzieś na szlaku w Załęczańskim PK © GOZDZIK
I obowiazkowa Warta
I obowiązkowa Warta © GOZDZIK





  • DST 93.80km
  • Teren 39.00km
  • Czas 05:04
  • VAVG 18.51km/h
  • VMAX 35.30km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Podjazdy 178m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja przygoda z Green Velo dzień 3

Niedziela, 29 lipca 2018 · dodano: 06.08.2018 | Komentarze 5

Dzień trzeci to już ostatni etap naszej mini wyprawy. I jak to w takich dniach bywa trochę mi smutno, że kończy się nasz trzydniowy rajd szlakiem Green Velo. Co prawda mamy jeszcze przed sobą ostatnią noc na pogaduchy, opowiadania i żarciki. Pociąg w drogę powrotna do domu rusza rano, wiec zamiast czatować na stacji to zamówiliśmy sobie kwaterkę aby wygodnie się wyspać.
Ale zanim leżakowanie to jakoś musieliśmy dotrzeć do Suwałk.
A zrobiliśmy to tak.
W Augustowie po śniadanku ruszyliśmy do muzeum Kanału Augustowskiego. Jednak z powodu zapowiadających na dziś dużych burz i dość długiej naszej dzisiejszej trasy nie mieliśmy zbytnio czasu na zwiedzanie samego muzeum. Zatrzymaliśmy się tylko na obiekcie kilka fotek i ruszamy.
Nasz kierunek to nie bezpośrednio Suwałki najkrótsza drogą tylko tak jak prowadzi nasz bohater, czyli szlak Green Velo. A prowadzi on malowniczymi drogami tuż przy Kanale Augustowskim, gdzie w miejscowości Płaska zobaczyliśmy na własne oczy jak taka przeprawa przez śluzę się odbywa. No niestety trochę czasu nam to zabrało, ale było warto.
Żar z nieba lał się okrutny. Nawet mnie kochającemu ciepełko troszeczkę dokuczał, ale tylko odrobinkę.
Tak w znakomitych nastrojach ścieżka rowerowa przy drodze 672 dotarliśmy do Mikoszówki i obraliśmy w końcu kierunek Suwałki. A dokładniej na Wigierski Park Narodowy i były klasztor Kamedułów położony na wzgórzu nad Wigrami. Po drodze nie mogliśmy sobie jednak odmówić kąpieli w Czarnej Hańczy, no może ciężko to nazwać kąpielą, ale schodziliśmy się znakomicie w wodach tej pięknej rzeki, a kilkadziesiąt metrów dalej w jakże uroczym sklepiku uzupełniliśmy wypocone cenne minerały, a szczególności chmiel hihihihi.
Pora robiła się dość późna, a właściwie to bardziej obiadowa niż późna, w koło nas zaczęły gromadzić się chmury burzowe, nawet słychać już było grzmoty. To czym prędzej musieliśmy znaleźć jakieś fajne miejsce na odpoczynek, przeczekanie burzy jeśli przyjdzie (przyszła podczas obiadu) i oczywiście syty i dobry obiadek. Akie miejsce znaleźliśmy w miejscowości Maćkowa Ruda. Polecam pomidorowa i kurkowa rewelacyjne zupki a drugie dania jeszcze lepsze. Chociaż Andrzej twierdzi że wątróbkę robi lepszą – wiadomo gdzie na nią teraz będziemy jeździli hihihihihihi.
Po ulewnym deszczu ruszyliśmy w dalszą drogę.
Nagrzany asfalt szybko pozbył się nadmiaru wody i właściwie do klasztoru nic oprócz zachmurzonego nieba nie wskazywał na to, że przed chwila dość mocno padało.
Wizyta na wieży widokowej to właściwie ostatni punkt z listy atrakcji zaplanowany na dzień dzisiejszy. Teraz już tylko okrążenie jeziora i prosta ścieżka rowerowa wzdłuż drogi 653 do Suwałk gdzie czekała na nas przytulna kwatera z milutka kołderka. I jak to było w poprzednich dniach przyszedł czas na wieczorne rozmowy Polaków. Troszkę smutniejsze, troszkę bardziej refleksyjne, troszkę już bardziej wspominkowe bo to nasz pożegnalny wieczór. Jutro już będziemy w swoich domkach opowiadać bliskim jak to było na Szlaku GREEN VELO.
A było tak :

  1. Kwatery wszystkie bardzo dobre. Domki w Goniądzu rewelacja i super kwatera dla lubiących troszkę połowić ryb. Opłatę wnosi się u gospodarza i można wędkować w Biebrzy. Augustów i Suwałki miłe domki z przytulnym ogrodem.
  2. Trasa – bardzo zróżnicowana taka, jaka powinna być. Trochę szutru, trochę piachu, trochę asfaltu, trochę kostki i wspaniałe krajobrazy pól, lasów, łąk, jezior, rzek, bagien i rozlewisk. Oznaczona jak dla mnie wystarczająco. Wszytko było jasne i zrozumiałe. Może odrobinę więcej przydało by się oznaczeń kilometrów do najbliższej miejscowości. Tak, aby wiedzieć czy np. uda się dojechać przed burzą czy raczej poczekać i przeczekać tu gdzie się jest. Ale to drobiazg, bo zawsze można sprawdzić w dostępnych pomocach internetowych (tylko trzeba się zatrzymać) (tu dodam że jechałem na rowerze trekkingowym z oponami 1,75 na nawierzchnię mieszana – dawały rade spokojnie – może komuś się przyda ta informacja)
  3. Towarzystwo – no tu chyba nie muszę nic mówić … albo powiem … z Wami chłopaki to nawet na koniec świata ruszę rzeknijcie tylko słowo. Bardzo Wam dziękuję za te trzy dni i kilka godzin podróży dnia czwartego. Było wspaniale.
  4. Pogoda no i tu oczywiście będą na bak zdania podzielone, ponieważ dla mnie była bardzo dobra, wręcz idealna ciepło, słońce może ciut za duszno, parno, ale było pięknie, a dla Waldka i Andrzeja stanowczo za gorąco.
  5. Zdobyte nowe doświadczenia np. w pakowaniu sakwy – po co ci była potrzebna Goździku ta ciepła bluza skoro zapowiadali upały co ???? (pytanie retoryczne bardziej prawda….przecież Suwałki to Polski biegun zimna prawda.... )i nowe znajomości – Lena, Grzegorz i Mateusz fajnie było was poznać pogadać i pośmiać się na trasie.

Ot i tak kończy się moja pierwsza przygoda z GV.

PS
Ponieważ relację piszę kilka dni po powrocie, to mogę już powiedzieć, że trzy dni temu przyszedł sms od Waldka, który poinformował mnie, że ostatni weekend lipca 2019 będę spędzał ……………………….. no gdzie jak myślicie ??? ………….. no jasne, że na GREEN VELO. I już się nie mogę doczekać.

Trasa: Augustów – Studzieniczna – Płaska – Mikaszówka – Dworczysko – Okółek – Głęboki Bród -Gulbin – Ciemny Las – Wysoki Most – Maćkowa Ruda – Mikołajewo – czerwony Folwark – Wigry – Ryżówka – Leszczewek – Suwałki.

Foto:
Aukustów i wszystko jasne
Augustów i wszystko jasne © GOZDZIK

Widok na Kanał Augustowski w Augustowie
Widok na Kanał Augustowski w Augustowie © GOZDZIK

Studzieniczna - Pomnik
Studzieniczna - Pomnik © GOZDZIK

Napis na pomniku
Napis na pomniku © GOZDZIK

Taki szlak nam się przewijał w okolicy Augustowa
Taki szlak nam się przewijał w okolicy Augustowa © GOZDZIK

Płaska - Śluza lewa strona
Płaska - Śluza lewa strona © GOZDZIK

Płaska - Śluza prawa strona - widać różnicę poziomów
Płaska - Śluza prawa strona - widać różnicę poziomów © GOZDZIK

Ściezka rowerowa przy drodze 672
Ścieżka rowerowa przy drodze 672 © GOZDZIK

Czarna Hańcza
Czarna Hańcza © GOZDZIK

Uroczy sklepik
Uroczy sklepik © GOZDZIK

Na szlaku Green Velo
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK

Troszke padało - na obiadku
Troszkę padało - na obiadku © GOZDZIK

Klasztor pokamedulski
Klasztor pokamedulski © GOZDZIK

Widok z wieży zegarowej na Wigry
Widok z wieży zegarowej na Wigry © GOZDZIK

A tu klasztor z przeciwnej strony jeziora
A tu klasztor z przeciwnej strony jeziora © GOZDZIK

Na trasie Green Velo
Na trasie Green Velo © GOZDZIK

To jest już koniec - Suwałki
To jest już koniec - Suwałki © GOZDZIK





  • DST 76.50km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 19.37km/h
  • VMAX 33.90km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 234m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja przygoda z Green Velo dzień 2

Sobota, 28 lipca 2018 · dodano: 04.08.2018 | Komentarze 5

Dzień drugi przywitał nas zachmurzonym niebem, brakiem słoneczka, sporą wilgotnością i wycieczką do sklepu po śniadanko dla Mariuszka. Znaczy się wycieczkę miałem tylko ja, koledzy dosypiali sobie spokojnie i miło lub pomalutku zabierali się za jedzenia. No cóż jak ktoś głupi i wieczorem nie zrobił zakupów to tak ma. Ale za to mam 3 km więcej tego dnia zrobione hihihihi.
Na trasę wyruszyliśmy o godzinie 9.00 i przynajmniej teoretycznie powinno już być słonko . Niestety nie było. Niestety dla mnie bo ja jednak wole słonko. Andrzejowi i Waldkowi pogoda bardzo pasowała.
Na początek punkt widokowy w Goniądzu, a potem już na trasę Green Velo do Augustowa. Plan na dziś zakładał znacznie miej kilometrów do przejechania, ale za to chcieliśmy troszkę po Augustowie połazić po jego centrum. I nawet był cel tego chodzenia, bo zostaliśmy zaproszenie przez Lenę i Grzegorza na wspólny obiad, ale w połowie drogi zorientowaliśmy się, że od naszej kwatery to jest za daleko jak dla nas na dziś. Przepraszamy Was za to mocno.
Oj troszkę wyprzedziłem fakty i zaraz po ruszeniu opisałem koniec dnia, a przecież na trasie działo się wiele fajnych rzeczy.
To wracamy na trasę.
Tak jak na wstępie na razie ze słońcem nic się nie zmieniło – nie było go.
Ale już podczas pierwszej przerwy w Dolistowie Nowym chmurki zaczynały chyżo znikać z nieba i zanim wjechaliśmy na najbardziej atrakcyjny odcinek drogi podczas dzisiejszej trasy słonko już mocno dopiekało. A ten cudowny odcinek trasy to doga wzdłuż Biebrzy właściwie tuz przy Biebrzy na skraju Biebrzańskiego PN z Dolistowa Starego do prawie że samych Mogielnic. Naprawdę kolejny cudowny widok na bezmiar przyrody, łąk, rozlewisk, bagien i samej meandrującej rzeki Biebrzy, na której co jakiś czas spotykaliśmy turystów nią płynących na różnych „pojazdach” wodnych. Niezapomniane wrażenie to wszystko robi. Cisza spokój i co jakiś czas pozdrawiający się, a to rowerzyści rowerzystów, a to wodniacy rowerzystów i tylko, co jakiś czas a sielankę psuł przejeżdżający samochód. Ale że to drogo piaszczysto – szutrowa z dołkami gdzie nie gdzie to wolniutko jeździli, więc nie było źle.
I w takich to pięknych warunkach przyrodniczo – krajobrazowych dotarliśmy do miejscowości Białobrzegi, gdzie skwar lejący się z nieba zmusił nas do uzupełnienia zapasów płynów w najbliższym napotkanym sklepie. Gdy tak właśnie sobie siedzieliśmy i chłodziliśmy się, jedynym słusznym w takich okolicznościach trunkiem z domieszką chmielu, podjechał do źródełka najpierw Mateusz, a za chwilkę Lena i Grzegorz. Oczywiście wszyscy bardzo się ucieszyliśmy, że ponownie się widzimy i od razu zaczęliśmy od dzielenia się wrażeniami z dnia wczorajszego, noclegu i dzisiejszego odcinka. Gadamy, śmiejemy się popijamy zupkę chmielowa co by w gardle nie zaschło było fajnie. Mnie trudno usiedzieć w takich chwilach wiec sobie łażę tu i tam . Podziwiam rowery, sakwy, bagaże, osprzęt ….. ojjj chwilka …. a co to jakiś obcy rower ktoś nam podrzucił z miejscowych. Taki bez przerzutki przedniej, bez przerzutki tylnej, bez hamulca tylnego z kierownica co ma chyba 30-40 cm do tego tak rzucony bez ładu i składu. Podnoszę chce odstawić na bok, co by się pod nogami tu obcy nie kręcił a tu nagle słyszę głos Leny
- ale to mój ci on, mój….

I taka cisza zapadła.
A za chwilkę

- Lena ty z Białegostoku do Suwałk jedziesz na takim rowerku ?????
- Tak . No co nazwa jest ważna to Mustang jest przecież

No tak ma racje dziewczyna to przecież samo jedzie .
I sam już nie wiem, co powiedzieć …. Ale szacun i tyle, bo ja bym nie miał odwagi i myślę, że nie jeden z nas by tez tego nie zrobił aby się wybrać na takim egzemplarzu i to jeszcze z bagażem na plecach, a nie w sakwach. Jesteś wielka.
Po ochłonięciu z wrażeń dostarczonych nam przez rower Leny, oraz zaspokojeniu pragnienia ruszamy grupkami dalej w kierunku Augustowa, ale objeżdżając jezioro Sajno i Sajenek, a następnie, aby było ciekawiej i piękniej ruszamy na miejscowość Studzieniczna, aby z niej tuż przy jeziorze Białym Augustowskim dotrzeć do samego Augustowa. Po drodze jeszcze kilkakrotnie spotykaliśmy i Lenę i Grzegorza i Mateusza i za każdym razem bardzo fajnie się gadało i śmiało. Jednak każde z nas miało w innej części Augustowa i pobliżu Augustowa soje kwatery, więc tuż przed nim rozstaliśmy się z nadzieja, że się może spotkamy na wspólnym obiedzie. Niestety nasza kwaterka była co prawda w Augustowie ale jednak dość daleko od centrum i dlatego gdy szliśmy na ten umówiony obiad energii nam brakło na Kanale Augustowskim i zakotwiczyliśmy tuż przy nim. Oczywiście powiadomiliśmy naszych znajomych.
No i co tu na koniec powiedzieć?
Powtórzyć się ze było fajnie, cudownie, wesoło…. No tak powtórzę się .
Dodam może jeszcze tylko to, że wieczorne rozmowy z moimi przyjaciółmi Waldkiem i Andrzejem maja swój niesamowity klimat, urok i bardzo mnie uspakajają i wyciszają hihihihihi

Trasa: Goniądz – Dawidowizna – Wroceń – Dolistowo Nowe – Dolistowo Stare – Jasionowo Dębowskie – Mogilnice – Wrotki – Sosnowo – Bór – Białobrzegi – Studzieniczna – Augustów.
 
Foto :
Goniądz widok z punktu widokowego
Goniądz widok z punktu widokowego © GOZDZIK
Punkt widokowy Goniądz
Punkt widokowy Goniądz © GOZDZIK
Zaczynamy najpięknieszy odcinek dzisiejszej trasy
Zaczynamy najpiękniejszy odcinek dzisiejszej trasy © GOZDZIK
Biebrza tuż przy szlaku
Biebrza tuż przy szlaku © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Na trasie Green Velo tuż przy Biebrzy
Na trasie Green Velo tuż przy Biebrzy © GOZDZIK
Nasza wesoła ekipa od lewej Goździk, Lena, Waldek, Grzegorz i za nim Mateusz, Andrzej
Nasza wesoła ekipa od lewej Goździk, Lena, Waldek, Grzegorz i za nim Mateusz, Andrzej © GOZDZIK
Kanał Augustowski - tablica informacyjna
Kanał Augustowski - tablica informacyjna © GOZDZIK
Jedna ze śluz kanału
Jedna ze śluz kanału © GOZDZIK
Ojjjjj pieknie było
Ojjjjj pięknie było © GOZDZIK
Na szlaku Green Velo
Na szlaku Green Velo © GOZDZIK
Gdzies na szlaku GV
Gdzies na szlaku GV © GOZDZIK





  • DST 96.80km
  • Teren 8.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 21.51km/h
  • VMAX 37.80km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 291m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja przygoda z Green Velo dzień 1

Piątek, 27 lipca 2018 · dodano: 01.08.2018 | Komentarze 6

Jeździć po szlaku Green Velo było moim marzeniem od jakiegoś czasu. Bardzo chciałem ruszyć drogami i dróżkami tego szlaku, ale brakowało mi odwagi aby to jakoś ogarnąć, zorganizować. Od wielu lat mój minimalistyczny weekendowy urlop polegał na pojechaniu samochodem gdzieś w Polskę najlepiej na Warmię i Mazury i tam zrobić trzy wycieczki. Oczywiście jak pogoda by pozwoliła, bo jak nie to siedzenie na kwaterze.
Natomiast na szlak GV trzeba się dostać pociągiem zaplanować jakieś odcinki, różne kwatery, ograniczenia w pakowaniu do sakwy, a na koniec dostać się do miasta gdzie będzie czekał pociąg powrotny. No właśnie z tym, że nie czekał tylko odjedzie o określonej godzinie i nic nie będzie go obchodziło to, że może padał deszcz, była burza, nawałnica, awaria roweru itp….. pojedzie i tyle.
To wszystko powodowało, że jednak bałem się takiej wycieczki. Bałem, nie planowałem i nadal tylko marzyłem.
Marzyłem, aż do chwili kiedy to za planowanie naszych wycieczek zabrał się Waldek i mniej więcej równo rok temu oświadczył mi, że za rok (czyli dziś) ruszamy na Green Velo.
Mówię Oki, rok czasu wiele się zmieni, odwidzi mu się i nie ma co panikować.
Ale nie.
Nie Waldek.
Jak zaplanował to też do tego dążył.
Wybrał trasy, wybrał miasta, wybrał połączenia, zaproponował pierwszą kwaterę, Andrzej kolejne dwie zamówili zarezerwowali wsadzili w pociąg i …….. pojechałem na wielką przygodę. Tak wiem dla niektórych to Pikuś, dla mnie jak na razie wyprawa życia.
Oczywiście bałem się bardzo bo na ten weekend zapowiadali prawie trzydziestostopniowe upały, a oprócz tego burze, burze i jeszcze raz burze, deszcz i grad. Ale co było robić . Bilety kupione, kwatery zapłacone, chłopaki przygotowani i pełni optymizmu więc jedziemy.
Na początku naszej wycieczki przytrafiły się chłopakom pewne niespodzianki. Jeden urwał uchwyty od sakwy, drugi się skaleczył dość mocno w palucha. Zapowiadało się od samego początku rewelacyjnie. Czekałem tylko na to kiedy mnie coś dopadnie ( w sekrecie powiem, że mnie oszczędził pech).
Podjechał pociąg i jak tylko wsiadłem do wagonu rowerowego to wszystkie obawy zniknęły. Udzieliła mi się niesamowita atmosfera wagonu rowerowego, który był wypełniony po brzegi rowerami i ich właścicielami zmierzającymi na Green Velo. Jedni do Białegostoku, inni do Suwałk jeszcze inni do Augustowa, a my do Łap.
Dlaczego do Łap ???
Przecież tam nie ma GV!
Prawda. Nie ma. Ale jest Narwiański Park Narodowy i przeprawa kładkowo-pomostowa Waniewo – Śliwno. Niestety w tym roku przeprawa ta została zamknięta ze względu na remont. Dowiedzieliśmy się o tym trochę wcześniej, nie na miejscu, ale i tak nie zmieniliśmy planów rozpoczęcia trasy. Zmieniliśmy tylko plan trasy dnia pierwszego i odwiedziliśmy Dyrekcję Parku z wybudowaną tam kładka widokowa nad Narwią. W pociągu, kiedy każdy z nas mówił jakie i gdzie planuje swoją przygodę ze szlakiem, postanowił się do nas dołączyć Mateusz.
Łapy – wysiadamy. Pakujemy sakwy na rower i ruszamy.
Pogoda cudowna. Cieplutko słonko na niebie, ciepły wiaterek i przyjaciele w koło i na kołach
Bajka. I tyle.
Ruszamy do Kurowa, a następnie do Tykocina, gdzie Pani Struzikowa „Bocianowi” piwo nalewała….. pamiętacie w jakim filmie ???? hihihihi. Zamek też oczywiście odwiedziliśmy.
Po krótkiej przerwie na małe piwko i przeczekanie pierwszego jakże orzeźwiającego deszczu ruszamy w dalsza drogę. Kolejna przerwa zaplanowana została tuż przed wkroczeniem na Carską Drogę pod malutkim sklepem, gdzie przerwę również mieli inni rowerzyści podróżujący po Green Velo m.in. Lena i Grzegorz z którymi spotkaliśmy się na trasie jeszcze kilka razy. Szczególnie jedno ze spotkań podczas dnia drugiego pozostanie w mojej pamięci na długo. Ale o tym w następnej relacji. Teraz Carska Droga i otaczający ją Biebrzański Park Narodowy ostatni dzisiejszy odcinek dzielący nas od kwaterki w Goniądzu.
Ja nie potrafię opisać słowami tego co widzieliśmy z wieży widokowej i z pomostu, oraz jadąc samą drogą. Tym bardziej, że wcześniej spadł deszcz, niebo zasłało się chmurami, wzeszła leciutka mgiełka, lub tez ziemia parowała bo upał był duży. Po prostu nie potrafię. Tam trzeba być, zobaczyć i poczuć ta ciszę i otaczającą nas przyrodę.
Na kwaterę dotarliśmy około 18 i dalej cieszyliśmy się tym wszystkim.
Kwatera tuż przy Biebrzy z własna wieżą widokowa, polem namiotowym, domkami, ogniskiem … eeeeeee wszystkim co pozwala się cudnie zrelaksować, odpocząć i zapomnieć…………..o pewnych rzeczach, sprawach, problemach…….
Trasa: Łapy – Łupianka Stara – Kurowo – Pajewo – Radule – Leśniki – Saniki – Tykocin – Nieciece – Hermany – Łaś Toczyłowo – Stękowa Góra – Goniądz.

Foto:
To tylko połowa waganu na rowery. Za plecami tak samo wygląda ten przedział
To tylko połowa wagonu na rowery. Za plecami tak samo wygląda ten przedział © GOZDZIK
Kurowo i kładka nad rzeką Narew
Kurowo i kładka nad rzeką Narew © GOZDZIK

Ta sama kładka - bardzo klimatyczne miejsce
Ta sama kładka - bardzo klimatyczne miejsce © GOZDZIK

Gdzieś na trasie
Gdzieś na trasie © GOZDZIK

Tykocin i Alumnat
Tykocin i Alumnat © GOZDZIK

Zamek w Tykocinie
Zamek w Tykocinie © GOZDZIK

Przy Carskiej Drodze
Przy Carskiej Drodze © GOZDZIK
Biebrzański Park Narodowy
Biebrzański Park Narodowy © GOZDZIK

Wieża widokowa
Wieża widokowa © GOZDZIK

Biebrzański Park Narodowy
Biebrzański Park Narodowy © GOZDZIK

Carska Droga
Carska Droga © GOZDZIK

Nasza kwatera
Nasza kwatera © GOZDZIK

Nad Biebrzą - tuż przy kwaterze
Nad Biebrzą - tuż przy kwaterze © GOZDZIK




  • DST 110.00km
  • Teren 7.00km
  • Czas 05:19
  • VAVG 20.69km/h
  • VMAX 34.20km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 272m
  • Sprzęt VAMP-irek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pałac Malina

Niedziela, 22 lipca 2018 · dodano: 23.07.2018 | Komentarze 2

Do pałacu w Malinie planowałem wycieczkę jakieś trzy, cztery, a może i pięć lat wcześniej. Niestety nigdy nie udało się tam dotrzeć, choć w Kutnie się bywało. Dziś mogę spokojnie powiedzieć, że nie żałuję tego odwlekania, przesuwania planów odwiedzenia tego miejsca na kolejny sezon. To naprawdę wyszło na dobre.
Dlaczego?
A dlatego, że pałac ten do niedawna jeszcze był po pierwsze zamknięty, po drugie popadał w ruinę i zapomnienie, a ostatnio był niedostępny z racji prowadzonych prac remontowych, po których to miał się stać wytworna restauracją i hotelem.
Bardzo zacnie.
Tylko nauczony doświadczeniem wiem, że po takim remoncie objekty te staja się niedostępne dla zwykłego szarego turysty. Stają się zamkniętymi enklawami dla tych, co nie przyjeżdżają pod drzwi rowerem chyba, że Land Roverem.
Z jednej strony to oczywiście dobrze, bo pewnie wiele obiektów historycznych, zabytkowych udało się uratować, z drugiej strony no cóż „szaraczek” nie zobaczy.
Z takim właśnie nastawieniem zaplanowałem dzisiejszą wycieczkę, do której udało mi się namówić, chociaż bardziej pasuje określenie skusić Dominika.
Po drodze myślałem tylko o tym, aby zrobić szybka fotkę za ogrodzenia, (bo i z takim przypadkiem się spotkałem, że nie wolno robić zdjęć odnowionemu pałacowi) i chociaż namówić w recepcji kogoś na przystawieni stempla w książeczce PTTK, ale jak się nie uda to trudno zdjęcie wystarczy.
To ruszam do odwiedzenia jednego z największych pałaców w centralnej Polsce wzniesionego przez stolnika gostyńskiego Marcina Czajkowskiego na przełomie XVIII i XIX wieku oraz dokonanych późniejszych przeróbek, dobudowań itp. W czasie II WŚ pełnił funkcję szpitala dla żołnierzy niemieckich. Po wojnie mieścił się tu Dom Dziecka.
Po odrodzę nie może zabraknąć i innych ciekawych miejsc takich jak pałac w Stanisławowie, w Walewicach i zameczek w Sobocie, nie wspominając już brnięcia w kaczorach po pas, po tym jak, ktoś nam ( chyba podczas budowy autostrady) drogę zwinął. Na mapach była co prawda wyglądała na gruntówkę, szlakówkę ale była, a w terenie nie. Można więc rzec, że mieliśmy przygodę ooooo.
Czym bliżej naszego celu tym mocniej układam sobie plan rozmowy na wypadek jakby ktoś do nas chciał strzelać, że teren prywatny, że nie można, a gdzie wy tu tacy spocenie na salony itp.
Plan ułożony
Wchodzimy na teren… jedna fota, druga fota, rowery zostawiamy trzecia, a tu … nic cisza… dobrze jest.
Mówię do Dominika
- idę po pieczątkę może się uda…
- dobra popilnuję rowerów – odpowiada Dominik.
Wchodzę… no pięknie jest. Wszystko lśni czystością piękne tynki, ozdoby, stoły w jadalni przepięknie nakryte, wszystko z klasą elegancją. Zauważyłem panią, wiec bardzo grzecznie i milutko, aby nie spłoszyć pytam:
- przepraszam, czy nie sprawię kłopotu jak poproszę tylko o pieczątkę obiektu do książeczki turystycznej?
Pani odpowiada i uwaga, bo tu się zaczyna najlepsze.
- ależ tak oczywiście nie ma problemu tylko znajdę
I zaraz następuje pytanie:
- a może chciałby Pan zwiedzić obiekt pooglądać sale, komnaty, bibliotekę ze zbiorami i tak cały obiekt.
No powiem wam że w pierwszej chwili myślałem że Pani ze mnie żartuje i zaraz powie że jest to oczywiście dostępne, ale najpierw trzeba zapłacić za dobę hotelową.
Ale nie … tak nie było zapytałem tylko czy nie sprawimy tym kłopotu Pani i właścicielom.
Uzyskałem zapewnienie, że absolutnie nie.
Nie muszę chyba mówić, jaką radość sprawiło nam takie potraktowanie naszych skromnych osób. Wycieczka odkładana odwlekana, dziś myślałem że nawet na dziedziniec nie wejdziemy a tu taka niespodzianka. Pani zabrała ze sobą pęk kluczy i oprowadziła nas po miejscach wartych zobaczenia, opowiedziała nam o tym jak to dziś funkcjonuje, jak dzięki pasji i zaangażowaniu właścicieli powstało to dzisiejsze miejsce, jak trafiają tu cenne zabytki, książki, obrazy. Otworzyła nam zamknięte o tej porze pomieszczenia w piwnicy, na piętrze, na balkonie…. Nie no słuchajcie ja tam się czułem jak ważny gość. Pani odpowiedział nam na wszystkie nurtujące nas pytania.
Ja jestem pod wielkim ważeniem tego miejsca, ludzi, którzy to miejsce stworzyli na nowo i cały czas starają się o pałacowy klimat, o umieszczeniu tu zabytków i innych różnych przedmiotów z epoki pewnie też gdzieś uratowanych, oraz pod wielkim wrażeniem Pani Darii, która pewnie mimo innych obowiązków poświecił nam sporo czasu, przekazało dużo bezcennej wiedzy i sprawiła, ze czuliśmy się wspaniale.
Pani Dario, jeśli udało się Pani dotrzeć do naszej strony to jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję. A miejsce to na 100% będę polecał każdemu znajomemu na romantyczny weekend. Jako niebanalny pomysł na rocznicę ślubu, zaręczyn, poznania, pierwszej randki, pocałunku, walentynek czy czego tam jeszcze romantycznego można wymyślić. Właścicielom gratuluje, podejścia do tematu zabytku, pasji, zaangażowania i oczywiście personelu. Urzekło mnie to miejsce i tyle w temacie.
Zapachy wydobywające się z pałacowej kuchnie przypomniały nam, o tym, że pora obiadowa się zbliża i czas z salonów przesiąść się na nasze rumaki i ruszyć na łowy.
Łowy odbyły się w centrum Kutna.
Najedzeni, napojeni i prawie wypoczęci ruszamy w drogę powrotną.
W domku mała kawka, ciasto, chwila odpoczynku i muszę pożegnać się z Dominikiem, który postanawia wrócić do domu rowerem. Blisko 80 kilometrów ma chłopak jeszcze do przejechani i bardzo mocno go w tym wspieram. Ja niestety w domu padłem.
Bardzo fajna wycieczka, choć teren płaski i już dość dobrze znany. Niesamowicie miłe zaskoczenie w Pałacu, piękna pogoda dobre towarzystwo czego chcieć więcej…????
Może więcej takich dni w roku ????
Dobra było super.
Dominiku dziękuję ci za towarzystwo.
Pani Dario pozdrawiamy serdecznie.

Trasa Głowno – Władysławów Bielawski – Stanisławów – Wojewodza – Gaj – Walewice – Sobota – Wola Kałkowa – Orłów – Mateuszew Szewce Owsiane – Krzyżanówek – Krzyżanów – Stara Wieś – Malina – Kutno – Zawady – Krzyszanów – Szewce Owsiane – Mateuszew – Orłów – Borów – Bielawy – Zgoda - Helenów – Głowno

Foto
Pałac w Malinie
Pałac w Malinie © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Pałacowe wnętrza
Pałacowe wnętrza © GOZDZIK
Na obiadowych łowach w Kutnie
Na obiadowych łowach w Kutnie © GOZDZIK